Najbardziej wkurzajaca walka
A tak sie chcialem Was zapytac, przy jakim przeciwniku najwiecej kleliscie, lub jaki sprawil Wam najwiecej klopotu i dlaczego.
Ja osobiscie chyba z piecdziesiąt (jak nie wiecej) razy probowalem pokonac Letho pod koniec I Aktu.
Wyłem i kląlem i byłem nieodlegly od cisniecia lapkiem o ziemie (no ale ze to moj jedyny, skonczylo sie na rzucaniu kubkiem - tez malownicze, jesli mamy w nim fusy po kawie ).
Nie mogłem za chiny ludowe dac mu rady, bo co ja go jedna metoda (np, petrady i bronie dystansowe, to on we mnie igni i jakies tez zapalajace cuda) wiec kasowal mnie w polowie. Jak ja go mieczem, to on mnie aardem i podpaleniem.
W dodatku ten jego Quen to chyba jakas przesada jest! Bylem opity eliksirami jak bąk, posmarowalem miecz olejem i...guzik!
Nienawidze takich zamknietych lokacji, gdzie nie ma mozliwosci ruchu i ustawienia sie jakos sensownie wzgledem przeciwnika.
Walke w koncu skonczylem bedac juz dobrze podpity, bo przestalo mi zalezec, i zaczalem w kolesia po prostu nawalac mieczem jak popadlo, klikalem jak glupek i.....to byla ta metoda.
Koles okazal sie cienki na miecze, a ja go chcialem "sposobem", no bo przeciez, mysle sobie: taka gora miecha, to mnie jednym ciosem rozniesie.
A ja go...zaklikalem.
No ale w pewnym momencie, to juz naprwde przestalo byc zabawne. Mysle, ze nieco sie devi zagalopowali w tym "maxowaniu" Letho w Akcie I.
Ew. Geralt ma wciaz za malo doswiadczenia, no ale robilem co moglem i walczylem z nim bedac juz na 13 poziomie.
Mieliscie tez tak???
A tak sie chcialem Was zapytac, przy jakim przeciwniku najwiecej kleliscie, lub jaki sprawil Wam najwiecej klopotu i dlaczego.
Ja osobiscie chyba z piecdziesiąt (jak nie wiecej) razy probowalem pokonac Letho pod koniec I Aktu.
Wyłem i kląlem i byłem nieodlegly od cisniecia lapkiem o ziemie (no ale ze to moj jedyny, skonczylo sie na rzucaniu kubkiem - tez malownicze, jesli mamy w nim fusy po kawie ).
Nie mogłem za chiny ludowe dac mu rady, bo co ja go jedna metoda (np, petrady i bronie dystansowe, to on we mnie igni i jakies tez zapalajace cuda) wiec kasowal mnie w polowie. Jak ja go mieczem, to on mnie aardem i podpaleniem.
W dodatku ten jego Quen to chyba jakas przesada jest! Bylem opity eliksirami jak bąk, posmarowalem miecz olejem i...guzik!
Nienawidze takich zamknietych lokacji, gdzie nie ma mozliwosci ruchu i ustawienia sie jakos sensownie wzgledem przeciwnika.
Walke w koncu skonczylem bedac juz dobrze podpity, bo przestalo mi zalezec, i zaczalem w kolesia po prostu nawalac mieczem jak popadlo, klikalem jak glupek i.....to byla ta metoda.
Koles okazal sie cienki na miecze, a ja go chcialem "sposobem", no bo przeciez, mysle sobie: taka gora miecha, to mnie jednym ciosem rozniesie.
A ja go...zaklikalem.
No ale w pewnym momencie, to juz naprwde przestalo byc zabawne. Mysle, ze nieco sie devi zagalopowali w tym "maxowaniu" Letho w Akcie I.
Ew. Geralt ma wciaz za malo doswiadczenia, no ale robilem co moglem i walczylem z nim bedac juz na 13 poziomie.
Mieliscie tez tak???