jiti said:
Hilarion -> W moim sąsiedztwie mieszka dziewczynka (ma na imię chyba Patrycja) z podobnymi objawami, takimi jak twój syn (tzn. długotrwałe "gaworzenie" izolacja od innych dzieci, nieobecna) - tzn miała, 4 lata temu tak wyglądała sytuacja (albo coś koło tego nie pamiętam
), lekarze mówili ze to autyzm - sąsiedzi wozili ją na różne zabiegi (tzn. jakieś takie spotkania dla takich dzieci czy cuś - nie wnikałem) po całej Polsce. Jak miała 6 lat ktoś wpadł na pomysł żeby zbadać jej słuch - okazało się że miała po prostu poważną wadę słuchu. Teraz trzy lata po tym jak nosi aparat mówi już całkiem dobrze (nadal niestety ma problemy, wydaje mi się ze dlatego, bo późno zaczęła). Nie wiem jak jest w wypadku Twojego syna, ale naprawdę radzę Ci zrobić mu takie badania jak najwcześniej (oczywiście ja w takich sprawach nie mam nic do powiedzenia - nie znam się, a ta rada to tylko tak z obserwacji sąsiadów i rozmów z bratem tejże Patrycji, który jest moim kumplem).
Stosunkowo wcześnie wpadliśmy na taki pomysł i poza przesiewowym badaniem słuchu (które obecnie robi się chyba wszystkim noworodkom), wykonaliśmy jeszcze dodatkowe badania słuchu Michała (jakiś rok temu). Według tych badań wszystko ze słuchem Michała jest OK. To, że reaguje na polecenia słowne (nie wszystkie i nie zawsze), zdaje się to potwierdzać.W każdym razie dziękuję za sugestię.Może jednak wrócili byśmy do tematu wątku, żeby nas jakiś moderator nie zaczął pacyfikować?Skoro wcześniej zapytałem o godzenie rozrywek z nauką, to może napiszę jak to wyglądało w moim przypadku:Komp w domu pojawił się w okolicach 4-5 klasy podstawówki. Był to wówczas Timex. Granie na nim nie było łatwą sprawą, a dwu starszych braci dość skutecznie uniemożliwiali mi cieszenie się jakąś grą przez dłuższy czas (inna sprawa, że kasety magnetofonowe, na których te gry były, dość szybko ulegały zużyciu). Kiedy pod koniec podstawówki w domu pojawił się pierwszy PeCet (286 XT, bez dysku twardego, ze stacją 5,25'', z kilkuset - chyba - kilobajtami RAMu), sprawa się poprawiła, tzn. teraz rodzice zaczęli interweniować, żebym za długo przy kompie nie siedział (starsi bracia już w średniaku, więc mieli dla kompa nieco mniej czasu). Później w czasach średniaka, a więc kiedy najpierw ubył jeden, a potem drugi brat (studia daleko od rodzinnej miejscowości), zrobiło się jeszcze "gorzej", tzn. potrafiłem zarywać noce w takie gierki jak "X-Wing" (zarzynając myszkę, bo joystick zdechł dużo wcześniej). Na szczęście komp nie był technicznie zbyt rewelacyjny (nie pamiętam co to było dokładnie wtedy, ale na pewno już z dyskiem i napędem CD), więc wiele nowszych gierek na nim nie chodziło, a i z dostępem do gier był problem (nie było w mieście jeszcze sklepów z grami, ani nawet ze sprzętem komputerowym), więc udawało się jakoś zdyscyplinować na tyle, żeby nie szkodzić za bardzo nauce. W tym, mniej więcej, czasie zacząłem się też (za sprawą kolegów z klasy) interesować RPG. Pod koniec średniaka miałem już za sobą sesje w Warhammera, Kryształy Czasu, Cyber Punka, Earthdawna, Zew Cthulhu, Wampira, Wilkołaka i chyba jeszcze parę innych. Ze względu na czasochłonność sesji, graliśmy głównie w weekendy i wakacje, więc szkoła na tym za bardzo nie cierpiała (chociaż zdarzało nam się w trakcie jakiejś lekcji dogadywać szczegóły zaplanowanej sesji i oberwać za to od nauczycieli). W tym samym momencie, co i RPG pojawiły się też i karcianki. Pogrywałem trochę w Doom Trooper'a, ale ze względu na brak kasy i dostępności (po karty trzeba było jeździć do sąsiedniego miasta) było to na szczęście działanie na tyle sporadyczne, że bez wpływu na naukę.Najwięcej problemów z grami komputerowymi miałem chyba na studiach. Przeniosłem się do Krakowa, więc z dostępem do nich nie było problemów. Studiowałem informatykę, więc i własnego kompa mieć musiałem. Ludzie na roku grali w różności i nie sposób było tego tematu ignorować. Wtedy też poznałem inny bardzo wciągający rodzaj gier komputerowych, jakimi są MUDy. Bezproblemowy dostęp do Internetu na instytucie informatyki stymulował jeszcze popularność takich gier. Doszło do tego, że w regulaminie korzystania z publicznej pracowni komputerowej, pojawił się osobny zapis zakazujący grania w MUDy (i IRCowania - to była druga z plag), a różni pracownicy instytutu zaczęli robić regularne naloty na pracownie w celu ukrócenia procederu. W każdym razie MUDy zjadły mi sporo czasu, chyba znacznie więcej niż jakiekolwiek inne gry w owym czasie. Na szczęście zapał dla tych gier udało mi się jakoś ograniczyć w drugiej połowie pierwszego roku studiów, bo wyleciałbym chyba przed drugim rokiem.W sumie nadal mam kontakt z wielu ludźmi poznanymi na MUDach, niejednokrotnie lepszy, niż ze znajomymi ze średniaka czy studiów (chociaż teraz już nie bywam na MUDach, ani tym bardziej, nie jeżdżę na zjazdy graczy tego, czy innego MUDa, jak to się w trakcie studiów trafiało).W każdym razie tym, co uważam za największy plus w kwestii szkoły i studiów, to właśnie możliwość nawiązania wielu ciekawych znajomości. Wiele z nich się rozsypało i z większością ludzi nie mam kontaktu, ale to, jak kontakt z nimi mnie (i pewnie ich też) zmienił, to mi zostanie na zawsze.