Nasze ulubione miejsce czyli szkoła :)

+
jestem w intensywnym czasie edukacji, więc mogę powiedzieć jak radzĘ (nie radziłem ;)) sobie z połączeniem przyjemności i obowiązków: otóż, w tygodniu, czas na kompie (bo zazwyczaj tylko na to starczy) ograniczam do, ja wiem godziny-dwóch - ot, wpaść na to forum, zobaczyć co za newsu w futbolu, kompach, etc.
 
druga klasa liceum. wbrew pozorom jest mi łatwiej niż w pierwszej klasie. nie ma już tej przepaści między gimnazjum, wiadomo czego się spodziewać, nie podchodzę już do ocen i spraw szkolnych tak emocjonalnie. może z mniejszymi ambicjami... czasu wolnego rzeczywiście mało, zwłaszcza w dobrym ogólniaku, niemniej trochę pograć trzeba, gdy jest w co oczywiście:) komputer jest włączony zaraz po wejściu do domu,potem tak się dzieje do nocy. nie tyle gram, co korzystam z neta(lekcje), przeglądam forum, gg, czas zawsze się jakoś zorganizuje, trzeba choć trochę odpocząć po powrocie ze szkoły. co do gier fabularnych- ostatnio strasznie wkręciłem się w papierowe RPG, D&D rządzi!
 
arczi said:
druga klasa liceum. wbrew pozorom jest mi łatwiej niż w pierwszej klasie. nie ma już tej przepaści między gimnazjum, wiadomo czego się spodziewać, nie podchodzę już do ocen i spraw szkolnych tak emocjonalnie. może z mniejszymi ambicjami... czasu wolnego rzeczywiście mało, zwłaszcza w dobrym ogólniaku, niemniej trochę pograć trzeba, gdy jest w co oczywiście:) komputer jest włączony zaraz po wejściu do domu,potem tak się dzieje do nocy. nie tyle gram, co korzystam z neta(lekcje), przeglądam forum, gg, czas zawsze się jakoś zorganizuje, trzeba choć trochę odpocząć po powrocie ze szkoły. co do gier fabularnych- ostatnio strasznie wkręciłem się w papierowe RPG, D&D rządzi!
Miałem podobne podejście :) Teraz jestem na studiach i dalej tak robie z tym, że teraz trochę bardziej przykładam się do nauki :)
 
Dagon said:
Cóż. Smutna historia, to fakt. Na poniższe pytanie nie musisz odpowiadać:Dziecko jest chore na mutagenezę wybiórczą?
Nie przypominam sobie tego określenia, więc nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Michał nie przechodził żadnych badań genetycznych (przynajmniej na razie), więc jeśli chodzi o tzw. kruchy chromosom X, to nie wiemy, czy u Michała występuje.
Dagon said:
W zasadzie dzieci da się w pewnym stopniu wyleczyć z autyzmu. W przyszłości przedszkole powinno rozwiązać problem...Nie mogłeś wcześniej tego wykryć, to wychodzi po 3 latach.
No tak... Problem w tym, że Michał ma 4 lata. Diagnoza (jak pisałem - jeszcze nie finalna) została postawiona jakieś 10 miesięcy temu (oczywiście podejrzenia pojawiły się znacznie wcześniej). Od tamtego czasu Michał jest regularnie na zajęciach z psychologiem i logopedą i oczywiście "pracuje" też w domu. W tym miesiącu zaczął też chodzić do przedszkola (grupa specjalna, dwójka dzieci - w tym Michał - i dwu opiekunów, dość regularnie odwiedza też z opiekunem grupy integracyjne w tym przedszkolu). W każdym razie wiele wskazuje na to, że może być bardzo dobrze, może z pominięciem kwestii mowy (niestety w tym momencie nie wiadomo jeszcze czy uda się u niego rozwinąć umiejętności werbalne).
 
Dagon said:
Ja w wieku przedszkolnym strasznie sepleniłem, też chodziłem do logopedy, ale już w 1 klasie było ok:)
:)Nie miał bym nic przeciwko seplenieniu, bo - o ile wiem - to zawsze można wyeliminować. W Michała przypadku jednak problem polega na tym, że Michał nie mówi w ogóle (chociaż miał okres, kiedy używał kilku słów), może poza swoistym gaworzeniem (nie mam lepszego określenia na to; nie brzmi to jak gaworzenie niemowlęcia, ale na pewno nie jest to też żaden własny język). Na razie nie wiadomo, czym jest to spowodowane, a więc i czy uda się Michała nauczyć mówić (na razie jedyne sukcesy na tym polu, to bezdźwięczne układanie ust do kilku samogłosek - nie samoistne, tylko na żądanie).
 
Hilarion -> W moim sąsiedztwie mieszka dziewczynka (ma na imię chyba Patrycja) z podobnymi objawami, takimi jak twój syn (tzn. długotrwałe "gaworzenie" izolacja od innych dzieci, nieobecna) - tzn miała, 4 lata temu tak wyglądała sytuacja (albo coś koło tego nie pamiętam :p), lekarze mówili ze to autyzm - sąsiedzi wozili ją na różne zabiegi (tzn. jakieś takie spotkania dla takich dzieci czy cuś - nie wnikałem) po całej Polsce. Jak miała 6 lat ktoś wpadł na pomysł żeby zbadać jej słuch - okazało się że miała po prostu poważną wadę słuchu. Teraz trzy lata po tym jak nosi aparat mówi już całkiem dobrze (nadal niestety ma problemy, wydaje mi się ze dlatego, bo późno zaczęła). Nie wiem jak jest w wypadku Twojego syna, ale naprawdę radzę Ci zrobić mu takie badania jak najwcześniej (oczywiście ja w takich sprawach nie mam nic do powiedzenia - nie znam się, a ta rada to tylko tak z obserwacji sąsiadów i rozmów z bratem tejże Patrycji, który jest moim kumplem).
 
jiti said:
Hilarion -> W moim sąsiedztwie mieszka dziewczynka (ma na imię chyba Patrycja) z podobnymi objawami, takimi jak twój syn (tzn. długotrwałe "gaworzenie" izolacja od innych dzieci, nieobecna) - tzn miała, 4 lata temu tak wyglądała sytuacja (albo coś koło tego nie pamiętam :p), lekarze mówili ze to autyzm - sąsiedzi wozili ją na różne zabiegi (tzn. jakieś takie spotkania dla takich dzieci czy cuś - nie wnikałem) po całej Polsce. Jak miała 6 lat ktoś wpadł na pomysł żeby zbadać jej słuch - okazało się że miała po prostu poważną wadę słuchu. Teraz trzy lata po tym jak nosi aparat mówi już całkiem dobrze (nadal niestety ma problemy, wydaje mi się ze dlatego, bo późno zaczęła). Nie wiem jak jest w wypadku Twojego syna, ale naprawdę radzę Ci zrobić mu takie badania jak najwcześniej (oczywiście ja w takich sprawach nie mam nic do powiedzenia - nie znam się, a ta rada to tylko tak z obserwacji sąsiadów i rozmów z bratem tejże Patrycji, który jest moim kumplem).
Stosunkowo wcześnie wpadliśmy na taki pomysł i poza przesiewowym badaniem słuchu (które obecnie robi się chyba wszystkim noworodkom), wykonaliśmy jeszcze dodatkowe badania słuchu Michała (jakiś rok temu). Według tych badań wszystko ze słuchem Michała jest OK. To, że reaguje na polecenia słowne (nie wszystkie i nie zawsze), zdaje się to potwierdzać.W każdym razie dziękuję za sugestię.Może jednak wrócili byśmy do tematu wątku, żeby nas jakiś moderator nie zaczął pacyfikować?Skoro wcześniej zapytałem o godzenie rozrywek z nauką, to może napiszę jak to wyglądało w moim przypadku:Komp w domu pojawił się w okolicach 4-5 klasy podstawówki. Był to wówczas Timex. Granie na nim nie było łatwą sprawą, a dwu starszych braci dość skutecznie uniemożliwiali mi cieszenie się jakąś grą przez dłuższy czas (inna sprawa, że kasety magnetofonowe, na których te gry były, dość szybko ulegały zużyciu). Kiedy pod koniec podstawówki w domu pojawił się pierwszy PeCet (286 XT, bez dysku twardego, ze stacją 5,25'', z kilkuset - chyba - kilobajtami RAMu), sprawa się poprawiła, tzn. teraz rodzice zaczęli interweniować, żebym za długo przy kompie nie siedział (starsi bracia już w średniaku, więc mieli dla kompa nieco mniej czasu). Później w czasach średniaka, a więc kiedy najpierw ubył jeden, a potem drugi brat (studia daleko od rodzinnej miejscowości), zrobiło się jeszcze "gorzej", tzn. potrafiłem zarywać noce w takie gierki jak "X-Wing" (zarzynając myszkę, bo joystick zdechł dużo wcześniej). Na szczęście komp nie był technicznie zbyt rewelacyjny (nie pamiętam co to było dokładnie wtedy, ale na pewno już z dyskiem i napędem CD), więc wiele nowszych gierek na nim nie chodziło, a i z dostępem do gier był problem (nie było w mieście jeszcze sklepów z grami, ani nawet ze sprzętem komputerowym), więc udawało się jakoś zdyscyplinować na tyle, żeby nie szkodzić za bardzo nauce. W tym, mniej więcej, czasie zacząłem się też (za sprawą kolegów z klasy) interesować RPG. Pod koniec średniaka miałem już za sobą sesje w Warhammera, Kryształy Czasu, Cyber Punka, Earthdawna, Zew Cthulhu, Wampira, Wilkołaka i chyba jeszcze parę innych. Ze względu na czasochłonność sesji, graliśmy głównie w weekendy i wakacje, więc szkoła na tym za bardzo nie cierpiała (chociaż zdarzało nam się w trakcie jakiejś lekcji dogadywać szczegóły zaplanowanej sesji i oberwać za to od nauczycieli). W tym samym momencie, co i RPG pojawiły się też i karcianki. Pogrywałem trochę w Doom Trooper'a, ale ze względu na brak kasy i dostępności (po karty trzeba było jeździć do sąsiedniego miasta) było to na szczęście działanie na tyle sporadyczne, że bez wpływu na naukę.Najwięcej problemów z grami komputerowymi miałem chyba na studiach. Przeniosłem się do Krakowa, więc z dostępem do nich nie było problemów. Studiowałem informatykę, więc i własnego kompa mieć musiałem. Ludzie na roku grali w różności i nie sposób było tego tematu ignorować. Wtedy też poznałem inny bardzo wciągający rodzaj gier komputerowych, jakimi są MUDy. Bezproblemowy dostęp do Internetu na instytucie informatyki stymulował jeszcze popularność takich gier. Doszło do tego, że w regulaminie korzystania z publicznej pracowni komputerowej, pojawił się osobny zapis zakazujący grania w MUDy (i IRCowania - to była druga z plag), a różni pracownicy instytutu zaczęli robić regularne naloty na pracownie w celu ukrócenia procederu. W każdym razie MUDy zjadły mi sporo czasu, chyba znacznie więcej niż jakiekolwiek inne gry w owym czasie. Na szczęście zapał dla tych gier udało mi się jakoś ograniczyć w drugiej połowie pierwszego roku studiów, bo wyleciałbym chyba przed drugim rokiem.W sumie nadal mam kontakt z wielu ludźmi poznanymi na MUDach, niejednokrotnie lepszy, niż ze znajomymi ze średniaka czy studiów (chociaż teraz już nie bywam na MUDach, ani tym bardziej, nie jeżdżę na zjazdy graczy tego, czy innego MUDa, jak to się w trakcie studiów trafiało).W każdym razie tym, co uważam za największy plus w kwestii szkoły i studiów, to właśnie możliwość nawiązania wielu ciekawych znajomości. Wiele z nich się rozsypało i z większością ludzi nie mam kontaktu, ale to, jak kontakt z nimi mnie (i pewnie ich też) zmienił, to mi zostanie na zawsze.
 
Keth said:
Poleciało kilka postów.
A nie mówiłem?Ja w przedszkolu miałem problemy głównie z "s". Wymawiałem to prawie jak Tusk strasznie przy tym plując :) Na szczęście w podstawówce był w szkole logopeda.
 
O właśnie Hilarion poruszył całkiem dobrą kwestię.Szkoła, to nie tylko miejsce gdzie się uczymy i zarywamy piątki albo banie. Nawiązujemy mnóstwo nowych znajomości. Ja w zasadzie do szkoły chodzę, aby spotkać się z kumpelkami i kumplami. Nie wiem czy dałbym radę np. wyjechać z miasta i już nigdy z nimi nie pogadać. Może niektórzy mają gorsze klasy - mniej zintegrowane. Ja za to nie narzekam. Jesteśmy silną grupą, której od 1 września nie da się rozłączyć. Mieliśmy już 3 ogniska. Będzie i więcej.
 
Jadę jutro na tygodniową wymianę z Heidelbergiem. Totalnie nie mam ochoty tam jechać, ani tym bardziej zajmować się jakimś Niemcem na wiosnę, ale pocieszam się tym, że jak wrócę to zostanie już tylko 11 dni aż (teoretycznie) dostanę Wieśka w swoje łapska! :D
 
No i co proszę drogich forumowiczów :) Pierwszy tydzień na prawie już za mną. Jak wszyscy mogli zauważyć problemy z netem nadal mam w Katowicach, ale naprawdę robię wszystko co w mojej mocy by rozwiązać je jak najszybciej. Chyba nawet w poniedziałek już wszystko będzie w najlepszym porządku. A co do studiów - uczelnia jest kapitalna :) Ale Logika i Historia Ustroju Polski to nie będą miłe przedmioty :D
 
Nie mam tego na pierwszym semestrze :) Ale Historia Prawa też może być cięzka, ale z tego jeszcze ani wykładów, ani ćwiczeń nie miałem. Yarp, do jakiego Ty chodzi LO w Katowicach? Do VII - Curie-Skłodowskiej?
 
Gwynbleidd666 said:
Gwynbleidd666 said:
czy tutaj wszyscy są z południa Polski? ;)
Najwyraźniej (od pipidówy Gwindora przejedziesz palcem jeszcze minimalnie na południe i trafisz do mnie :D).
potem jedziesz na oślep w góręęęę, szukasz czerwonej plamki z podpisem POZNAŃ, jedziesz niewiele w prawo - i - gz, masz mnie :)
 
Pozwolę sobie nieśmiało zasugerować, że ostatnie posty to już bardziej podchodzą pod wątek o forumowiczach :) No, chyba, że dopatrywać się związku między adresem zamieszkania a szkołą do której się uczęszcza :p Ale to powoli staje się bardzo naciągane ;) Więc tak, tutaj rozmowy o sprawach związanych jakoś tam bezpośrednio ze szkołami, w temacie o nas forumowiczach o wszystkim innym ;)
 
Top Bottom