Nasze ulubione miejsce czyli szkoła :)

+
YarpenZirgin said:
ja tam gimnazjum źle nie wspominam... Robiło się różne rzeczy, było wesoło przynajmniej. Miałem natomiast szczęście uczyć się we w miarę "porządnym" gimie, jesli wiecie co mam na myśli.
A ja własnie miałem "przyjemność" chodzić do takiego podżędnego (jednego z 3 w moim powiecie :p) gdzie same dresiki krzyczały za tobą "brudas" (swoją drogą jak człowiek który myje się najwyżej raz w tygodniu i tyleż razy zmienia dres krzyczy tak za tobą, który owe czynności wykonuje regularnie co dziennie?), a jak miało się dredy (nie ja, ale kumpel) to cegłówka w łep i tyle (serio). A że te dresiki to 98 % tamtejszego społeczeństwa to... ehh dobże że chociaż chodzę teraz do normalnego LO...
 
Gwiazda said:
Ja też ucze sie głownie tych przedmiotow co sa na maturze czyli angielski,polski,chemia(wybrany przedmiot).A reszte to tak niespecjalnie sie ucze.
Do którego LO chodzisz w Krakowie ? Yarpen, spamerze, to już 6666 ? :D
 
YarpenZirgin said:
ja tam gimnazjum źle nie wspominam... Robiło się różne rzeczy, było wesoło przynajmniej. Miałem natomiast szczęście uczyć się we w miarę "porządnym" gimie, jesli wiecie co mam na myśli.
Ja miałem tak samo :) Mimo to mam nadzieję, że w liceum będzie jeszcze lepiej.btw: cholera, nie mam w ogóle pomysłu jakie fakultety na 3. klasę wybrać. Waham się pomiędzy humanistycznymi (a później dziennikarstwo czy coś w tym stylu, ale bym się chyba na studia nie dostał - za dużo chętnych teraz jest), a czysto ścisłymi (z których jestem całkiem niezły, ale ich specjalnie nie lubię)... No kurde nie mam pojęcia...
 
Też miałem podobny problem, wybrałem jednak Humanistyczne - lepiej robić to co się lubi, niż (mimo że to rozumiesz) męczyć sie z tym co nie sprawia żadnej przyjemności przez reszte życia - nawet jeśli będziesz histori w szkole uczył za grosze :p (ja to pojmuje tak : Nie ważne co będe studjował ważne żeby mnie to interesowało i żebym to lubił, nawet jeśli po tym zawodu mieć nie będe.)
 
I LO Dla Dorosłych.I powiem od razu tak bo w zwiazku z tym do jakiej szkoly chodze slyszalam wiele bolesny uwag:nie oblalm zadnego roku,przenioslam z powodów osobistych,wiele sytuacji na to wplyneło i nie zaluje tej decyzji.Pozatym wole rozmawiac z dorosłymi bo z moimi rowiesnikami nie mam nic wspolnego.A zapomniałam dodac ze jeszcze zalezy mi na ocenach z biologi..Interesuje mnie w przyszłosci studiowanie technologii zywnosci wierzcie mi lub nie ale po tym ma sie prace.Pozatym lubie chemie(wrecz uwielbiam) i biologie wiec akurat wszystko mi pasuje.
 
Gwynn: u nas fakultety zalezą od profilu klasy, jesteś na humanie, masz humanistyczne (w większości, o ile ten przedmiot akurat zdajesz, są obowiązkowe), b. rzadko zdarza się, żeby ktoś z humana brał fakultety ścisłe ;)E: Gwiazda, thx
 
taak, gimnazjum było całkiem przyjemne - najlepsze obiekty sportowe za tym moim zadupiu, korytarze szerokie, że w 8 chłopa przejdziesz w rzędzie i ci miejsca zostanie 9Poważnie, to miał być kiedyśtam szpital i dalatego toto takie wielkie pobudowali), fajni nauczyliele... no ale po wszystkiem już, jeździmy codziennie do LO i w sumie nie narzekam ;)ale o maturze jak mysle to się wzdrygam (pozdro Yarpen ^^[alem okrutny])
 
Keth said:
Gwynn: u nas fakultety zalezą od profilu klasy, jesteś na humanie, masz humanistyczne (w większości, o ile ten przedmiot akurat zdajesz, są obowiązkowe), b. rzadko zdarza się, żeby ktoś z humana brał fakultety ścisłe ;)E: Gwiazda, thx
U nas nie ma profilów, pierwsza klasa i połowa drugiej jest "ogólnokształcąca", a później wybierasz fakultety, który przedmiot ci odpowiada.
 
Ja tylko źle wspominam pierwszy rok gimnazjum - klasa nie zgrana, potem było już ok.W Liceum jest ekstra:p Klasę znam 2 tygodnie, a już ze 130 piw poszło z nimi x) jeżeli tak dalej pójdzie, to będę w siódmym niebie:D nauczyciele są dużo lepsi, ogólnie jestem pod wrażeniem, a bałem się wcześniej liceum. Ciesze się póki mogę, bo klasa maturalna, to dopiero będzie wycisk (pozdrawiam Yarpena).Na maturę na pewno wezmę J. Ang lub Niemiecki, do tego Polski, a dalej się nie zastanawiałem...
 
Ehh... Średniak to było coś... Kończyłem jeszcze w czasach sprzed powstania gimnazjów. Niestety trafiłem na okres, kiedy polikwidowali w naszym (jedyne w okolicy) LO specjalizacje, więc efekt też średni. Co do ludzi, to bywało różnie. Niestety okolica taka, że "dresów" nie brakowało (tzn. tacy nie do końca dresiarze, bo nie wszyscy nosili dresy, ale mentalność ta sama), ale i normalnych ludzi było sporo, więc nie uważam się w tym zakresie za jakiegoś specjalnego pechowca. W każdym razie był czas i towarzystwo do imprez, do pogrania w RPG (takie nie komputerowe), do pogadania o ciekawych książkach itp.Co do matury, to nie miałem z nią problemów, chociaż nie wiem, czy obecnie bym sobie poradził (zwłaszcza na bieżących zasadach - ja załapałem się jeszcze na starą maturę, ale główny problem to oczywiście pamięć). W sumie nawet na studia dostałem się bez problemów tam, gdzie chciałem, ale potem się porobiło i jakoś tak wykształcenie średnie już mi zostało. W sumie trochę żal, bo praktycznie na każdej interesującej ofercie pracy teraz wyższe wykształcenie stoi (koledzy z papierkiem, chociaż po niezwiązanych z wykonywanym zawodem kierunkach, takich jak fizyka czy biologia zawędrowali na wysokie stanowiska w dużych i kasiastych firmach), ale na szczęście są jeszcze firmy, które potrafią docenić nie tylko papier, ale również doświadczenie (chociaż i z tym jest problem, bo przecież firma zwykle nie ma jakichś specjalnych zasobów do testowania doświadczenia pracownika, a sam staż nie koniecznie świadczy o tymże doświadczeniu) i takim to sposobem właśnie jestem na zmianie pracy (tzn. wypowiedzenie w obecnej firmie złożone, umowa z nowym pracodawcą podpisana, ale jeszcze trzeba przeżyć okres wypowiedzenia).Edit: Kilka literówek poprawione (zapomniałem o spell-check'u). No, dobra, kilka ortografów - nigdy nie byłem dobry z ortografii, a jak czytam obecną polszczyznę w Internecie, to mi się potem takie krzaczory utrwalają w pamięci.
 
Hilarion said:
Ehh... Średniak to było coś... Kończyłem jeszcze w czasach sprzed powstania gimnazjów. Niestety trafiłem na okres, kiedy polikwidowali w naszym (jedyne w okolicy) LO specjalizacje, więc efekt też średni. Co do ludzi, to bywało różnie. Niestety okolica taka, że "dresów" nie brakowało (tzn. tacy nie do końca dresiarze, bo nie wszyscy nosili dresy, ale mentalność ta sama), ale i normalnych ludzi było sporo, więc nie uważam się w tym zakresie za jakiegoś specjalnego pechowca. W każdym razie był czas i towarzystwo do imprez, do pogrania w RPG (takie nie komputerowe), do pogadania o ciekawych książkach itp.Co do matury, to nie miałem z nią problemów, chociaż nie wiem, czy obecnie bym sobie poradził (zwłaszcza na bieżących zasadach - ja załapałem się jeszcze na starą maturę, ale główny problem to oczywiście pamięć). W sumie nawet na studia dostałem się bez problemów tam, gdzie chciałem, ale potem się porobiło i jakoś tak wykształcenie średnie już mi zostało. W sumie trochę żal, bo praktycznie na każdej interesującej ofercie pracy teraz wyższe wykształcenie stoi (koledzy z papierkiem, chociaż po niezwiązanych z wykonywanym zawodem kierunkach, takich jak fizyka czy biologia zawędrowali na wysokie stanowiska w dużych i kasiastych firmach), ale na szczęście są jeszcze firmy, które potrafią docenić nie tylko papier, ale również doświadczenie (chociaż i z tym jest problem, bo przecież firma zwykle nie ma jakichś specjalnych zasobów do testowania doświadczenia pracownika, a sam staż nie koniecznie świadczy o tymże doświadczeniu) i takim to sposobem właśnie jestem na zmianie pracy (tzn. wypowiedzenie w obecnej firmie złożone, umowa z nowym pracodawcą podpisana, ale jeszcze trzeba przeżyć okres wypowiedzenia).Edit: Kilka literówek poprawione (zapomniałem o spell-check'u). No, dobra, kilka ortografów - nigdy nie byłem dobry z ortografii, a jak czytam obecną polszczyznę w Internecie, to mi się potem takie krzaczory utrwalają w pamięci.
Noo.. przyznam, że to całkiem ciekawa historia. Co się stało z tymi studiami, że zostało Ci wykształcenie średnie??
 
Dagon said:
W Liceum jest ekstra:p Klasę znam 2 tygodnie, a już ze 130 piw poszło z nimi x) jeżeli tak dalej pójdzie, to będę w siódmym niebie:D
[size=5pt]piwa są do dupy, wydajesz kupe kasy,a dopiero po kilku coś masz ;)nie ma to jak solidna dawka siarki - winka w okolicach piątaka rządzą ;)[/size]faktycznie, w Liceum naprawdę fajnie jest ;) jedyne co to mogę się poskarżyć na stan hmm obiektów sportowych? moje gimnazjum miało największą halę w okolicy, eleganckie boisko ze sztuczną trawką ... mmm, marzenie :)
 
Dagon said:
Noo.. przyznam, że to całkiem ciekawa historia. Co się stało z tymi studiami, że zostało Ci wykształcenie średnie??
W sumie początkiem nieszczęścia był wybór uczelni. Papierki składałem w 3 miejsca i udało mi się dostać wszędzie. Wybrałem informatykę na UJ (studia dzienne). Przed studiami uważałem się za dobrego matematyka i to nie tylko praktyka, ale i teoretyka. Jak się przekonałem jak jest na informie na UJ, to się okazało, że praktyk z matmy jednak ze mnie tylko nieco lepiej niż średni (może gdyby te specjalizacje w ogólniaku były), a teoretyk żaden. 2/3 przedmiotów na pierwszym roku to przedmioty matematyczne. Spośród przedmiotów matematycznych 2/3 była dość ściśle teoretyczna, a reszta była teoretyczna przynajmniej w 2/3 :) W każdym razie moja pamięć jakoś nie potrafiła pomieścić pełnych dowodów dziesiątek twierdzeń (a w niektórych przypadkach trzeba było te dowody zapamiętać kropka w kropkę tak, jak je przedstawił wykładowca, w innych przypadkach trzeba było do tego uzupełnić luki w dowodach i to w taki sposób, który odpowiada danemu wykładowcy). Gdyby jeszcze ktoś próbował przedstawiać jakieś praktyczne zastosowania tych twierdzeń... Jakoś jednak udało mi się zmęczyć pierwszy rok (z jedną albo dwoma poprawkami). Kiedy przekonałem się, że drugi rok nie tylko nie jest lepszy, pod tym względem (był gorszy - jeszcze więcej twierdzeń do zakucia na pamięć), to jeszcze niektórzy nowi wykładowcy okazali się zakręceni jak wiadro gwoździ. Efekt taki, że zacząłem sobie odpuszczać. W tym czasie też poznałem swoją przyszłą żonę. Załapałem się też na praktyki do niedużej, ale dość dynamicznej firmy robiącej software. Rok zakończyłem bez jednego egzaminu (poprawka również uwalona) - z Analizy Matematycznej (jeśli dobrze pamiętam nazwę; w sumie przedmiot nie najgorszy i wykładowca nawet sensowny). Zacząłem się wtedy zastanawiać nad rzuceniem tego w diabły, ale rodzice namówili mnie na powtórzenie roku. Pewnie bym go jakoś zmęczył, gdyby nie błąd na wejściu - stwierdziłem, że jak już to ciągnąć, to nie ma sensu marnować całego roku na poprawę jednego przedmiotu. Wziąłem więc - poza Analizą Matematyczną (z drugiego roku) większość przedmiotów z roku trzeciego (nie wszystkie mogłem - część miała jako prerekwizyt AM). No i przedobrzyłem.Kiedy po praktykach w firmie zaproponowali mi pracę, zgodziłem się i rzuciłem studia. Chyba rok później ożeniłem się (tzn. datę ślubu pamiętam dokładnie, ale nie pamiętam dokładnie daty rzucenia studiów/rozpoczęcia pracy).Potem próbowałem jeszcze zaocznych inżynierskich studiów na Akademii Pedagogicznej (Wychowanie Techniczne, spec. technika komputerowa - taka eksperymentalna specjalność niepedagogiczna). Prawie się udało. Niestety z braku czasu (praca w tym czasie była mocno absorbująca i zostawanie w firmie po 20 godzin dziennie po 6-7 dni w tygodniu nie było specjalną żadkością) i to zawaliłem (w sumie wyszło idiotycznie - zabrakło mi tylko zaliczenia z anglika, które to zaliczenie miałem mieć i tak przepisane z indeksu z UJ). Za namową żony spróbowałem powtórki, ale przez jakiś kretyński błąd w dziekanacie kazali mi pozyskać wszystkie wpisy od nowa (zamiast - jak to było w przypadku innych osób, którym się noga powinęła - tylko te brakujące, czyli w moim przypadku jeden) i znowu załatwił mnie brak czasu.Potem urodził się nam syn, co jeszcze zmniejszyło ilość dostępnego na naukę czasu. Może gdyby jakaś uczelnia miała dziekanat czynny również w weekend (na Akademii Pedagogicznej niestety nie był), to bym się jeszcze na jakieś zaoczne zdecydował, ale takowej nie znalazłem.Teraz, kiedy okazało się, że nasz syn jest autystyczny (na razie oficjalna - częściowa - diagnoza, to "dziecko z cechami autystycznymi"), szanse na złapanie papierka spadły chyba do zera. Z tego też (głównie) względu zmieniam pracę na taką, która nie będzie tak absorbująca czasowo.Hmm... Ale się rozpisałem... Miało być o szkole, a jakoś tak się rozjechało na inne kwestie.W każdym razie czasy średniaka wspominam jako (prawie) całkowicie bezstresowe.
 
Gwiazda said:
To współczuje.Czasami tak sie zdarza niestety(mowie o twoim synu).
Dziękuję. Wiele bym dał, żeby Michał (syn) był zdrowy, ale gdybym miał wybierać między nim takim, jakim jest, a jego brakiem, to na pewno nigdy nie zdecydowałbym się na drugą opcję. Gdybyście widzieli jego uśmiech i to, jak potrafi się przytulać...Jeśli już, to może chciałbym, żeby urodził się nieco później. Miałby nieco bardziej dojrzałych rodziców, którzy może wcześniej zorientowaliby się, że coś jest nie tak i wcześniej szukali fachowej pomocy. W sumie pewnie wtedy mieli byśmy też większe mieszkanie (jednak jednopokojowe to zdecydowanie za mało) i trochę więcej czasu dla niego, ale to już drugorzędne kwestie.Odeszliśmy od tematu. Żeby do niego wrócić, zapytam: Jak w czasach szkolnych (chodzi mi o pełny zakres, a więc od podstawówki do edukacji pomagisterskiej) godziliście (lub godzicie) naukę z taką rozrywką jak gry komputerowe, czy gry RPG (nie komputerowe). Oczywiście chętnie dowiem się również w zakresie innych rozrywek, ale te dwie są chyba najlepiej powiązane z tematyką forum.
 
Hilarion said:
Hilarion said:
Noo.. przyznam, że to całkiem ciekawa historia. Co się stało z tymi studiami, że zostało Ci wykształcenie średnie??
W sumie początkiem nieszczęścia był wybór uczelni. Papierki składałem w 3 miejsca i udało mi się dostać wszędzie. Wybrałem informatykę na UJ (studia dzienne). Przed studiami uważałem się za dobrego matematyka i to nie tylko praktyka, ale i teoretyka. Jak się przekonałem jak jest na informie na UJ, to się okazało, że praktyk z matmy jednak ze mnie tylko nieco lepiej niż średni (może gdyby te specjalizacje w ogólniaku były), a teoretyk żaden. 2/3 przedmiotów na pierwszym roku to przedmioty matematyczne. Spośród przedmiotów matematycznych 2/3 była dość ściśle teoretyczna, a reszta była teoretyczna przynajmniej w 2/3 :) W każdym razie moja pamięć jakoś nie potrafiła pomieścić pełnych dowodów dziesiątek twierdzeń (a w niektórych przypadkach trzeba było te dowody zapamiętać kropka w kropkę tak, jak je przedstawił wykładowca, w innych przypadkach trzeba było do tego uzupełnić luki w dowodach i to w taki sposób, który odpowiada danemu wykładowcy). Gdyby jeszcze ktoś próbował przedstawiać jakieś praktyczne zastosowania tych twierdzeń... Jakoś jednak udało mi się zmęczyć pierwszy rok (z jedną albo dwoma poprawkami). Kiedy przekonałem się, że drugi rok nie tylko nie jest lepszy, pod tym względem (był gorszy - jeszcze więcej twierdzeń do zakucia na pamięć), to jeszcze niektórzy nowi wykładowcy okazali się zakręceni jak wiadro gwoździ. Efekt taki, że zacząłem sobie odpuszczać. W tym czasie też poznałem swoją przyszłą żonę. Załapałem się też na praktyki do niedużej, ale dość dynamicznej firmy robiącej software. Rok zakończyłem bez jednego egzaminu (poprawka również uwalona) - z Analizy Matematycznej (jeśli dobrze pamiętam nazwę; w sumie przedmiot nie najgorszy i wykładowca nawet sensowny). Zacząłem się wtedy zastanawiać nad rzuceniem tego w diabły, ale rodzice namówili mnie na powtórzenie roku. Pewnie bym go jakoś zmęczył, gdyby nie błąd na wejściu - stwierdziłem, że jak już to ciągnąć, to nie ma sensu marnować całego roku na poprawę jednego przedmiotu. Wziąłem więc - poza Analizą Matematyczną (z drugiego roku) większość przedmiotów z roku trzeciego (nie wszystkie mogłem - część miała jako prerekwizyt AM). No i przedobrzyłem.Kiedy po praktykach w firmie zaproponowali mi pracę, zgodziłem się i rzuciłem studia. Chyba rok później ożeniłem się (tzn. datę ślubu pamiętam dokładnie, ale nie pamiętam dokładnie daty rzucenia studiów/rozpoczęcia pracy).Potem próbowałem jeszcze zaocznych inżynierskich studiów na Akademii Pedagogicznej (Wychowanie Techniczne, spec. technika komputerowa - taka eksperymentalna specjalność niepedagogiczna). Prawie się udało. Niestety z braku czasu (praca w tym czasie była mocno absorbująca i zostawanie w firmie po 20 godzin dziennie po 6-7 dni w tygodniu nie było specjalną żadkością) i to zawaliłem (w sumie wyszło idiotycznie - zabrakło mi tylko zaliczenia z anglika, które to zaliczenie miałem mieć i tak przepisane z indeksu z UJ). Za namową żony spróbowałem powtórki, ale przez jakiś kretyński błąd w dziekanacie kazali mi pozyskać wszystkie wpisy od nowa (zamiast - jak to było w przypadku innych osób, którym się noga powinęła - tylko te brakujące, czyli w moim przypadku jeden) i znowu załatwił mnie brak czasu.Potem urodził się nam syn, co jeszcze zmniejszyło ilość dostępnego na naukę czasu. Może gdyby jakaś uczelnia miała dziekanat czynny również w weekend (na Akademii Pedagogicznej niestety nie był), to bym się jeszcze na jakieś zaoczne zdecydował, ale takowej nie znalazłem.Teraz, kiedy okazało się, że nasz syn jest autystyczny (na razie oficjalna - częściowa - diagnoza, to "dziecko z cechami autystycznymi"), szanse na złapanie papierka spadły chyba do zera. Z tego też (głównie) względu zmieniam pracę na taką, która nie będzie tak absorbująca czasowo.Hmm... Ale się rozpisałem... Miało być o szkole, a jakoś tak się rozjechało na inne kwestie.W każdym razie czasy średniaka wspominam jako (prawie) całkowicie bezstresowe.
Cóż. Smutna historia, to fakt. Na poniższe pytanie nie musisz odpowiadać:Dziecko jest chore na mutagenezę wybiórczą? W zasadzie dzieci da się w pewnym stopniu wyleczyć z autyzmu. W przyszłości przedszkole powinno rozwiązać problem...Nie mogłeś wcześniej tego wykryć, to wychodzi po 3 latach.
 
Top Bottom