Opowiadanka Aalarona
Ogień i diamenty(część pierwsza)
Był grudzień 1280 roku. Piętnaście lat po Wielkiej Wojnie z Nilfgaardem. Trwało właśnie wbijanie na pale elfów z komanda Isengrima Faolitiarny, Żelaznego Wilka. Jak zwykle kaci starali się wykonywać to możliwie jak najwolniej by przysporzyć jak największych cierpień elfom i jak największej rozrywki ludziom. Wśród tłumu był także obcy. Wyróżniał się-nikt inny nie nosił na plecach mieczy. Ani białych jak mleko włosów.Jeden z elfów gdy tylko dostrzegł obcego zaczął wrzeszczeć:-Witaj Biały Wilku! Ty mnie nie znasz,to ja znam ciebie! Pies na ludzkiej smyczy!Dalsze słowa były po elficku. Wiedźmina-bo właśnie wiedźminem był obcy zaczęła koszmarnie boleć głowa. Coś go szarpnęło i nagle znalazł się w ruinach. Wiedźmin poznał od razu-to były ruiny zamku Garstang. Galeria Chwały.Tuż przed nim pojawił się nagle elf.Ten sam,który krzyczał do niego wbijany na pal.-Wiesz gdzie jesteśmy?-zapytał elf?-W Garstangu. Na Thanedd.-odpowiedział wieźmin-I wiesz zapewne czemu widzisz ruiny a nie cały zamek?-Oświeć mnie.-Chętnie. To my go zburzyliśmy.My,elfy. Tak jak to było wyprorokowane zawładniemy światem na powrót!-To iluzja!-Iluzja?O nie mój ty domorosły wiedźmiński filozofie. To przyszłość.-Wy elfy nigdy się nie zmienicie. Wciąż uważacie,że jedyna droga do życia to śmierć ludzi.Wiedźmin wyciągnął miecz i ciął elfa skośnie przez klatkę piersiową. Ale nie trafił. Elf zniknął.On sam zaczął nagle biec przez sale balową w Loxii choć nie pamiętał żeby się tam znalazł.Do ścian były przybite strzałami dziewczyny w różnym wieku. Niewątpliwie adeptki. Loxia rozpadała się. Nagle wyrosły wokół niego domy. Rivijskie domy.Trwała bitwa. Elfy i krasnoludy przeciw ludziom. Niewątpliwie pogrom rivijski jednak odbywał się inaczej niż go Geralt zapamiętał. Teraz to ludzie byli gromieni.Znowu zmiana scenerii. Wyzimskie podgrodzie. Elfy leją Harenowi Broggowi płynne złoto do gardła. Haren wrzeszczy. Elfy się śmieją i coś mówią. Geralt nie dosłyszy co. Tym razem wnętrze „Misia Kudłacza”. Coleman z trzema strzałami w plecach. Podłoga czerwona od krwi i żółta od wymiocin. Bank Vivaldich. Scoia'tael przerzucają wielkie worki pieniędzy nad trupem Vivaldiego. Znów dalej-Odmęty. Trupy wieśniaków i zakonników. Elfy wyrysowywują im runy na piersiach. Wyzima płonie.Żar. Ogień. Na ulicy leży trup. Nie widać twarzy bo jest zasłonięta sklejonymi krwią białymi włosami. Perlisty śmiech.-Dość! Przerwij to!-Wył wiedźmin.-Czy teraz rozumiesz? Dominacja waszej plugawej rasy się kończy!-krzyczał elf.-Fanatyk-szeptem mówił wiedźmin.-Co?Wiedźmin powoli wyciagnął miecz. Ciął. Nie trafił.Elf ponownie rozpłynął się w powietrzu. Nagle pojawiła się Yennefer a za nią schody.Yennefer zniknęła. Schody trwały. Wiedźmin wbiegł na nie.-NIE IGNORUJ MNIE!-dało się słyszeć z dołu ryk elfa.TY...Oślepiający błyskPałac.Olbrzymia sala z alabastru i białego marmuru. Tron. Na nim elfka.Wiedźmin poznał ją od razu.To była Franceska Findabair. Enid an Gleanna. Stokrotka z Dolin.Obok niej stał elf. Jego prześladowca. Był ubrany w prostą ,białą szatę. Wiedźmin ze zdziwieniem odkrył,że tym elfem jest Avallac'h. -Witaj w Dol Blathanna Gwynbleidd-odezwała się śpiewnie Franceska. Coś zapachniało dziwnie.Wiedźmin upadł na podłogę.Koniec części pierwszej.