Przeznaczenie Zeo - Powieść inspirowana Sagą Wiedźmińską

+
Przeznaczenie Zeo - Powieść inspirowana Sagą Wiedźmińską

Witam.

Chciałbym przedstawić wam moje dzieło literackie. Jest jeszcze niedokończone. Miłego czytania

#####################################################################################################################



Prolog
Zaprawdę powiadam wam. Wiedźmini to plugawe istoty do zabijania jeno zdatne. Podróżują po świecie i zabijają stwory za pieniądze . Magicznymi eliksirami się żywią , przez co ślepia im się świecą . Są nienaturalnie szybcy , zabijają w mgnieniu oka.
Wiedźmin odłożył książkę na stolik w karczmie . ,, Co za brednie ,, pomyślał .
W tawernie panował ruch . Karczmarz chodził w prawo i lewo roznosząc jadło.
- Gospodarzu ! – krzyknął Wiedźmin – Podejdź no!
- Słucham dobry panie?
- Piwa.
- Zaraz przyniosę.
Gospodarz obdarzył Wiedźmina wzrokiem godnym pożałowania .
Wiedźmin wyjął z sakwy kolejny list który znalazł na tablicy ogłoszeń na rozdrożach .
Zlecenie
Ogłaszam wszem i wobec że jakaś potwora zalęgła się w krypcie pod miastem Wyzima . Ten kto zabije stwora dostanie odpowiednią nagrodę.
O dalsze informacje proszę kierować się do naszego kontrahenta w zajeździe ,,Rogaty łeb ,,
Komendant Yannik Brass
Wtedy do karczmy wszedł uzbrojony po pas wojak w eskorcie 2 żołdaków.
- Wiedźmin Zeo z Aedirn jest ?!
- Jestem. – powiedział wolno Wiedźmin Zeo .
- Sprawa jest.
Zbrojny usiadł naprzeciw Wiedźmina. Żołdacy stali przy wyjściu.
- Potwora ubijesz.
- Za ile?
- Za tyle ile trzeba! – wrzasnął zbrojny – Chędożony mutancie !
- Z kulturą panie…
- W rzyci mam kulturę ! Zabijesz potwora to dostaniesz pieniądze. Zrozumiałeś bo nie będę powtarzał?
- Zrozumiałem .
- To świetnie miłego dnia.
Zbrojny wyszedł przez drzwi zajazdu.
Wiedźmin wiedział co to za potwór i wiedział także że zadanie jest warte minimum 1000 orenów , waluty Temeri
Zabrał listy wsadził do Skawy wstał poprawił miecze na plecach i ruszył ku wyjściu.
- A piwo panie?
Wiedźmin już tego niedosłyszał
***
,, Zaraza , pogoda mogła być ładniejsza ,,
Wiedźmin rozpalił ognisko .Zaczął przygotowywać magiczny wywar , eliksir .
Wypił flakonik z niebieską etykietką po czym zamgliło go…
Zeo , Eggan , Serafin …. A cholera mój łeb….
***
W okolicy panował chaos
Zamek płonął
Zbrojni walczyli ale nie byli w stanie obronić się przed Temerskimi wojskami .
Zamek La’Valletów płonął
Zeo wraz ze swoimi kompanami walczył zaciekle z 3 Temerczykami.
Kompani ów chłopaka byli dwaj gdzieś w jego wieku podrostki . Eggan i Serafin
- Tnij Zeo , tnij ile wlezie !
Zeo zamachnął się i rozpłatał żołnierza .
- Na pohybel …….
Eggan nagle upadł w błoto na ulicy.
W krtani sterczała mu strzała z kolorowymi lotkami
- Nieeeee ! - wrzasnął Serafin – Zabiję wszystkich !
I pobiegł z mieczem w tłum walczących.

***
,, Ostatni raz go wtedy widziałem,, pomyślał . ,, Ale nie zginął . Porwali go najprawdopodobniej . Ostatnio chodzą pogłoski o jakimś Herszcie z Keadwen . Znajomy brzmi jego imię . Serrit . Gdy już uporam się z tym potworem ruszam do Ard Caraight ,,
Dopiero teraz Zeo zdał sobie sprawę że leży na ziemi koło ogniska które wcześniej rozpalił.
Podniósł się.
Otworzył małą skrzyneczkę i wyją z niej smarowidło z etykietą ,, Na Trupojady,,
Staranie nałożył smarowidło na miecz . Jeden z dwóch . Stalowy przeznaczony na ludzi i srebrny przeznaczony na potwory . Tym razem nałożył na miecz na potwory.
Od strony krypty śmierdziało zgniłymi zwłokami.
,, Ghul zapewne … ,,
Jak powszechnie wiadomo Ghule żywią się padliną ale i nie skąpią żywych . Są cholernie niebezpieczne ponieważ mają w sobie Trupi Jad , bardzo niebezpieczną toksynę.
Ale Zeo jako Wiedźmin wiedział jak radzić sobie z bestią .
Jako Wiedźmin …..

***
Zeo nie wydostał by się z twierdzy La’Valletów gdyby nie pomoc wiedźmina . Kertha .
Wyprowadził go z miasta kanałami , ochronił przed Utopcami
Potem przez 13 dni gdzieś jechali .
Aż dojechali do strasznego zamczyska Kearh Un’gil . Przekładając na wspólny Warownia Żmij .
Tam nauczyli go wojaczki a potem poddali próbą . Próbie traw . Najgorszej z najgorszych .
Wtedy oczy miał jak u kota , ranny goiły mu się 2 razy szybciej no i widział w ciemnościach. Miał zwiększoną odporność na trucizny dzięki czemu mógł zażywać Eliksiry .

***
,, To tylko wspomnienia . Idę zabiję Ghula i odbiorę nagrodę od Komendanta Yannika. Potem się zobaczy ,,
Zeo wszedł w mrok krypty.

***
Stwór niemal natychmiast dostrzegł Zeo . Wyszczerzył kły .
Miał ze 3 metry wzrostu . Nie miał sierści tylko gołą skórę pokrytą Bomblami .
Ghul rzucił się na Zeo .
Wiedźmin wykonał dziwaczy gest palcami po czym z dłoni trysnęły mu iskry płomieni które podpaliły bestię , lecz nie na długo.
Zaszarżowała znowu .
Tym razem Wiedźmin dobył klinki . Srebrnej pokrytej olejem.
Zamachnął się i rozrąbał bestię na pół .
- Łatwa robota .
Wiedźmin odciął łeb bestii i wyszedł z krypty

***
Zeo poszedł prosto do Komendanta Yannika , lecz przed domem Komendanta w Wyzimie , zaczepili go 3 żołdacy z Karczmy.
- Zabiłeś bydlaka? – powiedział Zbrojny
- Zabiłem .
- Świetnie dawaj głowę . Zgarniemy nagrodę panowie !
- Myślisz że ci ją oddam ? Jeśli tak to się grubo mylisz.
- Patrzcie go jaki hardy ! – zawołał jeden z ,,chłopców,,
- Spokojnie Vincent , spokojnie – powiedział 2 żołdak.
Zbrojny popatrzył na Wiedźmina , wiedział jak szybko może umrzeć jak zaatakuję z zaskoczenia. Lecz wiedział że Wiedźmin nie będzie zaskoczony .
- Dawaj łeb .
- Nie dam.
- Ty mutancie pierdolony ! Dawaj głowę mówię bo zdarzy się wypadek !
- Pocałuj mnie w dupę .
Jak na komendę żołdacy zaatakowali .
Zbrojny poszedł od frontu , jego 2 kumple po bokach .
Zeo uśmiechną się paskudnie.
Żołdak po lewej zaatakował.
Zbrojny poszedł od frontu.
Myśleli ze zaskoczą Wiedźmina . Mylili się .
Zeo przeturlał się przez lukę pomiędzy nimi i jednym ciosem przeciął tchawicę żołdaka , ten padł na bruk zalewając ulice krwią.
Zbrojny cofną się .
- Atakuj Vincent ! Masz Żółwi Kamień !
Ale Zeo wyją zza pazuchy sztylet i cisną nim w Vincenta .
Dostał centralnie w Oko.
Padł na wznak .
- Ty Suczy synu ! KOMENDANCIE YANNIK ! RATUNKU !
Lecz Wiedźmin dopadł Zbrojnego i jednym ciosem poderżnął mu gardło.
Wtedy wyszedł Komendant Yannik.
- Co się tu kurwa dzieje ?
Za Yannikiem wyszło jeszcze z 10 zbrojnych .
- A to Wiedźmin ! Rzuć Broń padalcu !
- Zabiłem Ghula a oni sprawiali problem ….
- To byli moi wysłannicy matole .
- Cholera – zaklął z cicha Zeo
- Złóż ręce do powrozu ale już !
Wiedźmin niechętnie wyrzucił miecz na ziemię , potem dostał w łeb i wszystko zniknęło .

***
Loch cuchnął . Zeo sam nie wiedział czym .
Ręce miał skute .
,, I co ? Znowu się w jakieś gówno wpakowałem ,, myślał intensywnie .
Panowała ciemność.
Głowa Zeo pulsowała jak nieszczęście.
Zeo postanowił nie wojować ze zmęczeniem .
Opuścił głowę i zasnął.
***
Obudziła go rozmowa.
- Wpłaciłem kaucję 2000 orenów za Więźnia . Żądam wypuszczenia więźnia Zeo z Aedirn .
- Dobrze panie!
DO celi weszło 2 strażników odczepili Zeo od Kajdan .
- Wreszcie tego dożyłem . Sławny Zeo z Aedirn dał się złapać Temerskimi Strażnikom i trafić do lochu . Eh aby te 2000 tysiące były tego warte .
- Kim ty jesteś?
- Starego druha nie poznajesz ? To ja Finegar.
- Finegar ty stary capie!
Wojownik był średniego wzrostu , miał lekki zarost na twarzy i piękną bliznę pod okiem.
- Chodź Zeo do karczmy! Napijemy się i pogadamy o starych czasach , hipokryzji i rozpuście !
***
- Co znowu odwaliłeś kompanie ?
- Do długa historia…
- No opowiadaj !
Zeo opowiedział.
- Eh skurwysyństwa na świecie coraz więcej nic nie zrobimy Zeo.
- A co ciebie Finegar tu sprowadza?
- Chcę złapać wóz do Ard Caraight .
- Do stolicy Keadwen ? To mamy takie same cele. Ja też tam się wybieram.
- Świetnie ! Dowiedziałem się od stajennego że wóz odjeżdża o świcie . Spróbujemy załapać się jako eskorta . Wiesz w lasach coraz więcej tych Scio’atel czy jak je tam zwą.
- Możesz na nie mówić Wiewiórki , będzie prościej .
- A więc słyszałeś o nich ?
- Można tak powiedzieć .
- Dobra nie ma co mitrężyć . Do stajni !
***
- Kim że jest ?
- Jestem Finegar a to mój znajomy Zeo z Aedirn . Chcemy zaciągnąć się do konwoju jako eskorta .
- Dobrze ile ?
- 50 orenów .
- Może być . Macie konie ?
- Nie
- Harek ! Chono tu ! Przyprowadź dwa luzaki dla panów.
Koń Zeo był ładny
- Nazwę go Płotka – powiedział
I odjechali do Ard Caraight do stalicy Keadwen .



Rozdział I

Król Foltest patrzył przez okna swojego zamku w Wyzimie . Według pospólstwa był uważany za jednego z najpotężniejszych władców północy . Żaden Król Henselt , Radowid czy Demawend nie mogli się z nim równać . Według ludu ma się rozumieć. Właśnie skończył pieczętować listy do trzech królów północy .
- Skrybo !
Z Sali przybiegł rudowłosy mężczyzna
- Tak milordzie ?
- Wyślij te listy . Wiesz do kogo . Wyślij najlepszych gońców . Migiem !
- Tak jest Królu !
***
Wieś Tomaszowo stała na trakcie między Wyzimą a Ard Caraight . Flint jako strażnik miejski nie miał problemów z utrzymaniem porządku . Wsi pilnowali jeszcze 3 inni strażnicy . On patrzył na szlak biegnący od Wyzimy .
- Spokojnie . Znowu Spokojnie . Nuda aż w rzyci strzyka .
I sięgnął do sakwy po gąsiorek gorzałki . Wypił ze 2-3 łyki lecz po chwili coś ujrzał . Napiął kuszę i przyglądał się zaroślom . Nic nie ujrzał.
- Pewnikiem lis albo inny zwierz .
Odłożył kuszę .
Nagle usłyszał jęk . I strażnik który patrzył na trakt biegnący do Ard Caraight zniknął w ciemności .
- Alex ! Alex ! Psia mać !
Strażnik chwycił miecz i ruszył na wał gdzie stał strażnik imieniem Alex . Lecz było za późno .
Bandy Elfów Scioa’tael były już w wiosce i robili masowy mord . Flint przeraził lecz jako dumy strażnik ruszył na pomoc bezbronnym wieśniakom .
W centrum Tomaszowa walczył już jeden z czterech strażników . Drugi leżał obok z przeciętym gardłem .
- Gordan ! JUŻ IDĘ ! – wykrzyczał !
Rzuciło się na niego 3 elfów . Mieli jasno zielone stroje a u czapek wiewiórcze kity. Wiewiórki jak je zwali ludzie .
Flint bez zastanowienia rzucił się na elfach wojowników. Zabił jednego ciosem w głowę . Lecz dwóch było już przy nim . W tym samym momencie strażnik imieniem Gordan padł na bruk ze sztyletem w głowie.
Flint nie miał szans i wiedział o tym.
Nim się obejrzał leżał w błocie z trzema strzałami w plecach.

***
Zeo długo rozmawiał ze swoim druhem Finegarem. Rozmawiali o prawie wszystkim . Z wyjątkiem polityki . Wiedźmini nie mieszali się do polityki jak powszechnie wiadomo lecz Zeo był innym ale o tym później. Wóz jechał powoli . Oprócz Zeo i Finegara na wozie był mieszczanin zwany Jankiem oraz woźnica imieniem Padros. Wszyscy czterej gadali i gadali .
Był to już 2 dzień od odjazdu z Wyzimy . Wiedzieli że w planach maja zamiar przejechać przez Tomaszowo i nabyć zapasy na dalsza drogę .
Zeo poczuł zapach dymu i palonych strzech.
- Cholera coś się pali ! Widzicie łuny na niebie …
- Psia mać ! Tam jest Tomaszowo Zeo ! – krzyknął Finegar – Dobądźcie broni !

***
Dotarli za późno . Z Tomaszowa zostały tylko spalone domy i kupa trupów .

***

- Nikt nie przeżył – stwierdził Finegar – Skurwysyny zabiły wszystkich . Myślisz że kto to był ?
- Słyszałem – rzekł Padros – Że bandy Elfów i Krasnoludów napadają na miasta na szlaku pomiędzy Ard Caraight oraz Wyzimą. Zwą ich Wiewiórkami.
- Kolejny wrzód na dupie Królestw Północy – powiedział Zeo – Rozejrzę się . Padros i Janek wracajcie na wóz . Mogą być gdzieś w okolicy . Finegar choć rozejrzymy się .
- Ta jest.

***

Po 30 minutach zobaczyli jakiś ruch w krzakach , potem rozmowy i szepty . Oczywiście Finegar tego nie usłyszał , Zeo natomiast tak .
- Ktoś jest za tamtym dębem ..
- Gdzie ?
- Tam – wskazał palcem Zeo , skąd dobiegały rozmowy – Sprawdźmy kto to lecz uważaj to mogą być Scio’atael
Przekroczyli krzaki i zobaczyli obozującą tu grupę chłopów , najprawdopodobniej z wioski.
- Stój ! – krzyknął Zeo do Finegara
- Czego?
- Nie możemy im pomóc , przynajmniej mi kodeks zabrania . Wracajmy na wóz.
- Pojebało cię Zeo ? Nie możemy ich tak zostawić !
- To idź i niech będziemy mieli teraz na głowie 30 chłopów . Wracasz czy nie ?
- Cholera jasna . Jak przez ciebie zginą to cię zabiję

***
Zeo i Finegar wrócili do Padrosa oraz Mieszczanina .
- Dobra słuchajcie mnie – rzekł Zeo – Droga przez tutejsze lasy jest kurewsko niebezpieczna . Postanowiłem abyśmy zatrzymali się w Ginverd . Okrążymy te lasy a potem ruszymy wprost do Ard Caraight
- Odłączam się w Ginverd .- powiedział Mieszkaniec
- Nikt cię nie trzyma , zresztą do Ard Caraight również ….
- Jeśli sobie tego życzysz mogę ci towarzyszyć nawet za Ard Caraight ! – odpowiedział Padros
- Jak chcesz nikogo nie zmuszam. Ruszajmy .

***
Orszak Henselta , Król Keadwen zmierzał w stronę Wyzimy do Króla Foltesta . Lecz na drodze zaskoczyła ich banda Wiewiórek . Rzucili się na Henselta lecz walka była szybka . Królewska straż zareagowała błyskawicznie .

***
Król Radowid IV Litościwy zmierzał do Wyzimy na obrady. Lecz po drodze spotkał niespodziewanego gościa. Był to zakapturzony facet. Podał list królowi i ruszył dalej. Król po jakimś czasie był już u wrót zamku . Tak samo jak Henselt oraz Demawend . Narada miała zacząć się lada moment .

***
Po kilku godzinach wyczerpującej jazdy drużyna Zeo dociera Ginverd. Wjeżdżają na targ główny. Jest już noc.
- Panowie – zaczął mieszczanin – muszę opuścić tą zacną kompanię i ruszyć w swoją stronę. Niestety droga do Ard Caraight z wami jest zbyt niebezpieczna.
- Co ty sugerujesz prostaku ?! – Finegar już szykował się do dobycia miecza lecz Zeo powstrzymał go gestem.
- To jego wybór – rzekł.
- Lecz panowie – ciągnął dalej mieszczanin – ofiaruję wam 100 orenów za to że nie zginąłem .
- Phhh Chojny dar że ja …..
- Zamknij się Finegar . Dziękujemy .
Mieszczanin odszedł kierując się do Gospody.
- Co ty robisz ? – rzekł Zeo
- Pozwoliłeś odejść temu kmiotowi . A jak zdradzi plan osobom pokroju Komendanta z Wyzimy ? Trzeba było go zabić.
- Nie zabijamy niewinnych Finegar.
- Dobra nie ważne.
- Panowie – odezwał się Padros – chodźcie do karczmy nie mam zamiaru stać na tym zimnie.

***
Karczma ,,Lisia Kita ,, była jak zwykle o tej godzinie i w tą pogodę przeludniona . Padros zajął miejsce a obok niego usidli Zeo i Finegar .
- A więc – zaczął Zeo – jesteśmy w Ginverd . Do Ard Caraight jeszcze długa droga . Szczerze wole nie jechać przez lasy od kiedy pojawiły się Wiewiórki. Widzieliście co zrobili z tą wioską. Moja droga prowadzi mnie do Ard Caraight ale co was tam prowadzi ? Jaki cel ? Teraz jest dobry moment aby sobie to wyjaśnić.
- Ja – zaczął Finegar – jak zapewne wiesz jadę tam w sprawach interesów. Zamierzam się tam z tobą rozstać . Nie miej mi tego za złe lecz moim zdaniem podejmujesz złe decyzje .Przykład ? Mogliśmy pomóc chłopom w Tomaszowie . Ale co wielki Zeo Wiedźmin zrobił ? Zwyczajnie ich zostawił na pastę Wiewiórek.
- A ty Parosie ?
- Nie mam konkretnego celu . Jadę tam bo mam zamiar dołączyć do Gwardii Króla Henselta. Potem się zobaczy.
- Czyli – Zeo wodził oczami po towarzyszach – Ard Caraight to miejsce w którym się rozstaniemy ?
- Na to by wszyło – powiedział Finegar bawiąc się widelcem – A co ciebie tam sprowadza Zeo?
- Chce odnaleźć mego dawnego druha , Serafina . Jest podobno Hersztem Podziemia Ard Caraight . To mój cel.
- I nic więcej ? Zadziwiłeś mnie tym Zeo.
Towarzysze wypili piwo i poszli przespać się do kwater.
***
- Witam was , przyjaciele – zaczął swoją przemowę Foltest – Zebraliśmy się tu aby omówić naszą pozycję i nadchodzące zagrożenia. Niestety jak wiecie daleko na południu u podnóży Góry Tornvala zaczęły pojawiać się 1 oznaki Plagi. Orkowie , Hurloki , Gobliny .oraz Smoki . Po za tym Haradlinowie i ich wielkie Cesatstow na Północy. Powiem wprost . Mamy przesrane.
Henselt , Demawend oraz Radowid patrzyli na Foltesta słuchając.
- Ja – zaczął Henselt – Wziąłbym ,,Cesarstwo’’ za jaja . Za kogo oni się uważają ? Za bogów ? Proszę was.
- Może nie są bogami – rzekł Demawend – Lecz są potężni . Niemielibyśmy szans .
- Popieram – rzekł Radowid .
- Phi wielcy królowie – powiedział szpetem Henselt.
Służba rozdała wino oraz zakąski między innymi ogórki kiszone , chleb i masło i kilka smakołyków.
- Tak jak powiedziałem – kontynuował Foltest po wieczerzy popijając wino – Musimy podjąć znaczące kroki . Kapituła Czarodziejów zaczyna się niepokoić .
- Walić Kapitule – wrzasnął Henselt – To obiboki i darmozjady jakich mało . My jesteśmy władcami nie oni !
- Ochłoń Henselt … - powiedział Demawend
- Nie , nie ochłonę bo mam dość tego partactwa.
Henselt wyszedł z Sali , bluźniąc na wszystko dokoła.
- A więc co robimy ? – zapytał Foltest
- Przegrupujmy armię . Mam pewien pomysł . Ruszę w kierunku Ard Caraight . Słyszałem że nie jaki Zeo z Aedirn tam zmierza ale zatrzymał się w Ginverd – rzekł Radowid.
- Czego czesz od tego rzeźnika ?
- Może być przydatny . Wyśle go w okolice gór Tornvala. Oczywiście godziwie wynagrodzę.
- Może to i dobry pomysł.
- A wiec ruszam !
- Dziękuję za ten zjazd.

Rozdział II

Po wypoczynku w mieście Zeo i kompania wrócili na znany i lubiany wóz. Podjechali na ryneczek miasta. Słońce świeciło już wystarczająco mocno po wieczornej ulewie. Finegar najwyraźniej czymś strapiony patrzył na tyłki mieszczanek , Padros pogwizdywał , Zeo myślał.
- Wiecie co ? – zaczął Padros – Za te 100 oreniaków możemy kupić trochę paszy dla koników. Są zmęczone i w ogóle.
- To twoje pieniądze – stwierdził Zeo – rób z nimi co chcesz.
Zatrzymali się przy straganie. Woźnica zszedł z konia zakupił paszę i ruszyli dalej.
***
Jechali 5 dni bez przystanku aż wreszcie ujrzeli Czerwono – białe wierze Ard Caraight , Miasta Kupieckiego inaczej zwanego i stolicy Króla Henselta. Morale Wiedźmina najwyraźniej sięgnęły zenitu .
Miasto było tłoczne. Wszędzie chodzili odziani na kolorowy mieszkańcy , strażnicy z godłem Keadwen na popiersi.
Padros zatrzymał wóz.
- Mam pewien plan. Każdy ma swoje cele tutaj. Spotkajmy się w zamtuzie ,,Gołe Cyce,, wieczorem o 19.00 . Uczcimy naszą wyprawę.
- Mam to w dupie – rzekł Finegar
- No dobra , panowie do zobaczenia – skinął głową Zeo i odszedł w tłum.
***
Zeo usiadł na ławce naprzeciw ogrodu do szpitala. ,,Gdzie mógł pójść ten skurwiel,,
I wtem go olśniło.
,,Ratusz…,,
***
- Nie ja łod tych spraw panie – rzekł Skryba – idźcie jeno do waszmościa Imago , łon może ma dla was jakieś informacje.
- Dziękuję dobry człowieku.
Wiedźmin wszedł schodami na górę.
- Wchodź mam nadzieje że buty masz czyste.
Gruby urzędnik wstał zza stołu.
- Imago
- Zeo z Aedirn .
- Aedirn leży daleko stąd . Dziwi mnie czego szukasz ale zapewne zaraz się dowiem . A więc . Słucham.
- Szukam dowódcy miejscowego półświatka Serrita bądź Serafina. Wiesz coś o tym ?
- Hmm… może wiem może nie wiem…
- Nie owijaj w bawełnę Waszmościu Imago , wiec że tego nie lubię i nie toleruje.
- Powiem ci ale wszystko ma Kwestie Ceny.
- Co mam zrobić ?
- Zabijesz monstrum na obrzeżach miasta to dowiesz się gdzie Waszmość Serrit się znajduje .
- Ruszam natychmiast.
***
Król Radowid tropem Zeo dotarł do Ard Caraight. Pozostało mu jeszcze tylko go jakoś znaleźć . Rozbija mały obóz niedaleko zamtuza o wdzięcznej nazwie ,,Gołe Cyce,, .
Wysłał Dijsktrę ,swojego arcyszpiega na poszukiwania wiedźmina.
***
Wiedźmin ukrył się w krzakach. Ogromny troll właśnie był zajęty konsumowaniem jakiegoś pastucha.
- Wielkie bydle.
Zeo złożył palce w dziwaczny gest i otoczył się magiczną barierą. Troll szybko go zauważył i cisnął pastuchem w Zeo. Trup odbił się od bariery i zostawił krwawy ślad na barierze Wiedźmina. Zeo rzucił się na Trolla i ciął go w okolice kolan. Troll mocnym kopniakiem uderzył Zeo. Bariera zatrzymała cios lecz Zeo poleciał kilka metrów i uderzył w drzewo . Wstał z trudem. Magiczna bariera znikła ale Zeo wiedział że ma za mało mocy aby rzucić drugą. Rzucił się na bestie i przeskoczył pomiędzy nogami stwora. Wspiął się po plecach bestii i wbił miecz prosto w mózg . Troll padł bez ruchu.
- Dlaczego takiego gówna coraz więcej na świecie.
***
-Dobra robota . Ten stwór zabił mojego … przyjaciela.
- Ten przyjaciel – rzekł powoli Zeo – był pastuchem ?
- Ano ale co tam obiecałem udzielić ci informacji.
- A więc słucham .
- Ten twój Serafin opuścił miasto dwa dni temu.
- Wiesz dokąd ?
- Niestety . Dumnie odjechał w towarzystwie swojej bandy , a Henselt nawet palcem nie kiwnął . Wyobrażasz sobie .
- Nie wyobrażam …. Dziękuję w każdym razie Imago . Bywaj.
***
- Ciekawe – Zeo gadał sam do siebie w drodze do zamtuza – dlaczego opuścił swoje królestwo . Coś musiało go do tego zmusić .
Zeo minął kłócących się kupców .
- Przebyłem cała tą drogę a dane mi było dostać w łeb , trafić do pierdla i nie wiedzieć co robić dalej . Świetnie.
Z zaułka wiedźmin usłyszał kroki. Kroki opancerzonych butów. Poprawił na wszelki wypadek miecz na plecach.
- Wiedźmin zwany Zeo ? – powiedział niski głos żołnierza
- Tak .
Wyłonił się mężczyzna w czerwonym kaftanie i białej koszuli . Miał opancerzoną rękawicę na jednej dłoni i kilka drogich sygnetów na drugiej.
- Dijkstra dowódca szpiegów jaśnie oświeconego króla Radowida IV Litościwego. Król nakazał abym cię odnalazł i przyprowadził do jego namiotu przy bramie północnej.
- Akurat mi po drodze – mruknął Zeo – Prowadź.

***
- Witaj Zeo , usiądź, napij się wina, zjedz coś – zaczął Radowid.
- To zaszczyt Królu móc z tobą rozmawiać.
- I wzajemnie wiedźminie z Aedirn .Słyszałem co nieco o twoich ekscesach , o przygodzie w Wyzimie .
- Nieporozumienie , fatalny zbieg okoliczności.
- Może tak , ale w okolicy przybijają na słupach listy gończe.
- Do czego zmierzasz jaśnie panie ?
- No cóż , jak powszechnie wiadomo Wiedźmini walczą z Chaosem , ze złem ukrytym w ciemnościach tego świata , lecz dzisiejszy Chaos nie kryje się w mroku . Można go spotkać wszędzie.
- Do czego zmierzasz ?
- Góry Tornvala . Mroczne to okolice . Ponoć w okolicy była kiedyś Wiedźmińska Szkoła , Szkoła Żmii racja ?
- Była królu .
- A więc Wiedźmin walczy z Chaosem strzegąc Ładu , ale Chaos w tamtych okolicach zaczynam niepokoić Ład . Pójdziesz tam w imieniu Redanii , w imieniu Radowida IV Litościwego ale już niedługo Niezwyciężonego .
- Nie jestem zainteresowany królu . Wybacz ale jestem umówiony.
- Dam ci czas do namysłu… Powiedzmy jutro rano skontaktujesz się ze mną , albo nie zobaczysz niczego poza nożem Dijkstry.
- Bywaj.

***
Henselt po codziennym obżarciu się jak świnia przystąpił do czytania listów jego agentów.
W Gros Wallen bunty elfów…
Henselt poszukał czy czystego pergaminu .
Pogrom. Wyrznąć z około 50 nieludzi. Niech się nauczą
Henselt
Następny list który odczytał Henselt był lekko poplamiony tłuszczem z jakieś potrawy.
- Ard Caraight … A ja musze siedzieć w Jorkish 30 stajen dalej .
Król Radowid w mieście panie ! Skurwysyn przybył tu z odziałem kilku zbrojnych i agenta Dijkstry .
- Kurwa mać !
Obserwować ich! Jutro rano dotrze do was …

***
W burdelu był tłok jak co dzień . Goście wychodzili i wchodzili , zamawiali dziwkę , piwo lub wino a zaraz wychodzi z mniej pełnym mieszkiem.
- Napij się Zeo ! – powiedział Padros podając mu kufel – Zdrowie !
Podniósł kufel w stronę Finegara dziwnie posępnego
- Zdrowie – burknął wojak
- Zdrowie – powiedział Zeo i pociągnął z kufla. Piwo miało smak rozcieńczonych szczochów .
Prawie nie było już wolnych stolików . Przy jednym z nich toczyła się jakaś najwidoczniej ważna partyjka Kościanego Pokera.
- Podbijam o 5 koron novigradzkich !
- W przeliczeniu 10 orenów ta ?
- Tak !
- Zatwierdzam.
Zawodnicy rzucili kośćmi .
- Hmm Poker … - powiedział ledwie słyszalnym głosem Temerczyk – 50 orenów znaczy się 25 koron !
- Kurwa… potwierdzam !
Zawodnicy przerzucili kości.
- Wygrałem. Proszę 35 koron.
- A masz i żebyś się udławił .
Zeo oderwał na chwile wzrok od grających i pociągnął z kufla poczym sięgnął po kiełbasę.
- Którą bierzecie ? – przerwał ciszę Padros – ta z cycami , elfka niezła jest …
- Nie mam zamiaru dziś chędożyć – zakończył dyskusję Finegar , przynamniej tak myślał Wiedźmin – A ty szpiclu Zeo , czego tu jeszcze szukasz ?
- O co ci znowu chodzi …
- Wiem ze byłeś u Radowida , cholerny konfidencie!
- Masz rację byłem.
- A on wiedział że wyciągnąłem cię z więzienia ? Dziękuje ci.
- Zamkniesz mordę .Ludzie patrzą .
- Mam gdzieś ten motłoch . Rozwalę ci mordę . Musze teraz uciekać poza Keadwen , Temerię i Redanię .
- To uciekaj.
Finegar szybkim ruchem sięgnął po kufel Zeo , wylał piwo na twarz po czym rzucił się na niego z nożem . Wiedźmin otarł twarz i złapał Finegara za ramię po czym kopnął je nogą . Wydawało się że coś chrupnęło w stawach wojaka. Potem Zeo uderzył Finegara centralnie w czoło metalowymi ćwikłami u rękawicy. Finegar jednak otrząsnął się natychmiast i poniósł leżący na stole talerz i rozwalił go na twarzy Wiedźmina po czym kopnął go z całej siły w mostek. Świat zniknął z oczu Wiedźmina i runął na stół który pękł rozlewając leżący na nim dzbanek gorzałki .Jakaś kobieta może dziwka zaczęła krzyczeć i wybiegła z zamtuza .
- Ty… skurczybyku – wycharkał Zeo ale dostał jeszcze dwa kopniaki , jeden zamortyzował ręką drugi trafił w potylicę .
Do lokalu wbiegli uzbrojeni rycerze w barwach Keadwen . Czerwono- brązowe stroje a na środku niedźwiedź .
- Odejdź szaleńcze ! Ręce pokaż powsinogo jeden!
Finegar miał twarz zalaną krwią od ciosu Zeo.
- Ogłuchłeś prostaku jeden !
Pokazał ręce strażnikom lecz zanim zdążyli mu je zawiązać Padros podbiegł z sakiewką z orenami.
- Proszę oto zapłata za wyszkodzone szkody . A teraz możecie już iść dobrzy strażnicy .
- Hmm… ładna sumka. Chodź idziemy . Musimy jeszcze zebrać kilka danin .
- Finegar…
Finegar był już przy wyjściu.
- Spierdalaj Zeo , spierdalaj.
I wyszedł z zamtuza .
- Padros…
- Wstawaj wiedźminie.
Podał mu rękę .
- No cóż najlepiej natychmiast wynieśmy się z tego miejsca.
- Masz rację.

***
Szli , on i Padros uliczkami miasta.
- Tu – ciągnął Zeo – miałem spotkać dawnego przyjaciela . Lecz go tu nie ma . Finegar mnie opuści , sądzę że ty też.
Zapadła cisza.
- Tak Zeo , opuszczę cię . Wybacz mi ale mam inne zmartwienia . Żona czeka aż wrócę w swoje strony. Wiec żegnaj bracie. Bywaj!
- Bywaj…
Zeo wałęsał się po uliczkach miasta. Potem ze zmęczenia usiadł na ławce z której było widać Górę Krwawego Starcia stoczoną 2 lata temu z nieludźmi. Ponoć było tam ponad 1000 ciał elfów , krasnoludów i ludzi.
Zeo rozmyślał.
I podjął decyzje.

***
Poranek był mglisty. Krwawe Wzgórze było teraz pochłonięte mgłą.
Zeo wstał z ławki. Przeciągną się i ruszył w stronę obozu Redańskiego.
Po krótkim czasie dotarł do namiotów .
Radowid siedział na zydlu i czytał jakąś książkę korygując ją z mapą Królestw Północy.
- Dzień dobry , wiedźminie. Podjąłeś decyzję ?
- Tak , ruszę na pogranicze Tornvala.
- Bardzo dobrze. Dijkstra !

***
Brygada wjechała główną bramą na targ Ard Caraight. Opatrzeni w godło Keadwen , sygnety i sztandar kierowali się w stronę Centrum Miasta. Wysoki , chudy jak tyka mężczyzna wydawał rozkazy.
- RUASZAĆ DUPY NĘDZNE PSY INACZEJ NIKT NIE WRÓCI DO DOMU!
- TAK JEST YZMIRR!

***
- Szpiegu – zaczął król – ruszysz z wiedźminem , teraz , ja musze się stąd wynosić . Za długo tu mitrężę. Bywajcie zdrów!

***
Król i około dwudziestu jego ludzi przejeżdżali przez Plac Centralny. Yzmirr był gotowy.
- Pamiętajcie , spokojnie.
Keadweński łucznik spokojnie napiął cieńcie , głęboko odetchnął i strzelił.
Strzała ugodziła jednego z gwardzistów Redanii
- Atakują ! Żołnierze do broni!
Lecz był za późno . Keadweńczycy atakowali pełni furii. Radowid spadł z konia. Szybkim ruchem podniósł się i sięgnął po swój piękny miecz. Yzmirr już był przy nim. Zaatakował szybko, najpierw ciął w dół potem od góry.
Radowid IV Litościwy , Król Readani padł na bruk z raną od ucha do polika na bruk Ard Caraight , stolicy jego sąsiada , Keadwen.
 
Przyjmujesz krytykę? Jeśli nie, to lepiej nie otwieraj spoilera.

Mówiąc kolokwialnie... jaj nie urywa. Grzechem by było mówiąc, że opowiadanie jest nudne. Lecz nazywanie go "powieścią" jest zdecydowanie nadużyciem. Czytając Twój tekst w ogóle nie czuć akcji. Wszystkie wydarzenia opierają się głównie o dialogi. Opisów praktycznie nie ma, przez co opowiadanie wydaje się być strasznie ubogie.
Miewałem wrażenie że to praca domowa na język polski, gdzie pani kazała napisać opowiadanie z dialogiem z odpowiednią ilością wypowiedzi.

Ale nie poddawaj się, masz dryg, tylko popracuj trochę nad warsztatem.
 
Tak wiem , to moje pierwsze podjeście. Obiecuje że im dalej tym lepiej. No ale cóż . Wiedziałem że szału nie będzie. Zamieściłem to aby podzielić się tym co tworzę
 
Może jednak bardziej konstruktywnie krytykować, hmm?

I używać znaków przestankowych.
 
kamil35 said:
Przepraszam trochę przesadziłem ale to nie dla mnie

Skoro opowiadania nie są dla Ciebie to co robisz w tym temacie? Nabijasz posty?

Diego, na razie zdążyłem przeczytać do połowy i jeśli mogę pozwolić sobie na krytykę to powiem tak:
Jest nieźle, ale trochę bez pomysłu na ciekawą fabułę. Pisz i czytaj więcej, a wprawisz się w tym fachu.
Nie chcę robić za żadnego eksperta bo do takich mi daleko, ale swego czasu pracowałem przy fabułach do kilku modyfikacji gier (dawne lata), czytałem dość sporo i teraz w wieku 21 lat gdy patrzę na moje wypociny z młodości to sam już nie wiem czy się śmiać czy płakać. Tak więc z pewnością będzie lepiej!
 
Dzięki dzięki. Na pewno za jakieś 5 lat o ile bedę w tym siedział i będę miał z 22 lata wszystko to co robię teraz będzie śmieszne. Ale lubię pisać. Zawsze sprawiało mi to jakąś frajdę że tak powiem.
 
DiegoGonzales11 said:
Dzięki dzięki. Na pewno za jakieś 5 lat o ile bedę w tym siedział i będę miał z 22 lata wszystko to co robię teraz będzie śmieszne.

Twoja praca wcale nie jest śmieszna. Brakuje jej tylko lepszego pomysłu na fabułę.
Proponuję żebyś spróbował napisać opowiadanie, którego akcja toczy się w Twoim własnym
świecie fantasy. Możesz w ten sposób pracować nad stylem, a przy okazji unikniesz
zbędnych zapożyczeń z gier i innych książek. Było ich co najmniej kilka (np. żółwi kamień).
Niepotrzebnie rzuca się to w oczy, a może zostać zastąpione czymś zupełnie innym (np.króliczą łapką).
 
W sumie dobre pytanie . Nie spieszę się zbytnio bo to mnie tylko zapesza :D

Twoja praca wcale nie jest śmieszna. Brakuje jej tylko lepszego pomysłu na fabułę.
Proponuję żebyś spróbował napisać opowiadanie, którego akcja toczy się w Twoim własnym
świecie fantasy. Możesz w ten sposób pracować nad stylem, a przy okazji unikniesz
zbędnych zapożyczeń z gier i innych książek. Było ich co najmniej kilka (np. żółwi kamień).
Niepotrzebnie rzuca się to w oczy, a może zostać zastąpione czymś zupełnie innym (np.króliczą łapką).

Dzięki za radę . Może pod koniec wakacji wstawię efekt mojej dalszej pracy. Napewno zastosuje się do twoich rad. Dzięki za nie ;)
 
To chyba ty nabijasz posty Duszarz nie interesują mnie opowiadania wole realistyczną grę nic nie mam do autora starał się i napisał własnym gustem ale masz racje z tym nie potrzebnie się wtręciłem do tematu sory :)
 
Skoro Cię nie interesują, a nie masz w planach konstruktywnej krytyki, może byłoby dobrze zastanowić się nad sensem pisania takich, hmm, opinii?

Po drugie - proszę, używaj znaków przestankowych. Trudno zrozumieć Twoje posty. Chcesz być zrozumiany - szanuj osoby, które czytają Twoje wypowiedzi, inaczej się pogniewamy.
 
Hmmm... całkiem, całkiem. Jest trochę błędów interpunkcyjnych, ale może być. Popracuj trochę nad akcją.

PS.: I stwórz własny świat, a nie pisz w już stworzonych. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to używanie miecza stalowego i srebrnego przez wiedźmina cechu żmii. Oni korzystali z krótkich, jednoręcznych mieczy, i to walcząc oboma naraz.
 
Top Bottom