Jak tam wrażenia z Ducha Cuszimy? Spędziłem w grze już parę ładnych godzin, ale non stop mnie coś odciąga od głównego wątku więc fabuły za dużo nie zobaczyłem. Na ten moment bardzo dobrze mi się gra.
Jak można się było spodziewać po ostatnich materiałach, Ghost of Tsushima idzie podobną drogą co wiele innych przygodowych gier akcji/erpegów akcji z ostatnich lat czerpiąc garściami z Dzikiego Gonu. W przeciwieństwie jednak do np. Assassin's Creed nie robi tego tak bezmyślnie kopiując najgorsze pomysły i pomnażając je do granic absurdu. Nic z tych rzeczy.
Owszem, mapa jest ogromna i zawalona pytajnikami, ale ciekawe podejście do eksploracji, postawienie na fabułę przy wszystkich aktywnościach i oferowanie za nie konkretnych nagród zamiast kolejnego niepotrzebnego miecza sprawia że gra nie nuży i zachęca do zwiedzania. Wiele ciekawych miejsc trafi na mapę dopiero kiedy z kimś pogadamy na zasadzie zasłyszanej plotki, a nie po zajęciu wrogiego obozu czy innej wieży.
Świetnym pomysłem jest podążanie za wiatrem do zaznaczonego wcześniej punktu na mapie. Technicznie działa to dokładnie tak jakbyśmy mieli strzałkę wskazującą drogę do celu, ale nie wybija z klimatu, a ponieważ główny bohater dobrze zna swoją wyspę to łatwo uwierzyć, że po prostu wie gdzie jechać. Brak mini mapy w żaden sposób nie przeszkadza. Co więcej, bohater nie dysponuje też żadnym szóstym zmysłem więc jeśli tropimy kogoś po śladach to faktycznie musimy wypatrywać śladów na błocie czy piasku co nie jest trudne, ale podobnie jak z tym wiatrem nie wybija z klimatu. Podczas eksploracji i wykonywania zadań musimy zwracać uwagę na otoczenie np. poszukując w danym obszarze charakterystycznego drzewa czy pola kwiatów w określonym kolorze.
A skoro już o kolorach mowa, gra wygląda fenomenalnie. Sama jakość grafiki nie jest może tak dobra jak w tym materiale z 2018 roku, ale stylistyka i projekty lokacji wynagradzają wszystko. Świat gry łączy realizm z baśniowością, a zabawa kolorami przywodzi mi na myśl film Hero z Jetem Li.
Podoba mi się podejście do ekwipunku. Jest go mało, ale dzięki temu nie ma absurdów rodem z Dzikiego Gonu czy ostatnich Asasynów gdzie potykamy się o kolejne miecze i pancerze, a zdobycie każdego nowego sprzętu to duże wydarzenie. Posiadany ekwipunek możemy rozwijać podobnie jak naszego bohatera, ale nie ma żadnych poziomów wrogów czy innych bzdur ograniczających swobodę eksploracji. Nasz bohater od samego początku jest wprawnym samurajem, który potrafi jednym (ewentualnie dwoma-trzema) ciosem poradzić sobie z niemal każdym wrogiem kiedy już opanujemy system walki. Jednocześnie nadal trzeba uważać, bo sam może dość szybko zginąć zadźgany przez zwykłego wieśniaka.
Zwiększanie statystyk, ulepszanie broni i rozwijanie kolejnych zdolności pomaga, a niekiedy daje nowe opcje, ale nie jest to progres typowy dla gier fabularnych gdzie nabicie poziomu doświadczenia wyraźnie zwiększa naszą potęgę dodając dziesiątki liczbowych bonusów.
Z gier fabularnych, ale raczej tych starszych zapożyczono z kolei opcjonalne wyzwania bowiem niektóre specjalne zdolności (np. techniki walki) czy uzbrojenie zdobędziemy tylko wykonując konkretne, poboczne zadanie. Zazwyczaj jest dość wymagające, ale nagroda ułatwi nam późniejsze misje fabularne. Szkoda tylko że cały rozwój postaci nie wygląda w taki sposób, że musimy potrenować u jakiegoś mistrza lub pokonać wprawnego przeciwnikami, część z nich odblokowujemy tak po prostu wraz ze wzrostem naszej reputacji.
Czy są jakieś minusy bądź niedoróbki? Jasne, całkiem sporo.
Jak już wspomniałem, jakość grafiki nie jest aż tak dobra. Ponad to, o ile plenery zachwycają to wnętrza budynków już nie, widać że były robione na jedno kopyto z dostępnych klocków. Brakuje też wielu animacji i o ile rozumiem, że nie musimy pochylać się nad każdym krzakiem chcąc zebrać drewno czy inne przedmioty do rzemiosła (choć nie miałbym nie przeciwko) tak już brak animacji zakładania zbroi czy wejścia do wozu w ramach misji boli. Ot, pojawia się czarny ekran, w tle słyszymy dźwięk adekwatny do czynności i już. Rozwaliło mnie też kiedy podczas jednej z misji musiałem przekraść się do obozu wroga na wozie z sake, który... jechał sam. W sensie, woźnica szedł drogą, a koń ciągnący wóz podążał za nim, czyżby brak animacji wsiadania na wóz?
Większość rozmów to gadające głowy, a do tego brak zgrania ruchu ust z japońską wersją językową (czyli jedyną słuszną) też przeszkadza. Okazjonalnie możemy też wybrać jedną z dostępnych odpowiedzi, ale nie wpływa to na nic poza tym że (zapewne, musiałbym porównać z innymi opcjami) dialog będzie nieco inny.
Problemem jest też platforma docelowa czyli Playstation 4, które najwyraźniej nie wyrabia. Być może na PRO jest lepiej, ale na mojej Slimce mam spadki klatek, tekstury lubią doczytywać się po chwili (także w menu podczas przeglądania ekwipunku), niekiedy postać się gdzieś zatnie. Są też momenty kiedy konsola ostro zaczyna się grzać i wyć co nie zdarzało mi się np. przy Horizonie czy niedawnym The Last of Us 2. Nie ma tragedii, nie dzieje się to non stop, ale jednak widać ograniczenia sprzętowe.
Zostaje jeszcze kwestia fabuły i bohaterów. Tutaj jest średnio. Sama historia póki co to totalny standard i choć większość wątków jest poprowadzonych całkiem nieźle to jednak raczej niczym nie zaskakują. Główny bohater jest troszkę nijaki, a i większość postaci pobocznych też nie zapada zbytnio w pamięć. Świetnie przemierza się ten świat i poznaje lokalne historie rozwiązując problemy mieszkańców, ale liczyłem na więcej.
Podsumowując, jeśli ktoś czekał na Assassin's Creeda w feudalnej Japonii to właśnie się doczekał. Ghost of Tsushima nie jest pozbawiony wad, ale to świetna gra, która czerpiąc z konkurencji wiele rzeczy robi po prostu dobrze albo nawet lepiej. Liczę na to że tytuł osiągnie sukces i przekuje się w kolejną wielką markę od Sony rozwijaną już na Playstation 5. Bez ograniczeń w postaci przestarzałej konsoli i po wyciągnięciu wniosków na podstawie opinii recenzentów i graczy kolejna część może być fenomenalna.