Piszesz z ironią o ciemnogrodzie i niedouczonych głąbach, a jednocześnie sama reagujesz jak – delikatnie rzecz ujmując – osoba niedoinformowana.
Termin „gender” wyskoczył swego czasu jak diabeł z kapelusza, chociaż nikt nie bardzo wiedział skąd i co się za nim kryje (przyznam, że byłem jedną z takich osób), i nagle KK oraz jego przybudówki zaczęły nim walić jak młotem na czarownice, gdzie rzeczonymi czarownicami jest wszystko to, co ma związek z płcią i seksualnością, a z czym KK się nie zgadza. Gender na ulicach! Gender w szkołach! Gender w przedszkolach! Gender w kopalniach!
Co do wywołanych przedszkoli:
(…) w zajęciach chodzi o "ukazanie dziecku, że niezależnie od tego, czy jest chłopcem, czy dziewczynką, w przyszłości może zostać zarówno policjantką, jak i kucharzem, że w domu również tato może ugotować obiad, a mama wymienić żarówkę". Całą korespondencję między wójtem, prezesem fundacji oraz proboszczem parafii Męcinka zamieszczono na stronie urzędu gminy.
(…)
Największe kontrowersje wokół gender w przedszkolach wywołał ostatni z dziewięciu scenariuszy zajęć z "Poradnika dla nauczycieli" Fundacji Edukacji Przedszkolnej. Temat: "gender quiz".
"Trzy lub cztery osoby opuszczają z nauczycielką pomieszczenie. Zanim powrócą, mają podjąć decyzję, czy wracają jako chłopcy czy dziewczęta. Pozostałe dzieci mają po ich zachowaniu, ruchach, odgadnąć ich płeć". Potem nauczycielki miały rozmawiać z dziećmi m.in., po czym poznały, kto był chłopcem, a kto dziewczynką. Celem było m.in. "zrozumienie roli, jaką odgrywa płeć i jej wpływ na nasze zachowania, ubiór i wybory". Nigdzie nie napisano, że chłopcy mają się przebrać za dziewczynki i odwrotnie.
Źródło:
http://wyborcza.pl/1,75478,15280923...olu__czyli_koniec_rownosci.html#ixzz33ZR85Zu7
Ot i całe złe „gender w przedszkolach”. Natomiast Twój przykład z leczeniem schizofrenii elektrowstrząsami jest właśnie przykładem
anekdotycznym.
Ale Ty przecież nie masz pojęcia, co ja wiem o gender, więc na jakiej podstawie mnie oceniasz?
I co ma do tego KK w ogole, to w tym kraju nie można już mieć własnego zdania, żeby nie być szufladkowanym jako katomoher albo rozpasany lewak? No moment?
Wyraźnie napisałam, że chodzi mi o bezmózgi sposób wdrażania pewnych kwestii bez ich zrozumienia, na hurra, a nie o gender jako taki, więc z czym masz problem?
I tak czytając sobie tego posta i niektóre wypowiedzi o biciu dzieci, o karze śmierci czy o demokracji, to ja dochodzę do wniosku, że żyję w jakimś innym świecie chyba.
Nie takim idealnym, w którym 2+2 zawsze równa się 4, dziecko odpowiednio prowadzone nie wykazuje zachowań narowistych ani razu, a nauczycielki w klasie pierwszej są wszędzie bezwzględnie przygotowane do lekcji z elementami gender, bo ich doba miała przez ostatni rok 48 godzin, wobec czego bez problemu mogły uczestniczyć we wszelkich niezbędnych szkoleniach.
W moim świecie, ach, jakże okrutnie anekdatycznym (wstrętny anglicyzm, paskudnie-m uparta), nauczycielki nie mają czasu na szkolenia, więc będą wdrażały program nauczania łącznego dzieci 7 i 6-letnich z powietrza i w oparciu o podręcznik, który miał być na pewno, ale go raczej nie będzie i niech się wszyscy odwalą, cudów nie ma, dziecko najukochańsze i ze skorupką nasiąkniętą za młodu najlepszymi wzorami powtórzy mi 5 razy z przedszkola nowe słowo "dupa", po czym odmówi wyjścia z domu, bo ma w nosie, że się spóźniam do pracy, a ja, oaza spokoju o 7 rano, nie zdzierżę i się wydrę prawdopodobnie po 15 minutach upocenia w tłumaczeniu.
To kto chce czerwoną pigułkę?