Powodem, dla którego Kościół jako instytucja nie powinien mieszać się do polityki jest jego specyfikacja. Instytucja religijna nie służy do agitowania politycznego, tylko do niesienia ludziom pociechy, nauki, umożliwienia im otworzenia się na duchowość - tak to, zdaje się, wygląda dla osób wierzących.A kiedy taka poszukująca wskazań duchowych osoba przychodzi na mszę i słyszy, żeby głosować/nie głosować na partię X, bo w przeciwnym wypadku będzie złym człowiekiem, to co taki człowiek ma sobie pomyśleć?
Poza tym - pomijacie jedną ważną rzecz. Kościół jako struktura organizacyjna jest niedemokratyczny. To znaczy, że zbiorowość (wiernych, szeregowych księży etc.) wspólnoty nie ma w nim żadnej realnej siły mogącej regulować wewnętrzne procesy decyzyjne Kościoła Rzymskokatolickiego. Realną i absolutną władzę ma jedynie stosunkowo wąska kasta biskupów, którzy mogą - ale wcale nie muszą i na ogół tego nie robią - słuchać głosów "z dołu" drabiny hierarchicznej, ale w żaden sposób nie są zobligowani do jakiejkolwiek reakcji na nie.
Przez lata naszej cywilizacji udało się wykreować system społeczny zwany demokracją liberalną. Jest to ustrój panujący obecnie w naszym pięknym, acz pokręconym kraju, choć relatywnie niewielu jego obywateli ma świadomość co to w praktyce oznacza. Dla większości Polaków "demokracja" oznacza, że Większość rządzi, a Mniejszość ma się grzecznie zamknąć i cieszyć, że Większość nie przegłosowała masowej eksterminacji Mniejszości, tylko łaskawie pozwoliła jej żyć. A to z demokracją nie ma nic wspólnego, bo sednem demokracji liberalnej jest takie nawigowanie zbiorowością społeczną, by nie naruszyć przy tym praw mniejszości.
I teraz - jaką mam gwarancję, że niedemokratyczny rząd KRK po objęciu władzy w demokratycznym państwie będzie chciał tę demokrację utrzymać? Żadną. W istocie, nie ma ani jednego kraju, w którym teokracja nie poskutkowałaby niewyobrażalnym okrucieństwem wobec mniejszości jakichkolwiek: etnicznych, seksualnych, wyznaniowych itd oraz skrajnymi nierównościami społecznymi.