A Ty, jakie tak naprawdę znasz realia pracy? Bo mam wrażenie, że często prezentujesz podejście teoretyczne i idealistyczne. Wiesz, że w życiu tak nie ma, nie?
---------- Zaktualizowano 07:39 ----------
No i jeśli chodzi o asymetrię relacji, to wiesz, oczywiście, na czyją korzyść orzekają sądy?
Pracodawca-krwiopijca, kapitalistyczny wyzysk, a pracownik mało kiedy winny.
Szczegół, że tak nie jest, tylko tak lepiej brzmi. A PKB zrobi się samo.
Und, realia pracy znam takie, że pracodawca dyma pracownika we wszystkie otwory ciała. I nie, nie od wujka, ciotki czy kuzyna. Oczywiście nie twierdzę, że każdy tak robi (akurat w przypadku rodziny mam przykłady świetnych pracodawców), nie mniej w oczywisty sposób wszelkie formy wyzysku częściej zdarzają się w przedsiębiorstwach prywatnych, bo to tam najsilniej zaznacza się konflikt pracodawcy z pracownikiem - pierwszy chce płacić jak najmniej za jak najwięcej pracy, a drugi odwrotnie i jest to chyba dość oczywiste. Asymetria relacji jest taka, że tak długo, jak istnieje bezrobocie wyższe od marginalnego, to pracownik o wiele bardziej potrzebuje pracodawcy niż pracodawca pracownika. Cała walka o prawa pracownicze polegała na tym, że robotnicy chcieli mieć narzędzia, które pomogą im tę asymetrię przezwyciężyć - związki i chronione przez prawo środki nacisku, jakimi one dysponują (np. właśnie strajk) są tego najlepszym przykładem. Bo wówczas obie strony stają się mniej-więcej równe i mogą naprawdę negocjować, a nie stawia ultimatum. Twój komentarz o "cackaniu się" sugerował, że pochwalasz praktyki, które pracownikom te narzędzia odbierają i przywracają sytuację, w której jedna ze stron ma przewagę.
Co do sądów pracy - jestem niemal pewien, że mam z nimi dużo bliższy kontakt i jeśli już słyszałem, że wyroki mają tendencję do zapadnia na korzyść jednej ze stron, to nie jest to strona pracownicza. Also one przecież wchodzą w grę dopiero wtedy, gdy ktoś ma umowę o pracę.
Nie rozumiem fragmentu o PKB. Sugerujesz, że to pracodawcy są za jego wytwarzanie odpowiedzialni? Jeśli tak, to hm... potrafię sobie wyobrazić przedsiębiorstwo, które nadal coś produkuje i sprzedaje po tym, jak rozpędzono na cztery wiatry głównych udziałowców, ale nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której to sami akcjonariusze coś produkują. Także jeśli idzie o pożyteczność mierzoną ilością wytworzonego pekabu mamy chyba w starciu Kapitał - Praca zero do jednego.
Opowiedz nam historię jak to zły kapitalistyczny pracodawca się z Tobą nie cackał i jak to zmieniło Twój punkt widzenia.
Ach chyba ze to będzie historia o ciotce/kuzynie/wujku/bracie wydymanym przez prywaciarską świnię. Jak historia kończy się śmiercią któregoś z bohaterów to też dawaj.
Mam tę komfortową sytuację, że pochodzę z klasy społecznej, w której takie sytuacje raczej się nie zdarzają.
Swoją drogą, co zrobisz za rok, gdy umowy-zlecenia też będą ozusowane? W imię walki ze złowrogim systemem zejdziesz do podziemia i będziesz pracował tylko na czarno?
