"Roszczeniowość" to, jak zauważyłem, bardzo wygodne słowo-wytrych w dzisiejszym dyskursie społecznym. Roszczeniowe są matki domagające się większej ściągalności alimentów ("mogły się zabezpieczać, szmaty"), środowiska LGBT chcące prawnej regulacji związków, w ramach których funkcjonują ("nie będą nam lesby i pedały pluć w twarz") czy związki zawodowe postulujące zwiększenie płacy minimalnej ("Ja tu robię za tysiąc dwieście, a te chamy chcą nie wiadomo czego!"). Generalnie jeśli ktokolwiek wysuwa w polskiej przestrzeni publicznej jakiekolwiek postulaty, to wystarczy go nazwać roszczeniowym i już - problem zniknięty, nie trzeba się nad nim zastanawiać.
Ale niezupełnie o tym chciałem pisać.
Generalnie sprawa wygląda tak, że nie rodzimy się równi. Niektórzy z nas są dziećmi z wyższych sfer, którym od małego nadskakiwano z ekskluzywnymi korepetycjami, prywatnymi szkołami, wycieczkami, kursami języków obcych i jazdy konnej itp., a niektórzy urodzili się jako piąty syn/córka permanentnie bezrobotnych rodziców w jakiejś zapyziałej post-PRLowskiej wsi. Takich dwóch osób nie łączy nic, poza jednym - są częścią tego samego społeczeństwa (przynajmniej w teorii).
Wiem, że głoszę tu utopie, ale państwo jest dla wszystkich i powinno robić wszystko, by wszyscy jego obywateli startowali z tej samej pozycji. To jest oczywiście z bardzo wielu względów niemożliwe, ale taki jest ideał, do którego powinniśmy dążyć. Dlatego część z podatków idzie na system wyrównywania szans - zielone szkoły dla najbiedniejszych, darmowe obiady, tańszy dostęp do kultury dla wielodzietnych itd. Nie przeszkadza mi, że część z płaconych przeze mnie podatków idzie na tego typu cele, bo chciałbym żyć na świecie, w którym nikt nie cierpi z tego powodu, że miał mniej szczęścia w czasie narodzin. To jest właśnie odpowiedzialność społeczna.
Kiedy się nad tym zastanowisz, sam też jesteś beneficjentem tego typu działań - mniejsze bezrobocie, mniej nędzy na ulicach, mniejsze ryzyko jakiejś rewolty wykluczonych skutkującej zamieszkami na ulicach.
A, miało być o górnikach. Chryste, ale odbiegłem od tematu