Jakoś w grudniu zacząłem przygodę z Red Dead Redemption na PS4 (jest to mój pierwszy kontakt z tą odsłoną) i jako że jestem już prawie na finiszu to postanowiłem skreślić parę słów
Kiedy zapowiadano ten bieda-port to w innym temacie pisałem, że to wstyd dla Rockstara, bo ta gra zasługuje na porządny remake. Po ograniu prawie całej przygody podtrzymuje to zdanie, ale jednocześnie uważam, że tytuł wciąż broni się bez tego. Jasne, grafika i fizyka już nie ta, tekstury nie tak ostre, ale nie ma tutaj nic co by zajeżdżało starożytnym drewnem zabijającym przyjemność płynącą z gry, a ta jest naprawdę spora. Historia jest niezła, rozgrywka daje radę (o ile ktoś nie ma uczulenia na typową 'grę Rockstara', ale o tym później), a rzeczy do roboty poza misjami jest naprawdę mnóstwo. Nie zliczę ile czasu (i kasy) poświęciłem na liczne mini gierki, ściganie przestępców, polowanie na dzikie zwierzęta czy pomaganie zwykłym ludziom i ani przez chwilę się nie nudziłem. To wszystko dzięki dobrze napisanym dialogom, kreacjom aktorskim i przywiązaniu do detali (taka pierwsza z brzegu pierdoła jak to że każdy inaczej tasuje karty to jest to).
Czemu zatem marzył mi się remake? Pomijając oczywistą oczywistość czyli bardziej dzisiejsza grafika i fizyka to brakuje mi tutaj wielu elementów obecnych w części drugiej, które świetnie wspierają wczuwkę w otaczający świat. Możliwość jedzenia, budowanie więzi z wierzchowcem, dobór odzienia zależnie od pogody, rosnące włosy i broda, które trzeba golić i wiele, wiele innych - to są rzeczy, które robiły robotę w młodszej odsłonie cyklu. Drugą rzeczą jest fabuła. Red Dead Redemption II rozgrywa się wcześniej, ale z racji iż gra powstała dużo później to pojawiły się w niej wątki i postacie istotne dla serii, ale z oczywistych względów nieobecne w jedynce, bo wymyślone i napisane dopiero później. Taki konkretny remake dałby twórcom możliwość rozbudowania opowieści o te elementy.
A skoro już o fabule mowa to mam tutaj pewien problem. Być może wynika on z faktu, że najpierw grałem w dwójkę, a być może nie. Tego już nie jestem wstanie ocenić, ale chętnie poznam opinie ludzi, którzy grali 'po bożemu' tj. najpierw poznali historię Johna Marstona, a dopiero potem Arthura Morgana. Jak już wspominałem wcześniej, fabuła jest niezła, ale brakuje mi tutaj więzi emocjonalnej. Przez całą przygodę przewija się tutaj sporo ciekawych i zapadających w pamięć postaci, ale zasadniczo jest tylko John. A o czym opowiada gra? Wcielamy się byłego członka gangu, który zdezerterował, a obecnie próbuje żyć uczciwie ze swoją żoną i nastoletnim synem na ranczu. Pewnego dnia wizytę składają im agenci federalni, porywają rodzinę (co?) i składają propozycję nie do odrzucenia: albo John pomoże wytropić i zlikwidować dawnych kolegów, albo on i jego rodzina poniosą konsekwencje grzechów z przeszłości. Tak przynajmniej można wywnioskować na początku, bo szczegóły pojawiają się później gdyż w grze trafiamy od razu w sam środek akcji i to mi lekko zgrzyta. Wspomniani agenci poza krótką sceną na początku pojawiają się dopiero w drugiej połowie fabuły, a rodzina pod sam koniec. Mamy zatem do wytropienia bandziorów, których my (gracze) nie znamy, dla agentów których ledwo kojarzymy, a to wszystko dla rodziny, której nie widzieliśmy nawet na oczy. Znajomość fabuły dwójki nadaje mi potrzebny kontekst, ale brakuje mi tutaj jakiegoś rozbudowanego prologu ukazującego życie Johna i jego rodziny w gangu i wizytę federalnych.
Pod tym względem dwójka przypasowała mi o wiele bardziej. Tam praktycznie przez całą grę bujamy się z naszym gangiem więc mamy liczne okazje do budowania relacji. Zarówno podczas misji fabularnych i pobocznych jak i podczas zwykłych obozowych czynności pokroju polowania czy grania w karty. Kiedy musimy kogoś ratować, ktoś nas o coś prosi, mamy z kimś kosę albo padamy ofiarą zdrady to wiemy z czego to wynika. W jedynce mi tego trochę zabrakło.
Dobra, fabuła odhaczona więc mogę przejść do rozgrywki. Jak pewnie wszyscy wiedzą, Rockstar ma hopla na punkcie detali i w swoich grach potrafi zaserwować naprawdę mnóstwo przeróżnych drobiazgów, kontekstowych animacji czy dodatkowych dialogów. W Red Dead Redemption jest nie inaczej. Oczkiem w głowie jednak jest fabuła i filmowość więc o ile podczas swobodnej eksploracji możemy zaznać więcej wolności o tyle podczas misji liniowość potrafi zaboleć, bo gracz czuje się jak idiota. Podam tutaj dwa przykłady z gry:
1) W jednej z misji trzeba się wspiąć na szczyt góry. Pobliskie półki skalne zachęcają do wspinaczki więc każdy głupi by się zorientował po usłyszeniu od postaci niezależnej, że trzeba wejść wyżej, ale nie, gra wali po oczach wielkim iksem krzycząc wręcz 'tutaj!'. Znaczek pojawia się potem jeszcze kilkukrotnie żeby przypadkiem nikt ani przez pół sekundy nie musiał się zastanawiać gdzie teraz.
2) Podczas spędu bydła w jednej z misji przychodzi pora zagonić krówki do zagrody. Wiem gdzie, bo w okolicy jest tylko jedna zagroda, w dodatku dosłownie przed chwilą furtkę otworzyła towarzysząca mi postać, ale to za mało, oto wielki iks, który ponownie krzyczy 'tutaj!'.
Taki schemat przewija się non stop włącznie z koniecznością zrobienia czegoś dosłownie od linijki np. ukrycia się w tym konkretnym krzaku, nie tym obok. Rozumiem, że takie dosłowne prowadzenie za rękę ma na celu sprawić żeby gracz poznawał te świetne historie dokładnie tak jak to sobie zaplanowali twórcy, ale naprawdę dałoby się to zrobić lepiej. Jest wiele innych gier, które wcale nie dobiegają jakością fabuły czy dialogów od tych prezentowanych przez Rockstara, a jednak dają nieco większą swobodę. Podoba mi się to w grach Naughty Dog np. Uncharted 4 gdzie często mamy do rozwiązania jakąś zagadkę albo musimy wykombinować gdzie iść, ale gra nie od razu mówi nam co i jak. Jeśli jednak gracz za długo kręci się w kółko to gra subtelnie zaczyna podpowiadać np. główny bohater albo towarzysz coś tam mamroczą w stylu 'może powinienem sprawdzić pomieszczenie obok?' albo 'może warto spojrzeć w górę?'. Podpowiedzi zatem są więc raczej nikt nie utknie gdzieś na długo, ale jest to bardziej sensowne i gracz nie czuje się jakby z automatu był traktowany jak kretyn.
To jest oczywiście problem wszystkich gier tej firmy, nie tylko Red Dead Redemption. Liczę, że Gwiazdy Rocka mile mnie zaskoczą i w swojej najnowszej produkcji tj. szóstej odsłonie Grand Theft Auto poluzują nieco uścisk trzymającej nas ręki i zaoferują większą swobodę oraz bardziej subtelne podpowiedzi. Tego życzę sobie i wam, bo wiem że nie jestem osamotniony w opinii dotyczącej przesadnej liniowości w ich grach
Czekają na mnie jeszcze 2-3 misje oraz dodatek Undead Nightmare więc w kapeluszu Johna Marstona spędzę jeszcze trochę czasu. Pora zatem kulbaczyć ogiera i ruszać na szlak!