Dziś zajrzałem na Netflixa, a tam Nightflyers - nowy serial na podstawie prozy GRRM. Ucieszyłem się i zdziwiłem, że nie dotarły do mnie żadne entuzjastyczne ogłoszenia o jego przemierze.
Następnie spojrzałem w internet i mina mi trochę zrzedła. Recenzje są, delikatnie mówiąc, słabe.
Oglądał ktoś i może coś powiedzieć na ten temat?
Właśnie oglądam.
Umknęło mi jakoś (ale w sumie teraz kojarzę, że chyba o tym czytałam), że to Martin (i dobrze, że umknęło, bo bym zignorowała, owczopędna Gra o Tron sprawia, że uciekam z krzykiem i kijem nie dotykam)...
Oglądam i, kurka, dobrze jest.
Nie miałam bladego pojęcia, czego się spodziewać. Nie czytałam recenzji, nie patrzyłam na zajawki, Martin mi umknął, kurczę, same plusy. I oglądam bardzo fajny klimat, naprawdę.
Nie jest jakoś powalająco głęboko, nie jest to Kubrick, nie jest to Gibson, nie jest to Dukaj, o, jak dobrze, nienawidzę się męczyć, jeśli nie muszę ;p Jest tak trochę Obcy, trochę Star Trek, trochę, mimo wszystko, Odyseja Kosmiczna, czasami trochę Firefly - a w całości "swój własny" serial, własna historia.
Nie zaspoileruję, jeśli wspomnę, że pierwsze sceny w kontekście nawet tego samego odcinka dalej każą mi się zastanawiać nad sensem oglądania do końca, a jednak oglądam. Fajne postacie (Thale jest świetny), ciekawe wątki, nie wszystko przewidywalne (np. domyśliłam się, gdzie jest Cynthia, ale totalnie się zszokowałam, czym jest sonda). Bywa dziwacznie, postacie robią dziwne rzeczy - i może tym bardziej fajnie się ogląda. Ucieka od pewnej sztampy ten serial. Lubię.
Nie zrażałabym się opiniami i w ogóle polecam mój osobisty system: ja po prostu niczego wcześniej nie czytam, tylko biorę tytuł i oglądam xD
Chociaż, prawdę mówiąc, Netflix mnie raczej zawodzi i tu też spodziewałam się rozczarowania. A tu proszę ;p