Seriale

+
Informacja z grudnia zeszłego roku, ale jakoś mi to umknęło. Pojawiły się bowiem opisy postaci, które zobaczymy w aktorskiej wersji Cowboya Bebopa i niby fajnie, ale coś mi zgrzyta.

https://www.antyradio.pl/Film/Seria...aterow-aktorskiego-serialu-Cowboy-Bebop-27826

O ile Jet będący Mulatem czy nawet Murzynem jak najbardziej pasuje o tyle nigdy nie wyobrażałem sobie Spike'a i Faye jako Azjatów. Cieszy natomiast obecność Viciousa i Julii, bo to oznacza, że osią fabuły będzie przeszłość Spike'a.



W powyższym newsie jest bzdurna informacja o premierze w kwietniu tego roku. W kwietniu mają dopiero ruszyć z produkcją więc o ile nic się nie zmieniło to prawdopodobnie na dniach poznamy obsadę.
 
nie wyobrażałem sobie Spike'a i Faye jako Azjatów.
To jest Hollywoodzka ekranizacja czy japońska? Bo jeśli japońska to nic dziwnego, oni zawsze w swoich filmach obsadzają japońskich aktorów, mając gdzieś, czy postać wygląda na białą lub jest wprost powiedziane, że jest biała. Przy czym dodaam, że akurat Spike grany przez Azjatę nie powinno być niczym dziwnym, ponieważ wygląd tej postaci był oparty na wyglądzie japońskiego aktora, Yūsaku Matsudzie.
bandicam 2019-03-16 19-13-27-948.jpg
bandicam 2019-03-16 19-14-30-735.jpg

Tak więc japoński aktor dla Spike wydaje mi się jeszcze dobrym pomysłem.
P.S Ale na twoim miejscu i tak nie napalałbym się na tą ekranizację. To raczej na pewno będzie gniot. Hollywood nie umie ekranizować mang i anime, nawet jeśli te wydają się być stworzone pod amerykański gust.
 
To jest Hollywoodzka ekranizacja czy japońska?

Anglojęzyczny serial Netflixa.

Przy czym dodaam, że akurat Spike grany przez Azjatę nie powinno być niczym dziwnym, ponieważ wygląd tej postaci był oparty na wyglądzie japońskiego aktora, Yūsaku Matsudzie.

Inspiracja jak najbardziej, po prostu nigdy nie utożsamiałem go z narodowością japońską ;) Oczywiście w samym serialu może to zagrać świetnie, tego dopiero się dowiemy.

Hollywood nie umie ekranizować mang i anime, nawet jeśli te wydają się być stworzone pod amerykański gust.

Bebop jest akurat bardzo amerykański w swoim klimacie i inspiracjach. Tak jak jest wiele mang czy anime, których nie wyobrażałbym sobie przerobionych na live action przez Amerykanów, tak Bebopa nie wyobrażam sobie przerobionego na live action przez Japończyków. Jestem dobrej myśli, a jak nie wypali? Trudno, zawsze mogę wrócić do genialnego pierwowzoru.
 
Miłość śmierć i roboty, to zdecydowanie najbardziej pozytywne zaskoczenie póki co w tym roku.

Pamiętam, że pierwszą antologią, która mnie zmiotła z powierzchni ziemi, był wspomniany już wcześniej Animatrix, który zjada oficjalne kontynuacje kinowe na śniadanie. Potem, miałem jeszcze kilka podejść do tej formy, ale jakoś żadna mnie nie porwała.

Aż do teraz.

Przede wszystkim widać w każdej sekundzie dowolnej historii, że nie szczędzono pieniędzy. Animacje są płynne, graficznie spokojnie może rywalizować z produkcjami kinowymi. Za wyjątkiem dwóch, trzech odcinków, tematyka jest zazwyczaj dość poważna, autorzy nie boja się pokazywać brutalności, nawiązywać do ciężkich tematów (gwałt, prostytucja, różnica klas, uprzedzenia itd.). Dobrze się to ogląda każda historia ma na siebie pomysł, nie ma z góry narzuconej długości odcinka, więc wszystko ma bardzo przyjemny flow i trwa dokładnie tyle ile powinno.

Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to do przysłowiowego epatowania cyckiem. Nie mam nic do erotyki, ale w znakomitej większości filmików, w których się wspomniana erotyka pojawiła, wydawała mi się tam dodana na siłę, w celu pobicia "edżinowości" danej historii, bo widać bluzgi w dialogach i w oczybijąca przemoc, to za mało.

8.5/10, mam nadzieję, że to nie ostatni tego rodzaju projekt na platformie.
 
Jestem w połowie antologii i też bardzo mi się podoba. Nie obraziłbym się gdyby część z dotychczas obejrzanych historyjek została rozwinięta w dłuższym projekcie, niekoniecznie pełnometrażowym, ale dłuższym. To jest w zasadzie główna wada tej antologii czyli czas trwania. Wciągnę się w daną opowieść, a tu już napisy końcowe.

Cieszy mnie, że Netflix eksperymentuje i oprócz produkcji aktorskich próbuje też sił w animacji różnego typu.
 
To może ja wypowiem się o Love, Death and Robots.

Oczywistym nasuwa się (wspomniane już tutaj) skojarzenie z serią Animatrix ( "Zima Blue" nawet wdaje się posiadać podobny styl animacji, do tego, który widzieliśmy w World Record - szczerze to nie leżał mi ten styl, ale to mój gust).
Ogólnie mamy do czynienia z serią krótkich (zwykle 10 - 15 minutowych) animacji wykonanych prawie w całości techniką komputerową (jest też coś bardziej tradycyjnego oraz jedno połączenie z normalnym filmem - chociaż odejrzewam o to jeszcze jeden epizod...).
Przy czym prawie każdy odcinek różni się nieco stylem. Mamy więc animację starającą się oddać realizm (w sumie jest ich kilka: Beyond the Aquila Rift, Shape-Shifters, Helping Hand czy Lucky 13), realizm "stylizowany" (Sonnie's Edge, Three Robots, The Witness albo Fish Night), zupełnie stylizowane podejście (Suits, When The Yogurt Took Over, The Dump, Alternate Histories lub Secret War) oraz mniej lub bardziej tradycyjną animację (Sucker of Souls, Good Hunting, Zima Blue oraz Blind Spot).
Historii nie ma sensu streszczać, gdyż większość z nich dałoby się opowiedzieć w kilku prostych zdaniach. Tym co stanowi o mocnym stronie serii jest klimat. Praktycznie w każdej (no, niemal w każdej - jest kilka bardziej humorystycznych historyjek) mamy coś brutalnego/krwawego albo sceny z nagością. Postacie często też nie przebierają w słowach, co w brew pozorom pasuje do klimatu serii i nie czuje się aby twórcy jechali po przysłowiowej bandzie tylko po to aby zyskać większy rozgłos.
Ogólnie jest duża różnorodność. Spotykamy więc nie tylko roboty ale też kosmiczne potwory, wampiry, wilkołaki oraz istoty ...z piekła rodem i pewnego pana z charakterystycznym wąsem.
Formuła służy serii i mało kiedy ma się wrażenie obcowania z wydmuszką historii (tła całej opowieści możemy się zwykle domyślić z dialogów czy narracji postaci), a nawet jak coś nie bardzo przypadnie nam do gustu zawsze jest kolejna animacja (w sumie jest ich 18) i nadzieja, że ta będzie lepsza (w moim przypadku była to swego rodzaju sinusoida, z tendencją zwyżkową pod koniec).

Pozytywnie zaskakuje natomiast oprawa audio, która w kilku momentach robiła taki KLIMAT ...


Całościowo oceniam serię na dość duży plus.

P.S. Ów "cyc" walący po oczach był moim zdaniem tylko w The Witness, ale tam znowu cała historia była jedną z ciekawiej oprowadzonych.
 
Miłość śmierć i roboty, to zdecydowanie najbardziej pozytywne zaskoczenie póki co w tym roku.

Pamiętam, że pierwszą antologią, która mnie zmiotła z powierzchni ziemi, był wspomniany już wcześniej Animatrix, który zjada oficjalne kontynuacje kinowe na śniadanie. Potem, miałem jeszcze kilka podejść do tej formy, ale jakoś żadna mnie nie porwała.

Aż do teraz.

Przede wszystkim widać w każdej sekundzie dowolnej historii, że nie szczędzono pieniędzy. Animacje są płynne, graficznie spokojnie może rywalizować z produkcjami kinowymi. Za wyjątkiem dwóch, trzech odcinków, tematyka jest zazwyczaj dość poważna, autorzy nie boja się pokazywać brutalności, nawiązywać do ciężkich tematów (gwałt, prostytucja, różnica klas, uprzedzenia itd.). Dobrze się to ogląda każda historia ma na siebie pomysł, nie ma z góry narzuconej długości odcinka, więc wszystko ma bardzo przyjemny flow i trwa dokładnie tyle ile powinno.

Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to do przysłowiowego epatowania cyckiem. Nie mam nic do erotyki, ale w znakomitej większości filmików, w których się wspomniana erotyka pojawiła, wydawała mi się tam dodana na siłę, w celu pobicia "edżinowości" danej historii, bo widać bluzgi w dialogach i w oczybijąca przemoc, to za mało.

8.5/10, mam nadzieję, że to nie ostatni tego rodzaju projekt na platformie.

Pozwoliłem sobie zacytować cały wpis gdyż nie pozostaje mi nic innego jak tylko się przyłączyć. O matko, jakie to odkrywcze! Zarówno w formie jak i treści dawno mną coś tak pozytywnie nie wstrząsnęło. Zwłaszcza, na Netflixi-ie który w tym roku zalicza powiedzmy to jasno "Dołek" z wyjątkiem 'Sex education”, ale to nie ten poziom. Niezwykłe techniki animacji w etiudzie
(Tak je trzeba nazwać) "świadek" zastanawiałem się czy nie wykorzystano żywych ludzi. Powalająca fabuła i podejście do tematu. Próba zrecenzowania tego fenomenalnego dzieła przypomina w moim mniemaniu rozprawę ze ślepym o kolorach trzeba zobaczyć by ocenić, co wszystkim gorąco polecam.

Dla mnie 10/10 poważnie! A tak na marginesie oglądacie może z Polskim Dubbingiem? Bo ja tak uwielbiam grę głosem zwłaszcza starą Polską szkołę i w tym serialu jest niezła.
 
P.S. Ów "cyc" walący po oczach był moim zdaniem tylko w The Witness, ale tam znowu cała historia była jedną z ciekawiej oprowadzonych.

Wchodzimy mocno w subiektywne gusta. Mi się większość obecnej w serii nagości wydaje dodana na siłę. Ale nie wszędzie. Paradoksalnie w wymienionym przez Ciebie Świadku mi nie przeszkadzała;

Pokazywała totalna desperację głównej bohaterki, która była na tyle przerażona i skupiona na ucieczce, że nie miała czasu zastanawiać się nad swoim wyglądem zewnętrznym. W całej scenie pomimo dużej ilości nagości nie było żadnego erotyzmu. Ergo, miało to jakieś znaczenie dla historii.

Przykładem najbardziej na siłę wrzuconej nagości będzie dla mnie Za szczeliną orła, gdzie całość wywołała u mnie raczej zażenowanie i pasowała do klimatu historii jak pieść do nosa.
 
(...) "świadek" zastanawiałem się czy nie wykorzystano żywych ludzi. Powalająca fabuła i podejście do tematu. Próba zrecenzowania tego fenomenalnego dzieła przypomina w moim mniemaniu rozprawę ze ślepym o kolorach trzeba zobaczyć by ocenić, co wszystkim gorąco polecam.

Raczej tak. Na moje oko był tam normalny film z nałożonymi filtrami oraz obrobionymi (stylizowanymi) postaciami. W sumie chyba epizod najfajniej pomyślany pod względem konstrukcji.

P.S. W sumie też oglądałem z polskimi głosami i jakoś mnie to specjalnie nie odrzuciło.
Post automatically merged:

@Nars

No dobra... Za szczeliną orła też nieco kręciłem nosem na tą scenę ale za to piosenka, która wówczas grała :love: ...
 
@HuntMocy W każdym razie jakby naprawdę z tej jaskini wylazł jakiś Smaug czy inny Drogon to by dla mnie zrobiło z tego serialu jeszcze większą kaszanę, niż była. :)

Przeniosę się z dyskusją o Iron Fiście tutaj żeby już nie przeciągać offtopu w temacie o Wiedźminie ;)

W tamtej scenie to była wizja więc choć nie miałbym nic przeciwko gdyby pokazali chociaż kawałek pyska to jednak miało sens, że zrobili tak a nie inaczej. Chodzi jednak o to że pojedynek ze smokiem Shou-Lao jest kluczowym elementem mitologii Iron Fista. Oczywiście w telewizyjnej adaptacji mogli to zmodyfikować i postawić na większy realizm, takie to już święte prawo twórców. Sęk w tym, że oni z tego nie zrezygnowali. Danny ciągle o tym mówił, a we wspomnieniach widzieliśmy przygotowania do walki i to co się stało po walce. Jej samej jednak nie zobaczyliśmy, bo nie było kasy żeby smok wyglądał przyzwoicie. Dlatego martwię się o smoka w Wiedźminie. Co innego humanoidalne stwory, które mogą być częściowo grane przez aktorów z nałożonymi efektami, a co innego taka wielka bestia w całości robiona komputerowo. Nawet w Grze o tron musiało minąć trochę czasu żeby te smoki zaczęły wyglądać sensownie.

A czy sam smok pasował do świata przedstawionego w marvelowskich serialach Netflixa? Cóż, to już kwestia gustu, ale superbohaterskie komiksy mieszają różne gatunki. Możemy mieć obok siebie zwykłego typa, który strzela do bandytów, nordyckiego boga, kosmitów i łowcę wampirów.
 
W tym roku Netflix zachwycił mnie dosyć mocno. "Punisher" sezon nr 2 oraz "Sex Education" obejrzałem już jakiś czas temu i bardzo przypadły mi do gustu, szczególnie drugi tytuł, potem nadrobiłem kapitalne "Dark" i "La Casa de Papel". Natomiast zupełnie niespodziewanie uderzyły mnie "After life" oraz właśnie "Love, Death and Robots".

Ten pierwszy to łącznie trzy godziny grania na emocjach. Tak świetnie oddziałującego na nie serialu dawno nie widziałem, rzadko kiedy tak szybko zżyłem się z bohaterem i poczułem z nim więź. Daleka od patosu i wielkich słów, bardzo ludzka historia. 8/10.

Robociki to natomiast perełka perełek. Od siebie dodam, że mi nagość nigdzie nie przeszkadzała, wydawała się spójna z tym co dzieje się na ekranie. Poza tym akurat odcinek "Beyond the Aquila Rift" spodobał mi się najbardziej i absolutnie niczego nie ująłbym z tej historii :D Albo dobra, bardziej podobał mi się "The Witness". Hmm... a może jednak "Good Hunting", albo "Sonnie's Edge"? Cała czwórka to moim zdaniem absolutne arcydzieła :D Mniej podobały mi się "Blindspot" i "Fish Night" (sorry, Platige), ale to wciąż fajne odcinki, szczególnie drugi wizualnie piękny. A jeżeli już o wizualiach mowa, to poziom CGI w odcinkach próbujących odzwierciedlać realizm jest wręcz kapitalny! "Lucky 13" jest niemal fotorealistyczny, "Secret Wars" podobnie, chociaż da się odczuć nieco plastyczności animacji charakterystycznej dla studia Digic. "Shape Shifters" także ma momenty nocne, które wyglądają jak film aktorski. "Three Robots" i "Helping Hand" też wygląda mega realistycznie. Po prostu bomba. Stylizowane CGI w "Sonnie's Edge", 'When The Yoghurt Took Over" i "The Dump" także wypada świetnie, a z racji innego stylu niż realistyczny nie ma podstaw, by się do czegoś przyczepić. Dla kogoś, kto śledzi z zapartym tchem "wyścig zbrojeń" na coraz dokładniejsze odwzorowanie rzeczywistości za pomocą komputera ten serial był ucztą jak parówka z keczupem dla studenta. Żałowałem, że musiałem iść spać i zostawić sobie 5 odcinków na kolejny dzień.

Nie no, jednak "The Witness". Miazga to była.

9,5/10 i chcę drugi sezon.
 
A ja właśnie, dlatego żeby starczyło na dłużej "Porcjuję" sobie odcinki jestem przed wysypiskiem i też chcę drugi sezon. Wystartowała też mała zapomniana perełka 4 sezon 'bilions" ruszył panie i panowie!
 
Co innego humanoidalne stwory, które mogą być częściowo grane przez aktorów z nałożonymi efektami, a co innego taka wielka bestia w całości robiona komputerowo

To drugie jest zdecydowanie prostsze.

Kompozycja (oczywiście zależy od wielkości, ale generalnie) jest znacznie trudniejsza od stworzenia całego efektu w CGI, z wyjątkiem ludzi.

Davy Jones to po dziś dzień majstersztyk efektów, a minęło już kilkanaście lat - wieczność w tej dziedzinie. Ja bardzo długo tłem przekonany, że Bill ma gumową maskę i tylko macki są animowane, a potem gdy się dowiedziałem, że cała twarz to perfekcyjnie oddana mimika aktora w całości wygenerowana w kompie... Magia.
 
Kompozycja (oczywiście zależy od wielkości, ale generalnie) jest znacznie trudniejsza od stworzenia całego efektu w CGI, z wyjątkiem ludzi.

Trochę źle się wyraziłem. Chodziło mi o aktorów w kostiumach wspomaganych komputerowo, a nie np. Golluma gdzie cały kostium jest komputerowy.
 
Wsiąkłam w netlixowe roboty, oj, wsiąkłam.
Bajka i rarytas.

Każda animacja inna, totalne przeskoki w nastroju, już nie wspomnę o kresce i oprawie dźwiękowej w tle. Też powinnam sobie dawkować, ale to się łyka na jeden raz.
Dawno mnie nic tak nie zachwyciło z miejsca.
Świetny projekt, świetne wykonanie, kawał świetnej roboty i - jak przypuszczam - za chwilę kanon.
 
Mam podobne odczucia co do "Miłości, śmierci i robotów", ale to chyba nic odkrywczego ;D
Serię łyknąłem na dwa podejścia i to tylko dla tego, że za późno bym skończył oglądać, gdybym miał zobaczyć wszystko na raz. Świetna robota i fantastyczna forma, za którą się zatęskniło, mając w pamięci Animatrixa. Poczułem się jakbym zasiadł do dań degustacyjnych skrzętnie przygotowywanych przez różne ekipy. I gdybym dostał jedną taką historię to zapewne byłbym zniesmaczony, bo za mało. A tak mam coś mocnego, cięższego, słodszego, na przemian i za każdym razem inny klimat, inny styl. I czuję, że fajnie, miło spędziłem ten czas.
Najgorsze, a zarazem najlepsze jest to, że ciągle czuję się głodny i chciałbym więcej.
Już przed podejściem do oglądania stwierdziłem, że moje pierwsze podejście do serii będzie z dubbingiem. Kolejny raz zamierzam oglądnąć po angielsku, ale przed tym nie wiem czy nie sięgnę po Animatrixa ;)
Jeśli miałbym wspomnieć o jakichś zarzutach, to mam odczucie, że nie każdy odcinek trzyma się tematu, który myślałem, że nakłada tytuł - Miłość, śmierć i roboty. Nie oznacza to, że te odcinki bardziej wyróżniające się musiały być złe. Po prostu... żeby nawiązać z powrotem do kulinariów - to tak jakbyśmy dostali czekoladę i nagle odkrywamy, że jest w niej sól, albo ostra papryczka. Niby nie pasuje, ale jemy i mimo wszystko nam to nawet smakuje.
 
Last edited:
Top Bottom