Dla mnie cała ta tona nawiązań i odniesień jest raczej tylko dodatkiem i to mniej istotnym, no bo czym tu się jarać? Że twórcy serialu znają te same filmy i wytwory popkultury, co my?
Jest to fajny smaczek, ale nie kiedy zaczyna być istotą tej produkcji, czyli robi się nawiązania dla samych nawiązań, żeby jeszcze zamachać do widza z ekranu ręką i pokazać "Patrz, tu jeszcze nawiązujemy!". To tak, jakby oglądać serial o Francuzach, z których każdy nazywa się Pierre, ma wąsik, beret i zajada bagietkę, ewentualnie spotka się z Włochem Stefano, który ma nażelowaną fryzurę, co drugie zdanie mówi "Mamma mia!", mieszka ze swoją mammą właśnie i codziennie je pizzę popijając ją winem, nucąc italo disco. Czujecie, o co chodzi.
ST stało dla mnie (zwłaszcza w pierwszym sezonie) relacjami postaci, świetną grą aktorską, scenariuszem może nie odkrywczym, ale umiejętnie i w wyważony sposób miksującym różne schematy znane z klasyków gatunku. No i muzyką, zwłaszcza muzyką. Niestety, od drugiego sezonu idea "upside down" i cała serialowa mitologia jest mało rozwijana, a w istocie kręcimy się ciągle wokół tego samego. Robi się jeszcze śmieszniej, gdy bohaterowie w każdym sezonie dość niemrawo zaczynają się orientować, że coś nie gra - mimo że po tym, co przeżyli w pierwszym każde odstające od normy zjawisko powinno ich natychmiast alarmować.
Szczerze mówiąc, do tego serialu bardzo pasowałby mi model z True Detective - czyli każdy sezon to inni bohaterowie, inne miejsce i inna intryga i zjawiska paranormalne, dzięki czemu możemy wraz z bohaterami odkrywać, o co tu chodzi. Oczywiście serial oglądam, jest sprawnie zrealizowany, dostał większy budżet (bo demogorgon z jedynki to jednak tak paskudne CGI, że głowa mała - nie wiem jak to zrobili mając do dyspozycji również efekty praktyczne), ale dwa kolejne sezony to zdecydowanie nie poziom pierwszego, gdzie wszystko "zażarło".