Gdybyś to napisał o drugim sezonie... Ale nie uprzedzajmy faktów.
Siadłem sobie weekendowo z nadzieją, że obejrzę coś przynajmniej równie strawnego, może nawet nieco lepszego, gdyby przypadkiem twórcy nauczeni doświadczeniem postanowili ulepszyć swój serial. A tu taka siurpryza. W skrócie, jest to powtórka pierwszego sezonu, tylko że gorsza. Znacznie. Zaczęło się, zgodnie z podręcznikiem, od trzęsienia ziemi, a następnie wszystko osiadło w mięciutkim fotelu z fają w zębach i tak sobie siedziało przez większość sezonu. Brak pomysłu na cokolwiek nowego. Ktoś tam kazał zrobić dziesięć nowych odcinków, a materiału było na może pięć. Szwedzi zamiast pary Hazel, Cha Cha? Co to miało być? Wielka improwizacja na zadany temat? Po wielokroć się zastanawiałem, do czego mają służyć te wszystkie sceny zapychające czas. Zaskakujące, jak bardzo może się zmienić jakość serialu z sezonu na sezon. Zwykle jest to spadek stopniowy, trwa te dwa, trzy sezony, a tu jakby ktoś kowadło do nóg przywiązał.
Plus dodatni całej sytuacji jest taki, że skoro da się tak bardzo zrobić nic z czegoś, to pewnie i sytuacja odwrotna jest możliwa.