Jestem po całej (Nteflix'owej) Wednesday, więc się wypowiem o tym co się zmieniło w porównaniu z moimi pierwszymi wrażeniami.
Zaznaczę na wstępie, że cały serial to taki lekki "high school drama", więc jak ktoś nie trawi takiej koncepcji, wówczas zapewne szybko się odbije. Mamy też nieco lekkiego kryminału (który nabiera na sile wraz z końcem serii), więc wszystko stanowi poniekąd taki miks. Oczywiście okraszony czarnym humorem ze strony tytułowej bohaterki i jej rodziny (występującej tutaj raczej w śladowych ilościach).
Wypada powiedzieć, że Addamsów kojarzę głównie z filmu z początku lat 90-tych, więc to głównie rzutowało na mój odbiór obecnej interpretacji.
Akcja Wednesday rozgrywa się w akademii o wdzięcznej nazwie Nevermore, gdzie trafiają wszelkie wyrzutki i dziwolągi tego świata. Przy okazji w tym uniwersum potwory jak wilkołaki czy syreny stanowią coś normalnego, aczkolwiek raczej nie bardzo akceptowanego przez "normalne społeczeństwo". Wspomniana szkoła ma im dać nie tylko schronienie, ale również nauczyć korzystać ze swoich mocy (okiełznać je i zrozumieć) oraz nauczyć się współżyć z innymi normalnymi ludźmi.
Co w tym całym towarzystwie robi nasza Wednesday (poza małym faktem, że została wykopana z normalnej szkoły), która przecież nie ma jakiś nadprzyrodzonych mocy czy zdolności? Otóż okazuje się, że jej matka była absolwentką tej akademii i jako swój nadprzyrodzony dar miała swego rodzaju wizję. Owe wizje zaczyna też miewać jej córka Wednesday, ale pierwotnie tego nie zdradza.
Aby było ciekawiej w akademii (która oczywiście ma internat) trafia do pokoju z bardzo pozytywną (i kolorową) współlokatorką, która jest wilkołakiem (wilkołaczycą?
).
Oczywiście dwa odmienne poglądy na życie niemal nieustannie się ze sobą zderzają, ale ostatecznie między lokatorkami rodzi się pewnego rodzaju więź.
Początkowe plany Wednesday to ucieczka z akademii (gdzie trafiła wbrew swej woli) ale wszystko zmienia się gdy dowiaduje się o dawnym incydencie ze swoim ojcem oraz (rzekomym) swoim udziale w upadku akademii, który ma nieuchronnie nastąpić.
Jesteśmy więc świadkami próby przeprowadzenia swego rodzaju śledztwa oraz odnalezienia się w nowej rzeczywistości, od której nawet Wednesday odstaje (mimo przebywania w grupie odmieńców, wciąż jednak będącymi poniekąd normalnymi nastolatkami).
Przez osiem odcinków śledzimy różne poczynania, które (w mniejszym lub większym stopniu) pchają całą intrygę do przodu i przeplatają się z nastoletnim szkolnym życiem. Będąc szczerym muszę powiedzieć, że jedne rzeczy wypadają lepiej, a inne gorzej, jednak tym czymś co trzyma całość w przysłowiowej kupie jest główna bohaterka. Wypada naprawdę nieźle (a czasem wręcz świetnie) w swojej roli. Kilka scen z jej udziałem to wręcz wisienki na dobrym torcie, z których chyba największą jest scena tańca na szkolnej imprezie. Jakkolwiek głupio to by nie zabrzmiało, jest genialne ale uwierzycie dopiero gdy zobaczycie.
Również współlokatorka nie wypada źle, a czasem czuć między dziewczynami chemię.
Jest też Rączka, który stanowi miły dodatek i jest przydatny.
Kilka podkładów muzycznych też jest ładnie dobranych, a film ma swój spójny styl wizualny, który może się podobać (mi przypadł do gustu).
Tyle o pozytywach.
Seria ma jednak kilka poważniejszych negatywów.
Przede wszystkim cała historia śledztwa jest tak na siłę prowadzona na "zaskoczenie" widza, że staje się to (zwłaszcza w późniejszych etapach) wręcz męczące. Niektóre poboczne wątki nie doczekały się jakiegoś pozytywnego rozwinięcia (jak rodzina pewnej syreny czy romans współlokatorki Wednesday - wilkołaczycy
).
Wygląd potworów (głównie jednego) jest też nieco nazbyt przerysowany ze zbyt groteskowymi oczami (tak aby młodzież - film jest od lat 13 - nazbyt się nie przeraziła?), a część pobocznych aktorów gra raczej średnio.
Jest też kilka wątków charakterystycznych dla obecnej "mody" (w końcu to Netflix), ale na szczęście nie jest tego wiele i raczej nie zaimplementowano tego w nachalny sposób. Więc osoby wrażliwe w tym temacie przeżyją (spokojnie Wednesday nie zakocha się we współlokatorce
).
Generalne jednak im dalej (od pewnego momentu - i chyba byłby to piąty odcinek) tym jest jakby trochę mniej fajnie. I o ile cała rodzina Addamsów (z genialną kreacją Wednesday) prezentuje się dobrze, tak wujek Fester jakoś nie bardzo mi leżał i pasował w historii jak pięść do nosa (wiem, że niby coś tam dodał i pchnął fabułę w danym kierunku, ale mogłoby go nie być).
Konfrontacja z głównym złym i zakończenie też poniekąd rozczarowują.
Tak czy inaczej warto obejrzeć dla głównej postaci.
Jak dla mnie takie 7/10 przez samą Wednesday.