Jakiś czas temu miała miejsce premiera serialu "Legends of Tomorrow", są już 3 odcinki (z czego dwa to był dwuczęściowy pilot) o serialu było dosyć głośno, wiele osób o nim pisało, różne serwisy, po za świetnym efektami zapowiadano prawdziwą fabularną gratkę dla miłośników DC oraz świetnych aktorów.
Odcinki dla wielu okazały się zawodem, kiepskie recenzje, oglądalność która spadła przy ostatnim o 21%...jeśli serial nie poprawi poziomu zamówienie kolejnego sezonu jest wątpliwe z uwagi na duże wydatki z produkcją związane. Mnie jednak osobiście podoba się i dostrzegam progres, każdy odcinek jest lepszy od poprzedniego. Efekty niestety nie powalają, zwłaszcza zawodzą Hawkman i Hawgirl, ale ta dwójka zawodzi pod praktycznie każdym względem, zwłaszcza ten pierwszy którego gra większe aktorskie drewno od Stephana Amella. Zastępują ich jednak z olbrzymią nawiązką Captain Cold i Heat Wave (a w tych rolach fenomenalni Wentworth Miller i Dominic Purcell, ten drugi znacznie lepiej zagrał niż w legendarnym Prison Break). Do grona wyróżniających się należy dodać Sarę w interpetacji Caity Lotz, najbardziej seksowna i najlepsza aktorka w uniwersum CW. Reszta daje radę. Serial pozytywnie zaskakuje świetnym humorem a także świetnymi scenami walki, niestety momentami przynudza a także Ray Palmer zawodzi i robi za najbardziej marudzącą postać a także nie stracił nic ze swojego fajtłapstwa. Zdecydowanie jednak scena na koniec 3 odcinka była mega, mega klimatyczna, oby takich więcej a Vandal Savege w interpretacji Caspera Crumpa wypada z odcinka na odcinek coraz lepiej, nic tylko czekać na kolejne odcinki i modlić się o skok oglądalności i jakości.
Na jesień wraca legendarny i w Polsce i w USA "Prison Break" już nie mogę się doczekać.
18 marca natomiast Netflix wydaje 2 sezon Dardevilla, najlepszego według mnie serialu o superbohaterach (a przynajmniej obecnie bo 1 i 2 sezonu Arrow długo, długo mało co przebije). Mam jednak obawy, w 1 sezonie pewne rzeczy się powtarzały, ale na początku byly najlepsze i zwroty i sceny walki (fenomenalna scena w halu) a potem było wszystko...gorsze. Dosyć słaba momentami końcówka, właściwie od odcinku ze Stickiem każdy konsekwentnie był gorszy. W sumie serial na powierzchni utrzymywały sceny walki i gra aktorska Charliego Coxa (Dardevill) i Vincenta D'Onforio (Kinping) zwłaszcza ten drugi, obie postacie napisane po mistrzowsku zagrane jeszcze lepiej i ich walka była najrealniejszym i najbardziej przejmującym starciem w serialach superhero od czasu Olivera i Deadstroka. Reszta choć dobra, czasem bardzo dobra, nie zawojowała a parę osób umiało zirytować. Gdyby nie te elementy Daredevill byłby...poprawnym serialem, albo nawet słabym.