Śmiki lore opisuje

+

Śmiki lore opisuje

  • Mogłoby wyjść coś ciekawego, ale niech weźmie się za to ktoś inny lepiej :P

    Votes: 0 0.0%
  • Niezbyt by mnie to interesowało, ale pisz dalej

    Votes: 0 0.0%
  • Mam to gdzieś

    Votes: 0 0.0%

  • Total voters
    39
No dobra. Dol Adalatte, Deltę Pontaru i linię brzegową Cidaris z okolicami chyba pokazać można.
 
Ja ciebie, i ty chcesz tak całą linię brzegową oporządzić? No nieźle, uznanie moje masz. Ile ci z tym może zejść jeszcze (ogólnie z całą mapą)? W tym roku pojawi się w ogóle?
 
No nie do końca całą, przecież nasza Europa też nie jest upstrzona wyspami i cyplami na całej długości. Z uznaniem to poczekaj, aż wypuszczę chociaż wersję "beta" (czyli z górami i lasami zaznaczonymi po prostu kolorem, bez żmudnego rysowania szczytów czy drzewek). Za dobrze znam siebie - jak będzie za dużo pochwał, to zacznę puszyć się jak paw, wrzucać zajawki zamiast pracować i w końcu g**** zrobię.
 
Uznania ty mojego nie masz ta to, co zrobiłeś, ale za to, że chce ci się to robić, bawić z aż takimi pierdółkami. Ja kiedyś pracowałem na mapie Orteliusa, to mnie szlag trafiał, kiedy musiałem ją kolorować (na użytek PBF-a).
No, i też mi nie odpowiedziałeś na pytanie. Czy też po prostu nawet nie jesteś w stanie na oko ocenić ile może ci z tym zejść?
 
Nie podam terminu, bo cokolwiek bym nie przepowiedział, to i tak zawalę. Znam siebie, mówiłem :p
 
Jak już o Skellige mowa - wie ktoś, jaka jest zależność odległości horyzontu od wysokości, na której znajduje się obserwator? Większa część archipelagu była widoczna z górnych tarasów Kaer Trolde, Faroe było dostrzec stając na szczycie jednej z wież. Jest to wbrew pozorom dość istotna kwestia, gdyż zależą od niej wymiary wysp i ich odległości względem siebie.
 
znalezione w necie :" Oczywiście to, jak daleko widzimy zależy od tego, z jakiej wysokości patrzymy i tego, co nam widok zakłóca czy zasłania. Przyjmijmy, że jesteśmy na środku spokojnego morza przy idealnej pogodzie i widoku nic nie zakłóca.Ktoś był tak miły, że wyprowadził na to prosty wzór. Otóż nasz wzrok sięga 3,57*√h kilometrów. To „h” to wysokość wzroku podana w metrach. Wygląda to groźniej, niż się liczy. Dla obserwatora, który ma oczy na wysokości 1,75 m wychodzi nam pierwiastek z 1,75 pomnożony przez 3,57 czyli (w komputerze czy telefonie macie kalkulator) około 4,72 km. A więc dla przeciętnego człowieka stojącego na ziemi widnokrąg jest oddalony zaledwie o niecałe 5 kilometrów.
Niedawno mieliśmy okazję wjechać na nowojorski Empire State Building. To tam właśnie naszło nas to pytanie – jak daleko widzimy. No więc policzmy. Główny taras widokowy znajduje się na wysokości 320 metrów. Dorzućmy do tego nasze 1,7 m i liczymy. Wychodzi około 64 kilometrów. No, to już robi lepsze wrażenie!"

---------- Zaktualizowano 21:57 ----------

Trzeba określić, na jakiej wysokości znajduje się Kaer Trolde.
 
No dobra, Miśki. W ujściu Veldy/Lete/Arete ma być delta wysunięta (vide Missisipi) czy zalew (laguna) na kształt Zalewu Wiślanego? Zacząłem to drugie, ale, primo, coś podobnego zrobiłem już rzut beretem niżej przy Salm i Maecht oraz, secundo, brzegi takiego akwenu powinny być dość zaludnione - a nie mamy żadnych informacji na temat miast tam ulokowanych, więc wyglądałoby to zdeka pustawo. Z kolei opcja z deltą byłaby w miarę atrakcyjna, ponieważ mogłaby stanowić przedłużenie bagnistego Pereplutu i jako takie nie wzbudzać kontrowersji brakiem zaludnienia, a także byłaby jedyną deltą wysuniętą na całej mapie - dodałaby więc trochę więcej różnorodności.

Z trzeciej strony, zrobiłem już opcję "zalew/laguna", więc trochę mi się nie chce teraz tego cofać:
 
A już myślałem, żeś tam umarł czy coś, że aktualizacji żadnych.

Moim zdaniem lepiej byłoby wybrać tę "nie kontrowersyjną" wersję ze względów, że jak sam zwróciłeś uwagę, będzie miała większy sens w zestawieniu z brakiem miast w okolicy. To, że będzie charakterystyczna, to moim zdaniem rzecz drugorzędna - ważne by się wszystko kupy trzymało.
 
No jakiś czas nie było czego aktualizować, bo albo byłem w Tatrach, albo leżałem w łóżku przeziębiony i nie chciało mi się robić :p

Mogę zrobić deltę, tylko sprostuję - nie chodzi o to, że tych miast nie ma, tylko o to, że są niewspomniane. O ile pustki w takiej Gemmerze gryźć nie będą, bo w końcu naród prostacki i skory do gwałtów może mieszkać na zakuprzu, o tyle dziwny będzie dla odbiorcy fakt, że biała plama widnieje w miejscu wręcz idealnym pod rozwój cywilizacji.

Z innej beczki - umieścić na mapie rzekę Im Lebar z mapy Redów? O ile problem odróżnienia miast/wsi z sagi od tych z gier da się rozwiązać dzięki odrębnym symbolom, o tyle rzeka to inna bajka. Chyba, że zrobić dwie wersje mapy.

Z innej innej beczki - gryzie mnie trochę "nadinterpretacja", którą popełniłem przy Dol Adalatte (wersję sprzed miesiąca w miarę przybliżoną do obecnej można zobaczyć tutaj). Zrobienie z Dol Adalatte doliny kilku dopływów planowałem już w 2014, ale teraz powody, które mnie do tego zachęcały, już mnie za bardzo nie przekonują - bawiąc się trochę linią brzegową oraz biegiem rzeki, mógłbym bez problemu uzyskać efekt finalny w którym opuszczając Bremervoord wjeżdżałoby się od razu w dolinę jednej, jedynej Adalatte. Bo choć nie wątpię, że z wapiennych skał w Cidaris parę rzeczek wypływa, nie upoważnia to jeszcze do ich narysowania.

Może jeszcze przestudiuję opis podróży Geralta i Jaskra do Rawelina - jeżeli miną jakiś strumień, mogę się uważać za usprawiedliwionego.
 
Z innej beczki - umieścić na mapie rzekę Im Lebar z mapy Redów? O ile problem odróżnienia miast/wsi z sagi od tych z gier da się rozwiązać dzięki odrębnym symbolom, o tyle rzeka to inna bajka. Chyba, że zrobić dwie wersje mapy.

Zrób dwie. Tak będzie dużo lepiej. I wygodniej.
 
Mogę zrobić deltę, tylko sprostuję - nie chodzi o to, że tych miast nie ma, tylko o to, że są niewspomniane
To był skrót myślowy z mojej strony - wiem, że skoro nic nie zostało tam wymienione, to nie oznacza, że tam jest pustka, no ale niemniej na mapie będzie pustka.
 
Odchodząc od tematu mapy na chwilę: w zeszłym tygodniu się sprzedałem i napisałem cztery mikro-artykuły o szkołach wiedźmińskich dla jednego z wiedźminowych fanpejdży. W weekend ogarnąłem to do w miarę czytelnego stanu (na porządną redakcję brakło czasu), wrzucam jakby kogoś interesowało. Z góry ostrzegam, że nie jest to taka jakość, do której dążę, a same teksty zawierają dużą dozę fanfiction.
Członkowie cechu Wilka zyskali renomę wybitnych profesjonalistów, specjalistów w swym fachu – i zasłużenie. Od czasu ataku na Kaer Morhen ani razu niemal nie zdarzyło się, by któryś z Wilków podjął się zadania nielicującego z wiedźmińską specjalnością, wmieszał się w polityczne czy kryminalne porachunki – każdemu z nich jako młodziakowi wbito do głowy stronienie od podobnych sytuacji jak ognia, gdyż od zachowania neutralności zależało przetrwanie ginącego cechu.

W ostatnich latach funkcjonowania Szkoły, gdy kadra została przetrzebiona w wyniku pogromu a dostawy żywności wstrzymane, szkolenie identycznej ilości wiedźminów, co przed atakiem, stało się niemożliwe. W związku z tym zadecydowano o zaostrzeniu programu mutacji, zwiększenia nacisku na jakość zamiast na ilość. Nikt jednak nie mógł przewidzieć, jak katastrofalna w skutkach okaże się owa decyzja: z dzieci poddanych dodatkowym eksperymentom przetrwało tylko jedno, straciwszy w ich trakcie pigment we włosach. Ostatecznie szkolenia zaprzestano około ćwierć wieku temu, gdy w Warowni zabrakło czarodzieja zdolnego nadzorować przebieg Prób i Zmian... A żaden z wiedźminów nie podjąłby się ich przeprowadzenia bez magicznej asysty.

Filozofia walki Szkoły Wilka opiera się na zachowaniu spokoju i ostrożności – wiedźmin spod jej znaku nigdy nie pozwoli sobie na lekceważenie przeciwnika czy bagatelizowanie zagrożenia. Postronnym styl może się wydawać wręcz defensywny: miast rzucać się na przeciwnika, wiedźmini z Kaer Morhen preferują powolnie go okrążać, wytrącać z równowagi poprzez niezgodność ruchów klingi z rytmem i tempem kroków, wprowadzić w błąd i zaatakować w niemożliwym do przewidzenia momencie.

Wśród czarodziejów popularna była swego czasu hipoteza, jakoby Szkoła Kota wywodziła się jeszcze z czasów świetności Aen Seidhe, a jej adepci stanowili wiernych kontynuatorów myśli sławnego elfickiego poety i szermierza Nissaila. Hipoteza równie popularna, co bzdurna, do dzisiaj w Kaer Morhen usłyszeć można nawiązujące do niej dowcipy. Styl walki Kotów z naukami Nissaila dzieli jedynie zdumiewającą szybkość i precyzję ruchów – ze świecą szukać tu elegancji czy wyrachowania, który zastąpiono zajadłą ofensywą, agresywnością i szaleństwem. W przeciwieństwie bowiem do Wilków, Koty nie hamują swych negatywnych emocji, pozwalają im się nieść wpadając w agresywny, brutalny szał; zamiast dekoncentrować przeciwnika, preferują natychmiastowy, zaciekły atak.

Względem pochodzenia samej Szkoły informacje są dość niepewne. Bardowie snują opowieści o oszalałych renegatach, zwiedzionym zaufaniu, zdradzie... Jedni powiadają, że stanowi ona odłam Wilków, nieudanie zmutowanych, którzy w wyniku makabrycznych okoliczności zostali wygnani z Kaer Morhen i sami się przezwali Kotami, gdyż faktycznie byli jak owi drapieżnicy – agresywni, okrutni, nieprzewidywalni, nieobliczalni. Według innych, Szkoła znajdowała się początkowo w dobrych stosunkach z Wilczym Siedliszczem, a powód obecnego zakazu wstępu do Warowni stanowi kalanie dobrego imienia wiedźminów przez podejmowanie się takich zadań jak szpiegostwo czy skrytobójstwo, a także dokonana w latach czterdziestych maskra w Iello.

Cech Kota prawdopodobnie nie posiada obecnie stałej siedziby – jego nieliczni pozostali członkowie błąkają się po świecie, podejmując się każdej pracy, która pozwoli im uniknąć śmierci głodowej, oraz wyklinając Wilków za hipokryzję i odmawianie im dachu nad głową.

Najsłynniejszy bodaj członek cechu zwany był rzekomo Jerzym, a tym się podobno wsławił, że smoka na śmierć ubił. Po owym wyczynie Szkoła, do której należał, zaczęła być opiewana jako akademia szlachetnych rycerzy, jedynych wiedźminów, którzy nie porzucili rzekomo swej misji, pierwotnego idealizmu na rzecz brudnego zysku. Gryfici o dziwo nie prostowali pogłoski, niektórzy nawet wcale chętnie skorzystali z darmowej reklamy pozując na obrońców biednych i uciśnionych... przynajmniej do momentu ustalenia wysokości zapłaty. Kryje się zresztą w plotce ziarno prawdy – wiedźmini spod znaku Gryfa faktycznie bywają postrzegani przez innych jako anachroniczni idealiści. Choć bowiem wiedźmini z Kaer Morhen także posiadają pewne poczucie obowiązku, misji chronienia ludzkości przed złem, stawiają sobie pewne granice, które przekraczają niechętnie. W przeciwieństwie do nich, Gryfici uważają za herezję takie skrupuły jak litowanie się nad stworzeniami należącymi do gatunków inteligentnych czy bliskich wymarcia. Każda istota która morduje, choćby z zemsty czy dla zapewnienia bezpieczeństwa potomstwu, zasługuje według nich na śmierć, a im szybciej świat zostanie opróżniony z plugastwa, tym dla świata lepiej – choćby to oznaczało brak pracy dla wiedźminów.

Trudno obecnie powiedzieć, czy Szkoła Gryfa została przez Alzura założona osobno, czy też jakiś współdziałała czas ze Szkołą Wilka. Faktem jest, że gdy około dwustu lat temu Wilkowie weszli w posiadanie (stosunkowo wówczas nowego) zamku Kaer Morhen, Gryfowie zajmowali już odrębną siedzibę, podobno gdzieś w górach Amell. W osławionym „Monstrum, albo wiedźmina opisanie” można znaleźć wzmianki o tym, jakoby nawet niektórzy z wiedźminów nie mogli znieść „smrodu i gówna” towarzyszących niejasnym okolicznościom przejęcia Warowni i oddzielili się, zakładając własną Szkołę wciąż wierną – oczywiście nieistniejącym – kodeksom oraz rycerskim zasadom – do których wiedźmini nie stosowali się nigdy. Jak większość twierdzeń z owego wątpliwej wartości dzieła, jest to bzdura, Malaspina i Alzur pracowali bowiem w Rissbergu i Mariborze, ośrodek na północy musiał powstać już po opracowaniu procesów mutacji i stworzeniu pierwszych udanych wiedźminów. Plotka jednak żyje własnym życiem, nawet wśród niektórych Gryfów znajdą się osoby uważające Wilków za odstępców i nieliczące się z ludzkim życiem liczykrupy. Chlubią się przy tym swoim mistrzostwem w sztuce magii Znaków, która w programie szkolenia Kaer Morhen została zdegradowana do pozycji przydatnego, ale mimo wszystko drugorzędnego ułatwienia.

Jeśli chodzi o samą walkę mieczem, Gryfów cechuje nieco większa brawura, niż Wilków; w przeciwieństwie jednak do Kotów, nie decydują się na zaciekłą ofensywę, zamiast niej preferują styl może mniej agresywny, ale bardziej efektywny i nieustępliwy, wspomagany w razie potrzeby jednym z kilkunastu Znaków.

Jedna z wielu legend osnutych wokół tajemniczej cytadeli Stygga w Ebbing związana jest z tajemniczym zakonem „vedyminów”, którzy mieli mieć tu ongiś siedzibę. Obecnie grupa ta utożsamiana jest ze Szkołą Żmii czy też Węża, której członkowie uczestniczyli podobno w osławionych Królobójstwach. Wbrew jednak późniejszym pomówieniom, Żmij nie trenowano wcale w skrytobójstwie, ich niejasny udział w morderstwach koronowanych głów podyktowany był raczej brakiem perspektyw czy nawet szantażem; przyznać wszak należy, iż pewne predyspozycje do skrytobójstwa mieli. Styl Żmii, wzorem zwierzęcia od którego bierze nazwę, opiera się bowiem na zasadzce i błyskawicznym ataku z zaskoczenia. Wiedźmini z wężowymi medalionami wykorzystują w tym celu niezwykle krótkie miecze, pokrywane trucizną dobieraną specjalnie do gatunku potwora z którym walczą. Po ataku wycofują się na z góry upatrzone pozycje, czekając aż trucizna zabije maszkarę albo osłabi na tyle, by można ją było bez problemów dobić. Niektórzy członkowie są wszelako wyekwipowani także w klingi bardziej tradycyjne, których dobywają gdy sytuacja wymyka się spod kontroli i ucieczka jest niemożliwa.

Jak można się domyślić, preferowana przez tych wiedźminów metoda walki implikowała konieczność zgromadzenia znacznych zasobów wiedzy na temat różnych gatunków, ich anatomii, układów immunologicznych, wrażliwych punktów – chociaż bowiem każda ze Szkół posiadała w swoim czasie mniejszy czy większy księgozbiór bądź jego namiastkę, żaden z pozostałych stylów nie pozostawiał tak mało miejsca na improwizację. Na zamku Stygga znajdowała się więc prawdziwa biblioteka, w której zbiorach znaleźć można było informacje chyba o każdym stworzeniu, które zostało kiedykolwiek zbadane, a jeśli jednemu z Węży udało się pokonać niezbadane, w miarę możliwości przywoził jego truchło do siedziby, aby wspólnie z konfratrami dokonać sekcji i sporządzić dokładny opis na użytek przyszłych pokoleń.

Podania ludowe kłócą się ze sobą w kwestii okoliczności opuszczenia cytadeli. Według jednego z możliwych scenariuszy, po anektowaniu Ebbing w 1239 Cesarstwo połasiło się na wiedźmińskie księgozbiory, które stanowiłyby bezcenne uzupełnienie zbiorów Akademii Imperialnej. Według scenariusza innego, być może bardziej prawdopodobnego, ówczesny cesarz po prostu obawiał się zupełnie od niego niezależnej organizacji sprawnych zabójców, potencjalnych narzędzi wrogich mu sił. Rezydentom dano więc wybór – służba cesarzowi, banicja lub śmierć. Nieliczni pozostali vedymini nie dzielą się ani opowieściami na ten temat, ani zachowanymi w ich pamięci odłamami swej bezcennej wiedzy... Jedynym chyba obecnie śladem dawnego istnienia szkoły są pełne szacunku opowieści mieszkańców Pereplutu, którzy wiedźminom zawdzięczają znaczne przetrzebienie licznej drzewiej tamecznej potworzej populacji.

Później być może dodam jakieś cyferki rozróżniające szkoły w "Grze wyobraźni".
 
Last edited:
@SMiki55 Mam trochę problem z mieszaniem fanfiction z "lore". Jeśli w temacie wątku mamy lore, to spodziewałbym się raczej unikania wydumek. Aczkolwiek to Twój temat i szanuję Twój wkład w próby zebrania Sapkowego chaosu do kupy. Rzecz w tym, że należałoby oddzielić opisywanie istniejącego, kanonicznego "lore" od fanfiction właśnie. A tu sie to zaczyna mieszać.
 
@Chodak Powyższe teksty, jak napisałem, nie wejdą w skład planowanego PDF-a - napisane były "po prośbie" znajomego admina jednego z fanpejdży wiedźmińskich. Ale jeżeli owych mikroartykulików fanowskich zrobi się więcej, faktycznie można by się pogubić w odróżnieniu jednych od drugich, toteż mógłbym przemyśleć otwarcie drugiego tematu specjalnie na takie sporadyczne "nieoficjalki" i inną chałturę ( @sserek w końcu nie musiałby narzekać na wrzucanie herbów gdzie popadnie :p).
 
Trzeba wkuwać do egzaminów poprawkowych, więc w ramach odkładanianapóźnieizmu zrobiłem w końcu tę deltę Veldy. Nie jest aż tak wystająca jak Missisipi, ale też ujdzie.

 
To uczucie, kiedy wracasz na forum i 2 dni później Śmiki wrzuca development diary (czy jak to właściwie nazwać, dziennik Śmikiego?.
 
pomyślałem sobie że może się przydać...
są to screeny z moda witcher kings do gry "crusader kings"
screny akurat przedstawiają sytuację geoplityczną wg. twórców moda w czasach Wiedźmina 2 choć wiem że niektóre sprawy są tutaj dyskusyjne. Np w modzie Dol Angra jest niepodległa niezależna itd.




F


inny widok mapy umożliwia obejrzenie prowincji. Potem dodam więcej screnów.
 
Last edited:
Top Bottom