Nie jest do końca też jak mówisz. Głównie to karty tarrota sprawiają że sytuacja nie wygląda na tak czarną jak jest w rzeczywistości. Co do wysypiska to uznaje że jest to śmierć kliniczna i że nadal mamy starą V. I dla mnie początkiem fabuły nie była wcale śmierć a prolog i szukanie wielkości "Zostanie legendą Night City"o której sam przecież wspomniałeś."Nigdzie nie widziałem żeby mówiły że V ma umrzeć, co więcej dla wielu osób jest to koronny argument że V ma szansę na przeżycie, że znajdzie tam gdzieś kiedyś lekarstwo."
Nigdzie nie powiedziano też, że V ma przeżyć. Zresztą, na wysypisku V już umarł/umarła. Nie było dawnej V. Według ciebie już wtedy nie było twojej świadomości? Śmierć wyznaczyła początek fabuły i śmierć ją kończy, to jest klamra.
Problemem jest to że nawet zaprzedanie duszy diabłu Cię nie ratuje. I tak postać V, jeśli nie naprawią tego DLC umiera za 6 miesięcy. Zrozumiał bym gdyby ta śmierć czemuś służyła. Miała jakiś cel, uratowanie bliskich, świata, czegokolwiek. Ale tego nie ma. Zostajesz przedstawiony przed wyborem jaką śmierć preferujesz. Dla mnie tu nie ma odrodzenia, jest tworzenie nowej osoby. Bo tworząc engram, tworzymy nową instancję osoby. I jest to twór sztuczny, co za tym idzie można go odtworzyć kolejny raz i kolejny. I mamy sytuacje że może być wiele instancji tej samej osoby w tym samym czasie. Czy mają one tą samą świadomość? Czy już są inne? Z tego co wywnioskowałem z Twojej wypowiedzi i Twoich poglądów to stworzenie 10 kopi w 10 różnych ciałach jest zmianą i tą samą osobą. Ja się z tym poglądem po prostu nie zgadzam.Wszystkie stawiane taroty (w tym, że to nie jest jakieś voodoo, ale naczelny odautorski komentarz z offu w tym dziele) mówiły o zmianie - że V nie będzie już tym samym/tą samą V. I że to V podejmie decyzje.
Cała podróż to szukanie sposobu na oszukanie śmierci, ale śmierci nie oszukasz nie zaprzedając duszy tarotowemu diabłu - Arasace. Ostatecznie stoisz przed śmiercią. Musisz umrzeć, żeby się odrodzić. Cały czas ta narracja przewija się w dialogach i symbolach. To jest oś nieśmiertelność Arasaki w technologii - nieśmiertelność punka (Johnego) w zasadach i czynach.
I kolejny problem. To gra sama pokazuje brak konsekwencji. W wiadomościach na początku gry jest jasno powiedziane że terapia dotycząca uszkodzeń związanych z uszkodzeniami połączeń neuralnych(Chyba tak to się pisało) jest możliwa acz droga. Nie mówiąc już o tym że to nie wina soulkillera a biochipu. Bo jeśli chip zmienia ciało aby było hostem Johnego to dlaczego po wgraniu tam V nie może ponownie zmienić tych połączeń? Pragne zauważyć że Johny gdy dostaje ciało nie ma problemu z żadnymi uszkodzeniami."A aktualnie mamy sytuacje że przez całą grę szukamy a gdy jakieś rozwiązanie znajdziemy to mamy informacje że " Ee jednak nie i tak umierasz"."
Nie, możesz oszukać śmierć jak Saburo Arasaka, możesz próbować znaleźć szczęście na Badlandach, możesz się przenieść w sieć.
Czy to "ty" czy "kopia-ty", to już zostało wyjaśnione przez zmianę. Ty trzymasz stery po zmianie. Nie ma czarnego ekranu i napisów końcowych po wgraniu engramu, jedziesz dalej. A Johnny już powiedział swoje - skoro jadę dalej, to raczej nie obchodzi mnie tamten stary ja. Bo (jeszcze raz powtórzę) - ZMIANA
Zignorowane spustoszeń biologicznych, jakie zostawił Soulkiller i magiczne "wyleczenie się" byłoby niekonsekwencją scenariuszową.
I gdzie została postawiona odpowiedź na to pytanie? Bo możesz zginąć jako legenda, ale długim żywotem 6 miesięcy bym nie nazwał.Naczelne pytanie, które pojawia się na samym początku narracji od Dextera to motto tej gry - jak chcesz żyć/odejść - "Zginąć jako legenda czy wieść długi, spokojny żywot szarego człowieka"
Styl ponad istotą, poza jest wszystkim. Trzymaj się swoich zasad - to esencja bycia cyberpunkiem.
Zgódźmy się co do tego że się nie zgadzamy Bo Ty widzisz moją niekonsekwencję tam gdzie ja jej nie widzę, a ja widzę Twoją tam gdzie Ty jej nie widzisz