Temat napisany pod wpływem impulsu - PIRACTWO !!!

+
Skoro prawo na coś zezwala (w granicach rozsądku), to czemu z tego nie skorzystać?^^

Akurat obecna dyskusja ma sens, bo prawo nie zawsze idzie w parze z moralnością. Z tym, że o ile to pierwsze jest w miarę obiektywne, to moralność już niekoniecznie.
 
Akurat obecna dyskusja ma sens, bo prawo nie zawsze idzie w parze z moralnością. Z tym, że o ile to pierwsze jest w miarę obiektywne, to moralność już niekoniecznie.

Co do relacji prawa i moralności, to są też inne poglądy przecież (aczkolwiek ja zgadzam się z Twoim, imho to dwa różne, choć krzyżujące się, systemy), anyway oportunizm jaki prezentuje @serek to w sumie chyba najczęstsza postawa.
Btw, bądźmy szczerzy, gdyby organizacjom twórców i wydawców serio zależało na skasowaniu swobodnego użytku, to już dawno by to zrobiono. Najwyraźniej aż tak (jeśli w ogóle) ich to nie boli finansowo. Bo że patrzą na to od strony moralnej to się nie łudzę.
 
Zawsze znajdą się ludzie, którzy śmierdzą i nie szanują cudzego, nie jest to jednak powód, aby wszystkich z założenia traktować jak śmierdzących prymitywów. IMO właśnie takie inicjatywy jak umożliwienie czytania w Empikach edukują społeczeństwo i uczą innego podejścia. Mówię z doświadczenia, bo jestem z małego miasta i było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie.
 
Piractwo komputerowe to bezprawne kopiowanie (zwielokrotnienie) lub dystrybucja (rozpowszechnianie) programów komputerowych podlegającej ochronie prawno-autorskiej. Do piractwa komputerowego może dochodzić poprzez kopiowanie, pobieranie, współdzielenie (ang. sharing), sprzedaż lub instalowanie w komputerze prywatnym lub firmowym większej liczby kopii programu niż zezwala na to licencja.

- kopiowanie, np. przegrywanie płyt
- pobieranie, np. p2p
- sprzedaż, np. sprzedaż używanego programu/gry?
- współdzielenie, np. treści na YouTube?

Ciekaw jestem co powiecie, temat jest strasznie zawikłany :)
 
W uproszczeniu, piractwem jest każde dysponowanie przedmiotem praw autorskich wbrew licencji. Wrzucanie filmików/muzyki na yt jak najbardziej się tu kwalifikuje.
 
W uproszczeniu, piractwem jest każde dysponowanie przedmiotem praw autorskich wbrew licencji. Wrzucanie filmików/muzyki na yt jak najbardziej się tu kwalifikuje.

Najbardziej podoba mi się, jak ktoś wrzuci płytę z muzyką, napisze w komentarzu, że nie posiada praw autorskich i wydaje mu się, że wszytko jest w porządku.
 
Gdyby prawa autorskie były skrupulatnie egzekwowane, to Internet w aktualnej postaci nie mógłby istnieć, a już na pewno strony typu yt, imgur, tumblr itp.
 
Lol'd, przecież definicja @Karesh a wyraźnie ogranicza piractwo do podlegających ochronie programów, a Wy tutaj o muzyce mówicie, tumblrach etc.
 
Lol'd, przecież definicja @Karesh a wyraźnie ogranicza piractwo do podlegających ochronie programów, a Wy tutaj o muzyce mówicie, tumblrach etc.

Tylko ze wrzucenie muzyki itp do internetu jest rozpowszechnianiem, a to już jest zakazane i nie mieści się w dozwolonym użytku. Teoretycznie, bo są różne interpretacje ;)
 
Tylko ze wrzucenie muzyki itp do internetu jest rozpowszechnianiem, a to już jest zakazane i nie mieści się w dozwolonym użytku. Teoretycznie, bo są różne interpretacje ;)

Jasne, ale ja odnosiłem się do tamtej definicji, bo takie piractwo, jakie ona przedstawia, nijak się ma do obiektów nie będących programami.
 

Yngh

Forum veteran
Czyli twórca powinien wręcz dziękować, że może coś światu pokazać i że świat to zechce za darmo. Bo, jak rozumiem, wytwór wyobraźni przełożony na język obrazu, słowa czy dźwięku przy relatywnie niewielkim wkładzie w produkcję nie jest wart, żeby za to płacić, albo co najwyżej niewielki pieniądz, hm? Symboliczny?
Tak z ciekawości - pożyczasz znajomym książki? => Bo wiesz, jeśli odpowiedź jest pozytywna, to ja nie widzę istotnej różnicy między tym procederem a czytaniem książek w Empiku. W obu przypadkach osoba trzecia ma dostęp do pełnej treści książki i nie płaci za to nic, ani nie staje się właścicielem rzeczy :).
 
Tak z ciekawości - pożyczasz znajomym książki? => Bo wiesz, jeśli odpowiedź jest pozytywna, to ja nie widzę istotnej różnicy między tym procederem a czytaniem książek w Empiku. W obu przypadkach osoba trzecia ma dostęp do pełnej treści książki i nie płaci za to nic, ani nie staje się właścicielem rzeczy :).
Różnica jest dość spora i o tym pisałam - owszem, pożyczam, bo to jest moja książka, kupiłam ją i mogę nią dysponować w wąskim kręgu, oczywiście do zwrotu i jeden egzemplarz. Gdyby ktoś tę książkę skserował, to by była ostatnia pożyczona ode mnie, bo bez przesady. W Empiku ludzie to robią (w sensie: czytają) przed zakupem, a ktoś, kto potem kupi taki egzemplarz, nawet nie wie, że kupuje tom używany za pełną cenę. Jasne, skoro Empiki wyrażają zgodę, żeby robić za czytelnię, to jest ich sprawa, ale nie bardzo wtedy rozumiem, jakim właściwie prawem sprzedają niepełnowartościowe egzemplarze w pełnej cenie.

Generalnie jest to, jak widać, kwestia czysto subiektywna, ale podzieliłam się dziś ze znajomą panią mecenas swoją interpretacją przepisu o dozwolonym użytku - że musieli go obmyślić prawnicy-sknery łasi na darmowe, a ona się bardzo ubawiła, orzekła, że to wielce prawdopodobne i że chyba nie mam za wielu przyjaciół wśród takich prawników. No i jest to w zasadzie prawda :p
 

Yngh

Forum veteran
Dla mnie to pokrętne tłumaczenie, zwłaszcza że z perspektywy twórcy niewiele to zmienia, bo on nadal nic nie ma z książki, którą pożycza się koleżeńsko. Nawiasem, wg mnie książka znacznie traci na wartości po jednorazowym przeczytaniu, więc to, czy się ją skseruje, czy nie, nie ma wielkiego znaczenia (zawsze też można coś znowu od kogoś pożyczyć). Tak czy siak, dla twórcy ciągle wygląda to tak samo, tj. 0 wpływów z książki, z której korzystają ci, co jej nie kupowali.
Jedyny argument, który mnie przekonuje, to ten o używanym produkcie, bo rzeczywiście w pewnym sensie tak jest, ale on dotyczy bardziej praw kupującego, a nie twórców. Nie jest to argument zbyt nośny ze względu na dużą konkurencję (jest wiele sposobów na zamawianie książek z nie-Empiku czy nie-X), no ale jakiś argument to jest. Choć powiem Ci, że sklepami odzieżowymi to musisz się brzydzić. Przymierzanie bez kupowania, brrr ;D. A jest to przecież bardzo, bardzo powszechne, i dla większości pewnie znacznie bardziej obrzydliwe niż dotykanie książek i przewracanie kartek.

P.S. Nigdy nie biorę książek z wierzchu. Zawsze wyciągam jakąś z odmętów półki albo sięgam po położoną wyżej :D.
 
Last edited:
Widocznie to zależy, co kogo obrzydza. Poza tym błąd logiczny widzę: ubranie się przymierza, żeby sprawdzić, czy dobrze leży. A książkę w Empiku się czyta zwykle całą, nie na próbę, tylko po to, żeby zjeść ciastko i mieć.

I z perspektywy twórcy sporo to jednak zmienia, bo mój egzemplarz powieści trafi raptem do kilku osób, podczas gdy ksero/pdf można rozpowszechniać w coraz większej ilości egzemplarzy, dowolnie duplikując treści niezależnie od woli pierwotnego właściciela.

Podsumowując: mam wrażenie - bez urazy - że pokrętnie to brzmi w sumie dla osób, które sobie już zdążyły dorobić jakąś ideologię do korzystania za darmo. A to, że za drogo, a to, że pośrednicy zdzierają, a to, że twórca nie straci.
Z matematyki jestem słaba, ale na oko widać, że jeden mój egzemplarz pożyczony bardzo ograniczonej liczbie osób nie ma szans pozbawić autora zysku, podczas gdy x kopii tworzonych od serca niesie za sobą spore ryzyko.

A tak ogólnie: ktoś tę książkę kupić musi, żeby reszta mogła żerować, pardon, skorzystać ;p I dlaczego tak? Dlaczego to takie ważne i istotne, żeby mieć, ale nie zapłacić?
Na pozór idiotyczne pytanie, ale zastanówmy się: ok, fajnie jest mieć za darmo. Tyle, że za darmo niemal nic już nie ma i zawsze ktoś ponosi jakiś koszt, bo "wszystko" kosztuje. W tym ujęciu w zasadzie każda osoba, która wykorzystuje sytuację, żeby coś uzyskać bezkosztowo to - we własnej ocenie głównie - spryciarz, co się umie zakręcić i nie płacić tam, gdzie inni leszcze płacą, a w innym aspekcie - pasożyt.

Dobra kultury to nie są artykuły pierwszej potrzeby. Jeśli autor czegokolwiek chce swoje utwory rozpowszechniać za darmo, a są przecież tacy, to super i brawo. Jednak wielu ludzi po prostu z tego żyje. To nie jest tylko ich hobby finansowane ze środków własnych, tylko sposób na życie. Mój kolega fotograf zżyma się często na pewne specyficzne traktowanie - oto robi sesję zdjęciową klientowi, po czym wystawia mu rachunek i liczy wszystkie kopie zdjęć, które przekazał. I jakież jest oburzenie klienta, że jak to, ile kosztuje taka odbitka, powinna być za darmo, jak i cała sesja, przecież to jest żaden koszt dla fotografa i bez przesady. Albo ten hejt, kiedy ktoś chce pobrać r-klikiem zabawne zdjęcie ze strony, a tam znak wodny na całą szerokość, to bezczelne, co autorowi tak zależy? Ale zbiednieje!

No ale właśnie dokładnie tak! Zbiednieje!
Dlaczego to ja, Ty czy jakiś łasy na grę anonim z netów ma decydować, czy zapłaci za produkt i ile? I czy autor już wystarczająco dużo zarobił, w związku z czym można sobie wziąć bocznym wejściem, jak Gatesowi, toż nawet nie zauważy. Ok, on nie, ale to Ty w tym momencie jednak go okradasz, widzisz to?

Ślizgam się teraz trochę po różnych aspektach, a i tak pewnie sobie za moment daruję dyskusję, bo znów ktoś przyjdzie i będzie mi udowadniał, co jest legalne i dlaczego.
A tu nie chodzi o samą legalność lub jej brak. Tu chodzi o szacunek dla czyjejś pracy i umiejętności, wyrażany finansowo, bo tego oczekuje autor, z tego żyje. Albo płaćmy wszyscy, albo niech nie płaci nikt (i wtedy nie będzie niczego) - dlaczego ktoś ma tu być tym lepszym, co bierze za darmo? Bo takie mu potrzebne? Jemu bardziej niż mnie?

Nie mi oceniać, ile autor straci na tym jednym, dwóch czy trzech użytkownikach, którzy sobie załatwili cracka, ale nie umiem zrozumieć ich usprawiedliwień. Jeśli czegoś chcę, to za to płacę, a nie szukam furtek.
 
Last edited:

Yngh

Forum veteran
Widocznie to zależy, co kogo obrzydza. Poza tym błąd logiczny widzę: ubranie się przymierza, żeby sprawdzić, czy dobrze leży. A książkę w Empiku się czyta zwykle całą, nie na próbę, tylko po to, żeby zjeść ciastko i mieć.
Nagminnie czytałem fragmenty książek, nigdy nie przeczytałem całej w Empiku ;]. Żeby to zrobić, trzeba pewnie przychodzić kilka razy na kilka godzin, czego mnie się nie chciało robić, a jak jest "zwykle", to trudno mi powiedzieć. Masz na to jakieś dane? :lol: Żartuję sobie tutaj. W każdym razie, chyba nie zrozumiałaś, o czym piszę. Chodziło o to, że skoro nie podoba Ci się fakt kupowania książki, którą ktoś dotykał, przewracał kartki itp., to logiczne, że w przypadku rzeczy znacznie bardziej osobistych, jak odzież, powinno Ci to przeszkadzać jeszcze bardziej. No a jakoś nie krzyczysz, że tak jest.

Z matematyki jestem słaba, ale na oko widać, że jeden mój egzemplarz pożyczony bardzo ograniczonej liczbie osób nie ma szans pozbawić autora zysku, podczas gdy x kopii tworzonych od serca niesie za sobą spore ryzyko.
Z tego co piszesz wynika, że problemem jest w zasadzie jedynie skala zjawiska lub wysokość potencjalnie uzyskanego zysku. Jak dla mnie to bardzo wygodne podejście, robione pod siebie, bo lepiej się z tym czujesz. Jakże śmiesznie to brzmi w kontekście dalszej części Twojego posta:
A tu nie chodzi o samą legalność lub jej brak. Tu chodzi o szacunek dla czyjejś pracy i umiejętności, wyrażany finansowo, bo tego oczekuje autor, z tego żyje.
Zastanów się nad tym przez chwilę i powiedz, że nie ma tu żadnej hipokryzji, Und.

Nawiasem, nie tworzę żadnej ideologii, a jeśli zakażą czytania książek w Empikach, to wzruszę ramionami, także nie przechodź tak szybko do tego typu konkluzji, proszę =>.
 
Last edited:
Hmm czytam i czytam ten watek i się tak zastanawiam, może zamiast próbować udowodnić że koleżanka @undomiel9 racji nie ma to trzeba zacząć taką postawę podziwiać (do jakiegoś stopnia żeby nie było...:p), bo jak widać dość osamotniona w takim postępowaniu.

ps. Abonament radiowo-telewizyjny też płacisz?? Oo, o filmy i seriale nawet nie spytam bo zakładam że te też tylko albo w tv albo dvd :)
 
Tak, już ktoś tam napisał, że robię się za świętszą od papieża. Naprawdę nikt z korzystających z czegoś za darmo (choć to coś ma swoją cenę) nie jest w stanie sobie wyobrazić takiej sytuacji, że ktoś autentycznie nie chce na autorze żerować? Że jeśli autor oferuje swój produkt - książkę, grę czy film - to ja płacę oznaczoną cenę, bo szanuję jego pracę? Jak i pracę człowieka w drukarni i kierowcy, który to dostarczył do sklepu. Uważasz, że to się wszystko opłaca pieniędzmi z powietrza? Ok, uważam ceny za przegięte, imo można by skrócić ten łańcuch pokarmowy, no i niekiedy przebitki na cenach są kuriozalnie wysokie, tym niemniej warto spojrzeć na to wszystko tak: Ty nie zapłacisz, ale luzik, zapłaci kto inny i się autorowi czy wydawcy zwróci, jaki problem? Ano taki, że gdyby każdy tak samo podchodził do sprawy, to zgadujmy teraz, ile by było kierowców, wydawców i autorów? ;)

Poza tym sama mam sporo znajomych, którzy zajmują się pracą twórczą i wiem doskonale, jak bardzo jest to niewdzięczne m.in. dlatego, że ludzie za te dobra nie chcą płacić, gdyż uważają, że powinny być w gratisie.

Wracasz do tych ubrań nieszczęsnych, ale ten argument serio jest inwalidą i już tłumaczę, czemu: jabłka kupuję w warzywniaku, do którego nie zostały one teleportowane bezdotykowo. Książkę w Empiku też sama miałam w ręku nieraz, żeby przekartkować. Zdaję sobie sprawę, że ktoś mógł zmierzyć kupioną przeze mnie sukienkę (choć zwykle wybieram egzemplarz na oko nieużywany). Ale nikt w tej sukience nie poszedł na randkę z chłopakiem, tylko przymierzył i odłożył. No taka specyfika towaru. Książka - to jest co innego. Tego się nie mierzy, nie trzeba wypróbować. Czemu to uparcie mylisz? Ja nie mówię o przypadku, kiedy ktoś zajrzał do powieści i przeczytał kilka stron, tylko o nagminnym czytaniu tego godzinami, wracając przez kilka dni.
To już nie ma bibliotek?

---------- Zaktualizowano 22:43 ----------

Płacę. Seriali nie oglądam, filmy kupuję na dvd.

Naprawdę są tacy ludzie, ale nie ma tu co podziwiać, jakakolwiek by to nie była ironia - każdy sam decyduje, gdzie się kończy dla niego etyczne postępowanie, a zaczyna "ja" i "moje".

---------- Zaktualizowano 22:47 ----------

@Yngh - to jest w zasadzie smutne, że uważasz moje podejście za hipokryzję, ale co począć.
 
Naprawdę są tacy ludzie, ale nie ma tu co podziwiać, jakakolwiek by to nie była ironia - każdy sam decyduje, gdzie się kończy dla niego etyczne postępowanie, a zaczyna "ja" i "moje".

Oj ja to pół żartem pół serio, i aż tak surowy to bym z tą etyką to nie był, jak by na to nie patrzeć to dla ludzi wartość miały do tej pory dobra fizyczne i tak na przestrzeni wieków była kształtowana świadomość jak i samo postrzeganie tego co jest dobre a co złe w ujęciu "ja" i "moje", aż tu nagle przyszedł wiek XXI i coś co w dawnym rozumieniu nie istnieje nagle ma swoją wartość, z stąd łatwość w pozyskiwaniu takiego dobra bez jakiegoś głębszego karcenia się za to-żeby o jakiejś głębszej traumie nie wspominać(do kwestii książki i ubrania się nie odnoszę bo tutaj jak dla mnie to się kłócicie dla samej kłótni) ale to pewnie trochę jeszcze potrwa za nim ustalimy granicę które będą równie jasne jak w przypadku kradzieży czegoś materialnego.

ps. Za radio w aucie też płacić???
 
ktoś, kto potem kupi taki egzemplarz, nawet nie wie, że kupuje tom używany za pełną cenę.
Ten ktoś (czyt. biedny kupujący) może przecież tę książkę wziąć do ręki, obejrzeć, przekartkować - i w razie stwierdzenia defektów lub znaków użytkowania jej nie kupić, ewentualnie wymienić na inny egzemplarz. Dokładne oglądanie rzeczy przed zakupem to jest naprawdę dobry nawyk, tak swoją drogą. No chyba, że sam fakt, iż ktoś rzecz dotykał i przeglądał to dla Ciebie no go, ale w takim razie to już bardziej problem z zakresu guseł i pogańskich wierzeń.

ubranie się przymierza, żeby sprawdzić, czy dobrze leży. A książkę w Empiku się czyta zwykle całą, nie na próbę, tylko po to, żeby zjeść ciastko i mieć.
Niekoniecznie, czasem można właśnie poczytać na próbę, zwłaszcza jeśli bierze się coś w ciemno (o, jaka ładna okładka). Poza tym w Empiku czyta się nie tylko książki, ale też komiksy i nowele graficzne, które posiada się nie tylko dla tekstu (nie żeby książki posiadało się tylko dla tekstu).

Dobra kultury to nie są artykuły pierwszej potrzeby. Jeśli autor czegokolwiek chce swoje utwory rozpowszechniać za darmo, a są przecież tacy, to super i brawo.
W tym miejscu zdążyłem już stracić wątek, ale jeżeli wciąż odnosiłaś się do czytania w Empikach, to było mówione wyżej, że gdyby taka forma udostępniania mediów się autorom i wydawcom nie opłacała, to raczej by się na nią nie zdecydowano.

Podsumowując: mam wrażenie - bez urazy - że pokrętnie to brzmi w sumie dla osób, które sobie już zdążyły dorobić jakąś ideologię do korzystania za darmo.
A ja mam wrażenie, że koniecznie chcesz się poczuć lepiej i wyżej. Moralnie i kulturalnie.
 
Top Bottom