Zi3lona, właściwie też o tym pomyślałam, ale jednak ryzyko wciąż pozostawało. Przecież nie udałoby jej się zamknąć ust wszystkim. Mogła nakłamać w pewnym momencie Wiedźminom, Zoltanowi, Eskelowi, że powiedziała Geraltowi o Yennefer, ale on z Triss jest szczęśliwy, nie chce do tego wracać, blabla, blabla. Oni z kurtuazji nie poruszaliby tego tematu - uznając za zamknięty. Ale moim zdaniem to też byłoby ryzykowne: nie byłaby w stanie zamknąć ust wszystkim. Musiałaby kontrolować każdą rozmowę Geralta, albo zamknąć go w złotej klatce. Poza tym, musiała chyba liczyć się z faktem, iż nie wszyscy muszą się z zachowaniem Triss zgadzać - w przypadku takiego Lamberta - czysta złośliwość przy rozmowie.
Swoją drogą. Nie obawiała się, że Ciri może się pojawić? Nikt nie wiedział, gdzie Ciri się udała, ani kiedy powróci. Ryzyko zawsze pozostawało. Przecież gdyby Ciri zobaczyła Geralta w ramionach Triss, na pewno nie zostawiłaby tematu Yennefer w spokoju. Pojawić mogła się również sama Yennefer. Chociaż z wypowiedzi Sheali (jeżeli ją "oszczędziłam") wynika, że Loża wiedziała, co się działo z Yennefer.
Pytanie: czy wiedziała o tym również Triss?
Właściwie Yennefer jako zakładniczka Cesarza stawała się jeszcze mniejszym zagrożeniem dla jej związku z Geraltem, ale jednak...
Amnezja Geralta dla Triss była dla niej niczym manna z nieba. Wreszcie mogła zdobyć tylko dla siebie mężczyznę bez widma Czarnej za swoimi plecami. Kobieta po prostu wykorzystała idealną okazję do osiągnięcia swojego celu. Rozkochanie w sobie mężczyzny, którego wcześniej mieć nie mogła.
Zresztą Triss nie musiała karmić Geralta kłamstwami o jej związku z nim. Ona z automatu stała się "tą" jedyną dla Wiedźmina, gdy zorientowała się, że Geralt nie pamięta swojej przeszłości. Początkowo ostrożnie, ale w momencie, kiedy Geralt daje Triss pierścionek: Ty naprawdę jej nie pamiętasz. Triss wiedziała, że furtka jest otwarta.
Ale hmm, pomijając motywację Triss to jednak numer z amnezją w dalszym ciągu pozostawał mocno ryzykowny i w dłuższej perspektywie skazany na niepowodzenie.
Jeszcze jedna kwestia związana z Triss: Zabójcy Królów. Odnośnie wiedzy Triss na temat Loży. Spotkałam się z takowymi opiniami, że Triss nie wiedziała o charakterze i planach Loży.
Przy całej sympatii do tej postaci. Przeczą temu wydarzenia z książek. Pierwsze zebranie Loży, gdzie Fillipa jasno mówi o swoich planach względem Ciri. Spotkanie Loży z Ciri i głosowanie, w którym Triss brała udział. Przecież Fillipa jasno wyłożyła swoje cele. Nie mówiąc już o relacjach ze związku Fringilli Vigo i Geralta, które Triss słyszała. Jestem raczej zdania, że Triss doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaki Loża ma charakter, natomiast faktycznie nie znała wszystkich jej poczynań. Fillipa zdawała sobie doskonale sprawę, z relacji jakie łączą Geralta i Triss. Skoro Triss nie umiała się jasno określić po czyjej stronie tak naprawdę stoi - zbyt głębokie wtajemniczanie jej w sprawy Loży byłoby czystym samobójstwem.
Kiedy prześledziłam rozmowę Geralta z Triss, gdy ten ją uwolnił, po raz drugi, Hmm, trochę Triss jak dla mnie postawiła się w roli "niewinnej" ofiary.
Nadal podtrzymuję: Triss i Yennefer to jak Witold i Olgierd. Dopóki była Yennefer Triss zawsze była w głębokim cieniu w oczach Geralta. Nigdy ta pierwsza, zawsze ta druga - dostawały jej się ochłapy. W chwili gdy uzmysłowiła sobie, że Geralt Yen nie pamięta - stała się tą pierwszą. Uzyskała pierwszy cel. Natomiast Loża: była jej ofiarą, ale nie była "niewinna". Wiedziała jaki charakter ma Loża i o co tam chodzi. Miała prawo uznać, że potężne czarodziejki, które w większości były doradczyniami władców są dla niej szansą na rozwinięcie skrzydeł, zrealizowanie swoich ambicji. Chciała mieć i Geralta, i politykę/karierę jednocześnie. Ofiarą stała się, bo nie miała inteligencji Yennefer, Sheali czy Fillipy i szybko została zwykłym narzędziem (do tego takim, któremu nie ufano do końca).
Dziwi mnie tylko jedno w zachowaniu Triss w Dzikim Gonie. Po całej aferze z królem Foltestem, że Triss zgodziła się ponownie na wplątanie się w politykę na dworze króla Tankreda.
Z jednej strony wreszcie mogła odtworzyć Radę i Kapitułę na własnych zasadach, zapewne zdrowszych, niż wcześniejsze. Mówi o swoich planach w Kovirze, że to szansa, której nie za nic w świecie nie przepuściłaby. Tak, ma możliwość wreszcie zrealizowania swoich celów. Dostała wreszcie to, co zawsze chciała mieć: Geralta i karierę zawodową (w pewien sposób niezależność).
Chociaż dla mnie to trochę, hmm, skoro sparzyła się raz, na polityce, zobaczyła jak ona wygląda. Przyznam zupełnie szczerze: po całej sprawie z Foltestem, po posmakowaniu bezwzględności polityki dla swojego i ukochanego dobra trzymałabym się od tego cholerstwa z daleka zaszyta w jakimś samotnym domku na pustkowiu. Triss ewidentnie smykałki do polityki nie miała, a już raz się sparzyła. Tak, ambicje to jedno, ale jednak pewien zdrowy rozsądek i mierzenie sił na zamiary - to drugie. Fajnie, że wreszcie osiągnęła upragnione cele, ale czy to jej w szerszej perspektywie wyszłoby na dobre to już otwarta sprawa. :/