Bo król winien być słowny. Skoro taka była umowa, to należy ją respektować. Gdyby tak ignorować to, to i każde inne postanowienie władcy można by traktować w ten sam sposób.Przede wszystkim, to jak Robak już sobie odpłynął na drugi koniec świata, to po co Jon trafił do Nocnej Straży?
Inna rzecz, że sama idea istnienia Muru, i Nocnej Straży jest bezsensowna, po pokonaniu Nocnego Króla.
Bron był chciwy i myślał tylko o sobie. I tego się trzymał do końca. Czepiać się można tylko tego, że dostał taką a nie inną posadę na końcu, ale to uśmiech dla fanów niestety, bo był/jest lubianą postacią.
Jamie kochał Cersei, fascynacja Brienne i jej honorowość oraz to, że widziała w nim dobre strony, odciągnęła go na chwilę, ale gdy zdobył ją, i dowiedział się, że Cersei grozi niechybna śmierć, wiedział, gdzie leży jego prawdziwe uczucie. To akurat najlepszy związek w sadze, i najlepsze jego zakończenie.
Co do Daenerys, od dawna było to zarysowane. Jej reakcja na śmierć brata. Brak litości i bezkompromisowość wobec wrogów. Czarno-biała wizja świata itp. To głównie jej bliscy ją wstrzymywali, co zawsze mnie w sumie irytowało.
Chciała być kochana przez ludzi, ale widziała już w Winterfell, że w Westeros ludzie jej nie wielbią.
Straciła połowę armii, i dwoje smoków/dzieci...
Straciła wszystkich najbliższych towarzyszy (a zatem i osób które ją kochały/były jej wierne).
Osoba, którą pokochała, odrzuciła jej miłość.
Nowi, najbliżsi towarzysze/doradcy zdradzili ją, i spiskowali za jej plecami.
Jej najbliższa przyjaciółka/towarzyszka, jako ostatnie słowa poradziła jej, by puściła wszystko z dymem.
Tak, miała prawo by nie brać jeńców i puścić wszystko z dymem.
Owszem, można było to pokazać lepiej (czemu nie spaliła twierdzy na samym początku?, albo czemu nie połączyć niszczenia Skorpionów z paleniem miasta przy okazji), ale koniec końców, taka jej decyzja mnie nie dziwi.
To szczegóły w stylu armii Balist, i jednego Smoka niszczącego wszystko bez zadraśnięcia bardziej może irytować.