Uniwersum "Pieśni Lodu i Ognia" ("A Song of Ice and Fire") / "Game of Thrones" [HBO]

+
Bo jaki on mógł szczerze mieć wkład do gry Elder Ring poza sygnowaniem jej swoim nazwiskiem? Przecież ta gra nie fabułą stoi
Gry z serii Souls i pokrewne od tej firmy wbrew pozorom mają fabułę i rozbudowany lore tylko trzeba się w to wgryźć ;) Być może Elden Ring będzie miał to jeszcze bardziej rozbudowane i bardziej wyeksponowane? Z dostępnych informacji wynika, że Martin pomógł właśnie w opracowaniu świata, jego historii, mitologii itd. i było to już parę lat temu.
 
Pozwalam sobie prywatnie dzielić pisarzy na dwie główne grupy, jeśli chodzi o podejście do pisania.
Grafomani i niegrafomani.
Podział oczywiście dalej się rozgałęzia na różne podgrupy.
Są więc na przykład niegrafomani ze świetnym warsztatem i unikatową historią, którzy mogą, ale nie muszą pisać przede wszystkim dla kasy - i tu pozycjonuję Wegnera.
Są też grafomani ze świetnym warsztatem i unikatową historią, którzy piszą przede wszystkim dla kasy, ale też dla fejmu - i tu widzę Sapkowskiego.

Pan Martin natomiast należy u mnie do grupy grafomanów z mocno średnim warsztatem i przesadnie wydumaną historią, który pisze dla sławy i chwały, oraz pewnie też dla kasy. I ja go nie kupuję oraz niezbyt trawię, bo wolę sama oceniać, czy Mickiewicz wielkim poetą był, poza tym raczej pośmiertnie (Mickiewicz, nie ja), nie lubię pozerstwa, a to całe odwlekanie w czasie kolejnych tomów pachnie mi strategią wybujałego ego.

Zastrzegam sobie prawo do posiadania subiektywnych i niesprawiedliwych opinii.
 
Pozwalam sobie prywatnie dzielić pisarzy na dwie główne grupy, jeśli chodzi o podejście do pisania.
Grafomani i niegrafomani.

Słownik języka polskiego PWN

grafomania
1. «pisanie utworów literackich przez osoby pozbawione talentu»
2. «bezwartościowe utwory literackie»

słownik języka polskiego sjp

grafoman

osoba pisząca utwory literackie pomimo braku talentu

----

Biorąc powyższe pod uwagę, ten podział, a może raczej - Twoje klasyfikacje, są rzeczywiście bardzo niesprawiedliwe =>. Nazywanie czy to Martina czy Sapkowskiego "grafomanami" jest trudne do obrony. Mogą być materialistami. Sapek akurat mówi o tym otwarcie, ale to nie oznacza, że można mu strzelić "grafomaństwem" w twarz z tego powodu. Inna sprawa, że chciałbym zobaczyć reakcję ASa na to :D.

Nawiasem, jeżeli Martin robiłby to dla kasy, pisałby jak szalony. Książka za książką, wincyj $$$$$$$$$$$$$$. Nikt by się też nie przejmował długimi przerwami pomiędzy poszczególnymi tomami ASOIAF, jeżeli seria byłaby wypocinami jakiegoś grafomana. Po prostu zostałaby zapomniana.
 
Grafoman to jest tak subiektywna i niepotrzebna kategoria - bo jak ocenić wartość utworu literackiego?

Okej, są jakieś kategorie ogólne - wpływu społecznego, wartościowania kategorii artystycznych/artystycznych przez historyków i znawców sztuki, popychania rozwoju sztuki do przodu, ale tak naprawdę... to nie jest ścisła prawda, gdzie 2+2 równa się 4. Dzieła literackie mogą pozostać nierozpoznane i prawidłowo zbadane, mogą wpływać na różne grupy społeczne w różnych okresach i to one zdecydują czy włączą dzieło X do kanonu i ich siła przebicia nada mu wartość. Dopiero po latach ktoś wybierze, kto najlepiej zsyntetyzował naszą epokę albo wywierał wpływ, może to być nawet autor nieznany albo bardzo oczywisty.

Grafoman to ktoś, kto lubi pisać, lubi smak swoich słów pomimo wszystkiego - w takim ujęciu każdy autor, który stąpał po Ziemi jest grafomanem. Inaczej nie zostałby pisarzem. I tak jak w innym wypadkach entuzjaści pewnych aktywności są pozytywnie oceniani - bo np. to dobrze, że budowlaniec lubi budować albo matematyk lubi liczyć, a programista programować - tak dziwne panuje przekonanie, że autor powinien bezsprzecznie cierpieć pisząc, wydzierać świat przedstawiony z nicości niemal heroicznie jak masochista... albo być zimnym draniem, który od linijki wylicza i mierzy swoje dzieło (a chyba dosyć mamy bezpostaciowych fabryk rozrywki odbijających od sztancy swoje produkty). Grafomanami są wszyscy - grafomanem nikt nie jest.
 
Ja patrzyłam bardziej na to:
(Wiki)
„Grafomania (z greckiego: „gráphein” – rysować, pisać i „mania” – szaleństwo), patologiczny przymus pisania utworów literackich[1]. Określenie o wydźwięku pejoratywnym.

W większości wypadków pojęcie to dotyczy natręctwa pisarskiego występującego u osób, o których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu[2]. Jednak grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich, może wynikać z rozmijania się z percepcją sztuki i literatury właściwej dla danej epoki. Grafomania jest bardziej zauważalna u autorów, którzy łączą przymus pisania z dążeniem do upowszechniania swoich utworów, mimo negatywnej oceny ich poziomu artystycznego.”

= Przymus pisania, bycia na świeczniku za samo to, nie muszą to być złe utwory, ale muszą być napisane, świat ma obowiązek je poznać. I nie muszą być pisane jeden po drugim natychmiast.

Ed.
Imo czymś innym jest pisanie po to, żeby mieć z tego hajs i sławę, a czym innym chęć opowiedzenia ciekawej historii.
Pamiętam swoje ogromne rozczarowanie, kiedy Sapkowski bez ogródek stwierdzał, że ma wywalone na Geralta et consortes. Pisanie to praca, dzięki i do widzenia. A jednocześnie parcie „na szkło”, i taka pełna… pychy chyba?… postawa, że piszę wspaniale.
Jakoś mi to mocno przeszkadza.
Ale może idealizuję ten zawód za bardzo.

Ed2. @Yngh Obrażonych i zdegustowanych min pan Sapkowski nam nie szczędzi, więc nie zrobiłyby na mnie wrażenia kolejne :D
 
Last edited:
"których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu" - wciąż, kto jest instancją arbitrażującą, czy ktoś ma talent czy nie. Jakimi obarcza się kompetencjami? Czy jest to jakiś tłum, który twierdzi, że gość aspirujący do wysokiej sztuki nie ma talentu, a może to krytycy, którzy deprecjonują wybitnych literatów popkulturowych?

"może wynikać z rozmijania się z percepcją sztuki i literatury właściwej dla danej epoki" - co z wszystkimi ojcami/prekursorami późniejszych epok i prądów literackich? Mogliby być uznani tą kategorią za grafomanów, a jednak wartość ich sztuki niepomiernie rosła w następnych dekadach.

Każdy autor pisze z zamierzeniem odbioru swojego dzieła, najlepiej przez największą ilość osób. Sztuka nie istnieje w próżni, nawet jeśli pisze się do szuflady, instancja odbiorcy istnieje w samym dziele.

"Przymus pisania, bycia na świeczniku za samo to, nie muszą to być złe utwory, ale muszą być napisane." Nawet najwięksi autorzy czuli przymus pisania, przymus opowiadania swojej głowy i widzenia swoim szkiełkiem. Jeśli posiadasz w sobie jakiś pomysł, jakąś idee to ludzką naturą jest ten pomysł ucieleśnić. Niektórzy czują przymus pisania, niektórzy przymus niesienia pomocy (wtedy to się nazywa powołaniem i konotuje jedynie pozytywne skojarzenia). Przymus nie wartościuje negatywnie, nie wartościuje w ogóle, bo przymus to taki kopniak do stawania się lepszym rzemieślnikiem, mistrzem w swojej dziedzinie.

Łatka grafomana to taka współczesna wymówka, prztyczek na autorów, których się nie ceni, słowo-wytrych dla umniejszania wartości.
 
Jej, jak dobrze, że dałam disklajmer na dole, i już go teraz nie muszę powtarzać… Dodam może, że jestem ogromną fanką Sagi. I co teraz? Jak mnie ocenić?
 
Sapek to się zgrywa cały czas. Lubi sobie wbijać szpilki w fandomy, odbiorców literatury, bawić się recepcją swojej osoby. To jest druga strona medalu - w sumie, jeśli pisze dobrze, jeśli jest dobrym rzemieślnikiem, który cyzeluje słowa i mu to wychodzi, to może być nawet cyniczny, ale nie jest grafomański.
Za grafomana mógłbym uznać kogoś, kto powiela bezrefleksyjnie wtórne schematy gatunkowe, nie opracowując dla nich żadnego konceptu, przełamania, zabawy, remiksu - ot, biorąc kopę krasnoludów i niziołka, szczyptę wilkołaków i wampirów w ich najpopularniejszym wydaniu i wysyłając ich na przewidywalne przygody rodem ze starego, kiepskiego RPGa - i uznając się za mesjasza gatunku, wykłócając się z krytykami i próbując drukować się w wielkich nakładach i wpychając wszystkim swoje twory. Wtedy tak, ale ilu jest rzeczywiście takich ludzi.

"Jej, jak dobrze, że dałam disklajmer na dole, i już go teraz nie muszę powtarzać… Dodam może, że jestem ogromną fanką Sagi. I co teraz? Jak mnie ocenić?" - nie oceniam Ciebie, tylko dyskutuję nad kategorią grafomaństwa. Nie odbieraj tego jako ataku na swoją osobę, ja dobieram kontrargumenty w dyskusji i słucham uważnie twoich opinii.
 
Last edited:
No to wychodzi, że kwestia definicji i przyjętego rozumienia pewnych terminów.
Prozę Sapkowskiego cenię - a jego samego faktycznie nie, i przez pryzmat jego postawy oceniam jako ogromne ego pisarza z przyczepionym do niego panem Andrzejem. Co jest dla mnie, w jakimś sensie, kwintesencją grafomaństwa.
 
No tak, wszystko rozbija się o to nieszczęsne rozumienie terminów, bo w moim rozumowaniu przypadku grafomaństwa, jeśli dzieło broni się samo to autor może być bucem, może być cynikiem i mieć wielkie ego, ale grafomanem nie jest, bo a) nie pisze bezrefleksyjnie, ma warsztat, potrafi wyciągnąć nową jakość w gatunku, b) otrzymuje pozytywną recepcję swoich dzieł, a nie bierze jej z próżni, może na tym oprzeć swoją zabawę z wybujałym ego, bo jest człowiekiem sprytnym i inteligentnym. Jeśli dzieło jest jakościowe, może - istnieje taka możliwość - niestety zostać napisane cynicznie lub dla zysku... tak jak kilka największych renesansowych dzieł, które powstało na zlecenie kościoła czy mecenasów sztuki w uznaniu warsztatu rzemieślnika.

Grafomania, oprócz wybujałego mniemania o swoich dziełach, nie mającego poparcia w rzeczywistości musi stać na filarach przymusu bezrefleksyjnego(!) pisania i wyraźnej, miernej, odtwórczej kategorii ocenianego dzieła.
 
Rzecz w tym, że w dyskusji nie możemy sobie ot tak każdy po swojemu interpretować, czy też wymyślać znaczenia terminów, bo przestaniemy się rozumieć. :D

W obu podanych definicjach, grafomania zakłada brak talentu pisarza, lub też, w przypadku tej z Wiki, alternatywnie "rozmijanie się z percepcją sztuki i literatury właściwej dla danej epoki". Tak więc, @undomiel9 , nazywając Sapkowskiego czy Martina grafomanami, stwierdzasz u nich brak talentu, lub też owo "rozmijanie się z percepcją".

To, że kogoś nie lubimy, uważamy, że ma zbyt wielkie ego, tudzież nie podoba się nam, że wykonuje swoją pracę dla pieniędzy (O NIE), nie oznacza, że na tej podstawie możemy go (zgodnie z definicją) nazwać grafomanem. W przeciwieństwie do buca, albo materialisty. :)
 
Definicja z Wiki jest szersza, nie zakłada braku talentu, zakłada natomiast kompulsywne, obsesyjne pisanie z powodu manii wielkości i w tym aspekcie Sapkowski mi do określenia pasuje, tak go oceniam. U Martina dochodzi jeszcze słabszy warsztat i zamiłowanie do groteskowej brutalności (zbieżne z Piekarą i Ziemiańskim), więc w nieco bardziej definicyjnym zakresie tak ich określam.
Nikogo do mojego zdania nie zamierzam przekonywać, przedstawiam swoją perspektywę po prostu.
 
[...]
Prozę Sapkowskiego cenię - a jego samego faktycznie nie, i przez pryzmat jego postawy oceniam jako ogromne ego pisarza z przyczepionym do niego panem Andrzejem. [...]
Chyba najtrafniejsza opinia o autorze wiedźmińskiego cyklu - bardzo oszczędna, a jednocześnie wyczerpująca. "Maksymalny efekt przy minimum środków wyrazu" - jakby to określiła madamme Irina ;).
 
Bylbym bardzo daleki od porownywania Sapkowskiego z Martinem, bo to sa dwa zupelnie rozne style i kompletnie inne spojrzenie. Song of Ice and Fire to tak naprawde przelozona w realia fantasy historia wojny dwoch roz, podczas gdy uniwersum wiedzmina to juz czysta kreacja bez tak oczywistych odniesien do naszej rzeczywistosci. Obu panow laczy tylko jedno: parcie na szklo i zwiazana z tym chec zarobienia, chociaz Martin pod tym wzgledem Sapkowskiego bije na leb (i co tu duzo gadac, przegial z tym pale). Co do grafomanstwa, zwlaszcza w przypadku Martina - to nie wiem czy jestem w stanie to ocenic tak jak wy tutaj. Nigdy nie czytalem tego w polskim tlumaczeniu (a wersja jezykowa ma olbrzymi wplyw na odbior i ocene), natomiast w angielskim oryginale pochlanialem to jak moj pies szynke, az mi sie czytnik zagrzewal co chwila :p Martin ma naprawde swietny styl - tylko nie wiem, czy wspolczesni tlumacze sa w stanie to oddac. Osobiscie bardzo watpie, zeby saga Martina zostala przetlumaczona na jakikolwiek jezyk z takim sercem i nastawieniem do detali i niuansow, jak zrobila to kiedys Maria Skibniewska z Wladca Pierscieni.
 
Martin ma naprawde swietny styl - tylko nie wiem, czy wspolczesni tlumacze sa w stanie to oddac.
Nie są. Sam pierwszy raz odbiłem się od tej serii właśnie przez drewniane tłumaczenie. Później niby była poprawiona reedycja, ale moim zdaniem niezbyt to pomogło. W oryginale to jedna z moich ulubionych powieści fantasy (niestety na wieczność zawieszona w próżni).
 
Bylbym bardzo daleki od porownywania Sapkowskiego z Martinem, bo to sa dwa zupelnie rozne style i kompletnie inne spojrzenie. Song of Ice and Fire to tak naprawde przelozona w realia fantasy historia wojny dwoch roz, podczas gdy uniwersum wiedzmina to juz czysta kreacja bez tak oczywistych odniesien do naszej rzeczywistosci. Obu panow laczy tylko jedno: parcie na szklo i zwiazana z tym chec zarobienia, chociaz Martin pod tym wzgledem Sapkowskiego bije na leb (i co tu duzo gadac, przegial z tym pale). Co do grafomanstwa, zwlaszcza w przypadku Martina - to nie wiem czy jestem w stanie to ocenic tak jak wy tutaj. Nigdy nie czytalem tego w polskim tlumaczeniu (a wersja jezykowa ma olbrzymi wplyw na odbior i ocene), natomiast w angielskim oryginale pochlanialem to jak moj pies szynke, az mi sie czytnik zagrzewal co chwila :p Martin ma naprawde swietny styl - tylko nie wiem, czy wspolczesni tlumacze sa w stanie to oddac. Osobiscie bardzo watpie, zeby saga Martina zostala przetlumaczona na jakikolwiek jezyk z takim sercem i nastawieniem do detali i niuansow, jak zrobila to kiedys Maria Skibniewska z Wladca Pierscieni.
Ja czytałem po polsku wszystkie tomy got i mi się podoba jego styl . Może jestem mało wymagający . Nie wiem . :))
 
Top Bottom