Uniwersum "Pieśni Lodu i Ognia" ("A Song of Ice and Fire") / "Game of Thrones" [HBO]

+
Niech czuwa nad serialem ile chce, ale niech wreszcie skończy pisać te książki... Pewnie nigdy się to nie stanie, a jeżeli jakimś cudem wyda 6 tom to i tak na 7 szansa są niemal zerowe.
A może wyda obie finałowe książki razem :love: Po tak długoletnim czasie czekania wypadałoby :LOL:
 
Siódma część to taka pieśń przyszłości. Zdecydowanie stoi pod największym znakiem zapytania. W przypadku Winds of Winter z uwagi na fakt że jest tworzona od dawna co najmniej prawdopodobne jest to że duża część książki została faktycznie napisana, ale Dream of Spring...

Swoją drogą, trochę dziwne że na turnieju doszło do kilku śmierci i nikt nawet na to nie reagował. Kanonicznie turnieje przecież nie służą temu by się rycerze na nich mordowali - choć czasem wypadki (oraz "wypadki") się zdarzają. Król co prawda nie był obecny na miejscu (i Hand of the King też nie), więc może pod jego nieobecność niektórzy uczestnicy dali się ponieść. Trudno jednak sobie wyobrazić by przedstawiciele rodów których rycerze zginęli na turnieju nie żądali sprawiedliwości. Być może wrócą do tego tematu później, choćby w formie 1-2 zdań w jakimś dialogu. Nie zdziwiłbym się gdyby te sceny były jednak stworzone tylko dla efektu, bez ich głębszego przemyślenia czy uwzględniania jakichś konsekwencji.
 
Swoją drogą ciekawe w czym tak naprawdę tkwi problem z tymi ostatnimi książkami. Czy może ta wena którą miał na początku cyklu gdzieś tam się ulotniła i nie wie jak to wszystko odpowiednio ugryźć, połączyć żeby zakończyć całość z przytupem czy może całość aż tak bardzo się rozrosła:think: Sam już nieraz przyznawał, że jest czas gdzie uda mu się napisać kilka stron a są też miesiące gdzie nie napisze nawet jednej linijki. Niemniej i tak to wszystko trwa już bardzo długo, poprzednie książki były wydawane średnio co 2-3 lata, tylko Taniec miał dłuższą przerwę ale znowu nie aż tak strasznie jak w przypadku Winds of Winter, tutaj mamy już przeszło dekadę przerwy... Z roku na rok wszyscy żyją nadzieją, że może jednak w tym roku a tu lata lecą a książki jak nie było tak nie ma i tym samym rośnie obawa, że jednak nie uda się skończyć całej Pieśni :(
 
Obawiam się, że to go przerosło. Jest świadomy sukcesu tej historii, przez co boi się z tym zmierzyć i dalej, tego jakby ten finał był odebrany przez grono fanów.
Podejrzewam, że stworzył zbyt wiele wątków, i trudno mu to spiąć razem. Dochody ma z licencji HBO, więc nie ma motywacji finansowej, a i aura genialnego pisarza pewnie mu odpowiada. Sam podał twórcom serialu jakie ma być zakończenie, na co reakcja fanów była jaka była... Wykreślił więc pewnie połowę rzeczy z przyszłej książki, ale nie wie jak to ugryźć w inny sposób. Każdego zadowolić nie sposób, więc po co się starać... da licencję na parę nowych spin-offów, dochód będzie, aura 'mistrza' zachowana. Same pozytywy. Może nie dla fanów książek, ale cóż, ma nowych fanów.

Tolkien też wszystkich swych pomysłów nie dokończył, ale to już nie ze swej winy, zabrakło mu czasu.
Martin ma może dzieci? Będą mogli później wydawać rękopisy i notatki ojca z nie wydanych książek, może wówczas będzie szansa by choć część tego ujrzała światło dzienne.
 
Last edited:
Ja się nadal często zastanawiam, co pisarze mają w głowie, że piszą. Po co piszą? Zawęziłam powody do trzech ogólnych:
Kasa.
Sława.
Wewnętrzna potrzeba.
I pewnie kombinacje tychże.

Najbardziej cenię tych autorów, którzy chcą czytelnikom opowiedzieć historię - może przy okazji zarobić i wejść do panteonu chwały, bo czemu nie, nic w tym złego… ale przede wszystkim mają w sobie opowieść, którą kochają i którą chcą opowiedzieć światu.
No i Martin - dla mnie - do takich pisarzy nie należy; wręcz odbieram to tak, że ma czytelników w nosie i będzie w stanie świadomie zostawić cykl bez zakończenia.
 
Mróz jest niczym King, on potrafi te książki pisać hurtowo. Widać, że bawi się pisaniem i sprawia mu to ogromną frajdę. Szkoda, że Martin do takich nie należy, już nie mówię żeby wydawać w ciągu roku kilka książek ale po tylu latach to już przynajmniej te Wichry wypadałoby wydać, tym bardziej że lata młodości ma już za sobą.
Życzę mu żeby żył jak najdłużej ale swoje już ma na karku i trochę szkoda byłoby gdyby nie udało się zakończyć całej Pieśni...
 
Najbardziej cenię tych autorów, którzy chcą czytelnikom opowiedzieć historię - może przy okazji zarobić i wejść do panteonu chwały, bo czemu nie, nic w tym złego… ale przede wszystkim mają w sobie opowieść, którą kochają i którą chcą opowiedzieć światu.
No i Martin - dla mnie - do takich pisarzy nie należy; wręcz odbieram to tak, że ma czytelników w nosie i będzie w stanie świadomie zostawić cykl bez zakończenia.
No bez jaj. Czytałaś w ogóle ASOIAF?
To jest ewidentnie majstersztyk, który nie mógł powstać po prostu "dla kasy". Tak się nie dzieje.
Zgodzę się natomiast z jednym - obecnie chyba położył lachę i zajmuje się bardziej kasowymi projektami. Po prostu tamten Martin sprzed kilkudziesięciu lat, to nie ten sam Martin co teraz. Nic dziwnego, ludzie się zmieniają. Szczególnie, jeśli w grę wchodzą grube miliony monet.
 
Jest wiele hipotez na temat tego dlaczego wciąż nie ma Wichrów Zimy, przy czym te najbardziej spiskowe zakładają jedną z dwóch skrajności:
1) Martin tak naprawdę książkę(i) już napisał lecz czeka na odpowiedni moment by ją(je) wydać, tak by w międzyczasie podsycać zainteresowanie i zarobić jeszcze więcej na swoich różnych projektach;
2) Martin nie napisał przez te lata nic albo prawie nic.

Generalnie daleko mi do spiskowej teorii dziejów i uważam, że nic z powyższego nie jest prawdą. Niemniej zakładając foliarską czapeczkę, wykorzystując dowody takiego kalibru jak posty z reddita, własne domysły i wpisy z bloga GRRM z domieszką tak-mi-się-wydaje-więc-to-zapewne-prawda, pokuszę się o własną hipotezę dotyczącą fascynującego zagadnienia jakim jest praca mistrza nad swoim (może też już przepasionym?) dziełem.

Daty wydania poszczególnych książek z serii przedstawiają się następująco:

To co się rzuca w oczy to relatywnie niewielkie odstępy czasu pomiędzy pierwszymi trzema częściami cyklu. 1 książka na 2 lata przy takim ich rozbudowaniu i objętości to całkiem niezły wynik. Nie jest zatem tak, że Martin *nigdy* nie potrafił pisać w zadowalającym tempie. Oczywiście prace nad cyklem rozpoczął przed 1996, ale jak już zaczął książki wydawać, to pierwsze trzy poszły sznureczkiem.
A, i tutaj nie ma pomyłki. Ta seria naprawdę rozpoczęła się ponad 25 lat temu. GOT wychodził w czasach administracji Clinta, przed wstąpieniem Polski do NATO. Jeżeli ktoś miał 15 lat gdy zaczynał czytać GOT w 1996, to obecnie jest po 40., a zakończenia cyklu wciąż nie widać na horyzoncie. Niektórzy pewnie mogą przyjmować zakłady, czy ASOIAF zostanie ukończone przed ich emeryturą (jeżeli w ogóle zostanie ukończone).

Tak czy siak, ewidentnie pierwsze schody zaczęły się przy części czwartej - AFfC - wydanej dopiero 5 lat po ASoS. Nie jest to według mnie przypadek, bo to na etapie pisania AFfC maester Martin tak pohulał, że musiał podzielić części 4. i 5. geograficznie. Pierwotnie jego założenie było takie, że zrobi przeskok czasowy w historii ok. 5 lat, dzieci nieco podrosną, smoki też, i zacznie opowiadać dalej. Kompletnie jednak mu się to nie kleiło bo 5 lat to szmat czasu a świat nie powinien pozostać statyczny. Za dużo wydarzeń na etapie ASoS było "w biegu" by załatwiać je poza kadrem i wyjaśniać tonami ekspozycji w kolejnej części. Koncepcja znacznego przeskoku czasowego została zatem porzucona. Ponadto mistrzunio podjął decyzję, która do dzisiaj według mnie odbija się czkawką - postanowił historię dodatkowo rozbudować. Wątki Dorne, Żelaznych Wysp czy Meereen, początkowo poboczne, a czasem wręcz marginalne, zostały znacznie rozszerzone wraz z całą plejadą nowych postaci, w których głowy wchodzimy jako czytelnicy przy kolejnych rozdziałach. Dany tak się zasiedziała w Meereen, że na etapie 5. części wciąż nie jest w drodze do Westeros. Ba, pojawił się nawet nowy pretendent do tronu - Aegon (zwany przeze mnie FAegonem gdyż uważam że to podróbka), w 100% pominięty w serialu, a który w cyklu siłą rzeczy ma do odegrania jakąś rolę :D.

Według mnie autor miał tę część historii, którą obejmowały części 1-3, dobrze przemyślaną. Wiedział jak porozkładać pionki, jak rozpocząć konflikty i jak dojść do kilku kluczowych punktów fabularnych. Niekoniecznie jednak to samo można powiedzieć o tym, co miało przyjść później, bo przecież pionki trzeba przesuwać na szachownicy, konflikty potrzebują jakiegoś rozstrzygnięcia, a fabuła musi posuwać się do przodu. Martin świetnie rozegrał akt I swojej opowieści, ale utknął w akcie II i obecnie ma poważny problem, by płynnie przejść do aktu III. Adekwatne rozwinięcie, a następnie pozamykanie wszystkich wątków poruszonych w pierwszych trzech książkach było zadaniem trudnym. Za sprawą tego, co GRRM zrobił w AFfC i ADwD, sam uczynił tego questa jeszcze trudniejszym. Nic zatem dziwnego, że tempo wydawania znacznie spadło. ASoS i AFfC dzieliło 5 lat (2000->2005), AFfC i ADwD - 6 lat (2005-2011), a The Winds of Winter nie ma do dziś. Od momentu wydania części 5. minęło już 11 lat.

Na powyższe nakładają się również inne czynniki. Maester swawolnie angażował się w inne projekty - seriale, inne książki, a nawet grę bo przecież coś grzebał przy Elden Ringu. Z przyczyn oczywistych te rzeczy zajmują mu czas, ale dają też forsę i pewnie jakąś radochę. Nie można też abstrahować od faktu, że gość się po prostu starzeje i zapewne wraz z wiekiem zarówno ma mniej energii, jak i chce bardziej korzystać z życia póki jeszcze może. Nad cyklem pracuje od kilkudziesięciu lat i jest właściwie pewne, że nic większego niż ASOIAF już w swoim życiu nie napisze. Na obecnym etapie praca nad cyklem może być dla Martina znacznie mniej przyjemna niż kiedyś, a może stała się wręcz jakimś rodzajem przykrego obowiązku. GRRM poddaje się zatem w tym aspekcie prokrastynacji, a każdy kto boryka lub borykał się kiedykolwiek z prokrastynacją wie, że wtedy wszystko inne wydaje się ciekawą odskocznią i interesującym doświadczeniem. A jeżeli jeszcze te inne projekty przynoszą dobrą kasę, to tym bardziej...

Szczerze też wątpię, by odbiór zakończenia serialowego GOT dobrze wpłynął na morale Martina. Tak, dużo z tego to wina D&D którzy poszli wszędzie na skróty, ale jakaś tam część finału będzie odpowiadała temu co wydarzy się w książkach - i być może autor zdał sobie sprawę, że niektóre rzeczy po prostu będzie musiał pozmieniać, by były bardziej satysfakcjonujące. Jak historię ma się zaplanowaną od dawna, to nagłe zmiany łatwe nie są. W każdym razie perspektywa tego, że pierwotnie zaplanowane zakończenie może okazać się fuck-upem, musiała GRRM-em wstrząsnąć. Nawet jeżeli ostatecznie nie zmieni najistotniejszych jego punktów, musi uwzględniać fakt, że fani będą oczekiwań znacznie bardziej rozbudowanej i satysfakcjonującej "drogi" do finału, a przecież właśnie z tym i tak idzie mu jak po grudzie. W końcu utknął w akcie II...
 
Last edited by a moderator:
Czytałaś w ogóle ASOIAF?
To jest ewidentnie majstersztyk, który nie mógł powstać po prostu "dla kasy". Tak się nie dzieje.

Dzieje się, dzieje. Nie wszystkie wielkie dzieła powstają ze wzniosłych pobudek, niekiedy kasa jest głównym motywatorem i nie ma w tym nic złego. Pozwolę sobie zasugerować pewną mało znana sagę o niejakim wiedźminie.
 
@Nars Gdyby chodziło tylko o kasę, autor, jeden z drugim, napisałby sobie jakieś "365 dni". Sapek też w oczywisty sposób ironizuje, że pisał wyłącznie dla kasy.
 
Zwykle najprostsze rozwiązania są najbardziej prawdopodobne, dlatego obstawiam po prostu zmęczenie materiału bo ciężko przy książkach z tak rozbudowanym światem i backgroundem zachować pełną motywację i wenę przez cały czas. Tym bardziej, gdy te inne projekty też rozwijają uniwersum. Pisanie to sztuka, a w sztuce zawsze jest kwestia weny i natchnienia, czasem tworzysz w kilka minut coś satysfakcjonującego a potem tylko szlifujesz, czasem całe dnie mijają i nic.

A ja dalej się nie zdziwię, jak kiedyś wyjdzie na jaw że Mróz ma armię ghost writerów :D
 
Owszem, czytałam, to się nadal nie wyklucza. A fanką cyklu jestem umiarkowaną, dla mnie majstersztyk to Wegner, nawet Sagę stawiam wyżej, więc może dlatego podchodzę mniej emocjonalnie.
 
No dobra, mozna to uznać za kwestię gustu. Jak dla mnie, GRRM z czasów pierwszych 3 tomów ASOIAF to zdecydowanie właśnie autor zainteresowany głównie opowiedzeniem historii, stworzeniem dzieła.

No ale Wegnera dałem radę przeczytać rozdział i zwyczajnie się znudziłem, więc...
 
Tak, kwestia gustu.
Ja nie neguję, że historia jest ciekawa i „jakaś”, imponujące rozbudowanie świata (aż za, jak @Yngh wyżej pisze i z czym się zgadzam… przerosło to autora i się zacukał, to ma sens) - czytałam dwa razy całość, za pierwszym dosyć mocno zrażona epatującym brutalizmem, niemniej przeszłam cały cykl, a pierwszy tom czytałam w oryginale i dlatego mogę bez wahania powiedzieć, że zarówno Wegner, jak i Sapkowski są mistrzami pióra, a Martin - ma tylko relatywnie dobrą historię.
Są miejscami niezłe plottwisty, dialogi, interesujące postacie, tylko fabuła to dla mnie takie klasyczne „poszedł, doszedł, zrobił, poszedł”; historia opowiedziana prosto, jak cepem przez łeb, nawet jeśli potem autor to masakrycznie komplikuje, żonglując postaciami i miejscami.

A ja sobie cenię nieoczywistości z dużą dawką słownego humoru - i tego w tym cyklu nie znajduję.

Serial potraktował historię barokowo, to już co kto lubi, mnie nie zachwyca - a wszystkie (liczne) odstępstwa od książkowej fabuły tylko pogarszają sprawę. To tak żeby pozostać bardziej w temacie wątku.
 
Myślę że każdy pisarz coś tam chce opowiedzieć w danej książce, co jednak nie oznacza że nie kieruje się przy tym chęcią zarobku. Ja nie widzę podstaw by wątpić np. w słowa ASa że generalnie to on działa dla kasy. Przecież dawał temu wyraz wielokrotnie. Jak wywęszył pieniądz to chwalił nawet 2. sezon Wiedźmina i zachęcał do oglądania, ku osłupieniu wielu fanów. Rzekłbym wręcz, że AS w swoim materializmie jest akurat dość konsekwentny i nigdy nie traktowałem tego jako ironii. Natomiast jeżeli jest się profesjonalistą, to swoją robotę wykonuje się dobrze i o to właśnie chodzi. Nie ma tu żadnych sprzeczności.

AS jednak zakończył swój cykl dawno temu i generalnie to jest na pisarskiej emeryturze. GRRM to ten sam rocznik a jego największe dzieło pozostaje nieukończone - finalizacja zajmie lata. Także mimo podobnego wieku, panowie są w trochę innej sytuacji. No i gdyby tak Martin wyszedł i powiedział fanom wprost że ma już wywalone, niczego nie będzie kończył, to nie dość że zostałby publicznie ukrzyżowany to zainteresowanie wszelkimi projektami w których bierze udział spadłoby drastycznie. Forsa też.

Jeżeli chodzi o styl, mnie ten Martinowy odpowiada. Mam kontakt wyłącznie z oryginalną wersją i dla mnie czyta to się naprawdę dobrze, przy czym czasem niektóre wątki są niepotrzebnie rozwleczone. Rzuca się w oczy zwłaszcza w tych późniejszych częściach. Na obecnym etapie myślę że GRRM powinien mieć asystenta lub edytora, który częściej zalecałby mu wywalanie niektórych fragmentów, bo mamy już wystarczająco dużo waty.

Absolutnie się nie zgadzam z opinią że historia jest prosto opowiedziana. Rzekłbym, że wręcz przeciwnie, zwłaszcza że autor sam sobie utrudnia zadanie stosując rozdziały z perspektywą wyłącznie danej postaci, a zatem niewiarygodnego narratora. Przez to pojawia się wiele niuansów, które nie zawsze wyłapuje się od razu. Jak najbardziej stosowana jest też gra słów. In your face są niektóre twisty i szokujące momenty - ale takie mają być i stanowią integralną część historii. Jak się dobrze przyjrzeć, to cała pierwsza część - GOT - stanowi w zasadzie prolog. W klasycznej historii większość GOT to byłoby jakieś krótkie wprowadzenie - historyczny footnote czy lore dump. Martin tak jednak nie działa i dodaje wszystkiemu kolorytu, co ja uważam za ważny element jego stylu. Gdy pisał 1 książkę na 2 lata to generalnie można mu było pozwalać na wszelkie zabawy w piaskownicy, ale aktualnie to tak jak wspomniałem już wyżej - przydałby się ktoś kto by mógł go kopnąć w dupę czasem i skierować uwagę na to co ważne, by dokończył swój pierwszy zamek z piasku i dorobił fosę zanim go rozwali, a nie usypywał ciągle nowe.
 
Last edited:
Absolutnie się nie zgadzam z opinią że historia jest prosto opowiedziana. Rzekłbym, że wręcz przeciwnie, zwłaszcza że autor sam sobie utrudnia zadanie stosując rozdziały z perspektywą wyłącznie danej postaci, a zatem niewiarygodnego narratora.
Dokładnie, świetnym przykładem tego zabiegu i w jaki sposób ubogaca on odbiór, są rozdziały z perspektywy Cersei, której się wydaje że jest od wszystkich sprytniejsza i wszystkimi manipuluje, jednak uważny i znający tę postać czytelnik może zauważyć, że jej sytuacja wcale nie jest taka kolorowa jak jej się wydaje.
 
W sumie stwierdzam, że źle się wyraziłam: nie tyle proste, co banalne są tu wątki. Przewidywalne. Martin mnie zaskakiwał bodaj jednym swoim motywem: ubijał postacie, które zapowiadały się na wiodące - ale to dla mnie nie był dowód znakomitego warsztatu, tylko raczej przewrotności.
No nie polubiliśmy się wybitnie :D
 
Top Bottom