Jest wiele hipotez na temat tego dlaczego wciąż nie ma Wichrów Zimy, przy czym te najbardziej spiskowe zakładają jedną z dwóch skrajności:
1) Martin tak naprawdę książkę(i) już napisał lecz czeka na odpowiedni moment by ją(je) wydać, tak by w międzyczasie podsycać zainteresowanie i zarobić jeszcze więcej na swoich różnych projektach;
2) Martin nie napisał przez te lata nic albo prawie nic.
Generalnie daleko mi do spiskowej teorii dziejów i uważam, że nic z powyższego nie jest prawdą. Niemniej zakładając foliarską czapeczkę, wykorzystując dowody takiego kalibru jak posty z reddita, własne domysły i wpisy z bloga GRRM z domieszką tak-mi-się-wydaje-więc-to-zapewne-prawda, pokuszę się o własną hipotezę dotyczącą fascynującego zagadnienia jakim jest praca mistrza nad swoim (może też już przepasionym?) dziełem.
Daty wydania poszczególnych książek z serii przedstawiają się następująco:
To co się rzuca w oczy to relatywnie niewielkie odstępy czasu pomiędzy pierwszymi trzema częściami cyklu. 1 książka na 2 lata przy takim ich rozbudowaniu i objętości to całkiem niezły wynik. Nie jest zatem tak, że Martin *nigdy* nie potrafił pisać w zadowalającym tempie. Oczywiście prace nad cyklem rozpoczął przed 1996, ale jak już zaczął książki wydawać, to pierwsze trzy poszły sznureczkiem.
A, i tutaj nie ma pomyłki. Ta seria naprawdę rozpoczęła się ponad 25 lat temu. GOT wychodził w czasach administracji Clinta, przed wstąpieniem Polski do NATO. Jeżeli ktoś miał 15 lat gdy zaczynał czytać GOT w 1996, to obecnie jest po 40., a zakończenia cyklu wciąż nie widać na horyzoncie. Niektórzy pewnie mogą przyjmować zakłady, czy ASOIAF zostanie ukończone przed ich emeryturą (jeżeli w ogóle zostanie ukończone).
Tak czy siak, ewidentnie pierwsze schody zaczęły się przy części czwartej - AFfC - wydanej dopiero 5 lat po ASoS. Nie jest to według mnie przypadek, bo to na etapie pisania AFfC maester Martin tak pohulał, że musiał podzielić części 4. i 5. geograficznie. Pierwotnie jego założenie było takie, że zrobi przeskok czasowy w historii ok. 5 lat, dzieci nieco podrosną, smoki też, i zacznie opowiadać dalej. Kompletnie jednak mu się to nie kleiło bo 5 lat to szmat czasu a świat nie powinien pozostać statyczny. Za dużo wydarzeń na etapie ASoS było "w biegu" by załatwiać je poza kadrem i wyjaśniać tonami ekspozycji w kolejnej części. Koncepcja znacznego przeskoku czasowego została zatem porzucona. Ponadto mistrzunio podjął decyzję, która do dzisiaj według mnie odbija się czkawką - postanowił historię dodatkowo rozbudować. Wątki Dorne, Żelaznych Wysp czy Meereen, początkowo poboczne, a czasem wręcz marginalne, zostały znacznie rozszerzone wraz z całą plejadą nowych postaci, w których głowy wchodzimy jako czytelnicy przy kolejnych rozdziałach. Dany tak się zasiedziała w Meereen, że na etapie 5. części wciąż nie jest w drodze do Westeros. Ba, pojawił się nawet nowy pretendent do tronu - Aegon (zwany przeze mnie FAegonem gdyż uważam że to podróbka), w 100% pominięty w serialu, a który w cyklu siłą rzeczy ma do odegrania jakąś rolę
.
Według mnie autor miał tę część historii, którą obejmowały części 1-3, dobrze przemyślaną. Wiedział jak porozkładać pionki, jak rozpocząć konflikty i jak dojść do kilku kluczowych punktów fabularnych. Niekoniecznie jednak to samo można powiedzieć o tym, co miało przyjść później, bo przecież pionki trzeba przesuwać na szachownicy, konflikty potrzebują jakiegoś rozstrzygnięcia, a fabuła musi posuwać się do przodu. Martin świetnie rozegrał akt I swojej opowieści, ale utknął w akcie II i obecnie ma poważny problem, by płynnie przejść do aktu III. Adekwatne rozwinięcie, a następnie pozamykanie wszystkich wątków poruszonych w pierwszych trzech książkach było zadaniem trudnym. Za sprawą tego, co GRRM zrobił w AFfC i ADwD, sam uczynił tego questa jeszcze trudniejszym. Nic zatem dziwnego, że tempo wydawania znacznie spadło. ASoS i AFfC dzieliło 5 lat (2000->2005), AFfC i ADwD - 6 lat (2005-2011), a The Winds of Winter nie ma do dziś. Od momentu wydania części 5. minęło już 11 lat.
Na powyższe nakładają się również inne czynniki. Maester swawolnie angażował się w inne projekty - seriale, inne książki, a nawet grę bo przecież coś grzebał przy Elden Ringu. Z przyczyn oczywistych te rzeczy zajmują mu czas, ale dają też forsę i pewnie jakąś radochę. Nie można też abstrahować od faktu, że gość się po prostu starzeje i zapewne wraz z wiekiem zarówno ma mniej energii, jak i chce bardziej korzystać z życia póki jeszcze może. Nad cyklem pracuje od kilkudziesięciu lat i jest właściwie pewne, że nic większego niż ASOIAF już w swoim życiu nie napisze. Na obecnym etapie praca nad cyklem może być dla Martina znacznie mniej przyjemna niż kiedyś, a może stała się wręcz jakimś rodzajem przykrego obowiązku. GRRM poddaje się zatem w tym aspekcie prokrastynacji, a każdy kto boryka lub borykał się kiedykolwiek z prokrastynacją wie, że wtedy wszystko inne wydaje się ciekawą odskocznią i interesującym doświadczeniem. A jeżeli jeszcze te inne projekty przynoszą dobrą kasę, to tym bardziej...
Szczerze też wątpię, by odbiór zakończenia serialowego GOT dobrze wpłynął na morale Martina. Tak, dużo z tego to wina D&D którzy poszli wszędzie na skróty, ale jakaś tam część finału będzie odpowiadała temu co wydarzy się w książkach - i być może autor zdał sobie sprawę, że niektóre rzeczy po prostu będzie musiał pozmieniać, by były bardziej satysfakcjonujące. Jak historię ma się zaplanowaną od dawna, to nagłe zmiany łatwe nie są. W każdym razie perspektywa tego, że pierwotnie zaplanowane zakończenie może okazać się fuck-upem, musiała GRRM-em wstrząsnąć. Nawet jeżeli ostatecznie nie zmieni najistotniejszych jego punktów, musi uwzględniać fakt, że fani będą oczekiwań znacznie bardziej rozbudowanej i satysfakcjonującej "drogi" do finału, a przecież właśnie z tym i tak idzie mu jak po grudzie. W końcu utknął w akcie II...