[UWAGA! - SPOILERY] Serial Wiedźmin (Netflix) - wrażenia spoilerowe

+
Tylko czy ta serialowa interpretacja postaci zgadza się z naszymi w oparciu o książki? Moim zdaniem nie bardzo.

Z moim tak. Oczywiście o ile dalej będzie poprowadzona już w bardziej pozytywny sposób (zachowując charakter oczywiście).
 
Właściwie to nie jestem pewny, czy się nie zasugerowałem twoją wypowiedzią i przez to przeniosłem ją na swą ocenę postaci serialowej. Bo ja nie widzę Yennefer, tej młodej Yennefer, jako osoby z przerostem ambicji i własnej wyjątkowości. Trudno się opierać na źródle, bo wzmianek o tym etapie jej życia jest mikroskopijna ilość, ale uważam, że nieco przesadzili z ukazaniem jej jako osoby, która poświęci wszystko, by zdobyć wszystko, bo wszystko jej się należy.
To jest chyba jedyny fragment z książek, który może nam cokolwiek powiedzieć o tamtej Yennefer:
- Gdy ty uczyłaś się w Aretuzie... Gdy sypiałaś w komnatce takiej jak ta... Czy miałaś laleczkę, bez której nie potrafiłaś zasnąć? Którą w dzień sadzałaś na sekretarzyku?
- Nie - Yennefer poruszyła się gwałtownie. - Ja nie miałam nawet laleczki. Nie pytaj mnie o tamto, Geralt. Proszę cię, nie pytaj.
Jeśli można wyciągać wnioski z tej sceny, to prawdopodobnie był to dla niej bardzo zły czas, którego nawet nie chce wspominać. Żadnych miłych zdarzeń, żadnych balów w roli Kopciuszka. Zresztą nawet po ukończeniu podstawowego szkolenia w Aretuzie życie czarodziejek wcale nie było usłane różami. Nikt ich nie wysyłał na placówki u boku królów. Po Aretuzie były kolejne lata praktyki, po których można było zacząć budować własną pozycję.
 
Właściwie to nie jestem pewny, czy się nie zasugerowałem twoją wypowiedzią i przez to przeniosłem ją na swą ocenę postaci serialowej. Bo ja nie widzę Yennefer, tej młodej Yennefer, jako osoby z przerostem ambicji i własnej wyjątkowości. Trudno się opierać na źródle, bo wzmianek o tym etapie jej życia jest mikroskopijna ilość, ale uważam, że nieco przesadzili z ukazaniem jej jako osoby, która poświęci wszystko, by zdobyć wszystko, bo wszystko jej się należy.
To jest chyba jedyny fragment z książek, który może nam cokolwiek powiedzieć o tamtej Yennefer:

Jeśli można wyciągać wnioski z tej sceny, to prawdopodobnie był to dla niej bardzo zły czas, którego nawet nie chce wspominać. Żadnych miłych zdarzeń, żadnych balów w roli Kopciuszka. Zresztą nawet po ukończeniu podstawowego szkolenia w Aretuzie życie czarodziejek wcale nie było usłane różami. Nikt ich nie wysyłał na placówki u boku królów. Po Aretuzie były kolejne lata praktyki, po których można było zacząć budować własną pozycję.

No ale ona w serialu w drugiej połowie odcinków przecież ma bardzo negatywny stosunek do Aretuzy, więc to się akurat zgadza.
 
No ale ona w serialu w drugiej połowie odcinków przecież ma bardzo negatywny stosunek do Aretuzy, więc to się akurat zgadza.
Tak, dlatego część kreacji postaci Yennefer jest dobra, co przekłada się na moją całościową ocenę tej roli jako najlepszej z głównej trójki. Ale ta druga część już jest wzięta z niebytu, by sztucznie stworzyć inne jej cechy, których według mnie nie miała. Ale to jest ogólny problem serialu. W książkach były drobne wzmianki, subtelne fragmenty rozrzucane tu i ówdzie, które powoli dostarczały czytelnikowi nowych danych, z których budował postać. Serial natomiast robi to bardzo tępymi narzędziami i używając do tego bardzo źle poskładanych scen.

A były tam krasnoludy?
 
Były karły w roli przedstawicieli kurduplowatej rasy.
Jest to jakiś sposób i nie mam z tym problemu. Nigdy nie oczekiwałem, że będą próbowali z tego wybrnąć jak w LOTR.
 
Ja oczekiwałem, bo z krasnoludami nie ma to nic wspólnego. Jest jakiś metr pięćdziesiąt z adhd z dodatkiem przedstawicieli. I jeśli komukolwiek podczas oglądania tego przyszła na myśl banda Yarpena, to gratuluję bogatej wyobraźni. W ogóle to nie mam pojęcia, po co oni tam są, bo ich wkład w historię jest zerowy.
Dla mnie to opowiadanie jest na drugim miejscu pod względem skopania, zaraz po Krańcu Świata.
 
A ja nie mam pojęcia po co tracisz tyle czasu na ten serial skoro powodem do narzekania jest tu dla ciebie dosłownie wszystko. Rzeczy które mi się aż tak bardzo nie podobają zazwyczaj olewam ciepłym moczem zamiast godzinami ślęczeć na forum i rozprawiać o tym, jak moje życie legło z gruzach z ich powodu.

Nie widziałem jeszcze tych krasnoludów, ale znając twoje nastawienie rodem stąd:
jestem prawie pewien, że znowu przesadasz.

Zresztą, nieważne - ignor ode mnie bo juz mnie to męczy.
 
a niedługo potem wychodzi jaka jest. I ciekaw jestem bardzo jej wątku w kolejnym sezonie, bo w Sadze dopiero, dzięki Ciri, jakiś pierwiastek dobra się w niej odzywa.
Yennefer, po przejściach w dzieciństwie i potem w Arteuzie, najbardziej zależało na uzyskaniu podmiotowości, imo. Fakt, że była w realizacji tego pragnienia dosyć bezkompromisowa i niekoniecznie szanowała podmiotowość innych to inna sprawa. Ale dążenie do uzyskania władzy i potęgi wiązało się właśnie z chęcią uzyskania podmiotowości, a nie po prostu władzy dla samej władzy. Bo to dawało niezależność i możliwość decydowania o sobie. W serialu, moim zdaniem jest to trochę niekonsekwentnie przedstawiane. Natomiast na pewno nie określiłabym jej jako "złej". Jest po prostu osobą mocno straumatyzowaną i nie okazującą emocji, bo - w jej przekonaniu - jest to zagrażające. Ale, jak wspominiała Margoletta - jej czyny jednak świadczą same za siebie. Nawet przy pierwszym spotkaniu z Geraltem (choć odebrała jego zachowanie jako uprzedmiatawiające ją - zdecydowanie na wyrost) i wykorzystaniu go do zemsty, zadbała potem żeby za te czyny nie odpowiedział, skłaniając Jaskra do wypowiedzenia właściwego życzenia.
 
Yennefer, po przejściach w dzieciństwie i potem w Arteuzie, najbardziej zależało na uzyskaniu podmiotowości, imo. Fakt, że była w realizacji tego pragnienia dosyć bezkompromisowa i niekoniecznie szanowała podmiotowość innych to inna sprawa. Ale dążenie do uzyskania władzy i potęgi wiązało się właśnie z chęcią uzyskania podmiotowości, a nie po prostu władzy dla samej władzy. Bo to dawało niezależność i możliwość decydowania o sobie. W serialu, moim zdaniem jest to trochę niekonsekwentnie przedstawiane. Natomiast na pewno nie określiłabym jej jako "złej". Jest po prostu osobą mocno straumatyzowaną i nie okazującą emocji, bo - w jej przekonaniu - jest to zagrażające. Ale, jak wspominiała Margoletta - jej czyny jednak świadczą same za siebie. Nawet przy pierwszym spotkaniu z Geraltem (choć odebrała jego zachowanie jako uprzedmiatawiające ją - zdecydowanie na wyrost) i wykorzystaniu go do zemsty, zadbała potem żeby za te czyny nie odpowiedział, skłaniając Jaskra do wypowiedzenia właściwego życzenia.

W serialu tego z życzeniem nie było niestety. I jak piszę, nie uważam jej broń Melitele za złą osobę. W serialu w rozmowie z Geraltem w odcinku 6, bardzo fajnej zresztą, pada bodajże zdanie, że chce być dla kogoś ważna. I to dla mnie fajnie działa, bo Geralt to już nie reszta świata, ale bliska jej osoba, więc jak najbardziej kupuję takie wyznania. I jest właśnie to przebłysk tego dobra, które gdzieś się skrywa i wywali się na zewnątrz mocno przy Ciri.
 
Odnośnie krasnoludów. Próbuję sobie wyobrazić tych oberwańców jako przemieszczający się czworobok atakowany ze wszystkich stron, w tym jazdę cesarską, ale za cholerę nie mogę. Krasnoludy Yarpena po prostu nie wyglądają na gości, którzy mogliby zastąpić konia i pociągnąć za sobą wóz wyładowany zrabowanymi dobrami. Ja wiem, że to fantasy i wszystko można nagiąć (Asterix też góry przenosił), ale znacznie bardziej do mej wyobraźni trafia zwalisty Gimli niż te netflixowe chucherka.
 
Pełna zgoda co do krasnoludów. To nie są krasnoludy, tylko karły. Obok nich spokojnie mógłby stać Tyrion Lannister. Ewidentnie twórcy serialu zatrzymali się na epoce sprzed LOTR, nie grali, dajmy na to, w takiego Warhammera, i tak dalej. A, i poza tym krasnale wyszły całkowicie nijako i zupełnie bezpłciowo.

Generalnie mówiąc, design nieludzi w ogóle leży i kwiczy. Elfy, krasnoludy, driady - wszyscy wyglądają po prostu źle! Na potrzeby kolejnych sezonów ktoś powinien posypać głowę popiołem, a następnie zaprojektować każdą z tych ras od nowa.
 
E tam, narzekanie. Nie macie się do czego przyczepić?
Próbuję sobie wyobrazić tych oberwańców jako przemieszczający się czworobok atakowany ze wszystkich stron, w tym jazdę cesarską, ale za cholerę nie mogę. Krasnoludy Yarpena po prostu nie wyglądają na gości, którzy mogliby zastąpić konia i pociągnąć za sobą wóz wyładowany zrabowanymi dobrami
Muszę przyznać, że moje myśli nawet nie sięgnęły do tych scen. Mózg zablokował dalsze przetwarzanie. Sapkowski dość dokładnie opisywał wygląd krasnoludów - miały być szerokie, krępe, prawie kwadratowe i brodate. Klasyka krasnoludowatości, tutaj nawet nie trzeba czytać książek, bo krasnolud jest jak koń, każdy wie, jak wygląda. Ale najwidoczniej nie wie tego nikt pracujący dla Netflixa. Tylko z czego to wynika? Ideologiczne parytety, brak środków na charakteryzację i odpowiednie zdjęcia, brak chęci, brak wiedzy książkowej i ogólnej o fantasy, wszystko razem?
 
Jestem jedną z tych osób, które są przekonane, że zmiany w serialu względem książki, są nieuniknione i potrzebne. Daleko mi do purystów itd.

Nie będę się rozpisywał o każdym z epizodzie z osobna:

Oglądam sobie ten cały serial, odcinek po odcinku, i myślę sobie ok, masakrują świetne opowiadania jedno po drugim, ale w każdym odcinku, jest jakaś wartość, coś pozytywnego, co można z niego wyciągnąć. Można przeboleć wygląd elfów i krasnoludów, można przełknąć generalnie słabe albo bardzo słabe CGI ("praktyczne" potwory wyszły super), teleportacje postaci, fakt że Yen nie zawsze nosi swoje "kolory" (a jej relacja z Geraltem ma zupełnie inna dynamikę niż w książkach), a Ciri nie ma zielonych oczu. Myślę sobie, ok; uczą się, sprawdzają co działa, co nie. Zostawimy im feedback i będą mogli poprawnie zając się drugim sezonem. Jasne, zabili niuanse świadczące o sile materiału źródłowego, ale nie ma tu nic, czego nie dałoby się naprawić w kontynuacji. Wiecie dlaczego? Bo dobrze oddali główna trójkę; Yen, Geralta i Ciri. Uważam, że są świetnie zagrani i całkiem nieźle wpisują się w swoje archetypy, czyli najtrudniejsze zadanie zakończone sukcesem.

I tu bym zaczął wchodzić w szczegóły, że nie podobał mi się tani dramatyzm, że status magów w Nilfgaardzie został totalnie zmieniony, że pewne rozwiązania fabularne trochę jednak obrażają widza, ale...

...wydarzył się ósmy odcinek.

Nawet nie wiem, jak zacząć.

To nie rewolucja, to nie adaptacja, to nie historia na motywach, to gwałt na materiale źródłowym. Absurd biblijnych rozmiarów, goni absurd biblijnych rozmiarów. Nie wiem kto wpadł na te wszystkie pomysły, ale zrobił chyba wszystkim na złość, bo tak. Oni praktycznie wywrócili na głowie, w tych 60 minutach cały endgame sagi, Vilguś przegrywa z Cahirem w pojedynku, Fringilla wygrywa z Tissaią, Yen sama kończy bitwę pod Sodden... Ja wciąż nie wierzę w to co pisze i w to co zobaczyłem. Cała dalsza część sagi została zamordowana, zniszczona, opluta.

Jak oni chcą to kontynuować naprawdę nie wiem, nie wiem czy jest sens, wiem że straciłem jakąkolwiek ochotę by to oglądać.

Na tą chwilę uważam polską wersję historii za lepszą i nie, nie żartuję.
 
Last edited:
To nie rewolucja, to nie adaptacja, to nie historia na motywach, to gwałt na materiale źródłowym.
Serio dopiero w tym momencie? Nie tygodnie przed premierą, gdy pojawiały się coraz bardziej destrukcyjne zmiany, które logicznie prowadziły do coraz większych odstępstw od książek? Wielka wiara w tobie tkwiła.
Vilguś przegrywa z Cahirem w pojedynku, Fringilla wygrywa z Tissaią, Yen sama kończy bitwę pod Sodden
Zakładam, że w założeniach Vilgefortz chciał przegrać to starcie, ale tak, by jego strona nie miała do niego pretensji, bo już w tym momencie robi dla Emhyra. Ale wyszło na to, że w efekcie trafił na najlepszego szermierza tego świata, czyli Cahira, który zabrał mu wszystkie miecze, a następnie skopał i zostawił nieprzytomnego w krzakach, przy czym nie zabił go chyba tylko z braku czasu.
Fringilla cisnęła w Tissaię dwimerytem, po czym nie zabiła chyba tylko z braku czasu.
Yennefer musiała sama wygrać bitwę, bo nikt inny już nie został. Kto inny miał to zrobić? Foltest przyjechał na poczęstunek i wręczanie medali.

Skoro wszystkie wcześniejsze zmiany ci nie przeszkadzały, to tak szczerze mówiąc i te nie powinny, bo to jest ten sam poziom.
 
Serio dopiero w tym momencie? Nie tygodnie przed premierą, gdy pojawiały się coraz bardziej destrukcyjne zmiany, które logicznie prowadziły do coraz większych odstępstw od książek? Wielka wiara w tobie tkwiła.

Nie ma to nic wspólnego z wiarą, więc nie musisz się wyzłośliwiać. Nie oceniam książki po okładce, nie oceniam fragmentów, przecieków i spekulacji przed obejrzeniem serialu i poznaniem szerszego kontekstu.

Dałem całości uczciwą szansę.

Jak widzisz w moim poście wyżej, nie mam tez problemu z krytykowaniem, gdy już mam wszystkie informacje.
 
Jeszcze przede mną te smaczki, to ocenię, ale z tego, co piszecie...
Ech, urok czy tam stylówa Cahira polegała tylko (albo aż) na tym, że Ciri miała go za demona z piekła rodem, kosztował ją traumę, pośrednio wszczepiła takie nastawienie Geraltowi, a tymczasem to był słodki gówniarz, który wleciał w sam środek politycznych rozgrywek bez większego rozeznania, i dopiero z czasem ogarnął, who is who i która strona ma tu „rację”... a poza tym zakochał się w Ciri.

Zrobienie z niego tanka, snajpera, superszpiega, szermierza i trU mężczyzny to jest głupi zabieg fabularny, nie tylko szkodliwy, ale i zbędny.
Saga stoi nieoczywistościami, półcieniami, twistami - serwowanie „przeznaczenia” cepem przez łeb (z totalnym pominięciem wątku Białego Zimna) może się skończyć odpływem widowni znudzonej banałem.
Byłoby cholernie szkoda, to nadal ma potencjał.
 
Top Bottom