Że Cahir pokonał Vilgefortza? Co z tego?
Dla Ciebie pewnie nic. Dla mnie jest to gwałt na książce, którą darzę szczególnym uczuciem.
Dalej nie wiem dlaczego Vilgefortz został całkowicie zepsuty. Ktoś? Coś?
Bo z najpotężniejszego czarodzieja w sadze zrobiono z niego dziwnie ubranego outsidera, którego arsenał zaklęć ogranicza się do wyczarowania miecza w pochwie? Który w jednym pojedynku popełnia wciąż te same błędy i nie próbuje innego podejścia? Wszyscy wokół rzucają przeróżnymi zaklęciami, a on nie może? Vilgefortz, który od niechcenia wytrącał Bonhartowi bat z ręki nie mógł tego samego zrobić z Cahirem. Dobrze, że jeszcze będzie mógł nauczyć się nowych sztuczek.
Wspominasz o tym, że pokonał Geralta wspomagając się magią. To prawda, ale zauważ, że Vilgefortz miał do Geralta specjalny stosunek. Chciał mu dać nauczkę. Dlatego wyszedł z nim w ogóle na miecze. W drugim starciu jak zapewne dobrze pamiętasz nie był tak wyrozumiały i sponiewierał wiedźmina oraz Yennefer za pomocą czarów. Gdyby nie Regis to pewnie nie byłoby co zbierać. Co się stało chwilę później z Regisem? Czarodziej miał przygotowane zaklęcie na każdą okazję, nawet na wampira wyższego. Yennefer była wyłączona z walki. Dopiero potem skrzyżował "miecze" z wiedźminem.
- Mógłbym cię spopielić zaklęciem - powiedział. - Mógłbym cię roztopić na szkliwo, jak
tego potwora przez chwilą. Ale ty, wiedźminie, powinieneś umrzeć inaczej. W walce. Może
niezbyt uczciwej, ale zawsze.
Warto też wspomnieć, że w drugim pojedynku był osłabiony, jego nowe oko nie było do końca sprawne.
Ja rozumiem, że serial sobie, a książki sobie, ale po prostu tego nie kupuje. Triss Merigold wyczarowuje grzybki i kładzie trupem grupę Nilfgaardczyków, wieśniacy trafiają z łuków w wystrzelone z procy buteleczki, a Vilgefortz zostaje poniżony przez zwykłego człowieka.
Niektórzy tutaj argumentują, że Vilgefortz przegrał celowo, bo spiskował już z Nilfgaardem. Tylko czemu nie mógł tego zrobić z twarzą? Nie mógł sobie znaleźć lepszego alibi?