[UWAGA! - SPOILERY] Serial Wiedźmin (Netflix) - wrażenia spoilerowe

+
Albo chyba też w trzecim odcinku. Yennefer, poirytowana idąca korytarzem wpadająca na Stregobora: "Czy tu za każdym krokiem czai się jakiś mężczyzna?". Ugh.

Już wiem, co mi tak nie leży w wątkach głównej bohaterki (bo nie oszukujmy się, Geralt głównym bohaterem tu nie jest): wszystkie czarodziejki które w zamyśle są lub wkrótce będą potężnymi postaciami z dziesiątkami albo setkami lat doświadczenia zachowują się i wypowiadają się językiem przysłowiowych julko - gimnazjalistek. Zresztą dzielnie sekundują im w tym czarodzieje. Pojawia się zdystansowanie do bohaterów, bo po co ja mam się interesować bohaterami i ich działaniami, które nie mają żadnej przyczyny, skutku, a wypowiedzi tych bohaterów mają gimnazjalny poziom?

Nie wiem, co kierowało scenarzystami i showrunnerką gdy uznawali, że oni napiszą lepsze dialogi niż Sapkowski, ale rozjazd między tym kim te postaci teoretycznie są a ich wypowiedziami i czynami rodem z tureckich telenowel jest straszliwy.
 
Jest i "wyśmienity żart sytuacyjny".
W rzeczy samej boki zrywać.

Dobrze, że książki już są napisane i nic takiego się w nich nie znajdzie. Chociaż, przy zniżce formy przy Sezonie Burz... Eee, nie. Nawet wtedy.

Na linii Yennefer-Jaskier to widać szczególnie wyraźnie.

To wciąż przede mną, ale na razie druzgocące są dramatyczne "kłótnie" między Tissaią a Yennefer, pełne bezproduktywnego wrzeszczenia na siebie. Bardzo pasują do książkowych odpowiedników.

Oryginalna Yennefer była przez większość czasu chłodna, sarkastyczna, cyniczna i wyrachowana, ale czuło się w drobnych momentach, że jest tam coś więcej. Autor dawkuje to subtelnie, np. w dialogu podczas nocy w Aretuzie gdzie Yen nie jest wylewna, jednak i tak można poczuć że nie zawsze była tym kim jest. Taką postać odkrywa się wspaniale, jest intrygująca, ciekawa.

Serialowa Yen jest irytującą, pokrzykującą i rzucającą fuckami na lewo i prawo obrażoną na cały świat nastolatką. Parafrazując, look how they massacred my girl...
 
Nie było też tak, że Yennefer się nieustannie kontrolowała niczym zimnokrwisty zabójca. Geralt nie raz zauważał, że kłótnie z nią nie należą do bezpiecznych ani cichych.
Prędzej mnie szlag trafi, pomyślał. Ale nie powiedział tego głośno. Zaprzeczanie Yennefer, jak widział, nieuchronnie wiodło do kłótni, a kłótnia z Yennefer nie należała do rzeczy najbezpieczniejszych.

Słój wiśniowych konfitur, pomyślał wiedźmin. Taki odgłos wydaje słój wiśniowych konfitur, gdy rzucić nim w kogoś z dużej wysokości lub z dużą siłą. Pamiętał to dobrze, Yennefer, gdy mieszkali razem, zdarzało się niekiedy w gniewie rzucać w niego słojami konfitur.

Yennefer wydrwiwała jego obawy, ale nie nalegała. Ponieważ w innych sytuacjach potrafiła nalegać tak, że aż się dom trząsł i sypało szkło, Geralt utwierdzał się w mniemaniu, że jego decyzje były słuszne.
 
Nie było też tak, że Yennefer się nieustannie kontrolowała niczym zimnokrwisty zabójca.

Napisałem "przez większą część czasu".
Nie, ale czym innym jest niekontrolowana wściekłość podczas kłótni z kochankiem i impulsywność, a czym innym emocjonalność i epatowanie bezsilnością czy nieporadnością (o czym Yennefer też miała swoje zdanie, pamiętasz czego uczyła Ciri?). A tego książkowej Yennefer nie można zarzucić, czyż nie?
 
Ja wiem, po prostu nie chciałem byśmy tu mieli jakiś jednostronny obraz Yennefer. Ale o Tissai pewnie bym mógł tak pomyśleć. Niestety serial pod tym względem nie ma nic wspólnego z książkami, do których miałem się nie odwoływać.
 
"Czy tu za każdym krokiem czai się jakiś mężczyzna?"
Akurat dla mnie był to bardzo zabawny moment, a o użytym przez Ciebie obraźliwym sformułowaniu napisałam właśnie wiadomość prywatną, by nie wracać już do tego tekstu na forum...

W rzeczy samej boki zrywać.
Ale w końcu obejrzałeś już tą scenę w odcinku, czy komentujesz ordynarnie nieśmieszną youtubową przeróbkę? Z taką muzyczką to nawet najlepsza scena zabrzmi głupio :p głupi edit zepsuje wszystko.

Nie było też tak, że Yennefer się nieustannie kontrolowała niczym zimnokrwisty zabójca. Geralt nie raz zauważał, że kłótnie z nią nie należą do bezpiecznych ani cichych.
Zgadzam się całkowicie, serial wiarygodnie oddał ludzką i emocjonalną stronę Janeczki, w czym ogromną zasługa zdolności aktorskich Ani.

Mam jedynie zastrzeżenie do ilości f-words w scenariuszu...
I oczywiście do wyborów fryzjerskich i krawieckich.
o czym Yennefer też miała swoje zdanie, pamiętasz czego uczyła Ciri?
A serial w świetny sposób zaadaptował ten wątek do lekcji Yen u Tissai w pierwszym sezonie. Liczę na to, że dalsze lekcje Ciri pod okiem Janeczki również będą się odwoływać do lekcji pobranych u Tissai...
 
Ja wiem, po prostu nie chciałem byśmy tu mieli jakiś jednostronny obraz Yennefer. Ale o Tissai pewnie bym mógł tak pomyśleć.

Myślę, że generalnie większość z nas jest zgodna co do tego jak odbiera charakter Yen przedstawiony w książkach. Oczywiście, potrafiła rzucić słojem ale jednak większość jej działań można przypisać osobie, która nie dość że jest przebiegła i inteligentna, to jeszcze potrafi kalkulować i robi to wszystko przez tę setkę lat a to dla mnie powinno mocno wpływać na postać - fakt gromadzenia doświadczenia. Po postaciach w serialu tego kompletnie nie widać, Yennefer po kilkudziesięciu czy stu latach jako czarodziejka zachowuje się identycznie jak nastolatka po pierwszych dniach w Aretuzie, tu nie ma żadnego character arc. I nie musiało być - jak się ich wiarygodnie nie umie pisać, musu nie było. Mogliśmy poznać Yennefer taką jaką jest w książkach i stopniowo odkrywać to, co ukrywa za swoją zasłoną sarkazmu. Tymczasem w filmach śladu nie ma po jej znakomitych liniach dialogowych.

Tissaia to już w ogóle bardzo odległa od książek postać, żal fajnego castingu.
 
Mam jedynie zastrzeżenie do ilości f-words w scenariuszu...
Yennefer potrafiła rzucić wiązanką, zakonnicą nie była. To co cię razi, to prymitywizm i brak jakiejkolwiek inwencji.
Liczę na to, że dalsze lekcje Ciri pod okiem Janeczki również będą się odwoływać do lekcji pobranych u Tissai...
Ale jakich lekcji ty oczekujesz, skoro Ciri wystarczy powiedzieć, by się skupiła i powtórzyła trzy słowa? Ona rzuca teleporty bez najmniejszego przygotowania. Do czego jej te miesiące spędzone w świątyni na nauce gestów, formuł magicznych, kontroli przepływu magii, telepatii? Ona już to wszystko może zrobić ot tak z palca. Spodziewasz się może wykrywania żył wodnych albo rozwalenia szopki podczas nauki telekinezy? Może wysłania jej do szkoły dla dziewcząt, by poćwiczyła z nimi podstawy?
 
Piszę jako dość bierny obserwator, który ten wątek na forum głównie ostatnio czyta, bez wypowiadania się (nie widzę sensu, bo podzielam zdanie zdecydowanej większości użytkowników, nie mam nic ciekawego do dodania, a jestem ciekaw opinii innych). Ciężko i w sumie przykro się czyta ostatnie "dyskusje". Strony dyskusji wyraźnie okopały się na swoich stanowiskach, inaczej interpretują serial/książki, mają diametralnie różne gusta, priorytety i postrzeganie świata, różnice w tym aspekcie są widoczne na pierwszy rzut oka, nawzajem bezcelowo próbują przekonać się do swoich racji. Z merytoryczną dyskusją ma to mało wspólnego.

Jeśli moderacja uzna, że się wtrącam albo wchodzę ich buty to przepraszam.
 
Yennefer potrafiła rzucić wiązanką, zakonnicą nie była. To co cię razi, to prymitywizm i brak jakiejkolwiek inwencji.
Miałam wrażenie, że wzięli do serca krytykę ilości f-words w wykonaniu Geralta i zdecydowali, że teraz to Yennefer będzie bawić publiczność takim słownictwem :p niepotrzebnie, zdecydowanie wolę jej chłodną ironię i cyniczne żarty, których w serialu też mamy niemało.
Jednak Lauren skomentowała już feedback na temat tego zarzutu, więc zakładam poprawę w tej kwestii.

Ale jakich lekcji ty oczekujesz, skoro Ciri wystarczy powiedzieć, by się skupiła i powtórzyła trzy słowa?
Ostatnio tu o tym pisałam - "piglet" niczym "brzydulka", lekcja o magii płynącej z żywiołów niczym lekcja o kamieniu i kwiatku. Dodatkowo umieścić tam należy informacje na temat magii ognia, bo zakładam, że wszystkie dotychczasowe wzmianki na jej temat służyć mają epizodowi na Pustyni.
Nie pamiętam czy wspomniałam, ale podczas książkowej lekcji wspomniany został monolit, który być może zainspirował scenarzystów do tego fanfiku o monolitach w serialu, mogą ten moment wykorzystać.
Ale oczywiście fabularnym znaczeniem tych lekcji nie są praktyczne porady dotyczące rzucania czarów, a jest nim budowanie relacji, której nie dano wybrzmieć w drugim sezonie...

Ona już to wszystko może zrobić ot tak z palca.
Ale trzeba pamiętać, że dla serialowej Yennefer wyczarowanie portalu to również pierwsze zaklęcie, które opanowała.
Choć też mi się nie spodobało jak łatwo ten teleport powstał i czemu to miało służyć...
 
Last edited:
Tak jeszcze a propos akcentów komediowych, scena z szopką zawsze była dla mnie jednym z najzabawniejszych momentów komedii sytuacyjnej w całym dorobku Sapkowskiego. Pomysł banalnie prosty, ale wykonany perfekcyjnie. Powtórzyć go na akranie byłoby trudno, zważywszy na użyty zabieg literacki, ale zachować ducha chwili pewnie by się dało.

Chociaż może to i dobrze, że Netflix szopki pohańbić nawet nie próbował. Upiekło jej się.
 
W serialu zapewne pokazali by tę szopkę przed, w trakcie i po, również od środka, a Ciri by o niej śniła kilka razy - żeby na pewno nikt nie przegapił.
Jaki serial, takie żarty.
Choć przyznam, że scena z monologiem Jaskra do szczurów w areszcie była zabawnie lekka i bardzo jaskrowa. To chyba jedyny jasny punkt obsady dla mnie, jeśli chodzi o zbieżność z książkami. Przynajmniej przez 40% czasu antenowego. Jak na ten tytuł, to całkiem sporo.

Niezamierzenie dla twórców, spontanicznie kwiknęłam, kiedy Ciri sfrustrowała się przy zwalonym moście i gromkim fakiem przeniosła nawet konie. Iście Pythonowski absurd.
Zero subtelności i niuansu w tym serialu. A odświeżam jednocześnie cykl i TW3, to mam porównanie. Pierwszy lepszy dialog Geralta w Białym Sadzie, list od Yen czy uwaga Vesemira mają w sobie więcej klasy, niż cały 2 sezon.
 
W serialu zapewne pokazali by tę szopkę przed, w trakcie i po, również od środka, a Ciri by o niej śniła kilka razy - żeby na pewno nikt nie przegapił.

A właśnie dobrze się wstrzeliłaś bo miałem o tym pisać, jak drażniąca w serialu przez swoją łopatologiczność jest ekspozycja. Pierwsze z brzegu bo pamiętam z odcinka 4:

Triss objaśnia Geraltowi, że jak fiolka zaświeci to znaczy, że w szczątkach potwora wykryto alchemię mutagenną i potwór został stworzony za pomocą magii.

Po jakiś 10 minutach czasu ekranowego fiolka jest badana i jej zawartość Triss wysypuje na tackę. I tutaj znów pada ze strony Triss "nie świeci się" (jakby nie było widać) a Geralt dodaje "to znaczy, że nie stworzono go za pomocą alchemii mutagennej". Dramat.

Dijkstra oczywiście nie może po prostu mówić w obecności sowy, a widz za pomocą dwóch - trzech ujęć na nią ogarnąć że ona słucha i może nie być zwykłą sową.

Muszą być osobne ujęcia z perspektywy sowy, po raz enty z nieznośnymi efektami zniekształcania obrazu (ktorych w serialu jest na tony a które są nawtykane tak gęsto jakby 10 latek odkrywał uroki After Effects i uznał, że da gdzie się da) żeby było wiadomo że to nie patrzy człowiek. Musi być osobna scena, gdzie Dijkstra gada do sowy.

Muszą być przebitki na Yennefer i głos szepczący banialuki w rodzaju "pamiętaj co straciłaś", "nie możesz się bez tego obyć" czy coś w tym stylu żeby widz nie zapomniał co ją motywuje.

Tego jest dużo więcej, to naprawdę pierwsze z brzegu. Na przykład postacie często powtarzają na głos to, co my jako widz wiemy a sceny są tak skonstruowane, żeby mogły też to samo powtarzać kilku osobom na raz albo opowiedzieć jeszcze raz to co widzieliśmy. Te zabiegi mocno zwalniają i tak już niespieszne tempo serialu i czynią go jeszcze nudniejszym. Czy to jest ta walka o utrzymanie koncentracji targetu? Przecież to jest traktowanie widza jak głupka.
 
Książki poświęcają na to wystarczająco dużo czasu, ale czy gry ten temat w ogóle poruszają? Nie przypominam sobie, by ten wątek w ogóle był tam wspomniany...
Tak, książki poświęciły dość sporo czasu kwestii bezpłodności Yen, niemniej jednak nie próbowały wprost tłumaczyć tego, dlaczego Yen chce mieć dzieci, tylko informowały o tym fakcie. Gry z kolei pokazywały, że Yennefer chce być matką dla Ciri i była gotowa dla niej zrobić wszystko, a bycie matką jest jakby na to nie patrzeć bezpośrednim następstwem chęci posiadania dzieci (chyba, że Yen traktowała potencjalne dziecko jako polisę ubezpieczeniową na wypadek, gdyby w przyszłości musiała oddać je demonowi w zamian za swoją moc). Ani w książkach ani w grze autorzy nie czuli potrzeby umieszczania sceny, która pokazywała genezę instynktu macierzyńskiego Yen. W serialu potraktowano tę kwestię trochę jak nierozsądną zachciankę, dla której trzeba znaleźć jakieś "rozsądne" wytłumaczenie. Zresztą patrząc na wydarzenia z drugiego sezonu, gdzie Yen dla własnych korzyści jest w stanie poświęcić dziecko, pokazuje, że faktycznie mogła być to tylko zachcianka, a nie potrzeba utworzenia z kimś trwałej, emocjonalnej więzi.
Chciałbym zapytać użytkowników forum, czego się spodziewacie w 3 sezonie? Pamiętając że:
-Ciri umie czarować w sumie całkiem nieźle a będzie przecież jeszcze lepiej
-umie też przenosić się do innych światów
-Yennefer uciekła sprzed nosa radzie czarodziejów i królom Północy. Czy dostanie zaproszenie na imprezę w Thanedd?
Szczerze mówiąc chyba wolałabym, żeby w trzecim sezonie twórcy serialu nie próbowali nagle powrócić do ekranizowania książek, bo moim zdaniem po tylu zmianach wprowadzonych w pierwszych dwóch sezonach nie ma to już najmniejszego sensu. Łatwiej wtedy będzie traktować to dzieło jako twórczość niepowiązaną bezpośrednio z książkami.
 
Abstrahując od idiotyzmu walki Cahira z Vilgefortzem. Czarodziej pokonał Geralta nie dlatego, że tak doskonale władał białą bronią, ale dlatego, że podczas tej walki używał iluzji.
(...) Czterokrotnie znalazł się w pozycji do kontrataki i ciosu. Czterokrotnie uderzył. W skroń, w szyję, pod pachę, w udo. Każdy z tych ciosów byłby śmiertelny. Ale każdy został sparowany. Żaden człowiek nie zdołałby sparować takich cięć. Geralt powoli zaczął rozumieć. Ale już było za późno. Ciosu, którym czarodziej go dosięgnął. nie widział. (...) Czas Pogardy.

Fragment drugiej walki:
(...) Ale ty, wiedźminie, powinieneś umrzeć inaczej. W walce. Może niezbyt uczciwej, ale zawsze. (...)

(...) Geralt ścisnął w pięści medalion Fringilli. Drąg spadł, aż zadzwoniło. Uderzając w posadzkę o stopę od głowy wiedźmina. Geralt odturlał się i szybko podniósł na jedno kolano. Vilgefortz doskoczył, uderzył. Drąg znowu minął cel o kilka cali. Czarodziej pokręcił głową z niedowierzaniem, zawahał się na moment. Westchnął, rozumiejąc nagle. Oczy mu błysnęły. Skoczył, biorąc zamach. Za późno. (...)

(...) Nie wiedziałam- powtórzyła, widząc nie rozumiejący wzrok Geralta- że znasz czary iluzyjne (...)
Pani Jeziora,
Także, Vilgefortz jakieś umiejętności do walki wręcz posiadał, ale nie były one na tyle duże, żeby pokonać wiedźmina w uczciwej walce na miecze.

Dokładnie.
Często zaskakuje mnie jak mało ludzi to skumało i wydaje im się, że z Vilgefortza taki "miszcz kija".
Gorsze jest jednak to, że Lauren i jej henchmeni też pewnie tego nie skumają :p
 
Last edited by a moderator:
Top Bottom