[UWAGA! - SPOILERY] Serial Wiedźmin (Netflix) - wrażenia spoilerowe

+
Dane za tydzień 20-26.12 od Nielsena. Dla porównania drugi tydzień trzeciego sezonu You zebrał dokładnie tyle samo mln minut (2,7).
1642715078024.png


Netflix opublikował raport za 4 kwartał 2021 r., ale niestety zrezygnował z podawania danych dotyczących liczby abonentów, którzy obejrzeli "2 minuty" poszczególnych produkcji, więc niewiele więcej się z niego można dowiedzieć. Jedyne co może być istotne w kontekście oceniania wyników Wieśka to liczba subskrypcji Netflixa. W 4 kwartale 2021 Netflix miał 222 mln abonentów, a dwa lata temu (4Q 2019 r.) było to 167 mln (czyli wzrost o 55 mln).
Inna kwestia, że wyniki podane w raporcie chyba niezbyt przypadły do gustu na rynku, bo cena akcji Netflixa spadła dramatycznie (o blisko 20%) po zamknięciu dzisiejszej giełdy.
 
przyjaciółka która podzieliła się ze mną tym spostrzeżeniem ma z tranzycją do czynienia w życiu codziennym, dlatego jej głos w danym temacie ma dla mnie duże znaczenie.
Moja wypowiedź będzie czysto neutralna i nieoceniająca i mam nadzieję, że zostanie odebrana właśnie jako trochę filozoficzne spojrzenie. I nie ma zamiaru nikogo atakować ani wskazywać kto ma słuszność. Bo czyż właśnie temat ten częściowo nie jest związany z ostatnimi dyskusjami?

Bo, skoro niemal nikt tej analogi nie dostrzegał podobnie zresztą jak Ty, a dostrzegła ją właśnie osoba, która ma do czynienia z z tą kwestią na co dzień nie nasuwa właśnie pewnych skojarzeń z wcześniejszymi dyskusjami? Że osoba silnie związana z jakimś tematem będzie dostrzegała go częściej(czasem słusznie, a czasem niesłusznie). Że osoby, które uważają, że sprawa dla nich ważna jest nieporuszana w kinematografii czy że grupy, z którymi identyfikują się są niereprezentowane w tejże kinematografii, a chciałaby żeby to zmieniło się i żeby miały poczucie bycia reprezentowanym to czy nie będą szukać choćby namiastki tego dodając pewną dozę ideologii i nadinterpretacji żeby to poczuć. I żeby nie było nie twierdzę, że ma to miejsce właśnie w tej sytuacji. Ja osobiście odniosę się do tego jedynie, że w ogóle tego nie widzę. Natomiast nie mam zamiaru przerzucać się na argumenty i cytaty żeby udowodnić, że mój odbiór jest lepszy niż czyjś. Jest to post czysto teoretyzujący mający na celu jedynie próbę wywołania zastanowienia się nad tym bądź co bądź skomplikowanym tematem odmiennego odbioru dzieł kultury zważywszy na okoliczności. Bo w kwestii interpretacji cały czas jestem zwolennikiem podejścia, że każda interpretacja jest dobra i jednocześnie zła, a jak wiadomo każdy w swojej głowie ma swoją, czyli tą najlepszą z jego punktu widzenia :D

PS Z góry przepraszam moderację za lekki offtop, ale cząstka duszy filozofa coraz częściej się odzywa, ale hamuję ją jak mogę i zapewniam, że jest to tylko jej malutka część ;)
 
Absolutnie, na przykład jak podczas Twojej ostatniej... moralizującej interwencji, przy okazji jakiś twittów, kiedy tak zupełnie nieoceniająco się wypowiedziałaś, że dziwnym trafem trzy bogu ducha winne użytkowniczki poczuły się niezależnie od siebie zobligowane do podkreślenia w odpowiedzi, że są przeciwniczkami hejtu, mimo że wszystkie chwilę wcześniej się z Tobą wprost zgodziły (sic). I dyskusja się ucięła jak nożem. Takie to było, jak zwykle, wolne od oceny. Takie smaczki. Bo przecież oceniać się nie powinno, nie można, tak to szło?



To może jednak można? I'm confused :think: Ja nie widzę smaczków, tylko ironię i ocenianie gdzie się da i w sumie nie przeszkadza mi to, dopóki ironizujący i oceniający nie zajmuje się głównie pisaniem postów gdzie wytyka albo doszukuje się tego u innych.

Ale po co się rozpisywać, skoro jak zwykle krótko i celnie robi to niezawodny Szarlej:



Ot i wszystko.
Dla Ciebie moralizująca interwencja, dla całkiem sporej liczby osób zostawiających "lajki" zdanie mimo wszystko potrzebne, jak sądzę. Ale u tych osób być może nie zachodzi zależność między stołem a nożycami, więc i nie doszukują się z mojej strony zaczepek. I nie rzucają sarkastycznych, podszytych urazą uwag o naukach moralnych. Przyznam, że ciekawie taka uwaga brzmi z ust osoby, która w tym temacie „wytyka innym, ironizuje i doszukuje się” na wyprzódki, pytana bądź niepytana. A potem mówi, że tego nie znosi. Bez urazy, oczywiście, kulturalna ocena w zamian za kulturalną ocenę - czego pewnie nie zostawisz bez odpowiedzi, która będzie miała za zadanie pokazać mi, że przecież nie mam racji. A, nie, już Szarlej mi przygadał, szach mat, zostałam wyjaśniona :D

Ale wiesz, na czym polega urok netowej dyskusji? Że jak jedna osoba chce w niej brać udział, a druga nie, to ta druga wcale nie musi. Ponieważ nic na siłę. I ja nie chcę - nie dlatego, że mnie wyjaśniłeś, i nie dlatego, że rejteruję, tylko - bo to już skrajny off-top :D Niemniej dziękuję za Twój głos w dyskusji i za metaforyczne antylajki. Point taken.
 
Podziwiam i zazdroszczę, dojrzewam do tego. Za rok czy dwa o tej porze może i mnie się uda. Ze spinoffami idzie dobrze :p
Chłopie, po prostu wystarczy nie być masochistą. No chyba, że się jest. ;)

Rozwinę:

Rozumiem, jeśli ktoś "nie ma czego oglądać". Ja osobiście pochłaniam noir, neo-noir, giallo, krimi, thrillery i horrory i od cholery kina gatunkowego stworzonego na całym świecie od lat 40-tych do teraz, bo dzięki internetowi mam taką możliwość. Jestem pewien, że nie będę w stanie doświadczyć wszystkich tych rzeczy do śmierci. Za naszych (mniemam) młodych czasów, byliśmy zamknięci w obszarze tego, co serwowała nam telewizja i lokalna wypożyczalnia kaset. Teraz nie.
Po jaką cholerę przejmować się jakimś disco polo w styllu Witchflxa? I poświęcać mu czas?
 
Last edited:
Jest to post czysto teoretyzujący mający na celu jedynie próbę wywołania zastanowienia się nad tym bądź co bądź skomplikowanym tematem odmiennego odbioru dzieł kultury zważywszy na okoliczności. Bo w kwestii interpretacji cały czas jestem zwolennikiem podejścia, że każda interpretacja jest dobra i jednocześnie zła, a jak wiadomo każdy w swojej głowie ma swoją, czyli tą najlepszą z jego punktu widzenia :D
Dałam redpointa i odniosę się, bo zgadzam się całkowicie :)

W wypadku opisanej przeze mnie interpretacji - nie musisz jej kupować, bo jak sama napisałam, nie wiem czy taka analogia ukryta została celowo. Czy jak zauważył @CesarzTemeri - jest to analogia zbyt subtelna i zniuansowana dla scenarzystów, którzy wolą jednak bardziej jednoznaczne środki przekazu. Nie wykluczam, że niecelowo wyszła im taka analogia, która wybrzmiewa wyraźnie w szerszym kontekście.

Tak więc rozumiem, że tego nie dostrzegasz - dla mnie ta interpretacja jest trafna i spójna, po głębszym przeanalizowaniu kupuję ją z powodu wymienionych przeze mnie kontekstów, dlatego postarałam się tę interpretację tutaj przybliżyć :)



Abstrahując od tej konkretnej interpretacji i patrząc na szerszy obraz - jak najbardziej, tak właśnie działają nasze interpretacje na temat wszystkiego, co jest choć trochę zniuansowane, a nie powiedziane w pierwowzorze wprost.
Czytelnicy mogą wysnuwać własne wnioski z relacji Geralta i Yennefer, w inny sposób interpretować growe relacje tej dwójki bohaterów, a serial daje widzom jeszcze inną pożywkę do interpretacji ich związku. Ktoś w elfach zobaczy więcej analogii do Żydów, ktoś do Afroamerykanów czy Rdzennych Amerykanów, a ktoś do ukraińskich nacjonalistów czy japońskich partyzantów. Komuś upadek elfiej cywilizacji skojarzy się bardziej z upadkiem Rzymu, a komuś z kolonizacją Ameryki. I tak jest ze wszystkim, w każdym tworze artystycznym :) Choć ważne jest, by interpretację budować na pierwowzorze, a nie odwrotnie - ignorując szerszy kontekst skupiać się wyłącznie na pasujących do tezy niuansach.

I tak jak piszesz - często interpretacje zależne są od naszych prywatnych doświadczeń, przez pryzmat których odbieramy różne dylematy.
Po pierwszym sezonie odkryłam filmik transseksualnej youtuberki, która w transformacji Yennefer dostrzegła wyraźną analogię do tranzycji płciowej. Ja totalnie nie kupuję jej interpretacji i moim zdaniem za daleko ona odpływa i jest naciągana (więcej sensu ma porównywanie tego wątku choćby do ableizmu czy do psychicznej dysmorfii i jej rozbudowanego podłoża społecznego), jednak możecie ocenić ją sami. Na podstawie wielu zagadnień z Sagi/gier/serialu da się stworzyć podobne filmy czy artykuły interpretujące wybrane motywy i analizujące je w szerszym kontekście.
Ja to zrobiłam choćby z lesbijską orientacją Filippy. Jakiś czas temu w internecie krążyła głębsza analiza urazu fizycznego Geralta w kontekście niepełnosprawności., Lauren zauważyła tą analizę i obiecała, że pochyli się nad nią w serialu, choć podczas lektury nie zwróciła na ten aspekt szczególnej uwagi, jak zapewne wiele z nas.

Czasem takie interpretacje aż miło się czyta i rzucają one nowe światło na motywy w pierwowzorze, dodając więcej głębi motywacjom bohaterów i ich charakterom.

A czasem są strasznie wypaczone i naciągane, jak całe eseje, gdzie ktoś próbuje udowodnić, ze seria Harry Potter jest rasistowska i antysemicka, tylko dlatego, że J. K. Rowling użyła popularnego w Chinach nazwiska Chang, a gobliny kojarzą się komuś ze stereotypami odnośnie Żydów :facepalm:
 
Last edited:
Dla Ciebie moralizująca interwencja, dla całkiem sporej liczby osób zostawiających "lajki" zdanie mimo wszystko potrzebne, jak sądzę.

Stosowanie argumentum ad populum świadczy bardziej o używającym niż o tym, w stosunku do kogo go użyto.

Ale u tych osób być może nie zachodzi zależność między stołem a nożycami, więc i nie doszukują się z mojej strony zaczepek

Aaa, no tak. Przecież Twoja wypowiedź nie była do nikogo konkretnego skierowana ani nie była reakcją na konkretną dyskusję, bo Ty przecież nikogo nie oceniasz i w ogóle co kto lubi. Ot, taka uwaga natury ogólnej, na którą reagują tylko przewrażliwieni, co się poczuli wywołani do tablicy. Taaak.

urazy, oczywiście, kulturalna ocena w zamian za kulturalną ocenę

None taken. Nie przypominam sobie co prawda, żebym wtrącił się w czyjąś dyskusję np. o Cyberpunku a mój wkład ograniczył się tylko do komunikatu "ale wy brzydko dyskutujecie, no ale co kto lubi". Jeśli jednak robimy to z podobną częstotliwością to masz mnie.

Zgadzamy się co do tego, że to offtop - z tym że moim zdaniem od początku. Ale to lajki decydują, nie?
 
Last edited:
W sumie nie mówię, że nie obejrzę… choćby po to ;)
Taką postawę popieram :beer:
Szczerze ciężko mi sobie wyobrazić dyskusję o serialu w gronie osób, które go nie oglądały.

Ale też szczerze zadziwia mnie chęć nieoglądania serialu, przy jednoczesnej chęci czytania o nim i udzielania się w dyskusji na jego temat. Ja bym choćby z czystej ciekawości poświęciła tych parę godzin na seans, by zobaczeć o co tyle szumu, przekonać się na własne oczy i wyrobić swoją opinię...
 
Ale też szczerze zadziwia mnie chęć nieoglądania serialu, przy jednoczesnej chęci czytania o nim i udzielania się w dyskusji. Ja bym choćby z czystej ciekawości poświęciła tych parę godzin na seans, by zobaczeć o co tyle szumu, przekonać się na własne oczy i wyrobić swoją opinię...
Myślę, że zarówno podejście twórców do adaptacji, jak i obiektywnie stwierdzony poziom tego przedsięwzięcia w kontekście wartości produkcyjnej i jakości scenariusza dobrze unaoczniał pierwszy sezon. Wystarczająco, by stwierdzić czy chce się z Netflixowym Wiedźminem obcować, czy nie.
Jasne, nakład finansowy większy i to widać, ale designerskie decyzje dotyczące kostiumów, scenografii, charakteryzacji wciąż podejmowane i zatwierdzane są przez ludzi niedoinformowanych, nierozumiejących konwencji i niedbających w najmniejszym stopniu o oryginalność i ducha pierwowzoru - tu choćby i trzykrotnie pomnożony budżet nie będzie w stanie pomóc.

Mówię o tym i odpowiadam na twój post, bo jak fajnie napisała @undomiel9 zaszła zależność między stołem, a nożycami :D
W temat zaglądam z poczucia obowiązku, a jak mi się jakiś argument wyda warty kwestionowania i mam wystarczającą wiedzę na temat podmiotu dyskusji, by to zrobić - to się chętniej wypowiadam.

Ach, no i nie wykluczam, że sobie dla hecy do drugiego sezonu w bliżej nieokreślonej przyszłości zasiąde. Nie szanuję aż tak swojego czasu, by przy odpowiedniej motywacji tego karkołomnego wysiłku odmówić
 
Po jaką cholerę przejmować się jakimś disco polo w styllu Witchflxa? I poświęcać mu czas?

Ani chybi masochizm czystej wody bo na nadmiar czasu na spokojne oglądanie wieczorami nie narzekam, ale jak już pisałem - sentyment. I reguła konsekwencji, ciężko mi jest oswoić się z myślą że nie obejrzę serialu, na który czekałem tyle lat i gdzieś tam go sobie przetwarzałem w głowie. Jednak każdy kolejny sezon leczy skuteczniej ;)

No, ale my tu sobie możemy poheheszkować, ale jak moja druga połówka (która oglądać lubi, ale nie ma serca do śledzenia dat premier, oferty platform itd.) dowiedziała się, że my kilka godzin naszego serialowego czasu straciliśmy na Witchflixa jak czekała na nas Sukcesja, to była poważna rozmowa. Bardzo poważna, szczegółów nie będę przytaczał dla dobra swojego i forumowiczów. Słoje latały, można powiedzieć. I cóż mogę napisać, nie mam prawa mieć do niej pretensji :p
Post automatically merged:

Tak więc rozumiem, że tego nie dostrzegasz - dla mnie ta interpretacja jest trafna i spójna, po głębszym przeanalizowaniu kupuję ją z powodu wymienionych przeze mnie kontekstów, dlatego postarałam się tę interpretację tutaj przybliżyć :)

Zauważyłem, że te konteksty mieszają jednak książki i serial - to, co się "dopowiada" do tej interpretacji, częściowo pochodzi z książek, a nie samego serialu co trochę mnie dziwi.

Natomiast co do interpretacji takich:

Ja to zrobiłam choćby z lesbijską orientacją Filippy. Jakiś czas temu w internecie krążyła głębsza analiza urazu fizycznego Geralta w kontekście niepełnosprawności., Lauren zauważyła tą analizę i obiecała, że pochyli się nad nią w serialu, choć podczas lektury nie zwróciła na ten aspekt szczególnej uwagi, jak zapewne wiele z nas.

To przyznam że dla mnie są one bardzo abstrakcyjne a lektura wypowiedzi samego autora książek jeszcze skuteczniej odciąga mnie od takiego patrzenia na książki. Kiedy odkrywałem to po raz pierwszy byłem pod wrażeniem, jak bardzo u Sapkowskiego poszczególne zdarzenia w książkach są tworzone z pełną świadomością, obliczone na określony efekt, który mają wywołać u czytelnika. Na przykład:

No tak, ale jego dobro jest niepożądanym efektem mutacji, która miała zniszczyć w nim zdolność odczuwania uczuć, co – jak wiadomo – krzynkę przeszkadza profesjonalnemu zabójcy.
Owszem, jest ofiarą mutacji, ale nieudanej, która nie przebiegła zgodnie z planem i dlatego zaważyła na jego osobowości.
Czy ten pomysł ma związek z archetypem Golema, który ukrywa lęk ludzkości przed rykoszetami eksperymentów autoewolucyjnych? Jaki jest pana stosunek do klonowania i cyborgizacji? Należy to robić czy lepiej położyć szlaban prawny? Dawać pieniądze na badania czy wsadzać uczonych do pudła? To, że pański mutant jest wspaniały (choć nieszczęśliwy), a jego współcześni nieskończenie podli, sugerowałoby przyzwolenie na takie eksperymenty...
Nieudana mutacja to zabieg fabularny, techniczny, mający uatrakcyjnić bohatera poprzez „wyróżnienie” go, uczynienie innym, niecodziennym, zauważalnym nawet na tle innych mutantów. Nie ma to nic wspólnego z moim własnym stosunkiem do spraw związanych z klonowaniem, cyborgizacją, innymi eksperymentami i ich moralnym aspektem.

Ot, w 2006 pytano o cyborgizację i klonowanie, dziś być może pytano by o transseksualność.

Powtarzam jednak – wracając do wątku bohatera, opowiadającego się po stronie dobra – nadal jest to zabieg czysto fabularny. Po prostu łatwiej pisze się o prawych Skrzetuskich. Może komuś jednak bardziej odpowiada pikarejski Łazik z Tormesu. Mnie jednak bohater z rozterkami wydawał się mniej sztampowy niż wszystkie oklepane schematy fantasy, a zatem opowieści o niezwyciężonych osiłkach, którzy wyrąbują sobie drogę do finału, czyli spotkania z największym potworem o najdłuższych zębach; historie trawestujące arturiańską legendę o dobrym królu, który jak Łokietek musi się ukrywać w jaskiniach przed uzurpatorem, by na koniec odzyskać tron; fabuły opowiadające o kolejnym magiku, przechodzącym swój rite de passage i dążącym do zbawienia świata. Chciałem stworzyć coś innego, bardziej interesującego. Takie właśnie pobudki kierowały mną, gdy tworzyłem postać wiedźmina.

I właśnie to mnie intryguje. W wywiadzie dla „Kina” oświadczył pan: „Mój światopogląd i moje przekonania są moją prywatną sprawą, a moja twórczość to nie program ani manifest”. Arcyważna deklaracja: Pani Bovary to nie ja! Rozmawiamy już trochę czasu i raz za razem zderzam się z tym poglądem, jak ze ścianą. Ale jak w takim razie kontaktować się z poglądami pisarza, skoro ani fabuła, ani narrator, ani bohater ich nie wyrażają? Czytelnicy to anachroniczne istoty, które mają potrzebę autorytetu i bliskości, stąd tak chętnie chodzą na spotkania autorskie. Jak pan myśli, po co? Moim zdaniem po to, aby dowiedzieć się, co ich guru myśli o różnych (za trudnych dla nich) zjawiskach i zagadnieniach. A tu guru im oświadcza: te literackie światy to nie ja, ale moja firma autorska.
Tak właśnie. Dokładnie tak.

Bliższy mi jest bohater, którego emocje wywołują korzystne dla fabuły zawirowania: spory, rozterki, konflikty wewnętrzne czy też problemy z dopasowaniem się do świata. Te przeżycia są czasami wręcz szkodliwe dla głównej postaci, której wszyscy powtarzają, żeby tyle nie myślała, tylko robiła to, za co jej płacą. W moim odczuciu tego typu zabieg czyni fabułę ciekawszą i pełniejszą.
Oczywiście, że ze względów fabularnych łatwiejsze było dla mnie unikanie panoramicznych opisów bitew na kształt Tołstojowskiego Borodino czy Sienkiewiczowskiego Grunwaldu. Jest jednak równie jasne, że nie tylko ten cel przyświecał mi, gdy decydowałem się na opisanie wojny od strony lazaretu. Obraz szpitala wojskowego pełni przecież wiele ważnych funkcji, a przede wszystkim niesie ze sobą przesłanie filozoficzne. Postać lekarza, tej niejako ostoi człowieczeństwa, wywołuje w czytelniku pozytywne reakcje. Na tle wojennego piekła jego dobro i humanitaryzm wzbudzają u odbiorców dodatnie emocje.

Ustaliliśmy, jak sądzę, że jest pan rzecznikiem równouprawnienia ras. Ale wymowa powieści to często jedno, a życie drugie. Co by pan zatem powiedział, gdyby na przykład pana córka chciała wyjść za Araba lub Afrykanina? Albo: jak należy postępować pana zdaniem z Arabami we Francji lub z Czarnymi w Stanach? Czy należy – jak mówią Edelman i Kapuściński – „dać im więcej praw” jako rekompensatę moralną za wojny krzyżowe i wieki niewolnictwa? A może właśnie mniej, bo „obciągają” gospodarkę?
Guzik mnie to obchodzi. Nie mam córki. A moje powieści, przypomnę, pokonując znużenie, niczego nie zdradzają. Szczególnie tego, „za czym” lub „przeciw czemu” jestem. Nie powinny zdradzać. Tylko złe książki mówią coś o swych autorach. Dobre mówią o bohaterach.

To dlatego w mojej prozie światem zaczyna rządzić loża złożona wyłącznie z bab, w dodatku wyrażających się czasem o mężczyznach w sposób wybitnie pogardliwy. Według nich polityka i rządzenie to zbyt poważne sprawy, żeby zostawiać je panom – istotom emocjonalnie niestabilnym, ulegającym różnym wpływom, niepotrafiącym żadnej rzeczy doprowadzić sensownie do końca. Jest to więc swego rodzaju przewrotna zabawa literacka, gra w ahistoryzm.

I tego jest mnóstwo. Praktycznie wszystko, co Sapkowski robi (albo robił wtedy, bo do Żmiji i Sezonu Burz mam wątpliwości, przyznam) robi w jakimś celu konstrukcyjnym. I oczywiście zgadzam się z tym, że jeśli jest wytwór sztuki, to istnieją jego interpretacje, ale mi osobiście znając te poglądy autora ciężko wybiegać tak daleko do przodu z rozważaniami.

Zaznaczam, że piszę o książkach, bo zeszło na materiał źródłowy - odnośnie serialu mam wrażenie dokładnie odwrotne.
 
Last edited:
Odc. 1: Ziarno Prawdy
Odc 2: Kaer Morhen
Odc 3: Straty
Odc 4: Redańska Inteligencja
Odc5: Odwrót
Odc 6: Miła przyjaciółko...
Odc. 7: Voleth Meir



I w końcu ostatni odcinek:


Odc 8: Rodzina

Odcinek napisany przez Showrunnerkę Lauren, która ma na koncie scenariusz do bardzo dobrego Mniejszego Zła oraz kontrowersyjnego Czegoś Więcej (z bitwą o Sodden) w pierwszym sezonie.
Powiem szczerze - nie jestem zachwycona tym odcinkiem, z wielu powodów. Jak pisałam już wcześniej - jeżeli uznano, że trójka bohaterów musi się koniecznie w tym sezonie zjednoczyć, a sezon powinien się skończyć czymś epickim to wystarczyło przyspieszyć fabułę do konfrontacji z Dzikim Gonem w Hirundum - cel zostałby osiągnięty bez tak wielkiej ingerencji w fabułę Sagi. Finałowy odcinek nazwałabym średnim - finał pierwszego sezonu był dla mnie znacznie bardziej satysfakcjonujący. Na szczęście pozytywnych stron też nie brakuje.

Dla odmiany zacznę tego, co mi się nie podobało:


MINUSY:

  • Fanfik - nie ma co się nad tym ponownie rozwodzić, już sama pisałam o tym kilkukrotnie. Nawet podobał mi się pomysł na niezależny, fanfikowy wątek Yennefer dopełniający książkową fabułę, jednak pod warunkiem, że wątek Yen nie przeczy kluczowym książkowym wydarzeniom. A ten w tym sezonie nie dość, że przeczy to wpłynął drastycznie na wydarzenia z Geraltem i Ciri.
    Cieszy mnie, że przynajmniej wszystko wskazuje na to, że w 3 sezonie pokazane zostaną lekcje Yen i jej Brzydulki, zakończenie drugiego sezonu też nam to sugeruje.



  • Intro - jestem zwolenniczką długich, klimatycznych, pięknie wykonanych czołówek serialu (których nigdy nie przewijam), więc zawiedziona byłam, że Wiedźmin zgodnie z nowym trendem intra niestety nie dostał. Jednak spodobał mi się pomysł na intro ostatniego odcinka pierwszego sezonu, gdzie loga wszystkich odcinków połączyły się w główne logo serialu. W tym sezonie tego nie mamy - trzy sfery w kolorach oczu głównych bohaterów łączą się w drzewo z medalionami. Nuda. Wolałabym powtórkę pomysłu z pierwszego sezonu, ciekawszy był.
    Poza tym pierwszy sezon zakończono bardzo klimatyczną Pieśnią Białego Wilka w wykonaniu Declana De Barra, a drugi sezon niestety znowu odstaje muzycznie od pierwszego i nawet na napisach końcowych nic specjalneto tam nie ma. Poza teaserkiem Blood Origin :p



  • Geografia - wałkowana już wielokrotnie, jednak wszystko wskazuje na to, że podróż z Cintry do Kaer Morhen trwa jedną noc. Ciri z Jaskrem wyruszają pod koniec dnia, a docierają do zamku gdzieś nocą. Yen jedzie za Geraltem próbując w końcu z nim porozmawiać i nic nie wskazuje na to, by jechali konno dłużej niż od wieczoru do wczesnego rana.
    I niestety - Geralt tu również nadal nie nazwał nowego konia Płotką - zmarnowana okazja.



  • Kaer Morhen - powrót do tej lokacji uzasadnia tak bezceremonialne opuszczenie jej bez pożegnania w odcinku piątym. Z punktu widzenia geografii czy książkowej fabuły sensu wiele nie ma.
    Jednak tu się chciałam skupić na wiedźminach - zawiodłam się tym, że serial dając Lamberta i Coena aż do 6 (!) odcinków nie zrobił z nich samodzielnych, wyrazistych postaci, nie rozwijał ich charakterów. Ot taki komediowy duet postaci gdzieś na trzecim planie, nikt ważny...

    I przyczepię się po raz kolejny do siódemki (!) nadmiarowych wiedźminów, których naprawdę jedyną rolą w fabule było bycie mięsem armatnim dla Voleth i bazyliszków. Ich śmierć pozbawiona jest jakichkolwiek emocji, bo w ciągu sześciu odcinków w Kaer Morhen każdy z nadmiarowych wiedźminów był jedynie statystą gdzieś w tle. Już wolałabym, żeby zamiast nich wszystkich dodano jakiegoś pojedynczego Leo/Berengara, którego widz przynajmniej troszkę pozna i zapamięta zanim zabiłaby go Voleth. Przecież Voleth mogła równie dobrze zabijać krasnoludy Yarpena z poprzedniego odcinka - byli tak samo nieistotni jak ta siódemka dodatkowych wiedźminów. Tak, wolałabym, by w Kaer Morhen nie było dodatkowych wiedźminów, i żeby z bazyliszkami walczyły krasnoludy.
    Zabawnie wygląda więc tłumaczenie, że Eskel został zabity, bo był ważny. Eskel w serialu zabity został zanim zdążył się stać kimkolwiek ważnym czy rozpoznawalnym, już lepiej by było jakby to on poległ w finale, zamiast tych statystów.
    Swoją drogą dwójka tych nadmiarowych wiedźminów przeżyła z jakiegoś powodu walkę z Voleth - może to oni będą ofiarami Bonharta w serialu?
    Jedynie Vesemir w moim odbiorze stał się wyrazistą, ciekawą postacią. Pomimo tego, że godzi się na tranzycję Ciri, a potem próbuje opętaną zabić - jego postać w serialu ma uzasadnione motywacje i wybrzmiewa jako ważny bohater. Szkoda tylko, że nie widzę w nim spójności z Vesemirem z anime, który był ciekawszy.



  • Jaskier - jedyny odcinek w obu sezonach, gdzie Jaskier był zbędny i do tego nijaki, nieśmieszny. Jak Lauren nie miała pomysłu na niego w tym odcinku to lepiej by było go w nim nie zawierać, a do walki z Voleth dołączyć mogli choćby Triss i Yarpen.
    Skoro Ciri znalazła w drodze do Kaer Morhen moment na zakup (?) księżniczkowej sukienki to Jaskra też mogli przebrać przynajmniej raz, bo to żenada, że cały sezon spędza w jednym ubraniu (choć ubranie naprawdę ładne).
    Poza tym cało to latanie z jaspisem służyło tylko metagorycznej symbolice tego kamienia?



  • Yen - utrata przez nią mocy była jednym z głównych wątków tego sezonu, a w finale nie wybrzmiało nawet zbyt wyraźnie, że tak naprawdę utraciła Chaos z powodu braku miłości. Wielu widzów nie zrozumiało w jaki sposób Yen odzyskała swe moce w finale - bo odwiedziła na chwilę inną Sferę? Bo Voleth została przepędzona? Bo poświęciła się dla Ciri? Takie spekulacje widziałam, ta z poświęceniem ma chyba najwięcej sensu, jednak nie tłumaczy ona w jaki sposób magię przywrócić miało dostarczenie Ciri do monolitu w Cintrze na zlecenie Voleth. Ktoś to zrozumiał?
    Jak już zrobili aż tak długi wątek utraty magii to fajnie by było jakby miał on satysfakcjonujące rozwiązanie i wytłumaczenie - by Yen użyła pod koniec sezonu jakiegoś widowiskowego zaklęcia w ważnym momencie...

    W kontynuacjach fabularnych produkcji mamy czasem do czynienia ze zjawiskiem, gdzie kontynuacja ignoruje rozwój bohatera z pierwszej części i cofa go do stanu z początku historii. Moim zdaniem tak to właśnie wyglada wątek Yen w drugim sezonie - ignoruje on świetną drogę, którą w ciekawym, logicznym, spójnym wewnętrznie wątku Yennefer przechodzi w pierwszym sezonie.
    I byłam pewna, że w drugim sezonie zobaczymy książkową Yen, a zamiast tego cofnięto ją w rozwoju. Zdecydowanie wolałabym, by jej samodzielny wątek w drugim sezonie skupiał się na magicznych intrygach po zgodnym z książką dołączeniu do Rady.
    Albo żeby kontynuowany był wątek jej bezpłodności, chęci do posiadania potomstwa i pustki, którą zapełni potem Ciri.
    Niestety - character arc i samodzielny wątek Yen w pierwszym sezonie bronił się bardzo dobrze, a po drugim sezonie jestem rozczarowana większością jej wątku - i to nie zdadą Ciri i Geralta - akurat interakcje z nimi to najlepsze punkty w jej wątku w drugim sezonie. Boli mnie raczej, że w przeciwieństwie do jej historii z pierwszego sezonu - jej główny wątek w tym sezonie (utrata Chaosu) miał mniej sensu, był mniej ciekawy, ignorował rozwój postaci w pierwszym sezonie i nawet nie dostał logicznego, satysfakcjonującego finału.

    Może powinnam zmienić tu avatara? Jaka inna postać by do mnie pasowała według Was? :think:



  • Voleth Meir - skoro została głowną antagonistką drugiego sezonu to czemu w ostatnim odcinku nie pokazali jej w materialnej postaci? Fajnie została zagrana przez polską aktorkę, więc aż dziwne, że w ostatnim odcinku jest tylko złotym dymem.
    Sama postać Voleth podobała mi się i nawet nie przeszkadza mi zrobienie z niej członkini Gonu. Jednak nadal nie rozumiem w jaki sposób dostarczenie przez Yen Ciri do monolitu miałoby przywrócić jej moce...

    I mam spory problem z pokonaniem Voleth - Yen rezygnuje ze zrobionego przez nią eliksiru, podcina żyły, czym zmusza Voleth do opuszczenia ciała Ciri i przeniesienia się do Yen. Jak to działa? I czemu po przeniesieniu do ciała Yen nie wygląda to tak, że Voleth kontroluje ciało Janeczki tak, jak przed chwilą panowała nad ciałem Ciri? Wystarczyło jedno zdanie Yen "Uczyli mnie tego w Aretuzie! Wiem jak zmusić demona do przejścia do innego ciała i wiem jak uwięzić go w sobie tak, by mnie nie kontrolował!". A tak to muszę sobie dopowiadać coś, czego fabuła nie tłumaczy. I czemu Voleth panująca nad Ciri nie otworzyła portalu samodzielnie, jak jej głównym celem była ucieczka do Gonu?

    Jak już zrobili z tego główny wątek finału to przecież powinien mieć on jakieś logiczne, satysfakcjonujące rozwiązanie. A nie miał.
    Waszym zdaniem co sprawiło, że Voleth przeszła z Ciri na Yen? I jak ten akt przywrócił Yen utracone moce? Do roli Geralta w tej walce nie mam zastrzeżeń - zachowywał się logicznie, przekonująco, tak jak powinien był.
    Ale do Yen mam wiele pytań, zaczynając choćby od tego, że podczas pierwszego spotkania z Voleth, ta przybrała dla Yen postać małej dziewczynki. Myślałam, że to wizja jej córki - ale z jakiegoś powodu była to "fucked-up version of young Yennefer". Faktycznie fucked-up wersja, bo ani nie miała garba, ani nie wyglądała podobnie do Yen.



  • Monolity - nie mam problemu z traktowaniem ich jako pokoniunkcyjnych blizn, za którymi wciąż kryją się wrota do innych sfer. Nie będę nawet miała problemu jeżeli wszystkie podróże międzywymiarowe Ciri będą oparte na znajdywaniu monolitów w różnych Sferach.
    Mam problem z wątkiem nowych potworów wyłażących z monolitu w Cintrze, by doścignąć Ciri w Kaer Morhen. Leszy zdolny do zarażania oraz wij wyglądający jak połączenie dziesiątki różnych istot mieliby więcej sensu jako wynik mutacji czy eksperymentu, jednak fabuła nam mówi, że te dwa potwory wylazły z monolitu w Cintrze i dotarły do Kaer Morhen, by dopaść Ciri. Czarnobóg ma przynajmniej skrzydła, jednak czemu jest on w odróżnieniu od reszty zbudowany z fragmentów monolitu?

    Miałabym logiczne wytłumaczenie dla tego wątku - te specjalne, nowe potwory były wysłane przez Gon lub Voleth w celu porwania Ciri. Fabularnie ma to sens, bo potwory chyba nie dążyły do zabicia Ciri, jednak czemu nie zostało to powiedziane?
    Powinni byli coś takiego powiedzieć i wówczas przepędzenie Voleth tłumaczyłoby również czemu w następnych sezonach nowe potwory już nie będą wylazić z monolitów by ścigać Ciri. Chyba, że będą?




  • Bazyliszki - szczerze to nawet nie wiem czy dać je do plusów czy do minusów...
    Bazyliszki w tym odcinku to chyba najlepiej wykonane potwory w całym serialu. Zwłaszcza ten biały - jest cudowny. Ciekawe czy pochodzą one z wymiaru Aen Elle - serio wolałabym, by wszystkie nowe potwory z monolitów były kontrolowane przez Gon/Voleth.
    Jednak jestem perfekcjonistką pod kątem spójności i byłam zdruzgotana jak zobaczyłam na ekranie trzecią (!) już wariację na temat bazyliszka. Trzy całkowicie różne designy.

    Głowa zabitego bazyliszka w "Granicy Możliwości" w pierwszym sezonie. W materiale "making of" jest concept art, który pokazuje całego bazyliszka jako wielkiego czworonoga. Nie wiem czy pierwotnie planowano pokazać walkę z nim na początku odcinka, ale skoro w końcu go nie pokazali to "kanoniczna" jest jedynie jego ucięta głowa, którą widzimy przez chwilę na ekranie.
    1642762991274.png
    1642763038805.png


    Strasznie mnie więc wkurzyło, że pojawiające się wielokrotnie w anime bazyliszki są całkiem innymi, uskrzydlonymi potworami o całkiem innych głowach.
    Tak, fabuła mówi nam wprost, że zostały one zmutowane, jednak nawet mutanci powinni zachowywać jakiekolwiek podobieństwo do pierwowzoru. A tu mamy po prostu innego potwora.
    1642763126555.png
    1642763093424.png


    I drugi sezon dodaje nam już trzecią, najładniejszą wariację na temat bazyliszka, całkiem inną niż dotychczasowe. Pochodzącą co prawda z innej Sfery, więc nie muszą być identyczne, ale skoro Lambert identyfikuje je jako bazyliszki to chyba powinny mieć one jakiekolwiek podobieństwo do bazyliszków jakie widzieliśmy wcześniej? Zwłaszcza tych, które wielokrotnie widzieliśmy w anime?
    1642763150844.png
    1642763167257.png



    Nie można było ich nazwać różnymi nazwami? Bazyliszek, wywerna i kokatrysa? Oszluzg? Nazw potworów w uniwersum nie brakuje.
    Jak chcieli dać potwora o nowym designie to zawsze mogli dać mu po prostu inną nazwę. Czy bazyliszki w serialu to nie konkretny gatunek a synonim każdego drakonida?



  • Monarchowie - scena niby zgodna z książką, jednak u mnie jest w minusach i to z kilku powodów.

    Sala w Hagge (?) przepięknie wykonana, jednak szkoda, że herby królestw umieszczone zostały na oparciach kamiennych tronów tak, że królowie zasłaniają je swoim ciałem. Nie żeby jakikolwiek widz rozróżniał herby, królów czy poszczególne królestwa, serial nie stwarza ku temu okazji.

    Tissaia w tej scenie znowu jest taka jak powinna - władcza, stanowcza, wyrachowana. Szkoda ogromna, że nadal jest w sukni z pierwszego sezonu. Jednak jaki ona ma cel w walce z Redanią i zabójstwie Ciri? Monarchów jak najbardziej rozumiem, ale po co to Tissai czy Bractwu, którym aktualnie ona dowodzi?
    Sama antagonizacja Redanii to dziwny pomysł, jednak domyślamy się chyba jakim wydarzeniom służy. Jednak pomysł, że Redania chce anektować Cintrę jest głupi.

    Największym minusem w wypadku monarchów jest to, że serial miał świetną możliwość by wizualnie rozróżnić każde królewstwo, nadać mu własnego stylu, a tego nie zrobił. Mamy zgraję randomowych monarchów z randomowych, nieznanych państewek, podczas gdy dało się każdemu królowi/królestwu nadać indywidualny styl, kolorystykę. Zawiedziona jestem strasznie.
    Poza tym dziwne, że nie połączono tych monarchów z towarzyszących im czarodziejkami - widzowie łatwiej by skojarzyli, że Henselt to ten od Sabriny.

    Foltest w serialu konsekwentnie ubierany na złoto, na szczęście w koronie z pierwszego sezonu.
    Vizimir jako jedyny ubrany jest w barwy narodowe.
    W świadomości widzów pewnie tylko oni zostaną po tym sezonie zapamiętani - w przeciwieństwie do ich królestw. Jestem pewna, że widzowie nie wiedzą ani gdzie leży Temeria i Redania, ani które z pokazanych nam wydarzeń działy się akurat w tych królestwach...
    1642762369477.png
    1642762553092.png



    Demavend - pisałam już o tym wcześniej, ale serial zmarnował świetną okazję. Skoro w pierwszym sezonie nazwa "Aedirn" pada kilkukrotnie i nawet widzimy w paru scenach na ekranie przystojnego króla Virfurila, to czemu jego syn nie ma z ojcem absolutnie nic wspólnego? Virfuril - ubrany na biało przystojny, niebieskooki blondyn, w koronie z perłami i szafirami. A Demavend - jego przeciwieństwo.
    Widzowie skojarzyliby zapewne Aedirn gdyby Demavend wyglądał jak ojciec, ale nie - totalne przeciwieństwo, nawet korona inna. Jednak jego rola jest w obu scenach niema, więc może nawet zrobią mu recast, skoro gra go milczący statysta.
    1642762493886.png
    1642762524255.png



    Henselt - co do recastów - w drugim sezonie mamy dwóch różnych Henseltów, niepodobnych do siebie i nawet noszących różne korony :p Nie wiem co stało za tą decyzją, ale w scenie egzekucji Cahira mamy statystę, który wygląda całkiem inaczej niż aktor grający Henselta w Hagge. I żaden z nich nie ma nic wspólnego z królem Dagreadem z anime.
    Ciekawy pomysł z koroną z dębowych liści - przynajmniej coś go wyróżnia na tle pozostałych. Jednak mogliby skopiować design z gry, nawiązać do jednorożców czy do cara szesnastowiecznej Rosji...
    1642762174487.png
    1642762156232.png
    1642763450561.png



    Meve - nie jest zgodna z książkowym opisem, lecz naprawdę doceniam, że jako jedyna jest wyrazista a zarazem spójna wizualnie ze swoją serialową matką, królową Kalis. Nawet kolory jej sukienki nawiązują do ubioru jej matki. Kolorów włosów i oczu można się nie czepiać, bo jej kuzynka Calanthe ma w serialu takie same kolory.

    1642762241651.png
    1642762284754.png


    Ethain z Cidaris - o tym jak ważne jest Cidaris w Sadze świadczy fakt, że musiałam przed chwilą wygooglać jak ma na imię władca tego królestwa. Skoro jest to tak nieistotne państwo to po co dodają oni Cidaris do kluczowych Królestw Północy? Zapewne czeka na nas jakiś fanfik związany z tym królewstwem, bo RI pisało, że szukają nowego aktora do roli Ehaina, który zechce zrobić z Jaskra swojego szpiega.
    Na oficjalnej stronie serialu jest informacja, że jego magiem nadwornym jest nie Dorregaray, lecz Murta - jedna z trójki uczennic Aretuzy, z którymi rozmawiała Yen w przedostatnim odcinku pierwszego sezonu (ta trzecia). Jej powrót jest dziwny, bo z trójki tamtych dziewcząt ona miała najmniej znaczenia w tamtych scenach. A gdy powraca (już jako absolwentka) do sceny z basenem w drugim sezonie to serial nawet nie mówi nam kim ona jest - a powinien, bo wygląda tam tak niepodobnie, że jej nie poznałam...
    Zakladam, że ich wprowadznie ma jakieś większe znaczenie dla fabuły trzeciego sezonu.
    1642764222290.png
    1642762631802.png
    1642762719947.png

    Tak więc - dało się przynajmniej dać królom różne kolory lub wybrać różne realne państwa/epoki do inspiracji wizualnej. A zamiast tego olano sprawę i Królestwa Północy w serialu to jakaś niewyrazista masa randomowych państewek, o których widz nieznający uniwersum nie wie w serialu absolutnie nic - nawet ich nie rozróżni.

    Swoją drogą nagroda wyznaczona za głowę Ciri i jej obrońców może zwiastować nam już Bonharta.


PLUSY:


  • Ciri - Frejka świetnie odgrywa zarówno opętanie przez Voleth jak i Ciri uwięzioną we śnie. Uwielbiam też jej charakteryzację w tym odcinku. Mam jednak mieszane odczucia co do kostiumu - fabularnie niewiele sensu ma, że w ostatnim odcinku nagle ubrana jest jak księżniczka - mogłaby mieć taki strój i fryzurę jedynie w swojej wizji.
    Podoba mi się bardzo jej fryzura oraz złota pelerynka, którą ma na sobie w wizji (i z jakiegoś powodu - w jedynie pierwszej scenie po przebudzeniu). A problem mam z jej sukienką. Z daleka wygląda ona niczym pościel czy zasłona w ordynarne białe kółeczka na szarym tle, co wygląda bardzo współcześnie. Jednak na ujęciu z bliska zobaczyłam, że są to kwiatki, które tworzą nawet ładny wzór, że materiał sukienki ma bogate detale, które w zbliżeniu świętnie się prezentują. Co nie zmienia jednak faktu, że z daleka suknia wygląda jakby była zrobiona z gładkiego, szarego materiału w białe kółeczka. Za współcześnie to wygląda z daleka...

    1642763512010.png
    1642763530807.png



  • Wizja Ciri - doceniam bardzo, że w większości aspektów sen Ciri wiernie odtwarza ucztę z pierwszego odcinka serialu, który też napisała Lauren. Pisałam już o tym, że strasznie mnie cieszy zachowanie tej samej cintryjskiej sali tronowej- jedynej powracającej lokacji z pierwszego sezonu (poza chatą Złotolitki). W pierwszym sezonie ogromnie wkurzał mnie wygląd Myszowora, który tak samo jak Eist i Crach wyglądał jak najbardziej generyczny średniowieczny szlachcic, a nie druid ze Skellige. Jednak doceniam, że tutaj powrócił z takim samym wyglądem i charakterem - a nawet dodano fajny smaczek z dopplerem. Poza nim - ta sama muzyka podczas tańca, ten sam chłopiec zapraszający Ciri na parkiet, te same brzydkie jedwabne sukienki na szlachciankach i te same zbroje Cintryjczyków. Doceniam spójność wizualną. Duny to najsłodsze ciasteczko do schrupania - wygląda świetnie, a Pavetta dobrze wygląda mimo taniej peruki i czarnych brwi - broni ją cudowna sukienka z pierwszego sezonu, znacznie lepsza niż strój biednej kurtyzanki z wizji Triss w odcinku 5. Fajny detal z tym, że Duny nie rozsypał się w proch. Spodobała mi się również wizualizacja wybudzenia Ciri. I dobrym pomysłem było pokazanie Duny'ego w tym samym odcinku co Emhyra - jednak liczę na to, że zobaczymy jeszcze jeden flashback z Pavettą, by poznać koniec jej historii...

    Szkoda, że zabrakło Macieja Musiała oraz Eista - statysta ubrany w jego kostium cały czas odwrócony jest do kamery tyłem. Bardzo mnie cieszy, że przywrócono również Calanthe, jednak coś mi w niej nie pasowało, wydawała się jakaś niepodobna do siebie, nieciekawa w przeciwieństwie do pierwszego sezonu. Ma na sobie suknię i kolczyki z pierwszego sezonu, jednak strasznie zdziwiła mnie jej korona. W pierwszym sezonie Calanthe ma aż trzy, różne, piękne korony/diademy. A w tym śnie dano jej inną, czwartą. Niestety brzydką.

    Te korony z pierwszego sezonu bardziej mi się podobają:
    1642763990146.png
    1642764010694.png



    Szkoda, że nie znależli tego samego diademu, który miała na prawdziwej uczcie w pierwszym odcinku... I że zgubili też Eista :p
    1642763481936.png
    1642763488577.png



  • Yen i Geralt - choć zawiedziona jestem wątkiem Yen w drugim sezonie, tak wciąż zachwyca mnie gra aktorska Ani w tym sezonie, oraz sposób, w jaki Henry odgrywa emocje Geralta w stosunku do Yennefer. Wiem, że to kontrowersyjna opinia, jednak interakcje tej dwójki uważam za jedne z najlepszych scen w tym sezonie, wliczając w to zdradę Yen. Właśnie ze względu na wiarygodnie oddane emocje. Zabawne było, że Geraltowi oddano kwestię, że samo przeznaczenie to za mało, że musi być coś więcej. Obstawiam, że następny sezon pokaże nam jakąś formę Okruchu Lodu, który zakończy się ich połączeniem, zanim fabuła rozdzieli ich do końca serialu.

    1642765220085.png

    Mimo wszystko - para Geralta i Yen to jeden z najlepszych elementów drugiego sezonu...


  • Dziki Gon - już omawialiśmy, ale dodam, że podoba mi się ich serialowy design. Nawet pomarańczowe niebo broni się, tworząc ten apokaliptyczny obraz innego świata, o ile Tir na Lia będzie wyglądać inaczej. Nie przekonał mnie tylko nieciekawy hełm serialowego Eredina odsłaniający mu pół twarzy. Spodobało mi się też, że serial robił już zajawki na temat Gonu jeszcze w pierwszym sezonie.
    Czy książki nakreślają jakoś liczebność oddziału Eredina? W grach mamy armię liczącą dziesiątki jak nie setki, w serialu jedynie siódemkę jeźdźców.



  • Nilfgaard - ze wszystkich możliwych opcji na poradzenie sobie z Emhyrem wybrali moim zdaniem najlepszy. Serial to medium wizualne, więc nie mogli rozwiązać tego tak samo jak w książkach - dlatego wolę wcześniejszy reveal niż chowanie Emhyra lub jego twarzy do ostatniego sezonu i zdecydowanie wolę wcześniejszy reveal od recastu. Emhyr wypadł w tej jednej scenie świetnie, jednak tak jak pisałam - nie powinien był informować swojego otoczenia, że Ciri to jego córka. To, że widz wie, że jest Dunym nie znaczy, że cały Nilfgaard musi wiedzieć, bo wówczas logiczne by było, że zaraz dowie się o tym cały świat, co byłoby niekorzystne dla fabuły.

    W obu sezonach jedynie Nilfgaard miał własny styl wizualny, wyróżniający go na tle reszty państw.

    1642765342942.png
    1642765408261.png


    Szczerze nie przeszkadzał mi wygląd z pierwszego sezonu, jednak ten z drugiego jest już świetny. W zbrojach Nilfgaardu przeszkadzają mi jedynie goryle maski. Podoba mi się zarówno szlafrok Cahira jak i przepiękna biała suknia Fringilli - a w tej scenie dali jej nową, szarą.
    Doceniam jej spójność stylistyczną z tą poprzednią suknią a zarazem spójność ze szlafrokiem Cahira. Co sądzisz, @joszcz ?

    1642763406611.png
    1642764291674.png
    1642763422627.png


    Problem mam tylko z tymi współczesnymi zawijaskami- designerka drugiego sezonu zdaje się lubić współczesne wzorki na tkaninach.
    Zastanawia mnie czy te esy-floresy mogły być zainspirowane tym wzorkiem z nilfgaardziego ubrania w grze:


    1642763594569.png


  • Filippa - lepiej późno niż wcale, nawet jak na parę sekund. Już wspominałam, ale powórzę, że podoba mi się jak wypadła w tej krótkiej scenie - aktorka ma potencjał do tej roli, z wyglądu na pewno. Cieszy mnie brak warkoczy, a sowia sukienka broni się pod warunkiem, że tylko na potrzebę tej sceny przebrała się w sowę i w przyszłości tego robić nie będzie. Podczas rewatchu dostrzegłam fajny detal - pierścień z sowim pazurem - o wiele subtelniejsze nawiązanie niż sowie pióra w sukni czy we włosach jak w grach. Mam ogromną nadzieję, że w serialu czeka na nas świetna Filippa, która nie będzie wyłącznie "tamtą lesbijką".
    Poza tym jej wymiana zdań z Dijkstrą sugeruje, że Jaskier już w tym sezonie współpracował z redańskim wywiadem i może nawet na jego zlecenie pomagał elfom dotrzeć do Cintry.

    Tu widać ten sowi szpon:

    1642763974416.png


  • Scoia'tael - bardzo mocna scena z morderstwem noworodków w Redanii, Francesca w serialu jest świetna, nawet mimo okropnych soczewek.
    Jestem bardzo zadowolona, że wbrew obawom - serialowe elfy nie są zawsze dobre i niewinne, a zgodnie z książkami są zdolne do okrucieństw. Spodobało mi się, że widząc, że Nilfgaard wykorzystuje elfy do własnej wojny, Francesca uciekła ze swoimi ludźmi na Północ, by mścić się na ludziach. Mówi, że nie zamierza wracać do Cintry.
    Podczas rewatchu uznałam, że dialogi sugerują nam wystarczająco mocno, że elfy, które uciekły na Północ to serialowe Scoia'tael. Zabawne tylko, że żaden z nich w książkach do Scoia'tael nie należy. Z Francesci zrobiono ich liderkę - pewnie będzie nią aż do Thanedd. Zaangażowanie Filavandrela w ten wątek to świetny pomysł, lecz szkoda wywalonej Toruviel. Dalsze rozwijanie Dary z pierwszego sezonu - okej, rozumiem. Ale czemu ma służyć brat Francesci Gage? Po co dali go do serialu? Nie mogli na jego miejsce dać jednego z licznych książkowych Wiewiórasów?



  • Polityka - ten sezon nie ekranizował wiernie Krwi Elfów, lecz zadbał o jej ważny aspekt polityczny- ekspozycję motywacji różnych frakcji chcących dopaść Ciri.
    Dziki Gon, Elfy, Nilfgaard, Redania, Królestwa Północy, Bractwo Czarodziejów, Rience - przynajmniej wiemy czemu każdy z nich próbuje Ciri dopaść. I pewnie na tym się będzie skupiać Zjazd na Thanedd w trzecim sezonie.



Dotarłam więc do ostatniego odcinka, ostatnie recenzje wyszły znacznie dłuższe niż te pierwsze, lecz bardzo dziekuję za uwagę jak dobrnęliście razem ze mną do ich końca :beer: :howdy:


W planach mam jeszcze bardziej ogólne podsumowanie sezonu, ale nie wiem czy nie zrobię najpierw rewatchu z polskim dubbingiem...



Post automatically merged:


EDIT: Miałam jakieś problemy ze wstawianiem zdjęć, ale udało mi się je naprawić :giggle:
Wszystkie screeny już są na swoich miejscach
 
Last edited:
Chłopie, po prostu wystarczy nie być masochistą. No chyba, że się jest.
Nie trzeba być masochistą. Wystarczy być fanem wiedźmina. Ot tyle. Uważam że choćby z tego wzgledu należało się tą produkcją zainteresować, bo zresztą każdy tutaj pewnie widział dzieło Brodzkiego mimo że jakość porównywalna. Poza tym zwyczajnie jestem ciekaw, jak będą masakrować dzieła Sapkowskiego. Choć przyznam że swój czas szanuję, i ilekroć np. na ekranie pojawiała się Fringilla lub Francesca to przewijałem, bo bez oglądania wiedziałem czego się spodziewać. I cieszę się że czytając tu forum co było w tych wątkach nie mam wątpliwości, że nie ominęło mnie nic ważnego. Co do nadchodzącego spin offu, to tam wiem, że ten serial nie będzie miał w sobie nic, co mnie interesuje w wiedźminie, więc nie mam najmniejszego zamiaru się nim interesować.
Nie chce mi się to scytować, muszę zrobić screena:cry:
bandicam 2022-01-21 13-51-47-077.jpg

Ech, Sapkowski i ta jego nieudana mutacja. Jakoś dla mnie Eskel, Lambert, Coen i Vesemir sprawiali wrażenie zupełnie normalnych ludzi, nie bezuczuciowych mutantów zabójców. Czyli co, ich mutacje też były nieudane?
Może powinnam zmienić tu avatara? Jaka inna postać by do mnie pasowała według Was?
A to chyba tylko sama możesz wiedzieć. Ja kiedyś używałem Jaskra z Dzikiego Gonu na awatara, bo jesteśmy wyglądem całkiem do siebie podobni.
Monarchowie
Pomijając to że zgadzam się z tobą w 100%, to nawet nie zauważyłem że Henselta zrecastowano, myślałem że to ten sam typ XD
A, i Emhyr miał szczęście ze zmianą nilfgaardzkich zbroi, gdyby wparadował w tej starej to ciężko by go było traktować jako cesarza wielkiego imperium.
 
  • Scoia'tael - bardzo mocna scena z morderstwem noworodków w Redanii, Francesca w serialu jest świetna, nawet mimo okropnych soczewek.
    Jestem bardzo zadowolona, że wbrew obawom - serialowe elfy nie są zawsze dobre i niewinne, a zgodnie z książkami są zdolne do okrucieństw. Spodobało mi się, że widząc, że Nilfgaard wykorzystuje elfy do własnej wojny, Francesca uciekła ze swoimi ludźmi na Północ, by mścić się na ludziach. Mówi, że nie zamierza wracać do Cintry.
    Podczas rewatchu uznałam, że dialogi sugerują nam wystarczająco mocno, że elfy, które uciekły na Północ to serialowe Scoia'tael. Zabawne tylko, że żaden z nich w książkach do Scoia'tael nie należy. Z Francesci zrobiono ich liderkę - pewnie będzie nią aż do Thanedd.

To że są to Scoia'tael za dużo nie zmienia, bo w serialu będą się po prostu mścić na Redanii za zabite dziecko. Dość dziwna motywacja dla eflich partyzantów. W dodatku w tej ostatniej scenie idą sobie środkiem ulicy jak gdyby nigdy nic, choć niedawno mieliśmy pokazane jakie są obławy na elfów i ukrywanie się po kanałach. Dwóch elfów w pewnym momencie przybiega i mówi, że ostrzegli już wszystkich elfów w całej Redanii. No wow szybcy są :p

Co do Emhyra to mimo wszystko pójście na łatwiznę, ale inna sprawa to, czy Emhyr miał faktycznie aż tyle scen w książkach? Nie wiem może raptem cztery. Wygląda to tak że rozbudują jego wątek ale obawiam się że nic dobrego z tego nie wyniknie. Jeśli chcą zrobić coś interesującego będą musieli dać mu wiecej niż 'Wyślemy Bonharta by znalazł Ciri' lub 'Jakie jest jej ostatnie położenie?' Podejrzewam sporo fanfiction i to niezbyt dobrej jakości.
 
Ech, Sapkowski i ta jego nieudana mutacja. Jakoś dla mnie Eskel, Lambert, Coen i Vesemir sprawiali wrażenie zupełnie normalnych ludzi, nie bezuczuciowych mutantów zabójców.

To chyba zależy, jak zdefiniujemy sobie ten wiedźmiński brak uczuć. Dla mnie nie oznacza on, że wiedźmin po mutacji to nie jest ktoś, kto zachowuje się i wygląda jak T-800 grany przez Arniego, czyli nie krzyczy, nie podnosi głosu, nie szczerzy się albo nie żartuje (chociaż wypowiedzi wiedźminów w Krwi Elfów są ponadprzeciętnie okraszone dopowiedzeniami, że mówią coś spokojnie).

Według mnie brak uczuć jest w wypadku wiedźmina brakiem moralnych rozterek odnośnie wykonywanego rzemiosła. Wiedźmin nie ma wątpliwości natury emocjonalnej, które może mieć zwykły człowiek. Nie zastanawia się chociażby zgodnie z jednym z przykładów książek, czy ta strzyga to jest na pewno zła strzyga. Nie daje się porwać jednej ze stron ludzkiego sporu, nie ma ideologii, wartości, wyższego celu.

Ten fragment oddaje chyba najlepiej to o czym piszę. Sorry, znów długi i jeszcze źle sformatowany ;)

Triss konsekwentnie i z uporem kierowała w stronę polityki długie rozmowy, które wiedli wieczorami w ciemną halli, rozświetlanej wybuchami ognia z wielkiego paleniska. Reakcje wiedźminów były zawsze takie same. Geralt milczał, przykładając dłoń do czoła. Vesemir kiwał głową, niekiedy wtrącając komentarze, z których nie wynikało nic ponad to, że za "Jego czasów" wszystko było lepsze, logiczniejsze, uczciwsze i zdrowsze. Eskel pozorował grzeczność, nie skąpił uśmiechów i kontaktu oczu, zdarzało mu się nawet z rzadka zainteresować jakimś mało ważnym zagadnieniem lub sprawą. Coen otwarcie ziewał i patrzył w powałę, a Lambert nie krył lekceważenia. Nie chcieli wiedzieć o niczym, nie obchodziły ich dylematy, które spędzały z powiek sen królom, czarodziejom, władykom i wodzom, problemy, od których trzęsły się i huczały rady, kręgi i tingi. Nie istniało dla nich nic, co działo się za tonącymi w śniegach przełęczami, za Gwenfiech niosącą kawały kry w ołowianym nurcie. Istniało dla nich tylko Kaer Morhen, samotne, zagubione wśród dzikich gór. Tego wieczora Triss była rozdrażniona i niespokojna - być może sprawił to wiatr wyjący wśród murów zamczyska. Tego wieczora wszyscy byli dziwnie podnieceni - wiedźmini, wyjąwszy Geralta, stali się niecodziennie rozmowni. Rzecz jasna, mówili wyłącznie o jednym - o wiośnie. O zbliżającym się wyjeździe na szlak. O tym, co szlak im przyniesie - o wampirach, wyvernach, leszych, lykantropach i bazyliszkach.
- A jak naprawdę jest na Południu, nad Jarugą? Warto kierować się w tamte strony? Nie chcielibyśmy wpakować się w sam środek jakiejś awantury. - Co nazywasz awanturą? - No, wiesz... - zająknął się. - Ciągle nam opowiadasz o możliwości nowej wojny... O ciągłych walkach na pograniczu, o rebeliach na zajętych przez Nilfgaard ziemiach. Wspominałaś, że mówi się o tym, że Nilfgaardczycy mogą ponownie przekroczyć Jarugę... - A, co tam - powiedział Lambert. - Tłuką się, rżną, siekają nawzajem bez ustanku, od setek lat. Nie ma się czym przejmować. Ja już zdecydowałem, ruszam właśnie aa dalekie Południe, do Sodden, Mahakamu i Angrenu. Wiadomo, że tam, którędy szły wojska, zawsze mnożą się straszydła. W takich miejscach zawsze najlepiej się zarabiało. - Fakt - potwierdził Coen. - Okolice się wyludniają, po wsiach same baby, które nie umieją sobie radzić... Kupa dzieci bez domu i opieki, szwendających się dookoła... Łatwy łup przyciąga potwory. - A panowie baronowie - dodał Eskel - panowie komesi i starostowie mają głowy zaprzątnięte wojną, nie starcza im czasu, by chronić poddanych. Muszą wynajmować nas. To wszystko prawda. Ale z tego, co Triss nam opowiadała przez całe wieczory wynika, że konflikt z Nilfgaardem to poważniejsza sprawa, nie jakaś tam lokalna wojenka. Czy tak, Triss? - Nawet jeżeli - powiedziała zjadliwie czarodziejka - to chyba wam to na rękę? Poważna, krwawa wojna sprawi, że będzie więcej wyludnionych wsi, więcej owdowiałych bab, wręcz zatrzęsienie osieroconych dzieci...
- Za ostro, Wilku - powiedział Vesemir. - O wiele za ostro. I nie należało tego robić w obecności Triss. Więź emocjonalna... - Nie mów mi o emocjach. Mam dość gadania o emocjach! - A dlaczego? - czarodziejka uśmiechnęła się drwiąco i zimno. - Dlaczego, Geralt? Ciri jest normalna. Odczuwa normalnie, przyjmuje emocje naturalnie, bierze je takimi, jakimi w istocie są. Ty, rzecz jasna, nie rozumiesz tego i dziwisz się. Zaskakuje cię to i drażni. To, że ktoś może odczuwać normalną miłość, normalną nienawiść, normalny strach, ból i żal, normalną radość i normalny smutek
 
dla mnie ta interpretacja jest trafna i spójna, po głębszym przeanalizowaniu kupuję ją z powodu wymienionych przeze mnie kontekstów, dlatego postarałam się tę interpretację tutaj przybliżyć :)
Tak, ale kontekstów już zanieczyszczonych o własne poglądy, doświadczenie, ideologie, własną ocenę tego co jest cechą męską czy żeńską i co jest seksistowskie a co nie, własne potrzeby. Bo zwyczajnie nie da się od tego od tak odciąć. Brak tutaj odbioru w próżni.

Miałem nie argumentować za swoją wersją więc postaram się tego nie robić choć nie wiem jak bardzo mi się to uda. Natomiast przedstawię swój punkt widzenia i krótką analizę tej sceny.

Implikowałaś, że to cechą męską jest radzenie sobie z emocjami, większe zobojętnienie. Mocno stereotypowe podejście, które tak funkcjonuje tylko czy jest prawdziwe, czy jest prawdziwe w tym konkretnym wymyślonym świecie, czy bohaterka zdaje sobie z tego sprawę? Czy Ciri chce nadać sobie konkretne cechy męskie? Czy raczej patrzy na wiedźminów raczej jak na kogoś ponad zwykłych mężczyzn? Sfera interpretacji. Jak dla mnie Ciri nie idzie do Vesemira jako mężczyzny, ale idzie do Vesemira jako wiedźmina. Ona nie chcę cechy męskiej, a cechy, która przedstawiona jest jako wyjątkowa cecha tej bardzo malutkiej grupy wręcz nadludzi. Wiara w tych wiedźminów pozbawionych bólu i emocji. Czy udany proces spowodowałby nadanie jej jakichś cech męskich? Według mnie nie. Ona chciała usunięcia cech, które sprawiają jej ból i obojętne czy stereotypowo jest to cecha męska czy żeńska. Tylko pytanie któż kto doznał okropnych i traumatycznych doświadczeń nie chciałby możliwości zobojętnienia na nie. Wykształcenia czegoś co nie tylko pozwoliłoby na odrzucenie tego co było, ale też teoretyczny ratunek przed wszelkimi następnych cierpieniami. Bo gdyby zamienić Ciri na młodego chłopaka to czy on również dokładnie z identycznych pobudek nie mógłby zdecydować się na identyczne zachowanie? Z tego powodu nie neguje wątku jej chęci zostania wiedźminka, a krytykuję wątek podejścia Vesemira i wątek tworzenia mutagenów z jej krwi, które do tego ostatecznie doprowadziły.

W takim razie w tej interpretacji cały proces, w którym każdy zostawał wiedźminem można traktować jako swoisty rodzaj tranzycji w postaci usuwania jednych cech i uwypuklania innych. Wtedy miałoby to więcej sensu. Jednak wtedy byłby to raczej transhumanizm niż tranzycja. To jest tylko moja interpretacja i ocena jednak do której nie będę przekonywał. Ale w ramach rzetelności postanowiłem jednak ją przedstawić.
Czytelnicy mogą wysnuwać własne wnioski z relacji Geralta i Yennefer, w inny sposób interpretować growe relacje tej dwójki bohaterów, a serial daje widzom jeszcze inną pożywkę do interpretacji ich związku. Ktoś w elfach zobaczy więcej analogii do Żydów, ktoś do Afroamerykanów czy Rdzennych Amerykanów, a ktoś do ukraińskich nacjonalistów czy japońskich partyzantów. Komuś upadek elfiej cywilizacji skojarzy się bardziej z upadkiem Rzymu, a komuś z kolonizacją Ameryki. I tak jest ze wszystkim, w każdym tworze artystycznym :) Choć ważne jest, by interpretację budować na pierwowzorze, a nie odwrotnie - ignorując szerszy kontekst skupiać się wyłącznie na pasujących do tezy niuansach.
Jest też opcja niemal niemożliwa do wykonania czyli próba odrzucenia wszelkich tego typu kontekstów i analogii i próba czystego odbioru dzieła. Bo pytanie czy nie widząc żadnych takich analogii do Amerykanów, Żydów czy Rzymu lub je całkowicie odrzucając na wstępie nasz odbiór jest gorszy czy lepszy? Czy dostrzeganie takich kontekstów nie sprawia, że automatycznie staje się to dla nas ciekawsze, lepsze i bardziej interesujące, bliższe? Czy ich znajomość wpływa na rozwój i odbiór fabuły? Czy nawet jeśli sam autor nie zdawał sobie z nich sprawy, bo nawet ich nie znał, a jakaś przypadkowa lekka analogia jest to czy i tak gdy ją dostrzeżemy nie wpływa na naszą końcową ocenę? Czy te analogie i interpretacje wpływają pozytywnie czy negatywnie na odbiór dzieła w ostatecznym rozrachunku? Dużo pytań natomiast odpowiedzi nie oczekuję, bo na każde z nich można odpowiedzieć, że to zależy. A nie da się tego w sposób naukowy stuprocentowo sprawdzić, bo nie da się sprawdzić jednego dzieła przez tą samą osobę w tych dwóch skrajnych przypadkach przy jej pierwszym odbiorze dzieła :D
Największym minusem w wypadku monarchów jest to, że serial miał świetną możliwość by wizualnie rozróżnić każde królewstwo, nadać mu własnego stylu, a tego nie zrobił.
Nie zamierzam oceniać tego, co ma być dla kogoś ważne, a co nie. Jednak zaznaczę, że z mojej perspektywy zawsze do tych mniej fabularnych wad w przypadku produkcji źle przeze mnie ocenianych miałem w głowię ten piękny cytat "nie czas żałować róż, gdy płoną lasy". A w przypadku tej produkcji pasuje idealnie bo płoną zarówno lasy równikowe jak i Tajga, a i róż naścinali co niemiara :D
 
Jak dla mnie brak tego typu rozterek u Wiedźminów wynika z tego, że latami za młodu wtłaczano im takie podejście do głów. Byłoby to dość głupie, gdyby mutageny potrafiły same z siebie określić, co człowiek przechodzący mutację powinien myśleć o określonych rzeczach, jakie stworzenia uważać za warte zabijania, a inne nie :p
Chyba że kształtowanie umysłów młodych wiedźminów miałoby być sprawką zaklęć czarodziejów, wtedy to miałoby jakiś sens. Ale ja zawsze czytając sagę odnosiłem wrażenie, że ta cała gadka o braku emocji i tym podobnych była czystym mitem (tak starym i popularnym, że nawet obecnym wśród wielu czarodziejów), który wziął się właśnie z tego, jak wiedźminów wychowywano, przez co przechodzili, żeby opuścić swoją wiedźmińską szkołę. I ostatecznie z tego, jak wielu ludzi było do nich uprzedzonych. Nie dziwota tedy, że wielu wiedźminów jest małomównych, zdaje się nie okazywać emocji, chce tylko szybko wykonać robotę, zabrać pieniądze i w spokoju jechać dalej.
 
Byłoby to dość głupie, gdyby mutageny potrafiły same z siebie określić, co człowiek przechodzący mutację powinien myśleć o określonych rzeczach, jakie stworzenia uważać za warte zabijania, a inne nie

Ciekawe spojrzenie na zagadnienie i w sumie tematyka mi baaaardzo bliska, ale w zasadzie why not both?

Jest kodeks, jest wychowanie od małego w "klasztornej" regule ale ścisła nawet socjalizacja nie eliminuje reakcji emocjonalnych, bo to są reakcje organizmu i konotacje im przypisane w większosci przypadków nie zależą od socjalizacji. Można te emocje socjalizacją obudować, ale co do istoty tylko "wychowany" wiedźmin nie robiłby dobrze tego, co robi na dłuższą metę.

Wydaje mi się całkiem nieźle pomyślane, że mutagen w jakiś sposób hamuje te naturalne reakcje organizmu, swoisty "znieczulacz". Czy całkowicie, czy tylko częściowo - to już kwestia do spekulacji. Ale związek z reakcjami ludzi widzę odwrotny. To właśnie brak działania zgodnego z naturalnymi instynktami połączony z nadnaturalnymi możliwościami powoduje obcość wiedźmina i to, że w konsekwencji ludzie się ich boją, a nawet gardzą nimi. Nawet profesjonalista może np. okazać współczucie i wziąć mniejszą zapłatę, wiedźmin nie. Może okazać współczucie widząc rozszarpane dzieci zleceniodawcy czy świadka - wiedźmin nie. Pewnie jeszcze znalazłbym na poczekaniu trochę przykładów. W interakcjach z ludźmi brak emocji u wiedźminów byłby nader często widoczny.

I w tym wszystkim fajne jest stworzenie zarówno takiej profesji, jak i głównego bohatera który jednak nie ma tego niezbędnego komponentu i powoduje to różne reperkusje.

Interpretacja, że to wszystko PR i lekka ściema a tak naprawdę za całość nie okazywania emocji odpowiada socjalizacja jest fajna, ale mi osobiście jasne wyartykułowanie autora odnośnie tego że taka mutacja jest i tylko Geralt jej nie ma nie pozwala jej przyjąć.
 
@Deymos666
Znowu nie mogę cytować, więc muszę przepisać :mad:
Ty, rzecz jasna, nie rozumiesz tego i dziwisz się. Zaskakuje cię to i drażni. To, że ktoś może odczuwać normalną miłość, normalną nienawiść, normalny strach, ból i żal, normalną radość i normalny smutek
Ta jasne, Geralt miałby mieć problem z rozumieniem tego że ludzka osoba mogłaby mieć ludzkie emocje. To jeden z tych momentów, w których miałbym ochotę powiedzieć Sapkowskiemu, że zwyczajnie pitoli. Albo Triss pitoli.
 
Ale związek z reakcjami ludzi widzę odwrotny. To właśnie brak działania zgodnego z naturalnymi instynktami połączony z nadnaturalnymi możliwościami powoduje obcość wiedźmina i to, że w konsekwencji ludzie się ich boją, a nawet gardzą nimi.
Zakładam że wielu ludziom pewnie i tak wystarczał fakt, że wiedźmini to mutanci, więc od razu wpadali do szufladki pod tytułem "nieludzkie abominacje, od kontaktu z którymi można sparszywieć".

Nawet profesjonalista może np. okazać współczucie i wziąć mniejszą zapłatę, wiedźmin nie. Może okazać współczucie widząc rozszarpane dzieci zleceniodawcy czy świadka - wiedźmin nie. Pewnie jeszcze znalazłbym na poczekaniu trochę przykładów.
Może współczucie okazują, ale no... Jeść trzeba, pracy mało, a przynajmniej Geraltowi zwykle płacono i tak marne grosze, nawet jeśli dla takiego mieszkańca małej wioski to jest spora suma. W takim trybie życia IMO każdy się z czasem oduczy robienia wyjątków.

ale mi osobiście jasne wyartykułowanie autora odnośnie tego że taka mutacja jest i tylko Geralt jej nie ma nie pozwala jej przyjąć.
Dlatego mam nadzieję że mamy tu do czynienia z "pitoleniem", jak to ujął @CesarzTemeri :p
 
Top Bottom