Zgrzyt numer jeden. Recenzje narzekały na kiepskiego antagonistę i trudno mi się z tym zarzutem nie zgodzić, w obu przypadkach (o tym zaraz). W porównaniu z Panem Szkiełko, czy Olgierdem, Dettlaff wypada słabo. Nie dlatego, że jest źle napisany (chociaż tragiczny wąpierz jakoś nie porywa innowacyjnością w Wiedżminie), ale, tak jak Eredin, zwyczajnie nie nawiązuje żadnego sensownego kontaktu z graczem. Majaczy gdzieś w tle, parę razy łysknie bladą gębą i tyle go widzieli. Gzie tu jest miejsce na emocje? Gdzie tu jest miejsce na konflikt cerebralny, a nie tylko finałowe naparzanie po pyskach? Nie znam gościa, mało mnie on obchodzi. Opowieści Regisa niby mają zastąpić personalne interakcje, ale jakoś nie dają rady. Pewnie, kontekst jest, ale pusty, bo Geralt (a co za tym idzie, sam gracz) nie ma możliwości wypełnienia go własnymi wrażaniem.
Zgrzyt numer dwa. Dwie najlepsze postaci w dodatku - Regis i Sy - mają stanowczo za mało czasu antenowego. Regis jeszcze jakoś ujdzie, rozmowy z nim to może troszkę odgrzewanie kotleta dla tych co go znają, ale jest i świeże mięso, więc nie jest tak najgorzej. Sy jest zupełnie zmarnowana. To ona jest przecież prawdziwą antagonistką, nie zakochany wąpierz. To z nią powinniśmy wchodzić w największy zakres interakcji, to ona powinna nas okłamywać, mamić i podpuszczać. Boże, przecież są ludzie, którzy przejdą Krew i Wino i spędzą z nią może dziesięć minut. No kryminał panie.
To nie jest tylko kwestia zmarnowania potencjału postaci, bo ten brak interakcji osłabia warstwę symboliczną. No dobra, może nie osłabia, wałem byłbym gdybym powiedział, że motywy nie były czytelne. Chodzi o to, że mogły być nie tylko czytelniejsze, ale również bardzie angażujące emocjonalnie. Zawsze trudniej podejmować decyzje o losie ludzi, których się zna. Im lepiej, tym bardziej taki wybór może kopnąć w krocze. Wszak w Wieśku kopanie w krocze to podstawa.
Dobra, to teraz, żeby wyjaśnić na przykładzie, o co mnie się rozchodzi, dokonam pseudo twórczej masturbacji. Bogowie i Redzi, wybaczcie.
- Wiedźmin dostaje kontrakt na Bestię. Przyjeżdża prosto na miejsce trzeciej zbrodni. W trakcie wstępnego śledztwa niejako przypadkiem słyszy plotki o nowej dwórce, którą Anarietta trzyma z dala od dworu, niech ma dziewucha herb z czarna dalią nad trzema lac d'amur. Wstawiamy sekwencję z pałacowej zabawy, gdzieś Geraltowi ta tajemnicza brunetka miga z okna najwyższej wieży, jak w bajce. Rycerz zając ginie, Geralt sciga wąpierza, wąpierz rzuca w trakcie walki aluzję do czarnego kwiatu, enter Regis, exit wąpierz.
- Regis opowiada Geraltowi jak to ów wąpierz to niejaki Dettlaff, co dziwnie się (jak na wąpierza) zaczną zachowywać, a on, Regis znaczy, jest wąpierzowi winien dług wdzięczności, itp, itd.
- Rozmawiają o zamiłowaniu wąpierza do czarnych kwiatów.
- Geralt idzie wypytać Anariettę o kwiatek co na piętrze mieszka. Anarietta pary z gęby nie puszcza, dopóki Geralt nie sugeruje, że anonimowa dwórka może być kolejnym celem, na co Tchórzofretka wpada w panikę i każe obstawić wieżę. Geralt, zdeterminowany, żeby z czarną panną porozmawiać, z pomocą Regisa lokalizuje stary portal, BACH, ląduje w pałacowej szafie między futrami.
- Rozmowa z dwórką ujawnia dwie rzeczy. Primo, to dawno temu wypędzona siostra Anarietty, którą księżna odnalazła i chce przywrócić na dwór. Secundo, znała nasza dziewoja kiedyś podejrzanego wąpierza. Obawia się, że ów nieszczęśnik cierpi na "syndrom byłego".
- Gerwant dalej prowadzi śledztwo przy pomocy Regisa i Sy, co się z aresztu domowego urywa przez szafę. Wstawić tu można dowolą ilość dochodzeniówki. Sy powolutku ujawnia , że mogła, w chwilach słabości, poskarżyć się wąpierzowi na parę osób do których ma uraz. Robocza teoria jest taka, że sie chłopakowi tak pomieszało, że usuwając parszywców, chce odzyskać względy wybranki.
- Paczka w końcu znajduje wąpierzą bazę wypadową (ale nie własciwe leże). Dochodzi do konfrontacji, wąpierz się wpienia i stawia ultimatum - albo Sy do niego wróci, albo on wszystko puści z dymem. Anarietta łapie Sy w szafie, szafa idzie na opał, Sy idzie pod straż.
- Wąpierz nie chłystek, rzeczywiście puszcza miasto z dymem. Geralt skraca go o głowę, a Regis o resztę. A może po prostu przekonuje wiedźmina, żeby pozwolił mu zabrać szczątki wąpierza i zreanimować go we właściwym momencie i miejscu (najlepiej za dwieście lat, po drugiej stronie globu). W każdym razie exit wąpierz.
- I wszyscy żyli długo i szczęśliwie przez dwa tygodnie do uroczystości reintordukcji zaginionej księżniczki.
- W tak zwanym międzyczasie, Regis znajduje właściwe leże wąpierza, i prosi Geralta, żeby ten mu towarzyszył w oględzinach. Na miejscu okazuje się, że Sy nie przypadkiem powiedziała wąpierzowi o swoich ciemiężycielach, tylko kładła mu ich do głowy non stop w czasie ich znajomości, a na czele listy była oczywiście Anarietta. Jaka to on biedna była, jak ta przeszłość jej przyszłość przysłania i nie może z nim być itp, itd. Zostawiła mu też wystarczająco dużo śladów, żeby ten trafił za nią do Toussaint. Dowodów brak, bo prawda ujawniła się za pośrednictwem Pogłosu alboli innej mistycznej metody, a reszta to najwyżej poszlaki, i to do tego wątpliwej jakości. Geraltowi nie pozostaje nic poza biernym obserwowaniem uroczystości. W ostatniej chwili orientuje się, że Sy chce dokończyć, co zaczął wąpierz, a narzędziem zbrodni będzie zatruta brosza, którą wygrał albo inaczej nabył dla Sy gdzieś wcześniej. Najlepiej, jeśli oboje się przy tym dobrze bawili.
- Teraz, w zależności od tego, jak gracz prowadził interakcje z Sy i Anariettą NA PRZESTRZENI CAŁEGO WĄTKU GŁÓWNEGO, czy powziął jakieś podejrzenia, itd, możliwe są trzy rozwiązania. Sy udaje się zabić Anariettę i zrzucić odpowiedzialność na niebyłego już wąpierza. Obie giną. Sy, po tym jak miała już okazję dziabnąć siostrę Ale tego nie zrobiła, znacząco patrząc na wiedźmina wyrzuca broszę do pałacowego bajora.
THE END
Pisane było w locie, edytorki nie uświadczyło, ale do ilustracji wystarczy. Dettlaff to już nie tragiczny potwór (bo takich już mieliśmy), tylko tragiczny potwór z bardzo ludzkim rozchwianiem emocjonalnym, a więc coś z natury ciekawszego. Sy to nieoczywista antagonistka która możemy poznać i polubić. Nic tak nie smakuje jak dać się wystawić komuś kogo się polubiło a może nawet obdarzyło zaufaniem. Do tego Gerwant ma fabularną paralelę z wąpierzem, bo obaj dali się zrobić (co, w sytuacji w której zabija Dettlaffa, ma dodatkowe znaczenie). Sy wypada na bardziej przebiegłą i kompetentną manipulatorkę, no i trochę nam zastępuje FriFri. Gracz ma poczucie, że koniec gry budował się przez cały dodatek, a nie w ostatniej rozmowie.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę, to dopiszę.