Wiedźmin 3: Krew i wino - recenzje, wrażenia [SPOILERY]

+
Pomysł zakończenia Sagi wielką imprezą, na której spotyka się większość (bo jeśli spotkają się wszyscy, to mogą się pozabijać) żyjących bohaterów jest bliski memu sercu.
Nie kończyłby on definitywnie przygód Geralta i jego przyjaciół- w końcu nawet emerytowany wiedźmin może wplątać się, choćby z nudów, w jakąś intrygę. Wychowywanie dzieci Skrzetuskiego, nie przeszkodziło Zagłobie być bohaterem "Pana Wołodyjowskiego", którego akcja działa się na drugim końcu Rzeczypospolitej.

Problem w tym, że ta impreza musiałaby powstać jako dodatek- dość pracochłonny w przygotowaniu i z małą perspektywą na duże zyski dla CD Projekt.

Choć może... Nie jako zakończenie W3, ale jako prolog do kolejnej trylogii? ;)
 
WWMM Geralto? Wyżej Wymieniony Macho Machów Geralto?

Wielce Wypasiony Mucho Macho :)
Byłeś tak blisko, że bliżej nieomal być było nie sposób ;)

---------- Zaktualizowano 22:04 ----------

Problem w tym, że ta impreza musiałaby powstać jako dodatek- dość pracochłonny w przygotowaniu i z małą perspektywą na duże zyski dla CD Projekt.
Choć może... Nie jako zakończenie W3, ale jako prolog do kolejnej trylogii? ;)

Daj spokój :) Ten biznes tak działa, że teraz nawet niewielkie "pierdnięcie jakimkolwiek dodatkiem" przyniesie im xxx-dziesiąt milionów dowolnej waluty. W dongach wietnamskich lub kambodżańskich rielach -xxx-dziesiąt miliardów. Chyba, że dadzą radę to tak koncertowo spieprzyć jak Bioware+EA (lub w odwrotnej kolejności) dało radę z zakończeniem serii w Mass Effect 3 - ewentualnie w mniejszej skali - tak jak dano radę "zarżnąć" serię Dragon Age.

PS. (IMO) patrząc oczkamy akcjonariuszy: Pokusa silna. Ryzyko olbrzymie.
Pytanie tylko czy: "lepszy zwitek g...a w garści czy myszołów na tyczce?
 
Last edited:
Problem w tym, że ta impreza musiałaby powstać jako dodatek- dość pracochłonny w przygotowaniu i z małą perspektywą na duże zyski dla CD Projekt.
Dlatego gdyby faktycznie wizja twórców ujęła pożegnanie z grą w taki sposób w jaki gracze oczekiwali, to powinna być ona częścią już istniejącego dodatku.

Ja mam dwie teorie i jedna z nich jest bardzo prosta - być może REDańczycy chcieli zakończyć grę subtelniejszą nutą, w opozycji do zebrania w imię fanserwisu wszystkich znanych i lubianych postaci i napisania fabuły wokół tego spotkania. Rozmowa przy ognisku ze starym przyjacielem kontrastująca z zawieruchą wydarzeń, w której Geralt był centrum też ma swój urok.

Teoria druga - studio zreflektowało się pod naporem głosów graczy i odeszło od pierwotnego założenia, że akcja dodatku ma się dziać przed końcem Dzikiego Gonu - sęk w tym, że dużo za późno, by można było przepisać znaczną część scenariusza i wprowadzić te zmiany w życie - w efekcie dostajemy jedną, Geraltową kwestie o pokonaniu Eredina i uratowaniu Ciri (i to dość nieudolnie zaimplementowaną wziąwszy pod uwagę, że Bialowłosy chwali się tym niezależnie od tego, czy przechodzimy dodatek przed końcem głównej fabuły, czy po) oraz spotkanie w winnicy z wybraną osobą, z którą interakcja jest raczej ograniczona.

Szkoda, jakkolwiek słabą grą była ostatnia część Mass Effect, o tyle właśnie interakcje z towarzyszami I ich charakterystyka zawsze stały na wysokim poziomie - czego Cytadela była ukoronowaniem. Stworzony z jajem dodatek, który służył jako pożegnanie z nimi wszystkimi osobiście wspominam bardzo miło, mimo faktu że był beznadziejnie umiejscowiony w głównej fabule gry - Wiedźmin miałby w tym wypadku o wiele lepszą sytuacje i choć gra nigdy nie stała budowaniem relacji z drużyną to i tak uważam, że taki Zoltan, czy - może przede wszystkim - Jaskier zasłużyli na ostatnie słowo w zakończeniu trylogii.
 
Last edited:
czego Cytadela była ukoronowaniem. Stworzony z jajem dodatek, który służył jako pożegnanie z nimi wszystkimi osobiście wspominam bardzo miło, mimo faktu że był beznadziejnie umiejscowiony w głównej fabule gry
Co może świadczyć o tym (były takie teorie), że został wymyślony już po premierze ME3 - i rzeczywiście stanowił swoiste przeprosiny Bioware za fail z finałem tegoż.
 
Co może świadczyć o tym (były takie teorie), że został wymyślony już po premierze ME3 - i rzeczywiście stanowił swoiste przeprosiny Bioware za fail z finałem tegoż.
Teorie?
Dla mnie to zawsze była oczywistość.
 
Szkoda, jakkolwiek słabą grą była ostatnia część Mass Effect, o tyle właśnie interakcje z towarzyszami I ich charakterystyka zawsze stały na wysokim poziomie - czego Cytadela była ukoronowaniem.

Tu nie potrafię się zgodzić. (IMO) Druga część Mass Effect była w tej serii ukoronowaniem idei interakcji międzyludzkich. A trzecia była po prostu do bólu nudna, bo tragicznie przewidywalna. Najlepiej to widać, gdy się je "przegra" jedna po drugiej w niedługich odstępach.

W Wieśkach te rzeczy były zupełnie inaczej implementowane z różnych przyczyn. Bardzo rozległy świat gry, przyjaciele i znajomi porozrzucani po wielu lokacjach itd. Brak stałej bazy, gdzie wszyscy mogliby się spotykać (dopiero KiW mógłby dać taką możliwość).
Porównywanie samych interakcji między bohaterami W3 i wspomnianych przeze mnie wyżej serii jest (IMO) z tego powodu mało produktywne.

Jednak zakończenie o którym tu się rozpisujemy byłoby w moim przekonaniu jak najbardziej udanym finałem - takim z małymi fanfarkami - dla W3.
 
W Wieśkach te rzeczy były zupełnie inaczej implementowane z różnych przyczyn. Bardzo rozległy świat gry, przyjaciele i znajomi porozrzucani po wielu lokacjach itd. Brak stałej bazy, gdzie wszyscy mogliby się spotykać (dopiero KiW mógłby dać taką możliwość).
Porównywanie samych interakcji między bohaterami W3 i wspomnianych przeze mnie wyżej serii jest (IMO) z tego powodu mało produktywne.
Ano były, dlatego różnice w akcentach zaznaczyłem w ostatnim akapicie. I jeżeli dokonywałem porównań - przypomnę, znów nie samego wiedźmina, tylko idei zakończenia, o której się tu dyskutuje - to nie tyle z całą serią i grą, tylko z epilogiem do ostatniej części - Cytadelą.

Także rozjechałeś się troszeczkę z treścią mojego posta. W podsumowaniu samego ME chyba także - bo żenujący poziom scenariusza domknięcia trylogii też wytknąłem, jeśli zaś o relacje chodzi to uważam, że akurat ten element powinno się oceniać przez pryzmat całej serii. I akurat tą jedną rzecz trójeczka imo zrobiła dobrze, bromance z Garrusem, wszystkie interakcje z Liarą, i to niekoniecznie jako love interest, party banner i generalnie poczucie braterstwa broni to jedne z najjaśniejszych punktów tej gry.
 
Last edited:
Ano były, dlatego różnice w akcentach zaznaczyłem w ostatnim akapicie. I jeżeli dokonywałem porównań - przypomnę, znów nie samego wiedźmina, tylko idei zakończenia, o której się tu dyskutuje - to nie tyle z całą serią i grą, tylko z epilogiem do ostatniej części - Cytadelą.

Być może. jednak dodatek do ME3 to (IMO) nie jest zakończenie gry. To po prostu dodatek.
W innym przypadku musielibyśmy uznać, że W3 zakończyło się dopiero za pomocą KiW lub (dla niektórych) SzK.
A co jak ktoś tych dodatków nie zakupił?

Ja Cytadeli nie ograłem bo postanowiłem Bioware+EA potraktować tak jak oni potraktowali graczy w kanonicznym ME3. Czyli (IMO) jak cieciów malinowych. Bo ja się czułem po dotarciu do kanonicznego końca ME3 jak bohater słynnego powiedzenia"ciemny lud wszystko kupi". I dlatego następną grę Bioware+EA, a w szczególności nowego Bioware (po wywaleniu trzech członków założycieli tego studia) obiecałem sobie kupić, gdy jej cena będzie poniżej 24,99. Ostatnio postanowiłem podnieść limit do 49,99 ale nadal nie zauważyłem by ME3+jej wszystkie DLC mieściły się w tym limicie. Za to gdy kiedyś (może) będę w Kanadzie to postaram się kupić "pyffko", na którego produkcję przestawił się (ponoć) jeden z wywalonych członków założycieli oldskulowego Bioware.

Także rozjechałeś się troszeczkę z treścią mojego posta. W podsumowaniu samego ME chyba także - bo żenujący poziom scenariusza domknięcia trylogii też wytknąłem, jeśli zaś o relacje chodzi to uważam, że akurat ten element powinno się oceniać przez pryzmat całej serii. I akurat tą jedną rzecz trójeczka imo zrobiła dobrze, bromance z Garrusem, wszystkie interakcje z Liarą, i to niekoniecznie jako love interest, party banner i generalnie poczucie braterstwa broni to jedne z najjaśniejszych punktów tej gry.

W kontekście powyższego może i się rozjechałem :) Nadal jednak uważam, że interakcje międzyludzkie były najlepsze w ME2 (patrząc na całą, podstawową serię ME a nie na DLC) - zaś w Wieśkach jednak w W3.
 
Witam, mam pytanie ;) aktualnie przechodze dodatek Serce z Kamieia i jestem przed zadaniem głownym Ostatnie "Przygotowania" i zastanawiam sie kiedy rozpocząć najlepiej Krew i Wino ? Po głównej fabule czy teraz po SzK moge zaczac? Nie chciałbym żeby mnie coś omineło jak źle zaczne ;p
 
Witam, mam pytanie ;) aktualnie przechodze dodatek Serce z Kamieia i jestem przed zadaniem głownym Ostatnie "Przygotowania" i zastanawiam sie kiedy rozpocząć najlepiej Krew i Wino ? Po głównej fabule czy teraz po SzK moge zaczac? Nie chciałbym żeby mnie coś omineło jak źle zaczne ;p

Po głównej fabule.
 
Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z tego dodatku. Świetna historia. Szczególnie, że miałam olbrzymi dylemat z końcówką. Nie wiedziałam do samego końca po czyjej stronie stanąć - bronić Syannę, czy jednak stanąć po stronie Detlaffa. Wybrałam Detlaffa. Oboje: Syanna i Detlaff mieli swoje za uszami. Oboje narobili bigosu. Zachowanie Detlaffa było dla mnie w pewnym stopniu usprawiedliwione, ale atak na księstwo to przesada. Syanna - manipulacje. Wykorzystanie bezinteresownej miłości wampira do własnych celów. Stanęłam po stronie Detlaffa z jednego powodu - REGIS. Nie chciałam, aby był prześladowany przez inne wampiry. Poświęcił się w książkach pomagając Geraltowi, poświęcił się w grze. Regis od zawsze był jedną z moich ulubionych postaci.

Co do Anny Henrietty. Budziła moja sympatię. Bardzo. Wydawała mi się racjonalna, ale tylko do momentu, w którym postawiła dobro siostry ponad dobrem poddanych. Miłość do siostry i chęć wynagrodzenia jej krzywdy - rozumiem, ale Anna była księżną, władczynią. Poza tym Syanna była winna całej sytuacji, to nie była mała dziewczynka. Skoro nabroiła - powinna ponieść konsekwencje. W końcu ginęli niewinni ludzie - właśnie przez Syannę.
 
Last edited:
Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z tego dodatku. Świetna historia. Szczególnie, że miałam olbrzymi dylemat z końcówką. Nie wiedziałam do samego końca po czyjej stronie stanąć - bronić Syannę, czy jednak stanąć po stronie Detlaffa. Wybrałam Detlaffa. Oboje: Syanna i Detlaff mieli swoje za uszami. Oboje narobili bigosu. Zachowanie Detlaffa było dla mnie w pewnym stopniu usprawiedliwione, ale atak na księstwo to przesada. Syanna - manipulacje. Wykorzystanie bezinteresownej miłości wampira do własnych celów. Stanęłam po stronie Detlaffa z jednego powodu - REGIS. Nie chciałam, aby był prześladowany przez inne wampiry. Poświęcił się w książkach pomagając Geraltowi, poświęcił się w grze. Regis od zawsze był jedną z moich ulubionych postaci.

Co do Anny Henrietty. Budziła moja sympatię. Bardzo. Wydawała mi się racjonalna, ale tylko do momentu, w którym postawiła dobro siostry ponad dobrem poddanych. Miłość do siostry i chęć wynagrodzenia jej krzywdy - rozumiem, ale Anna była księżną, władczynią. Poza tym Syanna była winna całej sytuacji, to nie była mała dziewczynka. Skoro nabroiła - powinna ponieść konsekwencje. W końcu ginęli niewinni ludzie - właśnie przez Syannę.

Ten dodatek (IMO) to najlepsza część W3. Jednak niekonsekwencje fabuły mnie raziły trochę wcześniej niż Ciebie.
Stąd pytanie:
A propozycja Detlaffa: "Za trzy dni gdzieś tam mi wszystko wyjaśnisz albo dam popalić niewinnym..." - uważasz za:
1. Sensowną?
2. Moralnie usprawiedliwioną?
3. Godną (w końcu wiekowego i przy okazji choć trochę inteligentnego) wampira?

Ja miałem wątpliwości. Choć trzeba przyznać, że klimat dodatku - tzn. środowisko, zadania poboczne, pomysł z własną kwaterą WWMM Geralto - to było (i jest poniekąd) miód i mleko. Rewelacyjna robota.
 
Swiatek, właśnie dlatego miałam spory dylemat w całej grze. Co zrobić na koniec?

Wiesz, z perspektywy Detlaffa ta groźba miała sens. Bo popatrz: jesteś sobie wampirem - intruzem na obcym dla siebie terytorium zdominowanym przez ludzi. Nie znasz ich świata, moralności, nie możesz zbytnio afiszować się ze swoim wampiryzmem. Nagle pojawia się kobieta, która rozpala w Tobie miłość. Nawiązuje się między Wami relacja. Rozumiem, że Syanna mogła wystraszyć się miłości wampira do siebie, mimo początkowej fascynacji nim. Sama to przyznała, że ciężar tego uczucia ją przerósł. Regis też w pewien sposób usprawiedliwił jej ucieczkę. ALE moim zdaniem na tym powinna skończyć znajomość z wampirem.

Tymczasem ona wraca. Wykorzystuje fakt, że wampir ja szuka, nie może o niej zapomnieć. Wymyśla całą aferę z porwaniem i szantażem. Wampir, który w gruncie nie chce zabijać ludzi - widać to w wizji Geralta - zostaje postawiony pod murem: albo ofiary, albo jego ukochana. Dopuszcza się czynów wbrew sobie. Potem okazuje się, że żadnego porwania nie było. Cały czas był manipulowany przez kobietę, którą kochał, dla której popełniał te zbrodnie. Widać, że w Dun Tynne jest wściekły, ale powstrzymuje emocje.

Moim zdaniem zagroził Syannie specjalnie: żeby tym razem nie próbowała znowu go oszukać, wystawić do wiatru. Gdyby przyszła na umówione spotkanie pewnie załatwiliby to między sobą. Tymczasem ona znów go oszukuje. Nie przychodzi - więc Detlaff spełnia groźbę - nasyła na stolicę Toussaint armię wampirów. Moim zdaniem śmierć niewinnych ludzi nie była adekwatna do czynów Syanny. Ale wzięłam pod uwagę następujące aspekty decydując się oszczędzenie Detlaffa, a poświęcenie Syanny.

- postawa Anny Henrietty po odnalezieniu Syanny. Anna wykazała się wyjątkową jak dla mnie nieodpowiedzialnością - nie będziemy ulegać szantażyście i już. Nie chciała słuchać argumentów Geralta, które w tym przypadku były racjonalne. Anna stwierdza: Geralt ma zabić Detlaffa. Koniec kropka. Po wcześniejszej rozmowie w pałacu widać było, że wiedza Anny o wampirach opierała się na utartych, nieprawdziwych stereotypach. Wynajęła profesjonalistę, którego nie chciała w decydującym momencie słuchać. (Wybrałam opcję dialogową z wyżłem, oj, Geralt, Geralt, ty niewyparzono mordo, ale miał rację :p). A Geralta znała przecież wcześniej. W swojej "branży" uchodził za legendę. Geralt z Rivii to była marka sama w sobie. Zresztą widać po Geralcie, że jest osobą racjonalną, która się 10 razy zastanowi zanim coś zrobi. To nie jest bezmyślny rąbajło, który leci z mieczem na potwory, bo mu za to płacą. Dochodzi do ataku - Anna nadal tkwi przy swoim. Nie chce nawet słyszeć o uwolnieniu Syanny - osoby odpowiedzialnej za cały bigos. Można powiedzieć, że Geralt i Yennefer też byli gotowi na wszystko dla Ciri, jak Anna dla siostry, ale jest jedna różnica dla mnie: Geralt i Yennefer nie byli koronowanymi władcami, którzy zasiadając na tronie wzięli na siebie odpowiedzialność za los setek/tysięcy poddanych. Postawiła interes prywatny nad interesem ogółu, mimo że Geralt z Regisem obiecywali Syannie ochronę w konfrontacji z Detlaffem. Poza tym Syanna to nie była mała dziewczynka, która nie wiedziała, że do ognia nie wsadza się palców, bo można się poparzyć. Nie, była inteligentną, przebiegłą osobą, która manipulując brała również pod uwagę konsekwencje z niepowodzenia planu - pod względem inteligencji przewyższała Annę o głowę. Anna wydała mi się początkowo zdroworozsądkową, pragmatyczną bohaterką, która woli działać ostrożnie, ale skutecznie, niż doprowadzić do bezsensownego przelewu krwi (widać jak tonowała porywczego Damiena). Zyskała w pełni moją sympatię, ale kiedy co do czego przyszło: wszystko wzięło w łeb.:facepalm:

- argumenty Regisa. Uważnie słuchałam, co mówi Regis. Znał Detlaffa dużo lepiej, niż Geralt. Jeżeli chodzi o inteligencję emocjonalnę Regis stał o dziesięć półek wyżej, niż Geralt. Więc przyjęłam wytłumaczenie Regisa, że Detlaffa nie można mierzyć miarami ludzkimi, że on wielu spraw nie rozumie, nie myśli - tak jak myślą ludzie. Co wiecej, rozmowa ze Syanną potwierdza słowa wampira.

- konsekwencje śmierci Detlaffa dla Regisa. To był dla mnie argument przeważający. Regis poświęcił się już w książkach dla Geralta i Yennefer (no i Ciri). Teraz również nam pomagał, zgodził się na wywołanie u siebie szału wampirzego, aby pomóc odnaleźć Detlaffa. Świństwem ze strony Geralta byłoby, gdyby miał Regis poświęcić się po raz drugi - walka z przedstawicielem swojej rasy, do tego osobą, która go uratowała w przeszłości, wobec której Regis miał dług wdzięczności. Zresztą Geralt nawet tego nie chciał. Śmierć Detlaffa z rąk Regisa oznaczałyby prześladowania ze strony innych wampirów. Dlatego tak naprawdę próbowałam w tej całej aferze ratować najbardziej Regisa, niż rozstrzygać, które z tej dwójki Syanna, czy Detlaff jest bardziej winne.

Podsumowując:

- ze strony Detlaffa - jego groźba miała sens i moim zdaniem była logiczna - z jego punktu widzenia.

- czy była moralnie usprawiedliwiona - nie, nie była. Tak samo, jak moralnie nie było usprawiedliwione zachowanie Syanny. Owszem, wycierpiała z rąk tych Rycerzy, ale oni zasługiwali na sprawiedliwy sąd, a nie okrutną śmierć. Do tego plan zamachu na Annę. Z tego co wynikało: Anna w momencie wygnania Syanny była dzieckiem, więc nie mogła nic zrobić. Kiedy objęła tron mogła szukać siostry, ale może jej Rycerze powiedzieli jej, że siostra nie żyje? W sumie nie zostało to do końca wyjaśnione, czemu Anna jej nie szukała. A może Anna uznała, że Syanna jest zagrożeniem dla otoczenia? Słabo zostało wytłumaczone postępowanie księżnej, która miała środki i możliwości do odnalezienia siostry. W kwestii moralności: przyjęłam tłumaczenie Regisa - jako pewną formę usprawiedliwienia oraz wzięłam pod uwagę zachowanie otoczenia, w którym pracował Geralt.

- godność - przyznam szczerze, nie wiem. Może nie było to godne, ale tu w sumie można również zastanowić się nad słowami Regisa - Detlaffa nie można mierzyć ludzką miarą.

:p
 
Last edited:
Dzięki za obszernie przedstawiony Twój punkt widzenia.
BTW - Wszystko co tutaj napiszę będzie serio i na poważnie. Bez użycia pokręconego widzenia świata jakie zazwyczaj prezentuję na tym forum.

Muszę przyznać, że bardzo sensownie i dobrze został wyjaśniony Twój odbiór linii fabularnej KiW. Pełen szacunek.
W wielu miejscach dokładnie tak samo to odbierałem.

Jednak prawie cała część z wampirami była dla mnie niemiłym zgrzytem. W tym najmocniej Detlaff.
Pomijam tutaj pomysł z selektywną niezabijalnością wampirów, bo to temat na zupełnie inną okazję, choć miał wpływ na rozwój akcji z Detlaffem..
Postać, moim zdaniem celowo, została skonstruowana wstępnie tak, że gracz miał prawo ją polubić. Taki wampir, który pomagał ludziom, niektórych lubił, z niektórymi się, w moim odbiorze akcji, zaprzyjaźnił. No i nie bez znaczenia:jest to, że w jednym żeńskim osobniku się zakochał.
Jednak, w moim przekonaniu, żeby się z tą postacią jakkolwiek zidentyfikować, trzeba się choć trochę w nią wczuć.
Tak więc człek się wczuwa, głównie w trzech reminiscencjach Geralta "wcielonego" ("wduszonego?") w Detlaffa, po wypiciu odpowiedniego dekoktu przygotowanego przez Regisa. Odebrałem to tak, że dano okazję by postać polubić.
Tak sobie myślę, że dla tych opowiadających się po jasnej stronie mocy, to na tym etapie rozwoju fabuły Detlaff wydawał się być poniekąd sympatyczny. Dla mnie taki był. Jednak większość jego motywacji odbierałem w kategoriach racjonalnie podejmowanych decyzji w tym także tych z kategorii "mniejsze zło".
Było nie było zabił człowieka, którego uważał za przyjaciela. Trochę (jak się potem okazało) amoralnego osobnika, lecz o ile się nie mylę, Detlaff go nawet przyjacielem nazwał. Wybór: przyjaciel, czy kochana osoba? Ano mniejsze zło chyba trzeba wybierać.
Tak poprowadzona akcja wyrobiła we mnie konkretny odbiór tej postaci na tym etapie fabuły. Myślę, że do tego miejsca fabuły Twój i mój odbiór akcji były podobne.

Końcówka z Syanną jawiła mi się, i nadal się jawi, jako nieomal całkowita dekompozycja, stworzonej wcześniej, struktury charakteru tego bohatera fabuły.
Nagle z całkiem sympatycznego osobnika zrobiono (w niektórych zakończeniach dosłownie) bestię.
I zabrakło, moim zdaniem, jakiegoś logicznego uzasadnienia dla tego fikołka fabularnego.
 
Last edited:
Swiatek, dziękuję za uznanie. Wiesz, zawsze staram się wyjaśniać swój tok rozumowania, albo motywy wyborów. Jeżeli chcę podyskutować to raczej większa szansa, że ktoś wytknie mi błędy rozumowania. Człowiek istotą omylną jest, a punkt widzenia zależy od kąta spojrzenia. :p

Odnośnie natury Detlaffa. Regis w rozmowie z Geraltem przecież nie ukrywał "drugiej" natury wampira. Że potrafi być bezwzględny, porywczy, że kieruje się emocjami. Regis miał silnie wykształconą empatię, co w połączeniu z jego wysoką inteligencją, dawało mu dość dobry obraz istoty, z którą miał do czynienia. Właśnie różnica między Detlaffem, a Regisem była dla mnie taka, że: Detlaff kierował się w znacznej mierze emocjami, a Regis rozumiał emocje.

Odnośnie "przyjaciela", którego Detlaff zabił. Sądzę, że Detlaff nie prowadził śledztwa odnośnie swoich ofiar. Po prostu - dostawał nazwisko - wykonywał robotę. Dla mnie Detlaff działał na zasadzie odbitego lusterka. Jeżeli ktoś okazał mu bezinteresowne serce (tak jak chłopiec, który poczęstował go jabłkiem, czy De La Croix, który wstawił się za Detlaffem u Pucybuta, robił zabawki dla dzieci, które go prosiły i dziękowały mu za to) to Detlaff również obdarzał go sympatią, a jeżeli dana postać traktowała go w sposób niekulturalny, agresywny, manipulowała nim - odpowiadał negatywnymi emocjami. Regis też widział dwoistą naturę przyjaciela. Ale taka naturę miała też Syanna. Z jednej strony mamy inteligentną, sprytną, bezwględną manipulatorkę, ze skłonnościami do okrucieństw, która idzie do po trupach do celu, z drugiej strony: to kobieta żyjąca w poczuciu odtrącenia, przyszycia jej pewnej łatki (w czym zgadzają się Regis i Geralt), kobieta, którą w przeszłości bardzo skrzywdzono, i która mimo wszystko nie chciała śmierci przypadkowych ludzi.

Właśnie dlatego wydaje mi się, że o to chodziło twórcom - przedstawienie Syanny i Detlaffa jako postaci o dwoistej naturze. Na dobrą sprawę to oboje są antagonistami w tej grze - a nasz wybór polegać ma na wybraniu "mniejszego zła" według nas. Detlaff początkowo wzbudzać ma sympatię, a potem widzimy w nim mroczną stronę Bestii (którą zresztą jako wampir jest), a Syanna na początku przedstawiona negatywnie po głębszej rozmowie - zaczyna budzić naszą sympatię.
Syannę na swój sposób też lubiłam - najlepiej doprowadziłabym do pogodzenia sióstr i puszczenia Detlaffa wolno z tekstem "uważaj na przyszłość na kobiety, z którymi się wiążesz". Ale takiej opcji nie ma - musimy wybierać pomiędzy nimi. :(

Dlatego w swoim wyborze kierowałam się nie osądzaniem tej dwójki - które z nich było gorsze, a patrzyłam na konsekwencje wyborów względem postaci, które pomagały i poświęcały się dla mnie (Geralta). W tym przypadku taką osobę był Regis.
 
Last edited:
Zanim przejdę do rzeczy w zgodzie z tematem forum jedna mała uwaga na boku :).

Swiatek, dziękuję za uznanie. Wiesz, zawsze staram się wyjaśniać swój tok rozumowania, albo motywy wyborów. Jeżeli chcę podyskutować to raczej większa szansa, że ktoś wytknie mi błędy rozumowania. Człowiek istotą omylną jest, a punkt widzenia zależy od kąta spojrzenia. :p
No toż nie chodziło mi jedynie o prawienie komplementów wobec osoby Twej:) Chciałem przy okazji (komplementów) pokazać, że dobrze skrojony pod odbiorcę przekaz, solidnie uargumentowany, zrozumiale przekazany i pozbawiony fraz w stylu "Tak jest bo ja tak chcę!" wymaga od adwersarzy podobnej jakości materiału w odpowiedzi. W przeciwnym wypadku z reguły potwierdza się prawda zawarta w sentencji: "Lepiej milczeć i uchodzić za idiotę, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości".

A teraz ad rem.

Odnośnie natury Detlaffa. Regis w rozmowie z Geraltem przecież nie ukrywał "drugiej" natury wampira. Że potrafi być bezwzględny, porywczy, że kieruje się emocjami. Regis miał silnie wykształconą empatię, co w połączeniu z jego wysoką inteligencją, dawało mu dość dobry obraz istoty, z którą miał do czynienia. Właśnie różnica między Detlaffem, a Regisem była dla mnie taka, że: Detlaff kierował się w znacznej mierze emocjami, a Regis rozumiał emocje.

Mnie nie pasowało i dalej mi nie pasuje to, że ten bezwzględny, porywczy i kierujący się emocjami gość nie załatwia sprawy od razu przy pierwszym spotkaniu, tylko daje sobie i Syannie trzy dni do namysłu - dla mnie był to mocny akt powściągliwości emocjonalnej.
Jednocześnie Detlaff "produkuje" wobec Syanny żądanie, po którym poczułem piasek w zębach.
W moim odbiorze ultimatum: "zrobisz to co chcę albo spuszczę "bęcki" wszystkim dookoła" jest takie jakieś infantylne. Taki podły szantażyk emocjonalny, wplątujący w sprawy osobiste wiele kompletnie niezwiązanych ze sprawą istot. I to nie tylko ludzi. O ile się nie mylę, to alpy, bruxy, katakany i pozostałe wampiry niższe są w W3 i w KiW całkiem śmiertelne. Zapewne dlatego, że w ich przypadku selektywna nieśmiertelność wprowadziłaby zbyt dużo bałaganu na niwie zgodności W3 z poprzednimi odsłonami gry. Ta zagrywka Detlaffa, niestety, była dla mnie (może za stary jestem):
a) szczeniacka,
b) nieuczciwa do bólu - takie zagranie małego szui w stylu "mała paskuda, wredny doradca króla imieniem Podlec MaciuVelli". Akurat jako takiego nie miałem ochoty go widzieć,
c) nielogiczna.
Punkt c) wymaga, moim zdaniem, drobnych wyjaśnień. Albo Detlaff zakłada, że Syanna to cyniczna manipulatorka bez serca - wtedy taka zagrywka nie powinna w żadnym razie być skuteczna. Albo zakłada, że odrobina lojalności i być może uczciwości w niej siedzi i usiłuje to sprawdzić - wtedy gdy ją w końcu spotyka po raz drugi to powinien jej dać jakąś szansę. A tam żadnej takiej szansy oprócz magicznej wstążeczki nie zauważyłem. Zabójstwo za spóźnienie i to bez dania racji to dość okrutna kara. Zaś przypisanie winy Syannie za to, że giną ludzie i wampiry w efekcie w/w szantażu emocjonalnego było dla mnie niemożliwe. Po prostu przerosło to moje zasady pojmowania sprawiedliwości społecznej:). Musiałbym wtedy dodatkowo uznać, że Detlaff to kompletny dureń.
Będąc szczerym to uważam, że powinien ją zabić za pierwszym razem albo dać sobie i jej czas na ochłonięcie i wyjaśnienia. Dodatkowo, jeżeli był tak odurzony i zafascynowany jej osobą, że numer jaki mu wycięła nie zmroził jego pozytywnych emocji do poziomu chłodnej pasji to nie powinien być zdolny to tego by ją zabić. No chyba, że w totalnym szale.

Odnośnie "przyjaciela", którego Detlaff zabił. Sądzę, że Detlaff nie prowadził śledztwa odnośnie swoich ofiar. Po prostu - dostawał nazwisko - wykonywał robotę. Dla mnie Detlaff działał na zasadzie odbitego lusterka. Jeżeli ktoś okazał mu bezinteresowne serce (tak jak chłopiec, który poczęstował go jabłkiem, czy De La Croix, który wstawił się za Detlaffem u Pucybuta, robił zabawki dla dzieci, które go prosiły i dziękowały mu za to) to Detlaff również obdarzał go sympatią, a jeżeli dana postać traktowała go w sposób niekulturalny, agresywny, manipulowała nim - odpowiadał negatywnymi emocjami.

O tym, że De La Croix (dzięki za przypomnienie nazwiska gościa) kiedyś postąpił niefajnie dowiadujemy się znacznie później. Pod koniec całej akcji KiW - od Syanny. Więc w momencie zabójstwa powinien być dla Detlaffa całkiem sympatyczny. I został przez niego określony jako przyjaciel. Nie wiadomo jak bardzo bliski lecz jednak przyjaciel. O ile dobrze pamiętam, to kwestia jaką wygłosił Detlaff, bodajże w trakcie lub zaraz po tym zabójstwie, wskazywać by mogła, że coś na kształt wyrzutów sumienia przez umysł mu przebiegło. W żadnym momencie fabuły nie odbierałem jego osobowości i motywacji jako tak prostych, jak to zostało opisane przez Ciebie w cytacie powyżej. Musiałbym to jeszcze raz ograć a na razie mnie trochę od W3 odpycha. Coś jakby przesyt.

Syannę na swój sposób też lubiłam - najlepiej doprowadziłabym do pogodzenia sióstr i puszczenia Detlaffa wolno z tekstem "uważaj na przyszłość na kobiety, z którymi się wiążesz". Ale takiej opcji nie ma - musimy wybierać pomiędzy nimi.

Ano, byłoby to całkiem niezłe rozwiązanie. Dla mnie dodatkowo i najlepiej - bez tego szczeniackiego ultimatum.

Ostrzegam, że teraz zamierzam pojechać po bandzie w swoim stylu. Nadmiernie wrażliwi na czar W3 i KiW być może nie powinni tego czytać :)

W paskudnym i nieprzyzwoicie subiektywnym akcie wyrażania swojej opinii dodam, że wtedy jako bonus stracilibyśmy szansę na pętanie się po niszczonym przez wampiry mieście. Klimat tego akurat fragmentu gry (niszczone Beauclaire i okolice), w moim odbiorze, pasował do klimatu reszty dodatku jak pięść do nosa. Ten fragment filmu katastroficznego klasy B można by chyba wyciąć bez szkody dla pozostałych części. Pozostałby wtedy kryminał w stylu Chandlera w świecie rycersko-magicznym, za jaki uważam KiW. Zaś linię fabularną tego fragmentu można by zastąpić czymś bardziej stylowo zbieżnym z resztą dodatku.
Wiem - to była taka hiperbola, że nieomal zahaczała o parabolę. A może nawet o parabolę zdegenerowaną:). Sorka. No toż nie mogłem się powstrzymać:).

PS. O rany! Teraz się dopiero zorientowałem:). W mordę jeża! Toż to JA byłem pomysłodawcą (na forum, chyba) i najgorętszym orędownikiem wplątania w fabułę W3 niejakiego Edwarda o konkretnej proweniencji. Panie i Panowie - jaja "se" robiłem!! Auć!!!! Nie pamiętam czy Bellę też zachwalałem - wydaje mi się, że nie:) Może to mnie choć trochę usprawiedliwia.Uff!
 
Last edited:
Swiatek, grzeczna ze mnie dziewczynka, więc dziękuję zawsze grzecznościowo. :) Ale zostawmy to... :)

Widzisz, może Detlaff szantażując w ten sposób Syannę chciał zobaczyć jaka ona jest naprawdę? Czy ma odwagę przyjść i wyjaśnić całą sytuację. Przyznać się do winy. Czy ma jakiś kręgosłup moralny czy może ucieknie? Poza tym Detlaff mówi swoją groźbę w obecności Geralta i Regisa, którym zależało na ocaleniu ludzi.

W przypadku spóźnienia. Dla Ciebie i dla mnie jest to było spóźnienie wynikające z faktu, że Anna Henrietta uwięziła Syannę w iluzji. Pamiętaj, że Detlaff o tym nie wiedział. W jego oczach po prostu okazała się tchórzem, osobą bez godności. Osobą, która zmusiła go do czynów wbrew sobie, do morderstwa przyjaciela, która się z nim bawiła, i która wykorzystała jego "dobre uczucia" - miłość, troskę o bliską mu osobę. Dał jej szansę wyjaśnienia - znów go oszukała. Detlaff mógł starać się opanować emocje, ale czasem one brały górę nad rozsądkiem. Myślę, że w ocenia Detlaffa najbardziej pomaga Regis i to jak on to tłumaczy. Deltaff nie zabił Syanny za spóźnienie, ale za manipulacje względem niego i oszukiwanie go.

Jak dla mnie z Detlaffem to trochę jak z bezpańskim, dzikim psem. Przepraszam za porównanie. Jest sobie dziewczynka, widzi pieska. Piesek początkowo na nią szczeka, ucieka przed nią. Dziewczynka go oswaja. Daje mu kiełbaskę, głaszcze go, bawi się z nim. Piesek myśli "o, człowieki, dobre ludzie, karmią, głaszczą". Piesek przestaje bać się ludzi, zaczyna powoli między nich wchodzić. Nagle ta sama dziewczynka zaczyna szczuć pieska na innych ludzi, kazać mu atakować innych. Piesek to robi z przywiązania do swojej pani. Pewnego dnia pani bez słowa go zostawia na pastwę losu. Piesek nie rozumie, dlaczego pani go zostawiła, skoro kiedyś go karmiła, lubiła go, dlaczego szczuła go na innych ludzi. Pies uznaje, że ludzie są źli, bo wykorzystują, kłamią, porzucają i zaczyna atakować znowu.

Takie porównanie, ale o co mi chodzi. Wampir wyższy nawet będąc inteligentną istotą niekoniecznie musiał mięć rozwiniętą sferę emocjonalną w odpowiedni sposób. Poza tym - my mierzymy Detlaffa ludzką miarą. A sam Regis mówi Geraltowi, że nie można go równać do ludzi. Że wampiry mają inne pojęcie moralności, zasad. Dla większości wampirów obce są ludzkie normy postępowania, kryteria ocen, itd. Detlaff jest tak jakby cudzoziemcem na terenie zamieszkałym przez ludzi. To jest tak, jakbyśmy pojechali do jakiegoś obcego kraju, odmiennej kultury, gdzie zachowania tamtejszej społeczności są zupełnie nam nieznane - mentalność, tradycja, normy postępowania.


Właśnie dlatego dał jej trzy dni - żeby on mógł ochłonąć, żeby mogła ochłonąć Syanna. Sam Regis o tym mówił, że Detlaff nie chciał działać pod wpływem emocji. Chciał po prostu spotkać się z nią na spokojnie i wyrównać rachunki.

W przypadku De La Croix - właśnie o tym mówiłam, co napisałeś. Detlaff prawdopodobnie w ogóle nie wiedział: kim są jego ofiary i dlaczego zabija te osoby. Właściwie i szantażyście - czyli Syannie lub pośrednikowi nie byłoby na rękę, aby wampira wtajemniczać w motywy zabójstw, bo mógłby dojść na czym polegał szwindel.

Fakty są takie, że Detlaff dostał list o porwaniu ukochanej kobiety. Miał zabić 5 osób, albo jego ukochana zginie okrutną śmiercią. Nazwiska dostawał od Pucybuta + w jaki sposób dana osoba ma zostać zabita.

Detlaff odciął sobie rękę, którą zabił De La Croix. Na tej samej ręce był sygnet podarowany mu przez Regisa - ten sygnet był pewnego rodzaju symbolem. Być może Regis przez pewien czas wpajał mu nauki swojego mistrza i zaszczepił w nim pewne zasady moralne. Nie wiemy zbytnio na ile Regis ingerował w charakter Detlaffa. Detlaff czuł się winny się śmierci De La Croix, którego polubił. Nie wiemy, jakie uczucia targały nim, gdy zabijał pozostałych.
 
Last edited:
OK - trzy dni na ochłonięcie - zgadzam się w pełni. Choć jak się dało trzy dni na starcie w chwili najcięższych emocji (właśnie moja ukochana dowiedziałem się jak paskudna z Ciebie osoba) a potem się nie umie dać tych pięciu minut (po więcej niż 3-dniowym ochłanianiu) na usprawiedliwienie spóźnienia - no to jakaś niekonsekwencja chyba jest?

No i to ultimatum - pomysł, który "zabił" ten fragment dla mnie. Można było moim zdaniem - bardziej logicznie, bardziej bezwzględnie i nieodparcie, znacznie bardziej dając po garach szarych komórek. Bez uciekania się do zagrywek niegodnych (intelektualnie) takiego gracza jak Detlaff.
Regis chyba wspominał, że ma jakieś nadzieje względem tego gościa. Ten numer z ultimatum to, moim zdaniem, jest także poniżenie dla intuicji i intelektu Regisa.
 
No i nie można (IMO) za daleko posuwać się z "odczłowieczaniem" Detlaffa. No bo niby - taki nieczłowiek i wręcz obcy nasuwa następujące pytania: Jak więc mógł kochać i czuć coś na kształt przyjaźni? Współczuć i robić zabawki dla dzieci? Pójdziesz za daleko w tym kierunku i zbliżymy się do koncepcji "Deus ex machina". A z tym nie da się polemizować. Można tylko użyć argumentów czysto emocjonalnych. Ale wtedy powstaje pytanie: po co? Efekt jest znany - koniec dyskusji i "Na dwóch słońcach Bogi" . Z zachowaniem skali oczywiście:)
 
Wiesz, jeżeli zdecydujesz na poświęcenie Syanny - Regis mówi, że Detlaff w ten sposób wyrównał rachunki. Czy Syanna miała mu coś tłumaczyć? A może Detlaff nie chciał wytłumaczenia, kłamstw. Chciał wiedzieć jedno: czy Syanna go kochała, czy go wykorzystywała. Jeżeli się nim zabawiła - karą miała być jej śmierć.

Wiesz, może być też tak, że w Dun Tynne w trakcie zdemaskowania Syanny Detlaff nie wiedział komu ufać. Niezbyt do niego docierała prawda o ukochanej, o tym że miał jej błędny wizerunek przed oczami.

Tak, Regis wspomniał, że miał nadzieje względem tego gościa, ale powiedział również, że on dopiero zaczął kształtować osobowość Detlaffa. Że Detlaff zniknął (jak się potem okazało dostał "zlecenia" na oprawców Syanny). A to oznacza, że socjalizacja wampira się jeszcze nie zakończyła. Sam Regis wspomina, że Detlaff ma jeszcze sporo cech typowo "zwierzęcych".

Właśnie, kiedy Syanna ucieka, a następnie Detlaff atakuje Geralta - Regis włącza się do walki i chce zabić przyjaciela. Pewnie dociera do niego, że jego wysiłki i nauki spełzły na niczym.
 
Last edited:
Top Bottom