Wiedźmin 3: Krew i wino - recenzje, wrażenia [SPOILERY]

+
Wiesz, jeżeli zdecydujesz na poświęcenie Syanny - Regis mówi, że Detlaff w ten sposób wyrównał rachunki. Czy Syanna miała mu coś tłumaczyć? A może Detlaff nie chciał wytłumaczenia, kłamstw. Chciał wiedzieć jedno: czy Syanna go kochała, czy go wykorzystywała. Jeżeli się nim zabawiła - karą miała być jej śmierć.
To że go wykorzystała było oczywiste już przy pierwszym spotkaniu. Że go nie kochała - moim zdaniem również. Ale z fabuły wynikało, że ważniejsza jest dla Detlaffa lojalność. Coś na kształt instynktu stada. Regis o tym wspominał. W tym kontekście pięć minut na wytłumaczenie - bo JEDNAK przyszła - "No nie dało rady bo Ania Henia dała radę zrobić wszystkim (włącznie z sobą) wbrew" byłoby, w moim odbiorze, jak najbardziej na miejscu.
 
Last edited:
Swiatek, wiem. ale w końcówce z tego co zrozumiałam. Nie chodziło o to, czy Syanna się spóźniła i dlaczego nie przyszła w przeciągu tych trzech dni, tylko o fakt, czy go oszukiwała, manipulowała, uknuła całą intrygę. Z tego powodu zginęła, a nie z powodu spóźnienia.

Natomiast co do pierwszego spotkania. Owszem, że go wykorzystała to było jasne jak słońce, ale dla Geralta i Regisa. Do Detlaffa to dotarło, ale niekoniecznie mógł się w tym pogodzić. Postaw się w jego sytuacji. Zaufał Syannie, dla niej gotów był mordować na zalecenie, on miał przed oczami obraz Rhenny moim zdaniem wyidealizowanej. Takiej, jaką zapamiętał w czasach, kiedy się spotykali. Potem okazuje, że ten obraz był mylny. Geralt i Regis nie byli ze Syanną emocjonalnie związani, a Detlaff był. Pamiętaj, że Geraltowi też ciężko było się pogodzić ze zdradą Yennefer (a raczej rzekomą zdradą). Świadomość, że kobieta, którą kochał ponad wszystko, której powierzył pod opiekę dziecko, które uważał za córkę, okazała zwykłą, sprzedajną (no tu sobie wstaw adekwatne słowo).

Poza tym powiem ci prywatnie, że końcówka również mnie rozczarowała. Zarówno w przypadku Dziekiego Gonu, jak również Krwi i Wina. :p

Przyczepiłabym się, np. do ścieżki Ukrytego. (akurat jej nie wybrałam) Poszłam do Oriany, a następnie do Krainy Tysiąca Baśni. Ale skoro Ukryty był na tyle potężny, że bez trudu spacyfikował Regisa. Mógł przywołać Detlaffa, gdzie i kiedy chciał to nie dałby rady zapanować na stadem niższych wampirów? - to jedna z takich moich uwag. :p
 
Last edited:
Swiatek, wiem. ale w końcówce z tego co zrozumiałam. Nie chodziło o to, czy Syanna się spóźniła i dlaczego nie przyszła w przeciągu tych trzech dni, tylko fakt, czy go oszukiwała, manipulowała, uknuła całą intrygę. Z tego powodu zginęła, a nie z powodu spóźnienia.

Pytanie dlaczego nie za pierwszym razem. Bo to było, moim zdaniem, jasne już wtedy.

Natomiast co do pierwszego spotkania. Owszem, że go wykorzystała to było jasne jak słońce, ale dla Geralta i Regisa. Do Detlaffa to dotarło, ale niekoniecznie mógł się w tym pogodzić. Postaw się w jego sytuacji. Zaufał Syannie, dla niej gotów był mordować na zalecenie, on miał przed oczami obraz Rhenny moim zdaniem wyidealizowanej. Takiej, jaką zapamiętał w czasach, kiedy się spotykali. Potem okazuje, że ten obraz był mylny. Geralt i Regis nie byli ze Syanną emocjonalnie związani, a Detlaff był.

Przy dużej dozie dobrej woli, mój zasadniczo inżynierski umysł byłby w stanie to zrozumieć.
Jednak tego infantylnego numeru z ultimatum, a w szczególności z jego finalną realizacją - nie da rady. Bo przecież to nie trzyma bazy.
Albo zabijam babę od razu:). Albo dałem radę ochłonąć i działam racjonalnie. Ale nie jestem w stanie działać tak, że metodycznie i z premedytacją tłukę dzieci sąsiada w zemście za to, że żona mnie zdradziła. Na potrzeby tej dyskusji załóżmy, że nie z TYM sąsiadem:) .
Może to dlatego, że jestem facetem. Faceci o takiej dozie samczej esencji jak Detlaff, którzy myślą i czują tak jak to Ty przedstawiłaś, istnieją nieomal jedynie w wyobraźni kobiet. A jeżeli istnieją w realu to wykorzystywane są (dla mnie to naprawdę smutne i tutaj nie kpię) kobiety. Tak jak Detlaff to nawet Edward :), ten z sagi "Zmierzch" nie dałby rady :)


Resztę bym dał radę, przy odrobinie wysiłku, kupić. A tak to wygląda, że potrzebny był pretekst do (IMO) zupełnie niepotrzebnej jazdy po spalonym mieście.
 
Last edited:
Swiatek, bo poniekąd był potrzebny. Trzeba było krwiście i dramatycznie zakończyć sagę. Wiesz, dla mnie w Krwi i Wino też się pojawiło kilka nielogiczności.

Można od biedy jeszcze uznać, że "ultimatum" było też skierowane w stronę Wiedźmina i Regisa. Na zasadzie: Syanna, albo będzie miała odwagę i skonfrontuje się z wampirem, albo zwieje przed odpowiedzialnością za swoje czyny. A gdyby chciała zwiać, albo gdyby Wiedźmin z Regisem próbowali ją gdzieś ukryć przed Detlaffem. W końcu Geralt działał na zlecenie Anny Henrietty, siostry Syanny, która nakazała Wiedźminowi ochronę kobiety. Więc na wypadek, gdybyście coś kombinowali - zniszczę miasto, jeżeli się nie stawi.

Poza tym: rozwiązanie z Ukrytym średnio mi przypadło do gustu. Jak już pisałam. Zdziwiło mnie, że Regis z Geraltem poszli do Ukrytego (jeżeli taką opcję wybierzemy), aby przywołał Detlaffa. Skoro Ukryty miał taką moc, to czy nie prościej byłoby go prosić o "wycofanie" armii niższych wampirów atakujących miasto?

Edit.

Mogę się zgodzić z Tobą odnośnie tego, że zachowanie Detlaffa było infantylne, że było być zagraniem poniżej poziomu, ale nie zgodzę, że było nielogiczne. Było po prostu zabezpieczeniem dla wampira. Nawet gdyby Syanna miała w nosie los mieszkańców Toussaint, to nie mieli w nosie Regis i Geralt.

Nie, nie chciał zabić zabić Syanny w Dun Tynne, bo nie chciał działać pod wpływem emocji. Nie był pewien komu ma wierzyć. Poczekał trzy dni. Mógł w tym czasie podjąć decyzję bardzo prostą: jeżeli go kocha i go nie oszukiwała - oszczędzi ją, jeżeli go nie kochała i oszukiwała - zabije. Piszesz, że to się stało oczywiste już w Dun Tynne - jaki cel miała Syanna. Dla Regisa i Geralta - tak, dla Detlaffa - niekoniecznie.

Edit 2.

Mówisz o nielogiczności zachowania Detlaffa. A dla mnie bardziej nielogiczny był ruch z Ukrytym. Regis i Geralt ryzykowali życiem idąc do niego, aby sprowadził wampira po ataku na Beauclair. A czy nie prościej byłoby poprosić Ukrytego o odesłanie niższych wampirów i odstąpienie od miasta? Argumenty mogły być podobne do tych, których Geralt używa, aby zawrzeć sojusz z Ukrytym.
 
Last edited:
Swiatek;n6633062 said:
Jednak tego infantylnego numeru z ultimatum, a w szczególności z jego finalną realizacją - nie da rady. Bo przecież to nie trzyma bazy.
Albo zabijam babę od razu:). Albo dałem radę ochłonąć i działam racjonalnie. Ale nie jestem w stanie działać tak, że metodycznie i z premedytacją tłukę dzieci sąsiada w zemście za to, że żona mnie zdradziła. Na potrzeby tej dyskusji załóżmy, że nie z TYM sąsiadem:) .
Może to dlatego, że jestem facetem. Faceci o takiej dozie samczej esencji jak Detlaff, którzy myślą i czują tak jak to Ty przedstawiłaś, istnieją nieomal jedynie w wyobraźni kobiet. A jeżeli istnieją w realu to wykorzystywane są (dla mnie to naprawdę smutne i tutaj nie kpię) kobiety. Tak jak Detlaff to nawet Edward :), ten z sagi "Zmierzch" nie dałby rady :)

Odgrzewam stary temat, ale nie mogłam się powstrzymać ;) Przeglądnęłam cały wątek. Dotarło do mnie, że ten numer z ultimatum wcale nie musiał być tak głupi jakby się na początku mogło wydawać. Padło tutaj stwierdzenie, że Dettlaff reaguje na zasadzie lusterka. I ja się z tym zgadzam. Wampir bardzo inteligentny, ale nie rozumiejący ludzkiego świata i nie mający zasad moralnych, no może z wyjątkiem tych zaczątków wpojonych mu przez Regisa ;), szybko uczy się od ludzi np. tego czym jest szantaż. Jego ukochana w liście od szantażystów pisze, że ma 3 dni, żeby dokonać 5 zabójstw, inaczej straszna krzywda spotka osobę, którą najbardziej kochasz. Ok, najwidoczniej u ludzi to normalne. Kiedy Dettlaff uświadamia sobie, ze został wrobiony, stawia ukochanej takie same ultimatum. Masz 3 dni, przyjdziesz do Tesham Mutna i wytłumaczysz wszystko. Jak nie zniszczę to co najbardziej kochasz - Beauclair. Syanna nie kochała może wampira, ale to miasto już tak, a on bardzo szybko się w tym połapał. Ten misterny plan związany z przejęciem władzy, odzyskaniem cennych dla niej przedmiotów o tym świadczy. Wątpię, żeby zadała sobie tyle trudu, tylko po to, żeby się mścić. Jej reakcja też była natychmiastowa, pójdę do niego. Lubię taki pokrętny sposób myślenia, tak jak podobał mi się sposób myślenia Pana Lusterko ;)

Tak sobie myślę, że ze Syanny to kiepski materiał na Bellę jest ;) Jest zbyt inteligentna i cwana. Szkoda trochę, gdyby była bardziej prostolinijna i poczciwa, może nie spotkałby jej taki los. Tak jak z Dettlaffa jest żaden Edward, ale jego sposób odbierania rzeczywistości jest bardzo ciekawy ;)

W tym momencie wkracza też Anna Henrietta, która postanawia murem stanąć za siostrą i ochronić ją przed wszystkim. W sumie robi dokładnie to, co ktoś powinien zrobić, kiedy Syanna była dzieckiem, ale wtedy takiej osoby zabrakło. Ale, nawet Syanna stwierdziła, że lepiej późno niż wcale ;)


 
Last edited:
daria.aradora;n7899290 said:
Odgrzewam stary temat, ale nie mogłam się powstrzymać

Odgrzewaj, odgrzewaj. :D Dobrze, że się dyskusja rozwinie. :)

daria.aradora;n7899290 said:
ego ukochana w liście od szantażystów pisze, że ma 3 dni, żeby dokonać 5 zabójstw, inaczej straszna krzywda spotka osobę, którą najbardziej kochasz. Ok, najwidoczniej u ludzi to normalne. Kiedy Dettlaff uświadamia sobie, ze został wrobiony, stawia ukochanej takie same ultimatum. Masz 3 dni, przyjdziesz do Tesham Mutna i wytłumaczysz wszystko. Jak nie zniszczę to co najbardziej kochasz - Beauclair.

Polemizowałabym czy Syanna tak kochała Beauclair. Ona przede wszystkim kierowała się chęcią zemsty na osobach, które w przeszłości wyrządziły jej krzywdę lub odwróciły się od niej w kluczowym momencie, a że wykorzystała do tego zakochanego w niej wampira, to inna sprawa. Czy kochała Detlaffa? Moim zdaniem: nie. Była w nim do pewnego momentu zafascynowana, a potem użyła go jako narzędzie do wykonania swojego planu. Detlaff bardziej zadziałał emocjonalnie, nie chciał postąpić pochopnie w tamtej chwili, ale z drugiej stronie wolał mieć zabezpieczenie na wypadek, gdyby Syanna nie pojawiła się na umówionym miejscu. Ponieważ Anna Henrietta ją uwięziła - Detlaff dotrzymał słowa i doprowadził do rzezi miasta, aby pokazać, że to nie jest groźba rzucona na wiatr. Natomiast to antidotum było też zmuszeniem Geralta i Regisa do dopilnowania sprawy ze Syanną, a raczej tego, że nie będzie próbowała kombinować i uciec. Nawet jeżeli ona spróbuje, to Geralt i Regis ją przymuszą do spotkania widząc, że giną niewinne osoby z rąk wampirów.

Takie jest moje odczucie w sprawie Detlaffa i jego szantażu. :D
 
Dark_Hekate;n8159840 said:
Odgrzewaj, odgrzewaj.
Sama teraz odgrzewasz xD

Co do Syanny, ona prędzej kwestię objęcia władzy traktowała jako rzecz "przy okazji". Przecież wszystkie 5 osób z listów to były osoby, które wcześniej ją w jakiś sposób skrzywdziły. Ostatnią była Anna, chyba ostatnia z dynastii, więc po jej śmierci byłoby zwołanie rodów szlacheckich i elekcja nowego księcia. Tylko że jest sobie jej siostrzyczka, która nie została wydziedziczona, o ile dobrze pamiętam, ale nawet jeżeli zostałaby, i efektem czego straciłaby roszczenie, to jednak krew jest i zawsze mogła sobie grupkę zebrać osób, które poprą ją poprzez rodowód. No, i że roszczenie legalne nadal miała, to se pomyślała, że upiecze dwie pieczenie i sobie przy okazji zamieszka w pałacu, będzie księżną, koniec z bidą itd.
 
kubolmem;n8160660 said:
Sama teraz odgrzewasz xD

I dobrze. XD

kubolmem;n8160660 said:
Co do Syanny, ona prędzej kwestię objęcia władzy traktowała jako rzecz "przy okazji".

Tu się zgodzę, bo w pierwszej kolejności chciała się zemścić.

Można dyskutować postawę Anny Henrietty. Chociaż na jej miejscu widząc, co się dzieje kazałabym siostrze iść na spotkanie z wampirem, tym bardziej, gdyby się okazało, że to Syanna stała za tym rozgardiaszem i była winna. A że była winna: były dowody, pośrednie dowody miała też Anna (kradzież wina, rodowy kamień). Rozumiem siostrzane uczucia, ale jednak Anna jest monarchą, a nie prywatną osobą, była odpowiedzialna za życie swoich poddanych. Poświęcić własne księstwo, w zamian za bezpieczeństwo jednej osoby, która jeszcze doprowadziła do tej rzezi swoim postępowaniem?

Zwłaszcza, że jak wiemy, Anna szukała Syanny. Przecież Syanna mogła wrócić do księstwa po objęciu tronu przez Annę. Młodsza siostra na pewno wyciągnęłaby konsekwencje w stosunku do tych rycerzy. :/

Syanna wybrała drogę zimnej manipulacji i wciągnęła w to osobę, która ją kochała i jej ufała, i wykorzystała jako narzędzie.

A podchodząc bardziej praktycznie:
Zniszczenia, które niosły za sobą ataki wampirów prowadziłyby do znacznego zubożenia samego księstwa, którego lwią część dochodów stanowiły zyski z handlu winami. Zniszczone magazyny, winnice. Anna musiałaby przeznaczyć olbrzymie środki na naprawdę winnic, a także odbudować pozycję Toussaint na rynku. Ceny win z Toussaint poszłyby w górę, albo ich jakość przez jakiś czas by spadła. A że gospodarka nie lubi pustki: zaraz jakieś inne państwo wykorzystałoby sprawę i wskoczyło na miejsce Toussaint.

Yennefer za wszelką cenę starała się ratować Ciri, którą traktowała jak córkę - nie patrząc na koszty, ale Yennefer to osoba prywatna, ją nie musi obchodzić dobro jakiegoś państwa, Wysp, itd. Anna to już inny kaliber: jest księżną, politykiem, na niej ciąży polityczna odpowiedzialność za losy Toussaint.
 
Last edited:
Dark_Hekate;n8162600 said:
Można dyskutować postawę Anny Henrietty.
Moim zdaniem jest ona osobą ewidentnie nie pasującą na swoje miejsce, żyjąca wręcz w innym świecie. Halo, przedłożyła interes własny (w tym wypadku własnej rodziny) nad interes państwa, co było opłakane w skutkach - moim zdaniem jest to wystarczający powód by ją zwyczajnie obalić. A że księstwo samo w sobie oderwane od świata, to inna sprawa. Ale patrząc "zdroworozsądkowo", to skrewiła na całej linii. Ale dlaczego zachowała się tak a nie inaczej? Pewnie od dziecka trzyma w sobie to poczucie winy, dręczyła się myślą, że mogła zareagować, a co wtedy by było - może i by to nic nie dało, ale nie wiadomo, bo do tego nie doszło itd. I w końcu, kiedy ma okazję wszystko naprawić, to ona rzuciłaby, i to zrobiła, wszystko, byleby Sylwia wróciła itd., itd. Anna zasługuje na zrozumienie, ale nie na usprawiedliwienie. Z mojego punktu widzenia, które jest przede wszystkimi takim "politycznym" (w sensie, że patrze na sprawę z perspektywy interesu państwa) w wypadkach takich, jak to, Anna absolutnie nie nadaje się na stanowisko, które pełni. Jej motywacje są jasne, trudno im zaprzeczyć, ale to nie zmienia faktu, że popełniła przez to wielki błąd, może pierwszy, ale prawdopodobnie nie ostatni. Ale że wszyscy tam te jabole łoją, promile krążą, to i nic dziwnego, że społeczeństwo nic z tym nie robi a samej Annie ew. rąbną pomnik, kiedy ta zginie m.in. z własnej głupoty i naiwności.
 
Witam

Cieszę się, że zostałem zaproszony do tego wątku.

Bardzo podoba mi się toczona tutaj wymiana zdań, wypowiadające się osoby ujawniają wysoko rozwinięty zmysł literacki, konkluzje są nierzadko zaskakujące.

W swojej "recenzji" chciałbym jednak zwrócić uwagę na odmienny aspekt sprawy.

Krew i Wino, podobnie jak cały Dziki Gon, jest wytworem rozwiniętej sztuki i wiedzy tworzenia gier komputerowych. Założeniem jest z jednej strony skorzystanie z nagromadzonego już doświadczenia, z drugiej wprowadzenie innowacji, które uczynią produkt, czy mówiąc ładniej, dzieło, atrakcyjnym dla użytkownika.

Próba rozjaśnienia niekonsekwencji i niejasności zdających się występować w fabule, jest cudowną rozrywką intelektualną i dobrze świadczy o sprawności umysłowej rozpisujących się na forum.

Pozwolę sobie jednak zauważyć, że te niezgodności są jednak zbudowane na pewnej jednej logicznej przyczynie. Myślę, że celem twórców gry nie było stworzenie wysokiej jakości spójnej warstwy literackiej, a bardziej odpowiedzenie na potrzeby graczy o rozmaitych profilach psychologicznych.

Założeniem głównych zadań jest przeciwdziałanie monotonii ciągłej walki, wędrówki i zbieractwa, dostarczenie, poprzez zalety literackiej i kryminalne łamigłówki, bardziej intelektualnej podniety. Mnogość i długość animacji w których tracimy możliwość sterowania ruchem postaci, mamy natomiast okazję dokonywania wyborów dialogowych niosących za sobą daleko idące konsekwencje, pozwala nam skupić się na plastycznych i reżyserskich walorach dzieła. Dialogi bywają zabawne lub po prostu interesujące, ustawienie kamery pośród trójwymiarowych modeli prosi się o nagrodę za montaż, mamy okazję podziwiać detale, których zazwyczaj nie widać, ciekawe perspektywy optyczne, dobrze wyreżyserowaną mimikę i gestykulację postaci.

W zadaniach głównych autorzy porywają gracza, odbierają mu wolność decydowania dokąd idzie i co robi. Rzucamy się w wir wydarzeń w czasie których konieczność narzuca nam zmieniającą się scenerię. Nieśpieszna podróż do Toussaint przeradza się w walkę z wiatrakami, ta przechodzi w poszukiwanie zwłok ofiary Bestii, po czym nie sposób uniknąć rychłego starcia ze sprawczynią masakry w opuszczonej winnicy, po której następuje nietuzinkowa sekcja zwłok. A to dopiero pierwszy etap i pierwszy postój w tym wyścigu, od którego czasem ciężko się oderwać tak często i na tak długo, jak by się chciało.

Powyższy post jest ogólnym wstępem do przemyśleń, którymi chciałem się podzielić. Będzie mi miło, jeśli to wystarczy, aby wywołać odpowiedź. W każdym razie swoją recenzję zamierzam rozwinąć później w następnym poście.

Pozdrawiam
Kacper
 
Awionika10;n8170430 said:
mamy natomiast okazję dokonywania wyborów dialogowych niosących za sobą daleko idące konsekwencje
Nie przesadzałbym, w KiW tak na prawdę nie ma wiele takich sytuacji - jeżeli chodzi o dialogi, to w sumie tylko kwestia wstążki jest bardzo istotna. W turnieju dodatkowo, zależnie od tego jak się przedstawimy, bijemy się z jednym albo drugim ziomkiem. Ale tak właściwie to chyba tyle. Znaczy też wiadomo, nie oczekuję nie wiadomo czego od bądź co bądź dodatku, tylko twoje stwierdzenie może być jednak lekką przesadą ze względu na brak doprecyzowania - być są, ale to, że jest ich mało to kwestia, której pominąć się nie powinno.
 
Awionika10;n8170430 said:
Witam

Powyższy post jest ogólnym wstępem do przemyśleń, którymi chciałem się podzielić. Będzie mi miło, jeśli to wystarczy, aby wywołać odpowiedź. W każdym razie swoją recenzję zamierzam rozwinąć później w następnym poście.

Pozdrawiam
Kacper


Chętnie usłyszałabym takiej wypowiedzi. Odnośnie Twojego nawiązania do psychologii. Cóż, całe uniwersum Sapkowskiego zostało zmontowane w ten sposób, że podejmując jakąś decyzję musisz się liczyć ze skutkami ubocznymi. Tak jest przez cały czas. Mamy bardzo zadań, które kończą się "happy endem". W przypadku "Krwi i Wina" nie jest inaczej. Tym bardziej, że w tej sprawie nie ma osoby "niewinnej": Detlaff jest winien rzezi na mieszkańcach stolicy, Syanna szeroko zakrojonymi manipulacjami. Do tego dochodzi zachowanie Anny Henrietty:


kubolmem;n8163130 said:
Anna zasługuje na zrozumienie, ale nie na usprawiedliwienie. Z mojego punktu widzenia, które jest przede wszystkimi takim "politycznym" (w sensie, że patrze na sprawę z perspektywy interesu państwa) w wypadkach takich, jak to, Anna absolutnie nie nadaje się na stanowisko, które pełni.

Całkowicie rozumiem jej zachowanie i motywy jakimi się kierowała. Ale Anna to osoba stojąca na czele księstwa. To w pierwszej kolejności polityki. Jest osobą publiczną. Odchodząc od wizerunku z książek, w grze "Krew i Wino" wydaje się być osobą dość rozsądną. Nie chce zgodzić się na pomysły wysłania żołnierzy na niebezpieczeństwo, jeżeli istnieje łagodniejsza forma rozwiązania konfliktu. Czyli na jej poddanych jej zależało i wojsku.

kubolmem;n8163130 said:
, ale to nie zmienia faktu, że popełniła przez to wielki błąd, może pierwszy, ale prawdopodobnie nie ostatni. Ale że wszyscy tam te jabole łoją, promile krążą, to i nic dziwnego, że społeczeństwo nic z tym nie robi a samej Annie ew. rąbną pomnik, kiedy ta zginie m.in. z własnej głupoty i naiwności.

Ale jednak Toussaint jako księstwo funkcjonuje stosunkowo sprawnie. Nie ma jakiejś wielkiej biedy, jak np. mamy w Velen. Eleganckie domy, zadbane kamieniczki. Do tego rozwija się kultura, widać, że gospodarka też dość prężnie działa. Czyli jednak to państwo dość dobrze było zarządzane, a jaki z tego wniosek?

- albo Anna taka zupełnie oderwana od rzeczywistości nie była, i mimo infantylności miała głowę na karku
- albo miała wokół siebie ludzi, którzy byli nie dość, że bardzo lojalni to jeszcze umieli odpowiednio państwem zarządzać.
- albo mieszkańcy, mimo krążących promili i łojenia jaboli na każdym kroku, umieli tak zarządzać swoimi dobrami, że i na dobrą sprawę im żadna księżna nie była potrzebna. Chyba tylko do posiadania formalnie jakiegoś dowódcy.
 
Dark_Hekate;n8170880 said:
Czyli jednak to państwo dość dobrze było zarządzane, a jaki z tego wniosek?
Tak to jest, kiedy jakieś państwo jest w jakichś 95% otoczone górami i ma tylko dwie bramy geograficzne na północ i południe. Tam wojna sobie szaleje, a że tutaj ciężko wojska przerzucić, to idą obok. Moim zdaniem po delikatnej części swoje to też robi, bo jest to swego rodzaju izolacja, mimo wszystko. Ogólnie to jestem skłonny do drugiej przytoczonej przez ciebie wersji.
 
kubolmem;n8170950 said:
Tak to jest, kiedy jakieś państwo jest w jakichś 95% otoczone górami i ma tylko dwie bramy geograficzne na północ i południe. Tam wojna sobie szaleje, a że tutaj ciężko wojska przerzucić, to idą obok. Moim zdaniem po delikatnej części swoje to też robi, bo jest to swego rodzaju izolacja, mimo wszystko. Ogólnie to jestem skłonny do drugiej przytoczonej przez ciebie wersji.

Położenie geograficzne jest ważne, a ważne są też zasoby. Jak Cesarstwo walczy z Redanią (powiedzmy, że mamy stan wojny), to są potrzebne pieniądze. Skoro Novigrad był łakomym kąskiem, to Toussaint również, bo ludność zamożna, są pieniądze, są dobra kultury, które można sprzedać. Novigradem rządził półświatek, ale w Toussaint mamy żołnierzy, regularną armię, ale jednak mocno "zasiedziałą" i mniej liczną. Łatwo się można połakomić, pomimo problemu geograficznego. Jak to się mówi: PINIĄDZ.
 
Dark_Hekate;n8170880 said:
Chętnie usłyszałabym takiej wypowiedzi. Odnośnie Twojego nawiązania do psychologii. Cóż, całe uniwersum Sapkowskiego zostało zmontowane w ten sposób, że podejmując jakąś decyzję musisz się liczyć ze skutkami ubocznymi. Tak jest przez cały czas. Mamy bardzo zadań, które kończą się "happy endem". W przypadku "Krwi i Wina" nie jest inaczej. Tym bardziej, że w tej sprawie nie ma osoby "niewinnej": Detlaff jest winien rzezi na mieszkańcach stolicy, Syanna szeroko zakrojonymi manipulacjami. Do tego dochodzi zachowanie Anny Henrietty:

Trafna uwaga :) Ten brak happy endu, liczne odcienie moralnej szarości, wiernie nawiązują do filozofii Sapkowskiego. To jego "mniejsze zło", czy to, że jak kiedyś wspomniałaś Hekate, każda postać, z Geraltem włącznie, posiada swoją mroczną stronę. Myślę, że pisarz mógł oprzeć swe historie na takim fundamencie nie tyle z osobistych pobudek, co raczej z artystycznych i rynkowych. Czarno-białe historie, jak Wilk i Zając, czy Dirty Dancing, już się większości z nas przejadły. Ja osobiście lubię czasem do takich klimatów jak we Władcy Pierścieni wracać, przeplatając je z nowoczesnymi i bardziej skomplikowanymi etycznie dylematami. Na tę zachciankę twórcy gry też czasem odpowiadają. Akurat nie przychodzi mi do głowy przykład z Kiw, ale pod Novigradem mamy zadanie Drób w Opałach, w którym po prostu znajdujemy dzieciom uchodźców, którzy stracili rodziców w obcym kraju, opiekę ze strony staruszki, której osłoda samotnego wdowiego życia też się przyda. To prosta, budująca i nie budząca wątpliwości historia, choć oczywiście Geralt ma opcję zaburzenia tego nie wykonując w pełni zadania.

Nie ma zazwyczaj wyboru między dobrem a złem. Jednak decyzje nie są bez znaczenia, służą ważnemu celowi. To one poszerzają zakres profili psychologicznych gracza, który jest klientem, kupcem, widzem i odbiorcą gry. Na pewno ma tu znaczenie rynek i zarobek, gra lepiej się sprzedaje. Myślę jednak, że chodzi o coś jeszcze. Nie można tego powiedzieć o każdej grze komputerowej, ale akurat Dziki Gon jest ewolucyjnym następcą opery. Chodzi o łączenie różnych dziedzin sztuki i nauki, a także o rozwój maestrii w igraniu z postawą odbiorcy, tym jak bardzo identyfikuje się z bohaterem, czy może idolem. Dzięki temu mamy więcej ludzi, którzy nagrywają się bądź fotografują, przebrani za Geralta lub Ciri. Czasem wybory mają też bardziej wymierne znaczenie. Zależy od nich ile zdobędziemy doświadczenia, złota, precjozów, czy unikniemy walki, którego spotkamy przeciwnika albo czy zyskamy sojusznika.

Proszę wybaczyć, znowu ugrzązłem w ogólnikach. Na konkrety zaczerpnięte prosto z KiW przyjdzie jeszcze pora, nigdzie się nie śpieszy, mamy czas.
 
Awionika10;n8178730 said:
Czarno-białe historie, jak Wilk i Zając, czy Dirty Dancing, już się większości z nas przejadły. Ja osobiście lubię czasem do takich klimatów jak we Władcy Pierścieni wracać, przeplatając je z nowoczesnymi i bardziej skomplikowanymi etycznie dylematami.

Pamiętaj, że świat "Wiedźmina" jest mocno osadzony w polityce i polityka jest też determinantem wielu wydarzeń w życiu głównych bohaterów.

Gdyby Geralt zabił Jeża z Erlenwaldu (albo pozwolił go zabić) nie doszłoby do rzezi w Cintrze, gdyby nie doszło do rzezi w Cintrze, być może Ciri nigdy nie trafiłaby do Geralta tylko zasiadałaby na tronie Cintry.
Gdyby nie starcia na linii Królestwa Północy/Nilfgaard nie doszłoby do rzezi na Thanned przez co być może inaczej potoczyłyby się losy Ciri. Chociaż podejrzewam, że Vilgefortz porwałby Ciri zanim jeszcze dziewczynka zaczęłaby naukę w Aretuzie, zaraz po wyjeździe z Wyspy Yennefer i Geralta. Ale no właśnie: inaczej by się to potoczyło.

Toussaint to również polityka. Może nie jest to jakaś globalna polityka, ale jednak jest to księstwo i to dosyć zamożne księstwo. A wokół szaleje wojna. Mało tego mamy dylemat: Anna ratująca Syannę, która jest zleceniodawcą Geralta oraz osobą zaprzyjaźnioną z nim, a wampir Regis: przyjaciel Geralta, osoba, która kiedyś bardzo poświęciła się dla Wiedźmina. Detlaff dla Geralta mógł niewiele znaczyć, ale Regis to już inna para butów.

Sama kierowałam się przede wszystkim postacią Regisa w swoim wyborze: uznałam, że wampir poświęcił się już raz, nie musiał tego zrobić, ale zrobił, bo uważał, że Geralt jest jego przyjacielem. Nie chciałam, żeby musiał poświęcać po raz drugi.

A poza tym: Syanna to jest jednak osoba wciąż niebezpieczna. Nawet jeżeli pogodzi się z siostrą to jaką mamy gwarancję, że za dwa lata znów jej coś "nie odbije" i nie spróbuje znów manipulować?

Patrząc również z perspektywy nastrojów w królestwie. Poddani księżnej to Syannę winili za całe nieszczęście, które spadło na Toussaint (i jasny gwint: mieli rację). Nie wiem, czy dobrze zostałoby odebrane, gdyby teraz Syanna była na dworze księżnej przyjmowana z honorami, albo Anna chciałaby uczynić z niej współrządzącą.

Poza tym: otoczenie opieką osoby winnej rzezi mieszkańców i zniszczenia stolicy dałoby opozycji bardzo silną kartę "propagandową" przeciwko Annie. Tak, wiem, wszyscy Annę kochali i w ogóle, ale nie wierzę, że zupełnie wszyscy. Zwłaszcza, że z relacji w ogrodach pałacowych wynika, że część podległego jej rycerstwa ulegała stopniowej "degradacji", a Anna zaczyna kupczyć urzędami w zamian za pewną lojalność. No i kolejny argument przeciwko księżnej.

Awionika10;n8178730 said:
już się większości z nas przejadły.

A ja nie patrzę na to pod kątem przejedzenia. Dla mnie świat wykreowany na zasadzie: czarno - biały jest po prostu mocno wyidealizowany i nierealny. Każdy człowiek ma wady i zalety, a to że ktoś się ładnie uśmiecha i jest miły 24 godziny na dobę nie oznacza, że nie wbije nam noża w plecy, kiedy się odwrócimy.

Dla mnie nawet Eredin nie jest zły. Krogulec w gruncie rzeczy chciał ratować własny lud przed zagładą ze strony Białego Zimna (z perspektywy Aen Elle mógł być uważany za bohatera) i skolonizować świat zamieszkały przez głównych bohaterów. A Avallac'h wcale nie był dobrym wujkiem. Mógł specjalnie "demonizować" Eredina, aby napuścić na niego Wiedźmina i spółkę. Zresztą sam Eredin o tym mówił. Nie mówię, że nie było zagrożenia ze strony Dzikiego Gonu, bo było, ale jednak: czy mamy jakąś większą konfrontację z Eredinem? Nie. O Eredinie w gruncie rzeczy wiemy to, co mówi nam Avallac'h. Nawet słowa Ciri są w pewien sposób przetrawioną wersją nauk Elfiego Wiedzącego.

Dlatego też nie podoba mi się, że ludzie na siłę chcą robić takie opozycje: dobry Geralt - zły Eredin, dobra Triss - zła Yennefer, dobry Regis - zły Detlaff, itd. To jest niesprawiedliwa ocena postaci, moim zdaniem.

W "Krwi i Wino" nie mamy też konfrontacji tak naprawdę z Detlaffem. Wiemy o nim tyle, co mówi nam Regis. A Regis też miał emocjonalny stosunek do wampira. Na balu u Orianny nie można zbyt swobodnie mówić ze względu na obecność księżnej. Detlaff w dużej zostaje wstawiony jako ten "antagonista", na podobnej zasadzie jak Eredin w "Dzikim Gonie". Tylko Regis nas odciąga od wampira, a Avallac'h przyciąga do Króla Gonu.

Moim zdaniem najlepiej została sytuacja poprowadzona w "Sercach z Kamienia", bo tam mamy mało postaci i możemy poznać zarówno Pana Lusterko, jak również Olgierda von Everec. Mamy możliwość zajrzenia do przeszłości Olgierda. Mamy "zeznania" Witolda o bracie, własne doświadczenia z Olgierdem, mamy konfrontację z Gaunterem: możemy wybierać, czy chcemy ostatecznie pomóc szlachcicowi, czy jednak wygra Pan Lusterko. Ale właśnie mamy konfrontację: dostajemy relację z różnych stron, ale również od samych zainteresowanych. W przypadku Dzikiego Gonu, czy Krwi i Wino już tak nie jest.

W książkach też Vilgefortz jest skonfrontowany z czytelnikiem. Geralt i Yennefer w sadze to rodzicie szukający swojej córki, a nie zbawcy świata. Vilgefortz to nie jest "programowo zły badass" tylko facet, który ma swoje cele, ideały, plany na przyszłość. Swoją przeszłość, motywacje, a że Ciri mu posłuży do realizacji tych celów, więcchciał ją dopaść. Geralt z Yennefer walczyli przeciwko czarodziejowi, bo im stanął na drodze i zagrażał bezpieczeństwu Ciri, a nie dlatego, że mieli jakąś większą misję. Oglądałeś może film "Prawo Ojca" z Markiem Kondratem? Bardzo podobny motyw.
 
Last edited:
Droga Hekate, publikujesz tak wiele uwag, do których chciałbym się donieść, w tak krótkim czasie, że nie nadążam, i muszę wybierać. Podzielę Twój ostatni post wg trzech głównych kampanii gry o których wspomniałaś. Dzięki temu odpowiem na trzy kwestie, choć mogłoby ich być więcej.

Dziki Gon:

Dark_Hekate;n8179050 said:
Dla mnie nawet Eredin nie jest zły. Krogulec w gruncie rzeczy chciał ratować własny lud przed zagładą ze strony Białego Zimna (z perspektywy Aen Elle mógł być uważany za bohatera) i skolonizować świat zamieszkały przez głównych bohaterów. A Avallac'h wcale nie był dobrym wujkiem. Mógł specjalnie "demonizować" Eredina, aby napuścić na niego Wiedźmina i spółkę. Zresztą sam Eredin o tym mówił. Nie mówię, że nie było zagrożenia ze strony Dzikiego Gonu, bo było, ale jednak: czy mamy jakąś większą konfrontację z Eredinem? Nie. O Eredinie w gruncie rzeczy wiemy to, co mówi nam Avallac'h. Nawet słowa Ciri są w pewien sposób przetrawioną wersją nauk Elfiego Wiedzącego.

Szczery REDpoint za podanie trudnych do uchwycenia spostrzeżeń o Eredinie. Teraz w pełni się z Tobą zgadzam, że Król Gonu mógł prowadzić politykę konieczną dla oddalenia wymarcia swojego ludu, choć w trakcie gry wcale o tym nie pomyślałem. Kiedy umierając mówił Geraltowi, że Avallac'h napuścił ich na siebie nawzajem, podejrzewałem raczej, że nawet w ostatniej chwili chce igrać z psychiką Geralta. Mówiąc, że Avallac'h sam zabrał Ciri, mógł chcieć po prostu uderzyć Wiedźmina w najczulszy punkt, może z nadzieją, że ten stanie się narzędziem pośmiertnej zemsty na Wiedzącym.
Cirilla wspomniała Geraltowi, to było chyba pod Ard Cerbin, że Eredin chce ją wykorzystać do przerzucenia armii pomiędzy światami i nie obchodzi go, czy to Jej nie zabije. A jeśli to było tylko kłamstwo, którym Avallac'h zatruwał jej umysł? Co wiemy o Avallac'hu? Doprowadza do tego, że Jaskółka używa swojej mocy aby ustrzec Światy przed Białym Zimnem. Niby punkt dla niego. W mojej rozgrywce tak się nie zdarzyło, ale podobno jest możliwość, że Ciri przypłaca to życiem. Może więc tak naprawdę to Avallac'h wykorzystuje Ciri i to jemu jest obojętne, czy ona to przeżyje. Typowa zagrywka manipulatora, oskarżyć przeciwnika o własne machlojki. Ponadto, skąd mamy wiedzieć, czy Eredin tak naprawdę, zamiast podbijać Świat Aen Seidhe nie chciał zrobić tego samego co ostatecznie zrobił Wiedzący? Być może chodzi o jakiś nie całkiem ujawniony spór pomiędzy oba elfami, mają jakieś zaszłości, albo Avallac'h odsuwając Eredina od władzy umacnia swoją pozycję, może nawet ma nawet perspektywy i aspiracje do objęcia tronu?

Krew i Wino:

Dark_Hekate;n8179050 said:
Toussaint to również polityka. Może nie jest to jakaś globalna polityka, ale jednak jest to księstwo i to dosyć zamożne księstwo. A wokół szaleje wojna. Mało tego mamy dylemat: Anna ratująca Syannę, która jest zleceniodawcą Geralta oraz osobą zaprzyjaźnioną z nim, a wampir Regis: przyjaciel Geralta, osoba, która kiedyś bardzo poświęciła się dla Wiedźmina. Detlaff dla Geralta mógł niewiele znaczyć, ale Regis to już inna para butów. Sama kierowałam się przede wszystkim postacią Regisa w swoim wyborze: uznałam, że wampir poświęcił się już raz, nie musiał tego zrobić, ale zrobił, bo uważał, że Geralt jest jego przyjacielem. Nie chciałam, żeby musiał poświęcać po raz drugi.

Przeszukując Beauclair natrafiłem na pamflety, rozsyłane zapewne przez Syannę. Nie potrafię już zacytować ich treści, dotyczyły jednak nakręcanej przez nią propagandy, że pojawienie się Bestii jest karą bogów za upadek obyczajów i utratę Pięciu Cnót. Widzę tu analogię do średniowiecznej Europy. Wymiana dynastii wiązała się kiedyś z rozpowszechnianiem religijnych przepowiedni, władcy przeprowadzający zamach stanu wywodzili swoje pochodzenie od postaci biblijnych. Moim zdaniem świadczy o tym, że chęć przejęcia władzy była dla Syanny bardzo istotnym celem, nie tylko sama zemsta. Ofiara pięciorga grzeszników, którzy obrazili Niebiosa, drwiąc z poszczególnych spośród uświęconych cnót, ukoronowana egzekucją władczyni, miała się dopełnić. Miało to służyć również zniszczeniu wizerunku uwielbionej przez poddanych Anarietty. Następnym krokiem wracającej z wygnania księżniczki byłoby upomnienie się o należną z racji krwi koronę. Wiązałoby się to z dalszym rozwojem propagandy. Syanna zapewne ogłosiłaby się Zbawicielką zesłaną przez Opatrzność i zapewniła moralną odnowę Księstwa. Mamy tu więc potężną historię o prawdziwych mechanizmach władzy, zwłaszcza w dwóch odsłonach. Po pierwsze socjotechnika, czyli kierowanie tłumem, po drugie monarchia, czyli bezlitosna rywalizacja o najwyższą pozycję w hierarchii, pomiędzy osobami, które przecież łączy pokrewieństwo i wspólne dzieciństwo, wychowanie.

Regis jest wspaniałym wampirem, "bardziej ludzkim niż człowiek", i lojalnym przyjacielem. Ja również przede wszystkim kierowałem się szacunkiem dla jego zdania. Za jego radą odszukałem Syannę i zadbałem o doprowadzenie do jej konfrontacji z Detlaffem. Regis nie mógł uwierzyć, że Detlaff zaatakuję swoją dawną ukochaną, a ja nie mogłem przewidzieć, że niepozorna wstążka pozwoli jej uciec przed śmiercią. W konsekwencji razem z moim (celowo i świadomie się utożsamiam) przyjacielem Regisem musieliśmy zabić jego przyjaciela Detlaffa. Gorzej, Regis staje się wyklętym zdrajcą własnej rasy i musi się odtąd ukrywać przed "swoimi". Zaufanie osądowi inteligentnego i empatycznego wampira jest oczywistym krokiem i trudno go osądzić, a tym bardziej skazać. Ale czy na pewno czyni mnie to dobrym przyjacielem? Może kiedy zaślepiony Regis działa na własną szkodę, powinienem raczej oprzeć mu się? Tym bardziej, że choć przez wierność Regisowi, sprzeciwiłem się woli mojej dobrodziejki Anarietty, przecież nie życzyłem jej śmierci z rąk Syanny?

Innym razem rozegrałem rzecz odmiennie. Mniej ulegania Regisowi i Anarietcie, więcej dbania o ich prawdziwe dobro, więcej żywych. Uwolniłem wprawdzie Syannę z Krainy Tysiąca Baśni, ale poświęciłem jej życie, żeby Detlaff mógł odejść żywy, Regis uniknął banicji; a także poświęciłem siebie, godząc się na odsiadkę w więzieniu, aby ocalić życie Księżnej, której zawdzięczam nadania ziemskie. Twórcy zadbali o to, żebym i tym wyborem za bardzo się nie cieszył. Anna Henrietta pokazuje się z jak najgorszej, nieznanej wcześniej strony, a ja nie dostają ani grosza wynagrodzenia za całe zamieszanie, trud i poświęcenie.

Rozważam, czy następnym razem nie zechcę pójść do Ukrytego. Regis mimo wygnania pozostanie doskonałym przyjacielem, dynastia beauclairska wygaśnie bez oficjalnego obarczania mnie winą, i raz jeden, dostanę przyzwoite wynagrodzenie za ciężką i kosztowną wiedźmińską pracę. Tak się przynajmniej zdaje. Mogą się jeszcze pojawić komplikacje, o których nie wiem. "Nowoczesna Sztuka musi irytować." Nie pamiętam kto to powiedział, nie do końca mnie to cieszy, ale pogodzić się z tym muszę.

Serca z Kamienia:

Dark_Hekate;n8179050 said:
Moim zdaniem najlepiej została sytuacja poprowadzona w "Sercach z Kamienia", bo tam mamy mało postaci i możemy poznać zarówno Pana Lusterko, jak również Olgierda von Everec. Mamy możliwość zajrzenia do przeszłości Olgierda. Mamy "zeznania" Witolda o bracie, własne doświadczenia z Olgierdem, mamy konfrontację z Gaunterem: możemy wybierać, czy chcemy ostatecznie pomóc szlachcicowi, czy jednak wygra Pan Lusterko. Ale właśnie mamy konfrontację: dostajemy relację z różnych stron, ale również od samych zainteresowanych. W przypadku Dzikiego Gonu, czy Krwi i Wino już tak nie jest.

Dla mnie oczywisty był wybór Olgierda. Czy jest coś, co powinienem wiedzieć o Panu Lusterko, co mogłoby mnie do niego przekonać? Wiadomo, że jego proceder naciągania ludzi, aby oddawali mu dusze, jest stały, że zawsze igra z ich pragnieniami i oczekiwaniami. Z KiW możemy dowiedzieć się, że stoi za klątwą, która koszmarnie, bo stopniowo, zamieniła tę dziewczynę (Marlene?) w wichta plamistego. Ciekawy jest tu drobny motyw kinematograficzny z pojawiającą się w różnych momentach łyżką. W Białym Sadzie chyba jeszcze jej nie ma, Gaunter O'dim siedzi między mieczem a widłami. Kiedy natomiast przychodzi pod celę Geralta na ofirskim statku, podnosi łyżkę, podstawioną przez strażników złośliwie, żeby zadrwić z głodu więźnia. Pan Lusterko bawi się tą łyżką, a pod koniec rozmowy łamię ją, aby przypieczętować cyrograficzną umowę i przywołać sztorm. Czy Gaunter ma łyżkę również na weselu? Nie pamiętam. Później przy spotkaniu z Wiedźminem w Alchemii znowu bawi się łyżką i na odchodnym zabija nią przypadkowego człowieka unieruchomionego w pułapce czasu. Ale kulminacją jest obsesyjna kolekcja łyżek kobiety ukaranej przez Pana Lustro: "Nie ma łyżki, która Cię nakarmi." A to jest już w KiW.

Pozdrawiam wszystkich czytających
Kacper
 
Awionika10;n8180730 said:
A jeśli to było tylko kłamstwo, którym Avallac'h zatruwał jej umysł? Co wiemy o Avallac'hu? Doprowadza do tego, że Jaskółka używa swojej mocy aby ustrzec Światy przed Białym Zimnem. Niby punkt dla niego.

I tu kłaniają się tak naprawdę książki. Avallac'h to postać ciekawa, ale również niebezpieczna i bardzo zdradziecka. Całkiem możliwe, że to Avallac'h podsunął Auberonowi zatruty fisstech, który podał królowi Eredin. Generalnie to jest postać, do której kanoniczna Cirilla powinna podchodzić jak pies do jeża, a nie jak do mentora.

Awionika10;n8180730 said:
idzę tu analogię do średniowiecznej Europy. Wymiana dynastii wiązała się kiedyś z rozpowszechnianiem religijnych przepowiedni, władcy przeprowadzający zamach stanu wywodzili swoje pochodzenie od postaci biblijnych.

Toussaint jest w ogóle przedstawiane jako księstwo dość, hm, jakby to ująć "archaiczne" na tle innych państw Kontynentu.

Awionika10;n8180730 said:
Anna Henrietta pokazuje się z jak najgorszej

W książkach Anna była w ogóle jakby się z choinki urwała, w grze jest znacznie bardziej racjonalna. Była bardzo emocjonalną osobą. Tu kierowała się emocjami: żalem spowodowanym śmiercią siostry.

Awionika10;n8180730 said:
a ja nie dostają ani grosza wynagrodzenia za całe zamieszanie, trud i poświęcenie.

Wiesz, tu będę Anię bronić. Z jej perspektywy to wygląda tak: ona wydaje rozkaz, że nie ma żadnej taryfy ulgowej dla wampirów. Siostra została odseparowana. Ty masz jej przynieść głowę sprawcy.
Efekt jest taki: uwolniłeś Syannę łamiąc rozkaz panującego + doprowadziłeś do śmierci tej kobiety. Geralt powinien się cieszyć, że nie wylądował na szubienicy i mało tego Anna pozwoliła mu zachować willę, a nie marudzić, że nie dostał wynagrodzenia.

Awionika10;n8180730 said:
a również przede wszystkim kierowałem się szacunkiem dla jego zdania. Za jego radą odszukałem Syannę i zadbałem o doprowadzenie do jej konfrontacji z Detlaffem. Regis nie mógł uwierzyć, że Detlaff zaatakuję swoją dawną ukochaną, a ja nie mogłem przewidzieć, że niepozorna wstążka pozwoli jej uciec przed śmiercią.

A ja się kierowałam chęcią spłacenia długu zaciągniętego w zamku Stygga u Regisa, kiedy ten ratując życie Yennefer (kobiety, której wcześniej nie znał) poświęcił własne. W ogóle żałowałam, że kiedy wybieram Yennefer i Ciri zostaje wiedźminką do Corvo Biano nie przyjeżdżają obie i nie ma jakiegoś spotkania z Regisem. Na pewno Yennefer chciałaby podziękować wampirowi za tamtą sytuację, a niestety nie miała okazji.

Awionika10;n8180730 said:
Dla mnie oczywisty był wybór Olgierda. Czy jest coś, co powinienem wiedzieć o Panu Lusterko, co mogłoby mnie do niego przekonać?

A ja podeszłam do sprawy jeszcze inaczej:
Gram w Sercach z Kamienia po Dzikim Gonie. Mój wybór to Geralt z Yennefer i Ciri wiedźminka. Czyli tworzę upragnioną "rodzinkę", o którą w sadze była awantura. Geralt po odzyskaniu "swoich dziewczyn" sam stwierdził, że ma dość nadstawiania karku za innych: czy to w imię idei, czy pieniędzy. Nie trudno mu się dziwić: ma rodzinę.

Powiem tak: mając świadomość jak bardzo potężną osobą jest Gaunter O'Dim palcem bym nie kiwnęła w bucie. Bo przepraszam, ale Olgierd podpisując cyrograf z Diabłem wiedział na co się pisze. Wiedział również, że Gaunter spełni jego prośbę, ale w zamian zażąda jego duszy. W gruncie rzeczy Pan Lusterko wypełnił swój kontrakt, a Olgierd zaczyna kombinować jak go oszukać. Czemu Wiedźmin ma się podkładać w imię ratowania Olgierdowi czterech liter?

Dlaczego pomogłam? Bo dostałam wskazówkę jak pokonać Pana Lusterko i gdzie jest moja szansa.

Awionika10;n8180730 said:
Miało to służyć również zniszczeniu wizerunku uwielbionej przez poddanych Anarietty. Następnym krokiem wracającej z wygnania księżniczki byłoby upomnienie się o należną z racji krwi koronę. Wiązałoby się to z dalszym rozwojem propagandy. Syanna zapewne ogłosiłaby się Zbawicielką zesłaną przez Opatrzność i zapewniła moralną odnowę Księstwa.

Trochę mam inne zdanie na ten temat. Syanna na terenie księstwa była traktowana jak "Przeklęta", czym dokładnie było Przekleństwo Czarnego Słońca (polecam "Mniejsze Zło" opowiadanie, tam masz również szerzej jak te osoby były postrzegane przez społeczeństwo).
Dlatego sądzę, że to piętno by jej raczej mocno przeszkadzało w kreowaniu się na Zbawicielkę.

Natomiast Syanna raczej chciała dokonać zemsty (i może przy okazji zamachu stanu) na zasadzie użycia okolicznej legendy czy też kodeksu rycerskiego jako "zasłonny dymnej". Coś na zasadzie: wszyscy będą mówili o Bestii, o upadku obyczajów, a nikt nie będzie zadawał właściwych pytań. Czyli: komu tak naprawdę zależało na śmierci tych osób? I dlaczego zginęły AKURAT te osoby? Co ich łączyło? Czyli suma summarum Syanna poprzez używanie "klucza Pięciu Cnót" chciała odsunąć podejrzewania od własnej osoby, gdyby zapragnęła sięgnąć po tron Toussaint.
 
Last edited:
Dark_Hekate;n8171080 said:
Położenie geograficzne jest ważne, a ważne są też zasoby. Jak Cesarstwo walczy z Redanią (powiedzmy, że mamy stan wojny), to są potrzebne pieniądze. Skoro Novigrad był łakomym kąskiem, to Toussaint również, bo ludność zamożna, są pieniądze, są dobra kultury, które można sprzedać. Novigradem rządził półświatek, ale w Toussaint mamy żołnierzy, regularną armię, ale jednak mocno "zasiedziałą" i mniej liczną. Łatwo się można połakomić, pomimo problemu geograficznego. Jak to się mówi: PINIĄDZ.

Sytuacja polityczna księstwa jest trochę wzorowana na sytuacji Szwajcarii lub San Marino podczas II wojny światowej. Teoretycznie łatwe do zajęcia i opanowania, ale gdzieś w tle mowa o neutralnym miejscu, gdzie mogą swoją grę prowadzić wywiady, księstwo niby zamożne, ale jego zamożność jest pochodną neutralności i pod jakąkolwiek okupacją diabli ją wezmą. Krótko mówiąc- niby podbić można łatwo, ale gra niewarta świeczki.
 
alojzyfrak;n8182540 said:
Sytuacja polityczna księstwa jest trochę wzorowana na sytuacji Szwajcarii lub San Marino podczas II wojny światowej. Teoretycznie łatwe do zajęcia i opanowania, ale gdzieś w tle mowa o neutralnym miejscu, gdzie mogą swoją grę prowadzić wywiady, księstwo niby zamożne, ale jego zamożność jest pochodną neutralności i pod jakąkolwiek okupacją diabli ją wezmą. Krótko mówiąc- niby podbić można łatwo, ale gra niewarta świeczki.

W sumie Toussaint też mi się zawsze kojarzyło z czymś a'la Szwajcaria. Ale jakby na to nie patrzeć, żeby to państwo mogło jakoś w miarę normalnie funkcjonować potrzeba jest dobra polityka ekonomiczna.

A wracając do Detlaffa. Brakuje mi możliwości poprozmawiania z Detlaffem "sam na sam". Takiego momentu po balu u Orianny, gdzie można przeprowadzić z nim rozmowę o przeszłość, właśnie na wzór tych rozmów, które mieliśmy z Olgierdem w "Sercach z Kamienia". Wtedy bardziej moglibyśmy wyrobić sobie pogląd na całą sprawę. Ze Syanną jako z główną prowodyrką mamy możliwość konfrontacji, ale z Detlaffem - już nie. Jeden moment po balu u wampirzycy, ale to jest coś na wzór "rozmowy kontrolowanej". Detlaff nie może zbyt swobodnie mówić.
 
Last edited:
Top Bottom