Droga Hekate, publikujesz tak wiele uwag, do których chciałbym się donieść, w tak krótkim czasie, że nie nadążam, i muszę wybierać. Podzielę Twój ostatni post wg trzech głównych kampanii gry o których wspomniałaś. Dzięki temu odpowiem na trzy kwestie, choć mogłoby ich być więcej.
Dziki Gon:
Dark_Hekate;n8179050 said:
Dla mnie nawet Eredin nie jest zły. Krogulec w gruncie rzeczy chciał ratować własny lud przed zagładą ze strony Białego Zimna (z perspektywy Aen Elle mógł być uważany za bohatera) i skolonizować świat zamieszkały przez głównych bohaterów. A Avallac'h wcale nie był dobrym wujkiem. Mógł specjalnie "demonizować" Eredina, aby napuścić na niego Wiedźmina i spółkę. Zresztą sam Eredin o tym mówił. Nie mówię, że nie było zagrożenia ze strony Dzikiego Gonu, bo było, ale jednak: czy mamy jakąś większą konfrontację z Eredinem? Nie. O Eredinie w gruncie rzeczy wiemy to, co mówi nam Avallac'h. Nawet słowa Ciri są w pewien sposób przetrawioną wersją nauk Elfiego Wiedzącego.
Szczery REDpoint za podanie trudnych do uchwycenia spostrzeżeń o Eredinie. Teraz w pełni się z Tobą zgadzam, że Król Gonu mógł prowadzić politykę konieczną dla oddalenia wymarcia swojego ludu, choć w trakcie gry wcale o tym nie pomyślałem. Kiedy umierając mówił Geraltowi, że Avallac'h napuścił ich na siebie nawzajem, podejrzewałem raczej, że nawet w ostatniej chwili chce igrać z psychiką Geralta. Mówiąc, że Avallac'h sam zabrał Ciri, mógł chcieć po prostu uderzyć Wiedźmina w najczulszy punkt, może z nadzieją, że ten stanie się narzędziem pośmiertnej zemsty na Wiedzącym.
Cirilla wspomniała Geraltowi, to było chyba pod Ard Cerbin, że Eredin chce ją wykorzystać do przerzucenia armii pomiędzy światami i nie obchodzi go, czy to Jej nie zabije. A jeśli to było tylko kłamstwo, którym Avallac'h zatruwał jej umysł? Co wiemy o Avallac'hu? Doprowadza do tego, że Jaskółka używa swojej mocy aby ustrzec Światy przed Białym Zimnem. Niby punkt dla niego. W mojej rozgrywce tak się nie zdarzyło, ale podobno jest możliwość, że Ciri przypłaca to życiem. Może więc tak naprawdę to Avallac'h wykorzystuje Ciri i to jemu jest obojętne, czy ona to przeżyje. Typowa zagrywka manipulatora, oskarżyć przeciwnika o własne machlojki. Ponadto, skąd mamy wiedzieć, czy Eredin tak naprawdę, zamiast podbijać Świat Aen Seidhe nie chciał zrobić tego samego co ostatecznie zrobił Wiedzący? Być może chodzi o jakiś nie całkiem ujawniony spór pomiędzy oba elfami, mają jakieś zaszłości, albo Avallac'h odsuwając Eredina od władzy umacnia swoją pozycję, może nawet ma nawet perspektywy i aspiracje do objęcia tronu?
Krew i Wino:
Dark_Hekate;n8179050 said:
Toussaint to również polityka. Może nie jest to jakaś globalna polityka, ale jednak jest to księstwo i to dosyć zamożne księstwo. A wokół szaleje wojna. Mało tego mamy dylemat: Anna ratująca Syannę, która jest zleceniodawcą Geralta oraz osobą zaprzyjaźnioną z nim, a wampir Regis: przyjaciel Geralta, osoba, która kiedyś bardzo poświęciła się dla Wiedźmina. Detlaff dla Geralta mógł niewiele znaczyć, ale Regis to już inna para butów. Sama kierowałam się przede wszystkim postacią Regisa w swoim wyborze: uznałam, że wampir poświęcił się już raz, nie musiał tego zrobić, ale zrobił, bo uważał, że Geralt jest jego przyjacielem. Nie chciałam, żeby musiał poświęcać po raz drugi.
Przeszukując Beauclair natrafiłem na pamflety, rozsyłane zapewne przez Syannę. Nie potrafię już zacytować ich treści, dotyczyły jednak nakręcanej przez nią propagandy, że pojawienie się Bestii jest karą bogów za upadek obyczajów i utratę Pięciu Cnót. Widzę tu analogię do średniowiecznej Europy. Wymiana dynastii wiązała się kiedyś z rozpowszechnianiem religijnych przepowiedni, władcy przeprowadzający zamach stanu wywodzili swoje pochodzenie od postaci biblijnych. Moim zdaniem świadczy o tym, że chęć przejęcia władzy była dla Syanny bardzo istotnym celem, nie tylko sama zemsta. Ofiara pięciorga grzeszników, którzy obrazili Niebiosa, drwiąc z poszczególnych spośród uświęconych cnót, ukoronowana egzekucją władczyni, miała się dopełnić. Miało to służyć również zniszczeniu wizerunku uwielbionej przez poddanych Anarietty. Następnym krokiem wracającej z wygnania księżniczki byłoby upomnienie się o należną z racji krwi koronę. Wiązałoby się to z dalszym rozwojem propagandy. Syanna zapewne ogłosiłaby się Zbawicielką zesłaną przez Opatrzność i zapewniła moralną odnowę Księstwa. Mamy tu więc potężną historię o prawdziwych mechanizmach władzy, zwłaszcza w dwóch odsłonach. Po pierwsze socjotechnika, czyli kierowanie tłumem, po drugie monarchia, czyli bezlitosna rywalizacja o najwyższą pozycję w hierarchii, pomiędzy osobami, które przecież łączy pokrewieństwo i wspólne dzieciństwo, wychowanie.
Regis jest wspaniałym wampirem, "bardziej ludzkim niż człowiek", i lojalnym przyjacielem. Ja również przede wszystkim kierowałem się szacunkiem dla jego zdania. Za jego radą odszukałem Syannę i zadbałem o doprowadzenie do jej konfrontacji z Detlaffem. Regis nie mógł uwierzyć, że Detlaff zaatakuję swoją dawną ukochaną, a ja nie mogłem przewidzieć, że niepozorna wstążka pozwoli jej uciec przed śmiercią. W konsekwencji razem z moim (celowo i świadomie się utożsamiam) przyjacielem Regisem musieliśmy zabić jego przyjaciela Detlaffa. Gorzej, Regis staje się wyklętym zdrajcą własnej rasy i musi się odtąd ukrywać przed "swoimi". Zaufanie osądowi inteligentnego i empatycznego wampira jest oczywistym krokiem i trudno go osądzić, a tym bardziej skazać. Ale czy na pewno czyni mnie to dobrym przyjacielem? Może kiedy zaślepiony Regis działa na własną szkodę, powinienem raczej oprzeć mu się? Tym bardziej, że choć przez wierność Regisowi, sprzeciwiłem się woli mojej dobrodziejki Anarietty, przecież nie życzyłem jej śmierci z rąk Syanny?
Innym razem rozegrałem rzecz odmiennie. Mniej ulegania Regisowi i Anarietcie, więcej dbania o ich prawdziwe dobro, więcej żywych. Uwolniłem wprawdzie Syannę z Krainy Tysiąca Baśni, ale poświęciłem jej życie, żeby Detlaff mógł odejść żywy, Regis uniknął banicji; a także poświęciłem siebie, godząc się na odsiadkę w więzieniu, aby ocalić życie Księżnej, której zawdzięczam nadania ziemskie. Twórcy zadbali o to, żebym i tym wyborem za bardzo się nie cieszył. Anna Henrietta pokazuje się z jak najgorszej, nieznanej wcześniej strony, a ja nie dostają ani grosza wynagrodzenia za całe zamieszanie, trud i poświęcenie.
Rozważam, czy następnym razem nie zechcę pójść do Ukrytego. Regis mimo wygnania pozostanie doskonałym przyjacielem, dynastia beauclairska wygaśnie bez oficjalnego obarczania mnie winą, i raz jeden, dostanę przyzwoite wynagrodzenie za ciężką i kosztowną wiedźmińską pracę. Tak się przynajmniej zdaje. Mogą się jeszcze pojawić komplikacje, o których nie wiem. "Nowoczesna Sztuka musi irytować." Nie pamiętam kto to powiedział, nie do końca mnie to cieszy, ale pogodzić się z tym muszę.
Serca z Kamienia:
Dark_Hekate;n8179050 said:
Moim zdaniem najlepiej została sytuacja poprowadzona w "Sercach z Kamienia", bo tam mamy mało postaci i możemy poznać zarówno Pana Lusterko, jak również Olgierda von Everec. Mamy możliwość zajrzenia do przeszłości Olgierda. Mamy "zeznania" Witolda o bracie, własne doświadczenia z Olgierdem, mamy konfrontację z Gaunterem: możemy wybierać, czy chcemy ostatecznie pomóc szlachcicowi, czy jednak wygra Pan Lusterko. Ale właśnie mamy konfrontację: dostajemy relację z różnych stron, ale również od samych zainteresowanych. W przypadku Dzikiego Gonu, czy Krwi i Wino już tak nie jest.
Dla mnie oczywisty był wybór Olgierda. Czy jest coś, co powinienem wiedzieć o Panu Lusterko, co mogłoby mnie do niego przekonać? Wiadomo, że jego proceder naciągania ludzi, aby oddawali mu dusze, jest stały, że zawsze igra z ich pragnieniami i oczekiwaniami. Z KiW możemy dowiedzieć się, że stoi za klątwą, która koszmarnie, bo stopniowo, zamieniła tę dziewczynę (Marlene?) w wichta plamistego. Ciekawy jest tu drobny motyw kinematograficzny z pojawiającą się w różnych momentach łyżką. W Białym Sadzie chyba jeszcze jej nie ma, Gaunter O'dim siedzi między mieczem a widłami. Kiedy natomiast przychodzi pod celę Geralta na ofirskim statku, podnosi łyżkę, podstawioną przez strażników złośliwie, żeby zadrwić z głodu więźnia. Pan Lusterko bawi się tą łyżką, a pod koniec rozmowy łamię ją, aby przypieczętować cyrograficzną umowę i przywołać sztorm. Czy Gaunter ma łyżkę również na weselu? Nie pamiętam. Później przy spotkaniu z Wiedźminem w Alchemii znowu bawi się łyżką i na odchodnym zabija nią przypadkowego człowieka unieruchomionego w pułapce czasu. Ale kulminacją jest obsesyjna kolekcja łyżek kobiety ukaranej przez Pana Lustro: "Nie ma łyżki, która Cię nakarmi." A to jest już w KiW.
Pozdrawiam wszystkich czytających
Kacper