Wiedźmin 3: postacie

+
Coś tam zostało opisane.
"Przywódca jeźdźców, czarnowłosy elf, siedział na wielkim jak smok karogniadym ogierze ustrojonym, jak wszystkie konie oddziału, w kropierz haftowany w smocze łuski, do tego noszącym na łbie prawdziwie demoniczny rogaty bukranion. Jak wszystkie elfy, czarnowłosy miał pod cynobrowo-amarantowo-karmazynowym płaszczem kolczugę wykonaną z kółeczek o nieprawdopodobnie małej średnicy, dzięki czemu układała się na ciele miękko niczym wełniana dzianina."
Pani Jeziora
Tylko że te elfy nie są Jeźdźcami Gonu, który to oddział przemieszczał się między światami, a normalnym wojskiem. Ja się w sumie nie dziwię, że są tak opancerzeni. Gdybym mógł żyć setki lat, to nie chciałbym zostać zabitym przez przypadkową strzałę albo zejść od zakażenia na skutek zranienia widłami przez jakiegoś chłopa.
 
Zdaje mi się, że kolczuga z powodzeniem chroniła od strzał i wideł. Kiedyś nawet czytałem, że w czasach wypraw krzyżowych saraceni byli zdziwieni i lekko przestraszeni rycerzami, którzy napakowani strzałami niczym jeże kroczyli w ich kierunku
 
Równie dobrze Redzi mogą wymyślić nowy, superwytrzymały materiał do wyrobu lekkich, acz odpornych kolczug i lekkich pancerzy. Taki elfi mithril z innego świata. Przecież chyba stać ich na taki pomysł, skoro i tak dodają sporo od siebie. Osobiście dałbym wiele za Gon jako zwykłe elfy z trupimi maskami na twarzach, odziane w czerwonawe kolczugi i nieliczne płytowe elementy. Przynajmniej nie śmierdziałoby tym high-fantasy czy jak to się tam nazywa. Bo gdy pierwszy raz zobaczyłem Eredina na VGX to pomyślałem (serio) że to jakaś inna gra, Diabolo 4 czy jakiś Warhammer.
 
Zdaje mi się, że kolczuga z powodzeniem chroniła od strzał i wideł. Kiedyś nawet czytałem, że w czasach wypraw krzyżowych saraceni byli zdziwieni i lekko przestraszeni rycerzami, którzy napakowani strzałami niczym jeże kroczyli w ich kierunku
To chyba czytałeś ten sam artykuł w CDA, którego fragment cytowałem na poprzedniej stronie :)
 
Nie ma żadnych ram, bo rzeczywista zbroja Gonu nie została opisana

Oczywiście, że są ramy, i to wyznaczone przez samych Redów. Nie da się zestawić temerskiej piechoty pancernej z W2 z Gonem i oczekiwać, że ludzie nie zauważą rozbieżności. Jeśli coś ma służyć do prawdziwej walki, to albo musi wpisywać się w funkcjonalność nakreśloną ludzką anatomią i odwołaniami historycznymi albo trzeba będzie wyjaśnić wszystkim jakim cudem (lub zaklęciem) pancerz zrobiony ze stalowych żeber ma kogokolwiek osłonic przed ciosem pod mostek.

Mnie się projekty pancerzy Gonu bardzo podobają, ale do walki same z siebie nie za bardzo się nadają.
 
Bo Eredin może i dobrze mieczem machał, jak na elfickie standardy, ale żaden z niego wiedźmin, a już przy takim Geralcie, to zwyczajna dupa wołowa, nie szermierz.

Zdecydowanie nie "dupa wołowa".

Nie mamy żadnego opisu walki z jego udziałem. Moim zdaniem na pewno umie sobie radzić, bo już dawno by gryzł ziemię, a nie był Królem Gonu. W walce z Ciri nic nie zdążył zrobić, bo walnął łbem o mostek.

Zdążył zdążył, co widać w przytoczonym poniżej fragmencie.

Zakładam, że z niego taki papierowy król jeno. taka prawa ręka, co to odwala brudną robotę w imieniu faktycznego władcy. Będę rozczarowany jeśli faktycznie taka lama okaże się królem. Co do jego umiejętności, w konfrontacji z Ciri pokazał, że jest dupą wołową. Wątpię, aby którykolwiek z wiedźminów choć się spocił, gdyby Eredin nawinął mu się pod miecz.

Również zapraszam do przypomnienia sobie fragmentu sagi opisujących ich starcie.

Andrzej Sapkowski said:
Niespodziewanie zakołysał łodzią, silnie napierając nogą na burtę. Ciri zabalansowała zręcznie, zrównoważyła łódź mocnym wychyleniem ciała, niemal natychmiast sama spróbowała tej sztuczki, skacząc na burtę obu nogami. Zachwiał się, ale utrzymał równowagę. I rzucił się ku niej z mieczem. Sparowała cios, zastawiając się instynktownie, bo mało widziała. Zrewanżowała się szybkim dolnym cięciem. Eredin sparował, uderzył, Ciri odbiła cios. Z kling, jak z krzesiw, leciały snopy iskier.

Jeszcze raz zakolebał łodzią, silnie, omal jej nie wywracając. Ciri zatańczyła, balansując wyciągniętymi rękami. Cofnął się ku dziobowi, opuścił miecz.
— Gdzieżeś się tego nauczyła, Jaskółko?

— Zdziwiłbyś się.

— Wątpię. Na to, że płynąc rzeką można pokonać Barierę, wpadłaś sama, czy ktoś ci to zdradził?

— Nieważne.

— Ważne. I ustalmy to. Są po temu metody. A teraz rzuć miecz i wracamy.

— Akurat.

— Wracamy, Zireael. Auberon czeka. Dziś w nocy, zaręczam, będzie dziarski i pełen wigoru.

— Akurat — powtórzyła. - Przedawkował ten środek na wigor. Ten, który mu dałeś. A może to wcale nie było na wigor?

— O czym ty mówisz?

— On umarł.

Szybko otrząsnął się z zaskoczenia, nagle rzucił się na nią, kołysząc łodzią. Balansując, wymienili kilka wściekłych cięć, woda niosła dźwięczny szczęk stali.

Błyskawica rozświetliła noc. Nad ich głowami przesunął się most. Jeden z ostatnich mostów Tir ná Lia. A może ostatni?

— Z pewnością rozumiesz, Jaskółko — powiedział chrapliwie — że tylko odwlekasz nieuniknione. Ja nie mogę pozwolić, byś stąd odeszła.

— Dlaczego? Auberon umarł. A ja przecież jestem nikim i nic nie znaczę. Sam mi to powiedziałeś.

— Bo to prawda — uniósł miecz. - Nic nie znaczysz. Ot, malutki mól, którego można roztłamsić w palcach na błyszczący pył, ale który może, gdy się mu pozwoli, wyciąć dziurkę w drogocennej tkaninie. Ot, ziarenko pieprzu, nikczemnie małe, ale gdy się je przez nieuwagę rozgryzie, zepsuje najwykwintniejszą strawę, zmusi do splunięcia, gdy chciałoby się smakować. Oto, czym jesteś. Niczym. Dokuczliwym niczym.

Błyskawica. W jej świetle Ciri zobaczyła to, co chciała zobaczyć. Elf uniósł miecz, machnął nim, wskazując na ławeczkę łodzi. Miał przewagę wysokości. Następne starcie musiał wygrać.

— Nie należało dobywać na mnie broni, Zireael. Teraz już jest za późno. Nie wybaczę ci tego. Nie zabiję cię, o nie. Ale parę tygodni w łóżku, w bandażach, z pewnością dobrze ci zrobi.

— Zaczekaj. Najpierw chcę ci coś powiedzieć. Zdradzić pewną tajemnicę.

— A cóż ty mi możesz powiedzieć? - parsknął. - Co, czego nie wiem, możesz mi zdradzić? Jakąż to prawdę możesz mi objawić.

— Taką, że nie zmieścisz się pod mostkiem.

Eredin i Ciri starli się klika razy i wymienili niejedno uderzenie, nim Jaskółce udało się ostatecznie skompromitować elfa. Wnioski nasuwają się same. Falka nie była w stanie go zdominować, ani on nie był w stanie zdominować jej, oboje byli również w stanie utrzymać równowagę na mocno rozchwianej łódce. Pod koniec opis starcia sugerował, że Król Gonu ma przewagę z racji na wzrost. Mimo obu starć z Ciri nie stracił nic z pewności siebie, wręcz był pewny swoich przewag nad królewną. Ostatecznie zgubiło go zadufanie, nie braki w mieczu.

Jak z większością rzeczy w sadze, ciężko jednoznacznie powiedzieć na jakim poziomie był elf, ale określanie go mianem "dupy wołowej", czy też twierdzenie, że wiedźmin "by się nie spocił" w walce z nim, to drastycznie przesadzony skrót myślowy.

Pewne jest, że był cholernie dobrym szermierzem. Pytanie tylko, jak bardzo cholernie dobrym szermierzem. Osobiście (mocno subiektywnie) umieściłbym go gdzieś pomiędzy Ciri, a Leo, czyli nieznacznie poniżej wiedźminów.
 
Last edited:
Ciri w tym starciu miała cały czas pod górkę. Raz, że była mniejsza i słabsza fizycznie, a dwa, że było ciemno, a ona w nocy dobrze nie widziała, w przeciwieństwie do Eredina.
Geralt takich problemów by nie miał, a jeśli dodać do tego przepaść dzielącą go od Ciri pod względem wyszkolenia i doświadczenia, to dość szybko skończyłoby się elfie rumakowanie.
Oczywiście dupa wołowa to nie jest określenie do końca we właściwy sposób oddające poziom umiejętności szermierczych Eredina.
Takie trochę porównywanie, kto by wygrał w pojedynku Batmana z Kapitanem Ameryką.
 
Last edited:
Osobiście (mocno subiektywnie) umieściłbym go gdzieś pomiędzy Ciri, a Leo, czyli nieznacznie poniżej wiedźminów.

Leo zdaję się nie przeszedł prób, do wiedźmina z prawdziwego zdarzenia to mu jednak sporo brakowało, wiec to nijak Eredina nie plasuje. W ogóle fakt, że zależało mu na tym, żeby Ciri wziąć żywą, trochę odbiera sens odnoszeniu się do tego konkretnego fragmentu.

Nie pamiętam, ile lat miał Krogulec, ale prawdopodobnie wystarczająco dużo, żeby być w te klocki lepszym od dowolnego, nie zmutowanego człowieka li tylko z tytułu doświadczenia i lat ćwiczeń.
 
Leo przeszedł Wybór, dieta i trening, nie wiadomo też jak długo trenował w warowni. Był na pewno świetnym szermierzem, choć zapewne nie lepszym niż Niespodzianka.
 
Leo zdaję się nie przeszedł prób, do wiedźmina z prawdziwego zdarzenia to mu jednak sporo brakowało, wiec to nijak Eredina nie plasuje. W ogóle fakt, że zależało mu na tym, żeby Ciri wziąć żywą, trochę odbiera sens odnoszeniu się do tego konkretnego fragmentu.

Leo przeszedł Wybór, dieta i trening, nie wiadomo też jak długo trenował w warowni. Był na pewno świetnym szermierzem, choć zapewne nie lepszym niż Niespodzianka.
Przecież o Leo Bonharta tu chodziło, panowie.
 
Ale hismastersvoice pisał o Leo z W1, a jemu odpowiadałem.

Generalnie zgadzam się z Narsem, że Eredin był pomiędzy Ciri i Bonhartem, może nawet miałby szansę w walce z Leo na ubitej ziemi.
 
Last edited:
Nawet ostatni przerywnik W2 daje do myślenia, że jeźdźcy gonu nie byli wspaniałymi szermierzami. 4 wiedźminów wyszło ze starcia bez szwanku.

Umiejętności szermiercze jeźdźców nie są jasne. W świecie Wiedźmina Dziki Gon uchodził za niepokonany, we własnym świecie stanowił dla Ciri równorzędnego przeciwnika. W2 sugeruje, tak jak piszesz, że dla wyszkolonych wiedźminów "upiory' Gonu nie okazały się specjalnie groźne- pomimo dużej przewagi liczebnej Gonu, żaden z wiedźminów nie został nawet poważnie ranny.
Być może umiejętności szermiercze Jeźdźców zależały po prostu od świata- groźniejsi byli w "Wiedźminlandzie" niż u siebie? Jest to o tyle prawdopodobne, że u siebie nie budzili grozy w przeciwniku- byli normalnymi elfami, a nie tajemniczymi i niepokonanymi demonami?

Zdaje mi się, że kolczuga z powodzeniem chroniła od strzał i wideł. Kiedyś nawet czytałem, że w czasach wypraw krzyżowych saraceni byli zdziwieni i lekko przestraszeni rycerzami, którzy napakowani strzałami niczym jeże kroczyli w ich kierunku

Nie do końca.
Generalnie kolczuga chroniła przed cięciem, a nie przed pchnięciem, zwłaszcza bronią o wąskiej głowni (klindze). Dla przykładu: cios toporem kończył się ciężkimi obrażeniami u lekkozbrojnego, chroniony kolczugą miał złamane żebro lub obojczyk, ale przeżywał. Cięcie mieczem nie było groźne dla opancerzonego, ale już z pchnięciem bywało różnie- dobre, silne pchnięcie potrafiło przebić kolczugę. Pchnięcie koncerzem, o dużo węższej głowni było już bardzo groźne. Przed widłami kolczuga raczej nie chroniła.

Co do strzał- do walki z opancerzonym przeciwnikiem służyły specjalne, bardzo wydłużone groty. Klasyczna strzała, o krótkim grocie z reguły utykała między kółkami kolczugi, dając co najwyżej powierzchowne zadrapanie (i niezły efekt psychologiczny, którym wspomniałeś).

Lepszą ochronę niż kolczuga dawała pełna zbroja płytowa. Przebicie jej mieczem było bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Można ją było przebić kopią lub włócznią, pod warunkiem jej dobrego osadzenia (ale zbroja była profilowana tak, żeby ciosy się z niej ześlizgiwały). Strzały, nawet specjalnie przeznaczone do przebijania płyty pancernej, z reguły nie były w stanie tego zrobić. Taktyka walki z ciężkozbrojnym opierała się na wysadzeniu go z siodła, po czym poszukiwaniu szczelin w zbroi za pomocą miecza lub mizerykordii (w ten sposób ginęli francuscy rycerze pod Crecy). Alternatywą była broń plebejska- dobrze wymierzony cios cepem bojowym lub morgenszternem kończył się wstrząśnieniem mózgu lub krwiakiem śródczaszkowym, w średniowieczu z reguły śmiertelnym.
 
Bonhart to był pozer i blagier co zginą z ręki kogoś kto miał może trzy lata praktyki w rzemiośle. Nie ma go po co przywoływać :p
 
Być może umiejętności szermiercze Jeźdźców zależały po prostu od świata- groźniejsi byli w "Wiedźminlandzie" niż u siebie? Jest to o tyle prawdopodobne, że u siebie nie budzili grozy w przeciwniku- byli normalnymi elfami, a nie tajemniczymi i niepokonanymi demonami?

Tutaj bym polemizował. Według cut scenek w W2 Geralt siekł jeźdźców jeszcze na Wyspie Jabłoni, a później wraz z Letho, Seritem i Eganem w Wiedźminlandzie jak już wspominałem. Nie zdziwię się jednak, jeśli w Dzikim Gonie jeźdźcy będą prezentowali zgoła inne umiejętności szermiercze.

Co do drugiej części nie będę dyskutował, bo aż tak bardzo się nie znam. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że płytówki chroniły ciało lepiej, a jednym z najgroźniejszych ataków było nic innego jak pchnięcie. Nie posiadam jednak wiedzy, czy widły faktycznie mogły przebić kolczugę, więc w tej kwestii zdaję się na Ciebie :).
 
Bonhart to był pozer i blagier co zginą z ręki kogoś kto miał może trzy lata praktyki w rzemiośle. Nie ma go po co przywoływać :p

Zginął bo miał stare kości i nie umiał skakać. W sumie gdyby Ciri zabiła go od tak sobie, to nic by nie zostało z imersji (jakoś jednak ją pokonał na ubitej ziemi, tak samo jak hanze doświadczonych grasantów).
 
Bo elfy generalnie nie wyróżniały się na tle ludzi w szermierce. Chodzi mi tu zwykłych żołdaków, przysłowiowe mięso armatnie Gonu. Za to elita najstarszych elfów w postaci Krogulca, Lisa i Króla Olch, to już zupełnie inny poziom.

Summa summarum zgodzę się z eustachym, że Avallac'h był najgroźniejszy i zdziwię się, jeśli to nie on będzie ostatecznym przeciwnikiem. Z drugiej strony nie ma co umniejszać Eredinowi przynajmniej jeśli chodzi o jego umiejętności robienia mieczem.

Subiektywne spekulacje, domysły i myślenie życzeniowe mode on:
Generalnie sobie wykoncypowałem, że w konkluzji historii Ciri zajmie się Krogulcem, a Geralt (najprawdopodobniej z pomocą Yen) zakończy historię Lisa.
 
Ciri w tym starciu miała cały czas pod górkę. Raz, że była mniejsza i słabsza fizycznie, a dwa, że było ciemno, a ona w nocy dobrze nie widziała, w przeciwieństwie do Eredina.
Geralt takich problemów by nie miał, a jeśli dodać do tego przepaść dzielącą go od Ciri pod względem wyszkolenia i doświadczenia, to dość szybko skończyłoby się elfie rumakowanie.
Oczywiście dupa wołowa to nie jest określenie do końca we właściwy sposób oddające poziom umiejętności szermierczych Eredina.
Takie trochę porównywanie, kto by wygrał w pojedynku Batmana z Kapitanem Ameryką.

Bonhart w ciemności nie widział. Dwóch wiedźminów usiekł. Zapewne był "wołową dupą" lecz jakaż to skuteczna dupa była.

---------- Zaktualizowano 21:33 ----------

Bonhart to był pozer i blagier co zginą z ręki kogoś kto miał może trzy lata praktyki w rzemiośle. Nie ma go po co przywoływać :p

Hmmm... Pozer i blagier na dźwięk imienia którego wszyscy co więksi bandyci w okolicy robili w gacie? Myślisz, że tak to jakoś AS widział? Chyba jednak nie:). A tych dwóch wiedźminów, których ukatrupił najprawdopodobniej wg Ciebie zabił we śnie. Ech...

PS. Nie, żebym był jakimś jego fanem, lecz pewną sprawiedliwość postaci trzeba oddać. Był chodzącą moralną zgnilizną. Lecz szermierzem (IMO) oraz wg. AS-a był przednim.
 
Last edited:
Hmmm... Pozer i blagier na dźwięk imienia którego wszyscy co więksi bandyci w okolicy robili w gacie? Myślisz, że tak to jakoś AS widział? Chyba jednak nie:). A tych dwóch wiedźminów, których ukatrupił najprawdopodobniej wg Ciebie zabił we śnie. Ech...

Ta, bo podzwanianie medalionami to dowód na to, że na ubitej ziemi zabił poprzednich właścicieli.

A tak na serio, Sapkowski i konsekwencja nie idą w parze. Raz wiedźmini to macherzy co w locie strzały zbijają, a zaraz potem normalnemu człowiekowi nie dostoją twarzą w twarz, bo trzeba takowego podkręcić na potrzeby fabuły. A potem ten "zabójca wiedźminów" ginie, bo się potkną. Rankingi, kto kogo by dał radę w oparciu o prozę pana Andrzeja to zabawa dla masochistów, co się lubują w dyskusjach czy Batman Supermana, czy jednak na odwrót.
 
Top Bottom