Główna linia fabularna ukończona, zostało jeszcze kilka pobocznych misji na Skellige, nie wiem czy jeszcze wrócę do gry.
Patrząc na recenzje naszych rodzimych serwisów, zastanawiałem się jakim cudem ta gra zbiera ósemki, przecież tyle osób nie może się mylić, to na pewno jakaś zmowa że gra zbiera dosyć niską ocenę w porównaniu do zagraniczniaków.
Teraz już wiem,wiem że grając w Dziki Gon czułem się jak by ktoś oddał mi do dyspozycji wiejski stół, ale stał nade mną i sam decydował co powinien jeść i w jakiej kolejności, dodatkowo niektóre przysmaki miały nieświeży zapach, inne zaś były przepyszne.
Fabularnie gra jest świetna, historia potrafi wciągnąć na tyle że nie chce się robić nic innego tylko dalej brnąć w główne misje, można się czasami złapać za głowę, jak mało czasu było poświęcone niektórym osobistościom, albo dlaczego po rozwiązaniu jakiejś historii nie otrzymałem odpowiedzi co dalej dzieje się z niektórymi postaciami, jak potoczyła się ich historia. Niektóre trochę odbiegały od swojego książkowego pierwowzoru, [Emhyr var Emreis] a niektóre świetnie wpasowały się w sagę. Nie chcę tu nikomu spoilerować, bo musiałbym opisać pewne przykłady, dlatego sobie daruję...
Mówiłem o głównej linii fabularnej, ale zadania poboczne i wiedźmińskie questy są równie fajne, prawie każde zadanie jest na swój sposób wyjątkowe, ma swoją odrębną ciekawą historię i potrafi zaskoczyć.
Na grafikę nie ma co narzekać, jest ładnie, choć mogło by być nie wiele lepiej, do pełni szczęścia brakowało niewiele, szczególnie jeśli chodzi o zasięgi rysowania czy trawę. W kość daje również paleta barw, w Białym Sadzie jest najgorzej, ostre jaskrawe kolory szybko męczą oczy, a wystarczyło dać jakieś filtry do wyboru, żeby każdy mógł grać jak chce. A grę, zamiast w maju, osadzić na jesieni, wtedy zmęczona roślinność jest juz dużo bardziej stonowana.
Jak już jestem przy grafice, to przejdę do tego jak gra wypadła technicznie, grałem na konsoli i trochę na słabym komputerze.
To co miejscami dzieje się na PS4 można określić tylko tak, tragedia do sześcianu, pożoga, płacz i zgrzytanie konsoli.
Gdy na niebie pojawiają się chmury a wraz z nimi deszcz, konsola dostaje ostro w tyłek, nie mam żadnego miernika klatek, ale można spokojnie stwierdzić że jest poniżej 30, prawdziwe połączenie tej masakry to deszcz i krzywuchowe moczary/Novigrad. Do tego non stop mamy do czynienia z doczytującymi się postaciami, trwa to od kilku sekund do 2 minut :O [w tym czasie niemożna do nikogo zagadać, bo albo nie widać żywego ducha, albo zwyczajnie nie ma odpowiedniego znacznika nad postacią]
Powodem dla którego oszczędziłem sobie najwyższy poziom trudności, były makabrycznie długie ładowania, można się śmiać, ale nie ma zbytniej przesady, zdążyłbym odkurzyć jeden z pokoi bądź wstawić wodę na kawę i ją zalać.
Byłem za to w szoku, jak gra chodzi na moim siedmioletnim chrupku, który jak by nie patrzeć jest jeszcze w poprzedniej generacji, można spokojnie ustawić wysokie, na niższych rozdzielczościach bądź niskie/srednie na fullhd, ale co bym nie ustawił, nie ma takiej degrengolady jak na PS4.
O muzyce się za dużo nie rozpiszę, bo według mnie ostro przebija to co było w dwójeczce, to co było w jedyneczce też, jest po prostu świetna i udaje się dzięki niej jeszcze bardziej wczuć w całą grę. Pan Przybyłowicz i Stroiński z Percivalem odwalili kawał niezłej roboty.
Kolejną łyżką dziegciu jest ekwipunek, nieczytelny totalnie skąpany w chaosie, na padzie tragedią jest manewrować pomiędzy okienkami, w rzeczach do użytku znajdziemy wszystko, widocznie panowie Redzi w szafie też mają tak poukładane, tu papier toaletowy, obok laptop, jakiś zeszyt obok szczotki do zębów, trochę żarcia, paczka gumek wszystko w jednym, po cholerę się męczyć skoro można mieć wszystko pod ręką w jednym miejscu.
A potem człowiek niczym Sherlock Holmes przeszukuje ekwipunek żeby móc włożyc na pasek jakiś eliksir czy jedzenie. Dobrze że nam tam mieczy nie utkneli, w końcu też są do użytku...
Na uwagę zasługuje również idiotyczny system zdobywania poziomów przez Geralta, najwięcej doświadczenia można mieć za wykonywanie questów czy to głównych czy pobocznych, nie ma tu zatem farmienia stworków żeby podnieść sobie poziom bo nie dostaniemy za nie wiele, a gdy dodamy że określone zadanie można wykonać tylko na określonych poziomach bo inaczej też dostaniemy jakieś ochłapy albo w ogóle nic, to już człowiekowi chętka do robienia misji odchodzi. Nie wiem kto wymyślił ów system, ale powinien jeszcze raz zastanowić się czy dobrze zrobił.
Za zadanie, powyżej naszego poziomu, takie z czerwoną czaszką, dostajemy bardzo mało doświadczenia, tak samo dzieje się z potworami czy ludźmi, jeśli załóżmy ubiliśmy takiego Katakana na wysokim mając sporo niższy level od niego zwyczajnie nie mamy szans wzbogacić się o większą liczbę punktów. Tak dzieje się też z zadaniami/stworzeniami oznaczonymi kolorem szarym, tyle że wtedy możemy punktów nie dostać wcale.
Dla ludzi którzy lubią rozwijać swoją postać do końca to totalna masakra, jeśli ktoś myślał że skończy grać z maksymalnym levelem to powiem już teraz, jest praktycznie niemożliwe do zrobienia.
Do walki ciężko przywyknąć, ale gdy już się to zrobi to sprawia wiele radości, system lockowania na oponencie lekko zawodzi, walka w pomieszczeniach daje nieźle w kość przez kulawą pracę kamery. Dobrze jest, nie być ograniczonym tylko do walki samym mieczem, myślenie podczas bitki pomaga, odskoki/doskoki używanie znaków ofensywnych/defensywnych jak na taką postać jak Geralt można się nieźle nagimnastykować i pokombinować. Na początku miałem problemy z walką, denerwowała mnie nieziemsko, ale ostatecznie stwierdzam że jest naprawdę spoko.
Na naszym szlaku potwory i bandyci to nie jedyne zagrożenie jakie spotkamy, możemy oberwać głupimi błędami, jak idiotycznym zachowaniem płotki podczas automatycznego biegu po drodze, w którym to nasz dzielny koń nagle się zatrzyma bo natrafił na jakiś kamyczek[dosłownie, kamyczek] albo gałązkę.
Ludzie są też zbyt defensywni, wprost przeciwnie do niektórych potworów jak utopce, które nonstop atakują, osaczają i pomimo małych obrażeń jakie od nich otrzytmujemy, potrafią narobić szkód.
Brakuje jakichkolwiek interakcji z kompanami, nawet po zakończeniu. Endgame jest wujowy, równie dobrze można już nie wracać do gry, jeśli nie ma się ukończonych wszystkich questów, chociaż wtedy też można nie wracać, bo nie dostaniemy nawet odpowiedniej ilości doświadczenia. No ale można chociaż poznać jakąś osobną historię. Jest bardzo mało losowych zdarzeń, a latanie za znacznikami żeby trafić na kolejne gniazdo z potworami czy obóz bandytów to zwykła strata czasu.
Specjalne miejsce, honorowe poświęcam ubiorom w jakich lata nasz Geralt z Rivii, to jest jakaś masakra, totalna niekanoniczna zagłada i plaga, płytowe zbroje kolorwe pajacowate kurteczki. Ciężko coś znaleźć dla siebie, jeśli jesteśmy zwolennikami standardowej mody wiedźmińskiej, kto by się spodziewał czegoś takiego w grze o... Wiedźminie?
Szczególnie ubiory z cechów, dają ciała po całości, kot wygląda jak nie z tej gry, strój gryfa to typowy beczkopancerz, na każdym tierze wygląda równie beznadziejnie, nie ma ubioru wilka i żmii, może to i dobrze, aż strach pomyśleć co by z tego wyszło. Najlepiej spisuje się chyba pierwszy tier Niedźwiedzia, luźna szata ze skórzanymi elementami, wygląda spoko. Gdzie się podziały te wdzianka z konceptów ja się pytam?
Kończę już ten przydługi wywód, ale na koniec powiem, że nie zawiodłem się tak do końca, szczerze mówiąc nie wiem co się stało, mam wrażenie że ktoś coś sobie zaplanował, a na końcu przyszedł niemiły pan i powiedział, to wyciąć tu ukrócić to zostawić tak jak jest tu trochę dodać żeby nie było za szaro i wyszedł, taki Wiedźmin 3. Gra o ogromnym potencjale, miała szanse stać się jedną z lepszych gier na dłużej niż tylko wątek główny i pare misji, które ogranicza poziom, niestety brakuje w niej endgame'u i żadne fabularyzowane dodatki tego nie naprawią. Także krew i wino czy serce z kamienia, nie czekajcie na mnie, obejdę się bez was.