Wiedźmin 3 - sugestie, marzenia i pobożne życzenia

+
Wtrącam się między gnoma, a jego nos i pozwalam sobie wrzucić tego posta.
Długo go męczyłem, ale skoro już wymęczyłem trzeba zamieścić.

Nars said:
No praktycznie ateista.

Ano ateista, w rzeczy samej ;)

- Nie wierzę w Melitele, nie wierzę też w istnienie innych bogów…

Ale w porządku, źle się wyraziłem.
Geralt nie wykluczał istnienia czegoś takiego jak przeznaczenie, niemniej pozostawał sceptyczny .

— Geralt?
— Tak, Calanthe?
— Nie wierzysz w przeznaczenie?
— Nie wiem, czy wierzę w cokolwiek.

Wiedźmini naturalnie recytowali zwyczajową formułkę "dasz mi to, co już masz a czego się nie spodziewasz…."
Tyle że prawo niespodzianki to tylko i aż legenda, jedna z opowieści, jakie towarzyszą członkom tej kasty od dziecka, stanowi część ich spuścizny, podobnie jak dwa miecze, eliksiry itd.
Z jednej strony wiedźmini niby wierzą, że dziecko przeznaczenia nie będzie wymagać prób, z drugiej jednak nie wierzą aby dzieciaki pozyskane na zasadzie prawa niespodzianki były w jakikolwiek sposób wyjątkowe.

- Czy wszystkie opowieści o Prawie Niespodzianki to legendy?
- Wszystkie. Przypadek trudno nazwać przeznaczeniem.

- Każde dziecko się nadaje. Decyduje selekcja. Później.

Z tego naszego Geralta to w ogóle straszny niedowiarek.

(…)zwyczajnie nie wierzę w twoje metafizyczne komunały o celach, planach i odgórnych zamysłach stwórców. Nie wierzę również w waszą słynną wieszczbę Itliny i inne proroctwa. Mam je, wyobraź sobie, za taki sam kit i humbug, jak twoje naskalne malowidło.

Biały Wilk był człekiem pragmatycznym, a wierzył w zasadzie w jedno.

- Pytasz w co w takim razie wierzę?
- Wierzę w miecz.

I to w nim między innymi lubię. Chłop twardo stąpa po ziemi.

nickstone said:
Moim zdaniem wiedźminów szkolono od dziecka, gdyż należało kandydatom odpowiednio "wyprać mózg" i wyposażyć w stosowna wiedzę, a to wymagało czasu. Wiedźmin musiał być przede wszystkim odpowiednio zmotywowany - jedynym jego celem jest walka z potworami czy odczynianie uroków itp. Miał on powstrzymywać się od innych działań (najemnictwo, przestępczość itd.) i to działając samotnie, przez całe życie, mimo istnienia ogromnej ilości pokus na ułatwienie sobie egzystencji.

Dobrze powiedziane, przygotowanie czysto fizyczne to jedno, psychika to rzecz zupełnie inna, kto wie czy taki mentalny trening nie jest zdecydowanie cięższy. W końcu nie każdy jest predysponowany do roli organicznej maszyny, zimnokrwistego zabójcy, precyzyjnego i chłodnego.

To może tłumaczyć fenomen Bonharta, prawdziwie nieludzkiego typa, który pod tym względem był nawet lepiej przystosowany niż wiedźmini, którym uczuć wyższych nie udało się wykorzenić. On nie miał tego problemu, bo zwyczajnie takich uczuć nie przejawiał.
Do tego dochodzą specyficzne warunki fizyczne. Wysoki, niesamowicie szczupły, a przy tym szalenie silny i szybki. Wyjątkowe połączenie cech uczyniło z niego absolutnie niezwykłego zabójcę.

Dlatego, szkolenie wiedźmińskie pojmuję znacznie szerzej niż mutacje, walka i wiedza o potworach.

Ano, to co odebrała Cirilla to w zasadzie podstawy, taki obóz treningowy, tymczasem walczy jak stary wyga, ustępuje wprawdzie wyraźnie Bonhartowi, ale mimo wszystko nieco za dobra jest biorąc pod uwagę krótki okres szkolenia i brak doświadczenia.
Olbrzymi potencjał magiczny dziewczyny autor przedstawił w sposób jak najbardziej wiarygodny (kwestia skoków w dowolnej chwili, w dowolny czas i miejsce to inna sprawa), ale tutaj AS popłynął.

Nars said:
Jak wspomniałem siła i szybkość Wieśka zależały od aktualnych wymogów fabularnych.

Siła i szybkość generalnie były na stałym poziomie. Z jednym wyjątkiem, ale uzasadnionym.
Mianowicie Geralt długo nie odzyskiwał pełni sił po srogim laniu jakie spuścił mu Vili na Thanned, laniu nieomal ze skutkiem śmiertelnym.
Zadany wiedźminowi proces rehabilitacji był mocno przyspieszony. Na tyle, że nerwy nie zdążyły się właściwie zregenerować, co skutkowało tym, że choć technicznie był w zasadzie sprawny w praktyce mieliśmy chwilami Geralta inwalidę. W starciu z gościem na proszku wiedźmin mógł się tylko bronić. Mobilność i szybkość znikały, Wiedźmin stawał się statyczny i względnie prosty do ubicia. Gdy kolano nie dokuczało mu specjalnie, wówczas owszem, był skuteczny jak zwykle, za to w skrajnych przypadkach nie mógł nawet stać. Dopiero w trakcie wywczasu w Toussaint wrócił do dawnej formy.
Garnitur umiejętności wiedźmina był z grubsza stały i niezmienny. Gdy bohater docierał do granicy własnych możliwości nie otrzymywał nagle fabularnego boosta z pupy tylko obrywał, tudzież ktoś przychodził mu w sukurs. Niemniej dopałki do umiejętności nie dostawał.

adventus said:
Mutacja to tylko dodatek, by łatwiej się wykonywało zlecenia i szybciej wracało do zdrowia w razie komplikacji.

Skoro to nic innego, jak tylko dodatek, to na co ten cały cyrk z mutacjami?
Czemu nie szkolić wiedźmaków hurtem, co roku setka albo i więcej?
Ano, nie da się.

-Przeżywa troje, najwyżej czworo na dziesięć(...) Ostra selekcja, bardzo ostra (…) i to na każdym etapie. Najpierw Wybór, potem Próby. A potem Zmiany. Ilu wyrostków dostaje w końcu medaliony i srebrne miecze? Jeden na dziesięciu? Jeden na dwudziestu?

Ładny mi dodatek, co to na starcie eliminuje (ze skutkiem śmiertelnym) większość kandydatów.
Mutacje to absolutna podstawa, warunek koniczny, by móc nazywać się wiedźminem.
Potem wieloletnie przygotowanie fizyczne i mentalne (w trakcie którego wykrusza się większość tych, którzy przeszli zmiany) i w końcu finał.
Nawet gdyby pominąć czynnik mutacji, Ciri i tak jest na względnie wczesnym etapie przygotowania do wiedźmińskiego fachu. Formalnie rzecz biorąc wiedźminką nie jest i w pełni nie zostanie nią nigdy. Aczkolwiek powinowactwo z przedstawicielami tejże kasty ma prawo odczuwać. W końcu, podobnie jak oni, dziewczyna pragnie walczyć ze złem tego świata, potworami, czy to w potworzej czy w ludzkiej skórze.

Vilgiego mogła po prostu magia wspomagać.

Nic nie wskazuje na to, żeby istniał rodzaj magii pozwalający na tak znaczący boost umiejętności.
Gdyby czarami można się było tak dopakować, po co w ogóle tworzyć wojowników na wzór wiedźminów?
Mało prawdopodobne.
Jestem pewien, że wytłumaczenia jest inne.

Na 99,9% Vilgefortz podobnie jak Geralt był mutantem. Nie wiedźminem, ale mutantem, człowiekiem zmienionym przez kastę druidów wśród których przebywał. Kto jak kto, ale ci mają wszystko, co do takich zabaw niezbędne. Zielarstwo w małym palcu, prawdopodobnie są też całkiem nieźle obeznani z genetyką i nie stronią od magii (nie jest tym samym konieczna asysta magów z zewnątrz).
Sam Vilgefortz przyznaje, że był chowany na druida.

- Druidzi z Kovirskiego Kręgu. Znaleźli mnie w rynsztoku w Lan Exeter.
Przygarnęli i wychowali. Na druida ma się rozumieć. Wiesz, kim jest druid.?
To taki mutant, włóczęga, który chodzi po świecie i kłania się świętym dębom.

Druidzi najpewniej tworzyli żołnierzy na wiedźmińską modłę. W każdym razie próbowali i przynajmniej w tym jednym wypadku z powodzeniem.
Mag musiał być mutantem, zwyczajnym człowiekiem po prostu nie mógł.

Czterokrotnie znalazł się w pozycji do kontrataku i ciosu. Czterokrotnie uderzył.
W skroń, szyję, pod pachę, w udo. Każdy z tych ciosów byłby śmiertelny. Ale każdy został sparowany.
Żaden nieczłowiek (znaczy żaden elf, krasnolud, czy potwór) nie zdołałby sparować takich cięć.
Geralt powoli zaczął rozumieć. Ale już było za późno.

No i broń Vilgefortza. W każdym popularnym systemie i zgodnie z kanonem fantasy, podstawowym orężem każdego szanującego się druida jest drąg, kij, kostur. Jak zwał tak zwał, ale tym właśnie posługuje się Vilgefortz, bo najpewniej do niego, nie zaś do miecza, był przyuczany.
Mutant, bankowo.
 
Last edited:
[...]
Ano, to co odebrała Cirilla to w zasadzie podstawy, taki obóz treningowy, tymczasem walczy jak stary wyga, ustępuje wprawdzie wyraźnie Bonhartowi, ale mimo wszystko nieco za dobra jest biorąc pod uwagę krótki okres szkolenia i brak doświadczenia.
Olbrzymi potencjał magiczny dziewczyny autor przedstawił w sposób jak najbardziej wiarygodny (kwestia skoków w dowolnej chwili, w dowolny czas i miejsce to inna sprawa), ale tutaj AS popłynął.
[...]

(Bonhart) Emocje, a raczej "brak" emocji na pewno pozwala bardziej skupić się na walce, własnym ciele, otoczeniu itd.. pozwala także na mniejsze prawdopodobieństwo dekoncentracji. Ale tu musiało być coś jeszcze :) Bonhart był po prostu "wyjątkowy" na swój sposób.

Zgadzam się w sumie ze wszystkim co napisałeś poza jednym.
Jeżeli już myślimy o mocach Ciri, tych które uzyskała poprzez geny to nie widzę żadnych przeciwwskazań by mogła "skakać w dowolnej chwili, w dowolny czas i miejsce". W prost przeciwnie, dla niej (po wprawieniu się) powinno być to równie łatwe jak dla nas otwarcie i przejście przez drzwi.
Całą heca z "kuglarską mocą" jest uzasadniona tylko i wyłącznie poprzez wymóg fabularny (ale mocno naciągany).
Brak dalszego rozwijania "mocy psionicznych" nie był błędem, ale szkoda, że później AS nie rozwinął i nie stosował "ciekawej" umiejętności (ale obawiam się, że mogła by to być zbyt potężna moc)
Szermierstwo-wiedźmiństw, Ciri ma w sobie coś z elfa ;) Nigdy nie słyszałem, by jakiś elf był wiedźminem (to chyba ludzka... profesja - ha). Poza tym Ciri również była... "mutantem" na swój sposób - eksperymentem genetycznym, który wyrwał się z pod kontroli.

Vilgefortz - genialnie i z dużą dozą prawdopodobieństwa przedstawiony (można było by tylko dodać kilka inncyh profesji, w których się sprawdził)
@eustachy_J23 good job ;)
 
Ano, to co odebrała Cirilla to w zasadzie podstawy, taki obóz treningowy, tymczasem walczy jak stary wyga, ustępuje wprawdzie wyraźnie Bonhartowi, ale mimo wszystko nieco za dobra jest biorąc pod uwagę krótki okres szkolenia i brak doświadczenia
Ale jaki moment jest rozpatrywany, że określasz Ciri jako wygę? Bo ja tam widzę u Ciri postęp w umiejętnościach walki, od zupełnego braku doświadczenia,
"Ciri została sama.
Sięgnęła po miecz. Klinga, która podczas treningów wyskakiwała zza pleców jak błyskawica, teraz za nic nie dawała się wyciągnąć, opierała się, grzęzła w pochwie jak w smole. Wśród wrzącego dookoła wiru, wśród ruchów tak szybkich, że aż rozmazujących się w oczach, jej miecz zdawał się nienaturalnie i obco powolny, wydawało się, że miną wieki, zanim wysunie się całkowicie. Ziemia trzęsła się i dygotała. Ciri nagle zorientowała się, że to nie ziemia. Że to jej własne kolana."
Krew Elfów
"Skomlik cofnął się, rozejrzał, nagle niespodziewanie skoczył, godząc w Ciri sztychem, wyciągnięty niby czapla z wystawionym dziobem. Ciri uniknęła pchnięcia krótkim zwodem, zawirowała. Przez sekundę widziała nabrzmiałą, pulsującą żyłę na szyi Skomlika. Wiedziała, że w pozycji, w jakiej się znalazł, nie jest w stanie uniknąć ciosu ani sparować. Wiedziała, gdzie i jak należy uderzyć.
Nie uderzyła."
Czas Pogardy
przez doskonalenie podczas bandytierki ze Szczurami, nie zawsze będąc po stronie wygranych,
"Ciri poczuła rozczarowanie i przemożną złość. Nie zostawiono jej nikogo. Zanosiło się na to, że nie będzie miała kogo zabić.
Ale był jeszcze jeden jeździec, jadący przed karetą jako laufer, lekkozbrojny, na szybkim koniu. Mógł uciec, ale nie uciekł. Zawrócił, zamłynkował mieczem i pomknął wprost na Ciri.
Pozwoliła, by dojechał, wstrzymała nawet lekko konia. Gdy uderzył, unosząc się w strzemionach, zwisła z siodła, zręcznie unikając ostrza, natychmiast wynurkowała, ostro odpychając się od strzemienia. Jeździec był szybki i zręczny, zdołał uderzyć jeszcze raz. Tym razem sparowała ukośnie, gdy miecz się ześlizgnął, cięła jeźdźca z dołu krótko, w kiść ręki, zawinęła mieczem w fincie na twarzy gdy odruchowo zasłonił głowę lewą ręką, zwinnie odwróciła miecz w dłoni i chlasnęła go pod pachę, ciosem, który godzinami ćwiczyła w Kaer Morhen. Nilfgaardczyk zsunął się z siodła, upadł, podniósł na kolana, zawył dziko gwałtownymi ruchami próbując tamować buchającą z pociętych arterii krew. Ciri przez chwilę przyglądała mu się jak zwykle zafascynowana widokiem człowieka zajadle i ze wszystkich sił walczącego ze śmiercią. Odczekała, aż się wykrwawi. Potem odjechała, nie oglądając się."
Chrzest Ognia
"- My te pościgi lekce sobie ważymy - oznajmiła, wycierając szalikiem nos, usta, podbródek i stół. - Prefekt, baron, Vamhageny! Ścigają, ale nie dościgną! My jesteśmy Szczury! Za Veldą zrobiliśmy trzy zygzaki i teraz ci durnie w piętkę gonią, wstecz zimnego tropu. Nim się połapią, będą za daleko, by zawracać.
- A niechby i zawrócili! - rzekł zapalczywie Asse, który jakiś czas temu przyszedł z warty, na której nikt go nie zastąpił i nie zamierzał zastąpić. - Poszczerbim ich i tyle!
- Pewnie! - krzyknęła ze stołu Ciri, zapomniawszy już, jak zeszłej nocy wiali przed pogonią przez wioski nad Veldą i jakiego miała wtedy stracha."
Wieża Jaskółki
po finałową walkę z Bonhartem, też przecież wygraną bardziej cudem, centymetr od śmierci. Sama wiedziała, że szanse ma prawie iluzoryczne.
Ja nie określiłbym umiejętności Ciri jako nieadekwatnych do jej doświadczenia. Geralt bez większego wysiłku mógł pokonać grupę wrogów używając do tego łyżki stołowej i nocnika. Ciri była dość dobrze wyszkolona w walce mieczem, powiedzmy że ponadprzeciętnie, ale jej przewagi wynikały raczej z zaskoczenia i niedocenienia przez przeciwnika. Którą walkę przed Bonhartem możnaby określić jako wymagającą? Eredin by z nią wygrał na rzece, ale sam się załatwił własnym ego.
Podsumowując. Była dobra, ale do bycia bardzo dobrą jeszcze jej sporo brakowało.

Co do Vilgefortza, stawiałbym jednak na magiczne ulepszenie. On był bardzo potężnym magiem, w pewnym momencie mającym najmocniejszą pozycję, to on decydował. Gdyby czymś więcej się wyróżniał, to inni czarodzieje by to wykryli, przed taką Tissaią de Vries mało co się mogło uchować. Nawet Triss potrafiła zaklęciami poddać swe ciało pełnej kontroli. Yennefer uczyła Ciri kontroli oddechu czy pracy serca, takie wprawki dla początkujących uczennic magicznego fachu. Myślę, że Vilgefortz mógł znacznie więcej. A Geralt miał pecha zetknąć się z tym czymś więcej.
Kostur jest atrybutem czarodzieja, nie druida, z którym bardziej kojarzy się sierp i jemioła.
 
Last edited:
Na 99,9% Vilgefortz podobnie jak Geralt był mutantem. Nie wiedźminem, ale mutantem, człowiekiem zmienionym przez kastę druidów wśród których przebywał. Kto jak kto, ale ci mają wszystko, co do takich zabaw niezbędne. Zielarstwo w małym palcu, prawdopodobnie są też całkiem nieźle obeznani z genetyką i nie stronią od magii (nie jest tym samym konieczna asysta magów z zewnątrz).
Sam Vilgefortz przyznaje, że był chowany na druida.



Druidzi najpewniej tworzyli żołnierzy na wiedźmińską modłę. W każdym razie próbowali i przynajmniej w tym jednym wypadku z powodzeniem.
Mag musiał być mutantem, zwyczajnym człowiekiem po prostu nie mógł.



No i broń Vilgefortza. W każdym popularnym systemie i zgodnie z kanonem fantasy, podstawowym orężem każdego szanującego się druida jest drąg, kij, kostur. Jak zwał tak zwał, ale tym właśnie posługuje się Vilgefortz, bo najpewniej do niego, nie zaś do miecza, był przyuczany.
Mutant, bankowo.
Kiedyś mi się swoją drogą przyśnił Wiedźmin 4. Zaczynało się jakieś sto lat po wydarzeniach z Sagi, w gryfiej szkole gdzieś w górach, jako młody gryfi adept. Trening nie został ukończony, także mutacja nie została przeprowadzona do końca - proces szkolenia przerwał atak Kaedweńców, a adepta ratuje druid nadzorujący Próby, który następnie wiezie go do Kręgu w Jamurlaku. Tam niedoszły wiedźmin zostaje druidem. Dalszych szczegółów nie pamiętam - coś tam z więzieniem, coś z ucieczką, a następnie główny bohater, wiedźminodruid, poznaje wiedźmina cechu Kota, który to sprowadza go z powrotem na wiedźmińską ścieżkę. Brzmi to dość głupio, niemniej wyśnione drzewko rozwoju było dość ciekawe, można było rozwijać zarówno umiejętności typowo wiedźmińskie, jak i druidzkie.

Choć po przebudzeniu pojęcia nie miałem, jak osoba wychowana przez druidów miałaby zabijać potwory.
Ale otwarty świat Ligi z Hengfors mi się spodobał. Szkoda, że więcej tego nie śniłem, nie zdążyłem dokończyć zlecenia na szczurołaki w Malleore.

Kostur jest atrybutem czarodzieja, nie druida, z którym bardziej kojarzy się sierp i jemioła.
View attachment 4369


View attachment 4370
View attachment 4371
View attachment 4372
 

Attachments

  • druid174.jpg
    druid174.jpg
    16.5 KB · Views: 34
  • f5druid.jpg
    f5druid.jpg
    16.9 KB · Views: 47
  • druid_sketch.jpg
    druid_sketch.jpg
    92.1 KB · Views: 55
  • tumblr_m9mumlLbde1rdjsp2o1_400.jpg
    tumblr_m9mumlLbde1rdjsp2o1_400.jpg
    22.1 KB · Views: 35
Vilgek, to w ogóle jest kawał niesamowicie standardowego, złego przekozaka-fantasy, który czego się nie dotknie, to jest w tym wybitny. Z bliżej nieokreślonych powodów szermierz tak dobry, że z przekozakiem Geraltem bawi się jak z dzieckiem. Tak potężny mag, że wampira wyższego zabija jednym ruchem. Tak zręczny polityk, że uczestniczy w wyścigu o przejęcie umiejętności Ciri, jednocześnie przez większość czasu pozostając incognito.

Ginie, zmylony przez medalion zdolny do wytworzenia prostych zaklęć iluzyjnych.

Tak się zastanawiam, do czego zdolna byłaby Tissaia de Vries, gdyby Sapek dał jej nieco pola do popisu. Czytając sagę odniosłem wrażenie, że autor sugeruje, iż to ona jest najpotężniejsza pośród żyjących magów (zdjęcie blokady w Garstangu jednym zaklęciem, które jednocześnie oszołomiło i przyblokowało resztę czarodziejów znajdujących się w pomieszczeniu, bezproblemowe przebicie iluzji Vilgefortza itp.).
 

Guest 3669645

Guest
Ja tam sobie umiejętności Vilgefortza w walce tłumaczyłem po prostu mocnym wspomaganiem magią :p Dopakowana szybkość, zręczność i do tego drąg, który jak rąbnie, to jakby 200 kilowe kowadło się na Ciebie zwaliło. Nie wiem czy takie sztuczki w tym uniwersum są możliwe, ale wiemy, że Vilgie był czarodziejem cholernie utalentowanym, więc całkiem możliwe.
 
Vilgek, to w ogóle jest kawał niesamowicie standardowego, złego przekozaka-fantasy, który czego się nie dotknie, to jest w tym wybitny. Z bliżej nieokreślonych powodów szermierz tak dobry, że z przekozakiem Geraltem bawi się jak z dzieckiem.

Czytając opis tej walki odniosłem wrażenie, że Vilgefortz używał czarów iluzyjnych, żeby kontrataki Geralta trafiały na jego zastawy. Z jakiegoś powodu tak wybitny szermierz jak Geralt był w tej walce zupełnie bezradny.

Tak potężny mag, że wampira wyższego zabija jednym ruchem. Tak zręczny polityk, że uczestniczy w wyścigu o przejęcie umiejętności Ciri, jednocześnie przez większość czasu pozostając incognito.

Ginie, zmylony przez medalion zdolny do wytworzenia prostych zaklęć iluzyjnych.

Efekt zaskoczenia. Vilgefortz spodziewał się po wiedźminie znaków, na pewno nie innych czarów.
Tak się zastanawiam, do czego zdolna byłaby Tissaia de Vries, gdyby Sapek dał jej nieco pola do popisu. Czytając sagę odniosłem wrażenie, że autor sugeruje, iż to ona jest najpotężniejsza pośród żyjących magów (zdjęcie blokady w Garstangu jednym zaklęciem, które jednocześnie oszołomiło i przyblokowało resztę czarodziejów znajdujących się w pomieszczeniu, bezproblemowe przebicie iluzji Vilgefortza itp.).

Trudno powiedzieć. Magia jest rozwiązana w Wiedźminlandzie w sposób dość interesujący- czarodzieje wybierają sobie określoną specjalizację, w której próbują osiągnąć mistrzostwo. Tissaia mogła nie mieć większego pojęcia o magii bojowej.
 
Tissaia de Vries była Arcymistrzynią Magii. Yennefer, która była swego czasu uczennicą de Vries i przecież też posiadała ponadprzeciętne możliwości, była Mistrzynią. Triss na tej skali ląduje gdzieś na szarym końcu.
 
Trudno powiedzieć. Magia jest rozwiązana w Wiedźminlandzie w sposób dość interesujący- czarodzieje wybierają sobie określoną specjalizację, w której próbują osiągnąć mistrzostwo. Tissaia mogła nie mieć większego pojęcia o magii bojowej.

Wydaje mi się, że nie istnieje w Wiedźminlandzie coś takiego jak "bojowy" odłam magii. Każdy rodzaj magii można wykorzystać w boju. Nawet specjalizacja w uzdrawianiu nie przeszkadzała Triss w rzucaniu ofensywnych zaklęć, czy walce w bitwie pod Sodden.
 
A ja mam nadzieję, że jednak coś z "Coś się kończy coś się zaczyna" będziemy mieli w tej bądź innej formie do czynienia.

Czekaja na W3 warto sobie przypomnieć całą sagę + dodatki = na wesoło (Andrzej Sapkowski-Coś się kończy coś się zaczyna audiobook)
https://www.youtube.com/watch?v=rPO1_cnPJj4

Przynznam się, że dawno czytałem i już wszystkiego nie pamiętałem :D (Podejście alternatywa ale zawsze)
 
Ostatnio ponownie natknąłem się na fanowski utwór Miracle of Sound "Ploughing a Troll" i stwierdziłem, że genialna rzeczą by było, gdyby zamieścić ten utwór w grze jako easter egg. Przykładowo w jakiejś karczmie siedzi brygada chlejących krasnoludów i w którymś momencie zaczynają śpiewać ten utwór. Wyszłoby co najmniej ciekawie :D
 
Last edited:
Nadal żywię marzenie, że twórcy zmienią system podnoszenia przedmiotów na taki który pozwala przeszukiwać wrogów także w czasie walki, ale za to nie zatrzymuje czasu gry, tylko trochę spowalnia (coś za coś). Dość w Wiedźminie 1 natrudziłem się usiłując przeszukać Magistra i Salamandrę z 2 runami do miecza srebrnego i 2 setkami orenów leżącego w kopalni, przez którą uciekaliśmy przed królową kikimor, i dosyć napociłem się w W2 usiłując przeszukać zabite we mgle na początku 2 aktu Draugiry, żeby wyciągnąć z nich komponenty do zbroi (później gdy dostawaliśmy te komponenty mieliśmy na sobie zbroję maga z Nilfgaardu (Iorweth), lub zbroję z Ban Ard (Roche), a one były średnio o 5 punktów obrony lepsze).
 
Byłoby superowo, gdyby w Wiedźminie 3 zostało wytłumaczone kim był zamachowiec, który zaatakował Foltesta w Outro Wiedźmina 1. Bo towarzysz Letho to być nie mógł, w końcu on sam planował zamach przez kilka miesięcy z Iorwethem.
Byłoby fajnie, gdyby próba sparowania wymienionych w książkach potworów, np. gryfa, oszluzga, gigaskorpiona... kończyłaby się natychmiastową śmiercią. Byłby to zarazem smaczek dla fanów cyklu wiedźmińskiego, jak i gracze musieliby wysilić swoje szare komórki, aby objąć specjalną taktykę(no chyba, że w dzienniczku przeczytaliby).
Ucieszyłbym się również, gdyby CDP RED poprawił daty, bo są one strasznie pogmatwane. Wg zwiastunu i tego co na forum w Wiedźminie 3 powinien być luty, a nie wiosna. Oczywiście wiem, że są na to znikome szanse, ale zawsze jest szansa, że to ktoś przeczyta. W końcu uporządkowanie dat jest raczej łatwe w stosunku do zaprogramowania sztucznej inteligencji postaci.
 
Byłoby superowo, gdyby w Wiedźminie 3 zostało wytłumaczone kim był zamachowiec, który zaatakował Foltesta w Outro Wiedźmina 1. Bo towarzysz Letho to być nie mógł, w końcu on sam planował zamach przez kilka miesięcy z Iorwethem.

To był towarzysz Letho na tym filmiku widać wyrażnie w 0:30, że koło Letho i Geralta stoją Serrit, Egan i rugi zakapturzony wiedźmin, czyli najpewniej niedoszły królobójca.
 
To był towarzysz Letho na tym filmiku widać wyrażnie w 0:30, że koło Letho i Geralta stoją Serrit, Egan i rugi zakapturzony wiedźmin, czyli najpewniej niedoszły królobójca.

To ktoś, kto pisał dialogi popełnił gafę... Letho, w ostatniej konwersacji, mówi, że tylko jemu oraz Serritowi i Eganowi, zostało zlecone przez Emhyrka. Wspomina także o 2 innych wiedźminach ze szkoły węża, których imion nie pamięta. Także nie wiem..
 
To był towarzysz Letho na tym filmiku widać wyrażnie w 0:30, że koło Letho i Geralta stoją Serrit, Egan i rugi zakapturzony wiedźmin, czyli najpewniej niedoszły królobójca.

Jak wiemy Cesarz obiecał reaktywować Szkołę Żmiji, co pomimo jego możliwości mogło wydawać się niemorzliwe. Dlatego aby udowodnić Wiedźminom z Cechu Żmii swoje możliwości postanowił podarować im nowego świerzowyprodukowanego przyjaciela (pełna sumienność i możliwości Cesarza mogły wywrzeć na Letho wrażenie które prezentuje nam w Epilogu). W Sadze mieliśmy okazję przekonać się że w przypadku kiedy Cesarz bądź całe cesarstwo podejmuje jakieś działania, zawsze ma to na celu więcej niż jeden powód. Letho wspominał o tym że Cech Żmii zdawał się być powołany właśnie w ramach eliminacji Gonu, natomiast Cesarz, wiedząc o zagrożeniu ze strony Gonu mógł by zyskać niezwykle cenne wsparcie dostosowane do przeciwnika ( już sam Henselt zwracał uwagę na walory posiadania armi wiedźminów). Biorąc pod uwagę natomiast zarys pomysłu na ,,Laboratorium Popiela" może się okazać że mutanci Jakuba produkcji Azara, zainspirowali Cesarskich specjalistów (z pomocą Declana w Wyziemie) do analizy jego eksperymentów i podjęcia własnych prób z uzupełnieniem formuły nieudolnie odtwarzanej przez renegata (dlatego właśnie zamachowiec jako nie stworzony w Wiedźmińskiej szkole nigdy nie otrzymał znaku cechowego który zbędnym był dodatkowo w pierwszej misji jego nowego życia).

Jeśli chodzi o Wiedźmina z retrospekcji będąc młodszym mógł postanowić odłączyć się od grupy (choćby z powodu Yenefer) i samemu wyruszyć w świat szukając nowych doświadczeń i wyćwiczenia wciąż nie ustabilizowanej w jego przypadku profesji. Właśnie o nim mógł wspominać Letho a także właśnie z jego powodu nie wspominać o ,,nowym nabytku" który dołączając do świeżo utworzonych Królobójców mógł być łudząco podobny do poprzednika i na swój sposób go zastępować. Jak pamiętamy Letho miał lekko automatyczne podejście do śmierci ( sam jako wiedźmin nie posiadał uczuć) traktując śmierć przyjaciół z Cechu jako część normy Wiedźmińskiego fachu. Tym bardziej ,,nowy nabytek" będąc zbuntowanym mógł samozwańczo podjąć się próby zamachu nie informując o tym Letho. Natomiast nie znając go zbyt dobrze Letho mógł potraktować nieudany zamach jako utrudnienie i skupić się na naprawie sytuacji zamiast zbuntowanym samozwańczym nowicjuszu którego prawie nie znał w ogóle.

Dlatego właśnie prawdopodobnie zależnie od kwestii importu w W3 spotkamy Letho bądź właśnie czwartego Wiedźmina który brał udział w starciu poddrzewem Wisielców i znał Geralta (sam mógł dołączyć pod koniec pościgu spotykając przyjaciół i inspirując się poświęceniem Geralta w odnalezienie Yenefer) .
 
Jak wiemy Cesarz obiecał reaktywować Szkołę Żmiji, co pomimo jego możliwości mogło wydawać się niemorzliwe. Dlatego aby udowodnić Wiedźminom z Cechu Żmii swoje możliwości postanowił podarować im nowego świerzowyprodukowanego przyjaciela (pełna sumienność i możliwości Cesarza mogły wywrzeć na Letho wrażenie które prezentuje nam w Epilogu). W Sadze mieliśmy okazję przekonać się że w przypadku kiedy Cesarz bądź całe cesarstwo podejmuje jakieś działania, zawsze ma to na celu więcej niż jeden powód. Letho wspominał o tym że Cech Żmii zdawał się być powołany właśnie w ramach eliminacji Gonu, natomiast Cesarz, wiedząc o zagrożeniu ze strony Gonu mógł by zyskać niezwykle cenne wsparcie dostosowane do przeciwnika ( już sam Henselt zwracał uwagę na walory posiadania armi wiedźminów). Biorąc pod uwagę natomiast zarys pomysłu na ,,Laboratorium Popiela" może się okazać że mutanci Jakuba produkcji Azara, zainspirowali Cesarskich specjalistów (z pomocą Declana w Wyziemie) do analizy jego eksperymentów i podjęcia własnych prób z uzupełnieniem formuły nieudolnie odtwarzanej przez renegata (dlatego właśnie zamachowiec jako nie stworzony w Wiedźmińskiej szkole nigdy nie otrzymał znaku cechowego który zbędnym był dodatkowo w pierwszej misji jego nowego życia).

Jeśli chodzi o Wiedźmina z retrospekcji będąc młodszym mógł postanowić odłączyć się od grupy (choćby z powodu Yenefer) i samemu wyruszyć w świat szukając nowych doświadczeń i wyćwiczenia wciąż nie ustabilizowanej w jego przypadku profesji. Właśnie o nim mógł wspominać Letho a także właśnie z jego powodu nie wspominać o ,,nowym nabytku" który dołączając do świeżo utworzonych Królobójców mógł być łudząco podobny do poprzednika i na swój sposób go zastępować. Jak pamiętamy Letho miał lekko automatyczne podejście do śmierci ( sam jako wiedźmin nie posiadał uczuć) traktując śmierć przyjaciół z Cechu jako część normy Wiedźmińskiego fachu. Tym bardziej ,,nowy nabytek" będąc zbuntowanym mógł samozwańczo podjąć się próby zamachu nie informując o tym Letho. Natomiast nie znając go zbyt dobrze Letho mógł potraktować nieudany zamach jako utrudnienie i skupić się na naprawie sytuacji zamiast zbuntowanym samozwańczym nowicjuszu którego prawie nie znał w ogóle.

Dlatego właśnie prawdopodobnie zależnie od kwestii importu w W3 spotkamy Letho bądź właśnie czwartego Wiedźmina który brał udział w starciu poddrzewem Wisielców i znał Geralta (sam mógł dołączyć pod koniec pościgu spotykając przyjaciół i inspirując się poświęceniem Geralta w odnalezienie Yenefer) .

Fantazjujesz przednio, napisz jakąś opowieść ;)

Ciężko mi podejrzewać, że jakiś niezwiązany z nikim wiedźmin ze szkoły pantofelka (to taki żart nawiązujący do tego, że jego medalion jest tak mały, że niewidoczny gołym okiem), postanowił używając stylu walki wiedźminów ze szkoły żmiji (2 sztylety), zabić Foltesta. Raczej nie wysłali go na tą misję niezadowoleni druidzi z bagien (ci którzy planowali zrobić manifestację przeciwko królowi). Z kolei rewelację o dołożonym dodatkowym wiedźminie przez przypadek, lub o jego przedziwnym pochodzeniu i motywach mnie nie przekonują. Szczególnie że ów wiedźmin pojawił się w epilogu wiedźmina 1, po którym od razu zapowiedziany został...

WIEDŹMIN 2 o podtytule

ZABÓJCY KRÓLÓW opowiadający o zabójcach królów ze szkoły żmiji.
 
Mam marzenie:
- żeby powróciło moje słodkie: BYWAJ!
- żeby krew osadzała się na mieczu jeśli przed chwilą usiekliśmy przeciwnika, żeby nie znikała po 2 sekundach, w W1 było to świetnie zrobione,
- żeby pojawili się też przeciwnicy tacy jak kusznicy, łucznicy, rzucający nożami albo toporkami i żeby po podejściu do nich zmieniali broń, na przykład z łuku na nóż jak w W1,
- żeby Vesimir był siwy jak w W1, a Geralt biały,
- żeby mój stary dobry medalion powrócił (może być ten z W3 ale), żeby nie znikał podczas przemierzania rubieży Novigradu, aby był widoczny zawsze lub opcja wyłączenia podczas wędrowania czy dialogów była do wyłączenia, żeby ostrzegał mnie przed magią lub potworami, w dialogach czy podczas biegania po świecie, żeby drgał, żeby świeciły mu się oczy, może nawet lekko syczeć ale cicho takim "tępym bólem".

EDIT:

- żeby aktywna pauza (czy tam "spowolnienie czasu") którą włączamy aby wybrać petardę/kuszę/eliksir/nóż włączała się i zostawała póki jej nie wyłączę tym samym przyciskiem lub, żeby była to opcja do włączenia/wyłączenia.
- żeby była możliwość włączania i wyłączania poszczególnych elementów HUD'a, aby można było sobie wyłączyć mini-mapę, zostawić medalion na ekranie, wyłączyć paski przeciwników i w razie potrzeby kiedy się zgubimy otworzyć piękną, dużą mapę gry (gdzie tez będzie możliwość wyłączenia wszystkich strzałek, znaków zapytania, wykrzykników i tak dalej) i szukania drogi na mapie gdzie oznaczono tylko północ i nic więcej.
- żeby kiedy zranimy przeciwników widać na ich ciele było cięcia, krew, otwarte rany, ubytki pancerza, połamane blachy, żeby tarcze się rozpadały, w W1 to było.

- i żeby można było wyłączyć "inteligentną kamerę", żeby można było oddalać kamerę od bohatera według uznania, żeby kamera zaraz zza pleców, taka jak przy zwykłem chodzeniu była dostępna i można było ją włączyć, w W1 nikomu taka nie przeszkadzała.

- i dalej, żeby Geralt mógł jeść i pić WSZYSTKO co jest jadalne lub do wypicia. Po co nam były śmieci w W2? Niech dają 1 na 100 p. zdrowia ale niech da się je zjeść, niech zrobią ładną animację, Geralt już taki jest mutant, że już nawet jeść nie może?
 
Last edited:
Top Bottom