Wiedźmin - Opowiadanie

+
Wiedźmin - Opowiadanie

Kilka miesięcy temu mając chwilę wolnego czasu postanowiłem sobie napisać krótkie opowiadanie dotyczące Wiedźmina.
Chciałbym się teraz podzielić nim z Wami i wystawić je na waszą ocenę.
Jest to mała część z tego co stworzyłem, ot taki smaczek. :)
Jak się spodoba dam resztę, dodam że aktualnie mając chwilę "tworzę" dalej. :construction:

PS. Niektóre zdania zapożyczyłem z samej sagi. ;)

I
*
Obudził się w środku nocy, jego twarz naznaczona była kroplami potu. Przez wielkie okno warowni wpadało jasne światło księżyca.
Korytarzami zamczyska hulał mroźny wiatr. Na skraju jego łóżka siedziała kobieta, jej nagie ciało okrywała tylko ciemna opończa. Kruczoczarne loki z burzą spadały na ponętne ramiona. Wstał, opierając się na łokciach, kobieta odwróciła się.
Spojrzała mu w oczy, lekko kiwnęła głową, jej czarne lśniące loki zafalowały, kaskadą spłynęły z ramienia.
- Nie ruszaj na szlak, nie szukaj mnie, nie mogę... Podąża za tobą śmierć. Jej fiołkowe oczy zapłonęły, w bladej trójkątnej twarzy.
- Wiem, jestem wiedźminem, śmierć podąża za mną krok w krok, nie może mnie dosięgnąć i zadowala się innymi. Nie będę odwracał się za siebie.
- Nie jedź za mną, nie szukaj mnie, zrób to dla mnie Geralt. Pocałowała go w usta i położyła się obok niego.
Oboje zasnęli, przytuleni do siebie, kochający się.


*
Od zachodu niebo jaśniało od błysków. Księżyc rozświetlał okolicę. W oddali, na północy widać było zrujnowane zamczysko, wiedźmińskie siedliszcze - Kaer Morhen.
Wiedźmin obudził się, przysiadł na derce. Blask ognia przygasł, a komary już nie gryzły, dzięki ognisku, tliło się.
Postanowił wstać, ruszyć na szlak nim słońce wzejdzie. Chciał czym prędzej dostać się na południe, w okolice Czarnego Lasu w Angrenie.
Wiedział że tam może ją znaleźć, był tam ktoś, kto mógł jej pomóc.
Musiał ją odnaleźć, musiał ją zobaczyć. Wiedział że wyprawa będzie ciężka i daleka.
Jego droga prowadziła przez południowy szlak, ku brodom na Likesli. Na prawo i lewo dzika puszcza. A po puszczy, jak wieść niesie, krążą różne niedobre stworzenia.
- Pojedziemy dzisiaj wcześniej niż zwykle, Płotka. Wziął cebrzyk wypełniony wodą, zalał ognisko, zadeptał butem, nie chciał wzniecić pożaru
.

*
Było niespełna południe gdy na rozstaju dróg zobaczył przypięte ogłoszenie.
- Nareszcie jakaś robota, ja się najem do syta, a i tobie Płotka kupię owsu.
Podjechał do słupa, był stary i spróchniały, naznaczony dziurami po orędziach.
Usłyszał za sobą szelest, ktoś skradający się nie mógł o tym wiedzieć.
Lekko i powoli odwrócił się, Płotka parskała głaskana przez bladą, młodą kobietę. Była brudna, w takim stanie jej wiek trudno było określić.
- Kim jesteś? - Zapytał, ściągając dłoń z rękojeści miecza.
Kobieta spojrzała na niego, w jej oczach było coś dziwnego. Nie odpowiedziała, stała w bezruchu przyglądając się wiedźminowi.
- Kim jesteś? - Zapytał ponownie, zrobił krok do przodu.
Jej twarz pobladła bardziej, odwróciła się do niego, niepewnie i bojaźliwie.
Ruszyła wargami, jakby chciała coś powiedzieć, zamarła z otwartymi ustami.
Na skraju lasu, zaraz za spróchniałym słupem coś trzasnęło, zaryczało, zahuczało.
Nieznana mu kobieta uciekła, zostawiając po sobie niknący w dali krzyk. Nie dowiedział się kim jest, nie interesowało go to teraz.
Wiedźmin wiedział co się święci, stworzenie na skraju lasu wyglądało jak wąż, około dwa sążnie długości, ciemnobrązowy kolor długiego ciała.
Spostrzegł żółte, ruchliwe, haczykowate odnóża, płaskie segmenty długiego tułowia i zorientował się, że to nie wąż. Że to coś znacznie gorszego.
Pamiętał jak trzy lata wcześniej, w Brokilonie, natknął się na ciała ludzi, a raczej na to co z nich zostało.
Nie miał ochoty skończyć podobnie jak oni, sięgnął po miecz i ruszył na wielkiego skolopendromorfa.


*
Stwór broczył we krwi, czerwona plama powiększała się na piaszczystym skraju gościńca.
Wiedźmin przetarł rękawem twarz, naznaczoną kropelkami krwi.
Stał przez chwilę, uważnie wysilając zmysły w poszukiwaniu dziwnej kobiety. W około było cicho jak makiem zasiał.
- Jak myślisz, kim mogła być ta kobieta? - zagadnął do Płotki.
- Ciekawi mnie co tutaj robiła, sama w środku lasu.
Podszedł do słupa, zerwał ogłoszenie i schował do torby.
Wiedźmin wskoczył na siodło. Trącił konia piętą i ruszył przed siebie.
Nad jego głową las szumiał miliardem gałęzi i setkami miliardów liści.

 
Top Bottom