Wszystko o Batmanie (i uniwersum DC)

+
jakoś nie leży mi ten muscle car w roli batmobil'a ...

Jak zobaczę sam film, może zmienię zdanie.
Zmienisz zdanie. To auto pasuje do tej odsłony.
Wszystko w tym filmie jest dobrze dobrane i spójne. Jest to bardzo udana produkcja. Owszem, jak ktoś chce, można się przyczepić do jakichś drobiazgów, jak w każdym filmie. Komuś może być za długi. Warto jednak film zobaczyć bo jest to kawał dobrego kina, które podchodzi do gatunku w nieco inny sposób i to mi się podoba. Z przyjemnością oglądałbym kolejne części w tym klimacie. Jest w tym spory potencjał.
 
Świat najnowszego Gacława wydaje się taki, organiczny, naturalny, spójny. Bardzo podoba mi się stylistyka, realizm Nolana podlany gotykiem Burtona. Gotham, brudne miasto które nigdy nie śpi. Świetne zdjęcia. Historia na szczęście unika błędów związanych z zbyt dużą liczbą przeciwników, bo w centrum cały czas jest Riddler, a Pingwin, czy inny Falcone pojawiają się naturalnie wtedy kiedy trzeba, bo są integralną częścią świata, z którą w interakcje wchodzi Batman. Gra aktorska na konsekwentnie na wysokim albo bardzo wysokim poziomie. Postacie, nawet te poboczne nie są jednowymiarowe. Bruce ciągle się uczy, zbiera doświadczenie, popełnia błędy, wyciąga wnioski. Najnowszy film pokazuje chyba najlepiej jak niezbędna i ważna dla sukcesu Gacka jest jego współpraca z Gordonem, jak bardzo na sobie wzajemnie polegają. W końcu też dostaliśmy detektywistyczną historię, przez co wszystko wydaje się mimo znajomych motywów świeże i atrakcyjne.

Iść do kina i oglądać.

Mam dwie teorie.

  • W drugiej części Gacława Robinem zostanie syn zabitego burmistrza. Bruce widzi podobieństwo między sobą a nim, więc weźmie go pod skrzydła, by młody nie popełnił jego błędów i nie cierpiał jak on. Pattinson w wywiadzie już stwierdził, że chciałby Robina w filmie, a takie wypowiedzi niemal nigdy nie są przypadkowe.
  • Ten zielony płyn jaki wstrzyknął sobie Batman w finałowej walce, by pomóc Catwoman, to jakaś protowersja venomu, z której korzysta Bane. Adrenalina tak nie wygląda, a sam Bruce wpadł w niemal bersekerowski szał i zabiłby faceta własnymi rękami, gdyby nie interwencja Gordona.
 
Obejrzałem i ja.

Hype miałem niesamowity, zapowiedzi były baaaardzo obiecujące. A co dostałem? Mam takie dziwne uczucia po seansie. Nie mieszane, dziwne. Niby wszystko fajnie, niby ekstra, niby na takiego Batmana czekałem, ale... jest trochę drobnych upierdliwych minusów.

Plusy:

+ klimat jest dość gęsty, ten film na pewno ma swoją stylistykę, twórcy "czuli" co chcą wykreować i ta kreacja bardzo mi się podoba
+ świetne zdjęcia, kto ma w pamięci iście komiksowe kadry z pierwszego Blade'a ten znajdzie tutaj dużo dobra
+ aktorzy są świetnie dobrani i robią taką robotę, jakiej się można było spodziewać. Pattinson jest świetnym wcieleniem Batmana, Pingwin jest fantastyczny, Gordon również
+ Batman w klimatach zagadki kryminalnej, nawet w wersji bieda - Fincher to coś świeżego i potrzebnego, dobrze że fabuła kręci się wokół tego
+ motyw przewodni i jego umiejscowienie w poszczególnych scenach, ekstra

Minusy:

- to chyba pierwszy film, w którym tak bardzo przeszkadza mi kategoria wiekowa. Rzeczy na ekranie dzieją się takie, że baaaaaardzo nienaturalnie wygląda brak krwi w niektórych scenach, można to było lepiej zamaskować. Do tej stylistyki krew jest nieodzowna, oglądanie jak facet ma masakrowaną twarz ciężkim narzędziem a potem ujęcie na twarz, na której nie widać po tym śladów wybija mnie z immersji, a takich fragmentów jest co najmniej kilka
- film jest za długi, a zakończeń to ma chyba tyle co Powrót Króla
- końcówka za bardzo nolanuje, w stronę tego nieznośnego nolanowego patosu, too much
- sceny akcji są bardzo nędzne, żadna nie zapada w pamięć, wykonanie też jest dyskusyjne, zwłaszcza jeden stunt
- o tym, że postacie ewoluują i czegoś się uczą dowiaduję się z narracji z offu, w ogóle nie widać tego na ekranie, ogólnie postaci są w tym filmie bardziej rekwizytami w fajnym świecie i nośnikami fabuły niż postaciami z krwi i kości, każdą da się opisać w kilku słowach, ale z nimi nic się w trakcie nie dzieje, brakuje mi bardzo widocznej przemiany i podróżny bohaterów
- muzyka poza motywem przewodnim przezroczysta

Generalnie był potencjał na sporo więcej, a tak w filmie brakuje trochę bardziej zapadających w pamięć scen i momentów, do których chciałoby się wracać, lepszego humoru, fajniejszych scen, czegoś bardziej wyrazistego. To jest spoko film, ale ma zerowe dla mnie replayability, w przeciwieństwie do takiego TDK, którego sam prolog jest lepszy od każdej sceny w The Batman. Czegoś zabrakło.

Tak szczerze, to gdyby obedrzeć z całych serialowych didaskaliów taniutkiego Daredevila od Netflixa, to on lepiej realizuje tę stylistykę niż nowy Gacek, zwłaszcza (zwłaszcza!) w scenach akcji, które jak ulał pasowałyby do tego filmu zrealizowane właśnie w ten sposób.

z sympatii do projektu 7/10
 
Prawdę mówiąc mam mieszane uczucia, niby pierwszorzędna produkcja, jest klimat, gra aktorska (Choć zdaniem mojej siostry Pattison jak zwykle gra na jedną minę), ale z drugiej muzyka w tym filmie zdaje się w ogóle nie istnieć, a scenariusz od pewnego momentu to jakaś porażka.

Riddler biedny księgowy z przedmieść był w stanie sam rozpracować całe zgniłe powiązania Gotham, bo akurat mieszkał obok pubu gdzie akurat takie elity się zbierały, (W ogóle te jego gadki o życiu w sierocińcu z szczurami, czy komuś XXI wiek się pomylił z Olivierem Twistem? Jaki współczesny amerykański sierociniec tak wygląda?) W dodatku zna tożsamość Batmana i film kompletnie nic z tym nie robi, Pattison wzrusza na to po prostu ramionami i się tym nie przejmuje.
Gordon który za współpracę z Batmanem już dawno powinien ponieść jakieś konsekwencje zwłaszcza jak pozwolił mu uciec z komisariatu, za to powinien dostać zwolnienie w najlepszym wypadku.
Batman który przy scenie z zakładnikiem dostaje bombą na mordę i nie ma nawet najmniejszych śladów oparzeń czy choćby zadrapań, (A sam facet po cholerę siedział cicho, logicznie rzecz ujmując większe miał szanse przeżyć zdradzając Falcona)
Zoe Kravitzs, chudziutka niska kobieta bez większego problemu na jedną rękę podnosi prawie dwumetrowego gościa w ciężkiej zbroi, Pingwin niby jest spoko, ale w zasadzie można by go wyciąć z tej historii zupełnie i nic by na tym fabuła nie straciła, a wręcz dobrze byłoby ją skrócić, bo film się strasznie niepotrzebnie dłuży.
Pattison olewający dziedzictwo Waynów, w sumie nie wiadomo dlaczego, co on w ogóle robi całymi dniami, odsypia nocki? Jako Wayne mógłby osiągnąć dla Gotham znacznie więcej niż jako Batman i jest kolejną interpretacją gacka która tego nie robi.
Ale chyba największą głupotą jaką tu zobaczyłem, że autentycznie złapałem się za głowę, jak Pattison nie skojarzył że "skrzydlaty szczur" odnosi się do niego. The World Greatest Detective, k**** ***.
Ogółem widzę że chcieli z tego Batmana zrobić Seven, ale Mattowi mocno nie pykło w scenariuszu, gdyby jego Batman był choć w połowie tak bystry jak ten z TAS czy gier Arkham to większości zdarzeń w filmie nie miałyby w ogóle miejsca.

Meh.
 
Choć zdaniem mojej siostry Pattison jak zwykle gra na jedną minę
Siostra widziała The Lighthouse? Jak nie to polecam. Wg mnie Pattinson już dawno pozbył się łatki Zmierzchu i praktycznie w każdym filmie gra bardzo dobrze.
W dodatku zna tożsamość Batmana i film kompletnie nic z tym nie robi, Pattison wzrusza na to po prostu ramionami i się tym nie przejmuje.
Nie zna. Poza tym, gdy Batman myśli, że Riddler wie kim jest to jest autentycznie przerażony, więc jakoś tam się przejmował.
Gordon który za współpracę z Batmanem już dawno powinien ponieść jakieś konsekwencje zwłaszcza jak pozwolił mu uciec z komisariatu, za to powinien dostać zwolnienie w najlepszym wypadku.
Mimo, że ta ich "narada" mogła wyglądać na sztuczna biorąc pod uwagę ich współpracę to raczej żaden normalny przełożony nie zwolni go za to, że Batman mu przyłożył.

Batman który przy scenie z zakładnikiem dostaje bombą na mordę i nie ma nawet najmniejszych śladów oparzeń czy choćby zadrapań
Zgadzam się, mogło bardziej go poturbować.
Zoe Kravitzs, chudziutka niska kobieta bez większego problemu na jedną rękę podnosi prawie dwumetrowego gościa w ciężkiej zbroi
Nie pamiętam tej sceny, ale biorąc pod uwagę cały film na pewno nie wyglądało to tak sztucznie jak w Hawkeye, gdzie sceny walki Kate Bishop z bandziorami wyglądały mega naciąganie.
Pingwin niby jest spoko, ale w zasadzie można by go wyciąć z tej historii zupełnie i nic by na tym fabuła nie straciła
Dla mnie obecność Pingwina ustawia jego postać pod kolejne filmy i zwiększa wiarygodność świata, postać nie bierze się znikąd.

Pattison olewający dziedzictwo Waynów, w sumie nie wiadomo dlaczego, co on w ogóle robi całymi dniami, odsypia nocki? Jako Wayne mógłby osiągnąć dla Gotham znacznie więcej niż jako Batman i jest kolejną interpretacją gacka która tego nie robi.
I'm Vengeance. Chyba kilka razy w filmie jest powiedziane, że tego Bruce'a Wayne'a nic nie obchodzi oprócz bycia Batmanem, bycia Zemstą.
 
Siostra widziała The Lighthouse? Jak nie to polecam.
Ona w ogóle nie cierpi Pattisona, co prawda sam Lighthouse nie oglądałem, ale wątpię by w jego grze aktorskiej w tamtym filmie mogło być coś, co mogłoby zmienić jej zdanie.
Przecież go nazywał Brucem Waynem, z tego co pamiętam.

Mimo, że ta ich "narada" mogła wyglądać na sztuczna biorąc pod uwagę ich współpracę to raczej żaden normalny przełożony nie zwolni go za to, że Batman mu przyłożył.
Sam fakt, że doprowadził do sytuacji, że dał mu szansę na ucieczkę ("Spoko chłopaki, zostawcie mnie z nim samym na 5 minut, na pewno nic złego się nie wydarzy, nie trzeba zachowywać ostrożności") powinno się na nim odbić, choćby zabierając odznakę czy broń za samą niekompetencję. Poza tym nikt tam z olejem w głowie nie powinien był uwierzyć, że to przywalenie było przypadkiem.
 
Przecież go nazywał Brucem Waynem, z tego co pamiętam.
Na początku tak to brzmi, ale potem mówi coś w stylu "Bruuuuuce Wayyyyyyne...tylko jego nie złapaliśmy". Z tym, "wiem, kim naprawdę jesteś" to chodziło, że wg Riddlera Batman to jego prawdziwa tożsamość, a człowiek pod maską to tylko przebranie.
Sam fakt, że doprowadził do sytuacji, że dał mu szansę na ucieczkę ("Spoko chłopaki, zostawcie mnie z nim samym na 5 minut, na pewno nic złego się nie wydarzy, nie trzeba zachowywać ostrożności") powinno się na nim odbić, choćby zabierając odznakę czy broń za samą niekompetencję. Poza tym nikt tam z olejem w głowie nie powinien był uwierzyć, że to przywalenie było przypadkiem.
Jasne, pewnie niektórzy z policjantów uznali to za "ustawkę" ale chodziło mi o to, że nic mu nie mogą udowodnić. Z tym przywaleniem to chyba właśnie tylko potwierdziło przypuszczenia innych policjantów, że Batman to zbir jak inni, a Gordon robi źle pomagając mu.
 
Prawdę mówiąc mam mieszane uczucia, niby pierwszorzędna produkcja, jest klimat, gra aktorska (Choć zdaniem mojej siostry Pattison jak zwykle gra na jedną minę), ale z drugiej muzyka w tym filmie zdaje się w ogóle nie istnieć, a scenariusz od pewnego momentu to jakaś porażka.

Riddler biedny księgowy z przedmieść był w stanie sam rozpracować całe zgniłe powiązania Gotham, bo akurat mieszkał obok pubu gdzie akurat takie elity się zbierały, (W ogóle te jego gadki o życiu w sierocińcu z szczurami, czy komuś XXI wiek się pomylił z Olivierem Twistem? Jaki współczesny amerykański sierociniec tak wygląda?) W dodatku zna tożsamość Batmana i film kompletnie nic z tym nie robi, Pattison wzrusza na to po prostu ramionami i się tym nie przejmuje.
Gordon który za współpracę z Batmanem już dawno powinien ponieść jakieś konsekwencje zwłaszcza jak pozwolił mu uciec z komisariatu, za to powinien dostać zwolnienie w najlepszym wypadku.
Batman który przy scenie z zakładnikiem dostaje bombą na mordę i nie ma nawet najmniejszych śladów oparzeń czy choćby zadrapań, (A sam facet po cholerę siedział cicho, logicznie rzecz ujmując większe miał szanse przeżyć zdradzając Falcona)
Zoe Kravitzs, chudziutka niska kobieta bez większego problemu na jedną rękę podnosi prawie dwumetrowego gościa w ciężkiej zbroi, Pingwin niby jest spoko, ale w zasadzie można by go wyciąć z tej historii zupełnie i nic by na tym fabuła nie straciła, a wręcz dobrze byłoby ją skrócić, bo film się strasznie niepotrzebnie dłuży.
Pattison olewający dziedzictwo Waynów, w sumie nie wiadomo dlaczego, co on w ogóle robi całymi dniami, odsypia nocki? Jako Wayne mógłby osiągnąć dla Gotham znacznie więcej niż jako Batman i jest kolejną interpretacją gacka która tego nie robi.
Ale chyba największą głupotą jaką tu zobaczyłem, że autentycznie złapałem się za głowę, jak Pattison nie skojarzył że "skrzydlaty szczur" odnosi się do niego. The World Greatest Detective, k**** ***.
Ogółem widzę że chcieli z tego Batmana zrobić Seven, ale Mattowi mocno nie pykło w scenariuszu, gdyby jego Batman był choć w połowie tak bystry jak ten z TAS czy gier Arkham to większości zdarzeń w filmie nie miałyby w ogóle miejsca.

Meh.

Generalnie się zgadzam, ale zarzutu do co muzyki osobiście nie rozumiem, bo na moje ucho jest to jeden z najlepszych OST użytych w produkcjach z Gackiem :p Motyw przewodni długo mi jeszcze grał w głowie i był dużym czynnikiem wpływającym na ogólną atmosferę Gotham, w której się zakochałem i jest dla mnie największym plusem filmu (i przez którą czekam nawet teraz na serial, który planowałem niemal zignorować, bo ileż można).
 
Generalnie się zgadzam, ale zarzutu do co muzyki osobiście nie rozumiem, bo na moje ucho jest to jeden z najlepszych OST użytych w produkcjach z Gackiem
Co mogę powiedzieć, dla mnie brzmi to jak jeden z tych generycznych soundtracków, które lecą gdzieś tam w tle ale w ucho nie wpadają i szybko się o nich zapomina. Z motywu głównego tego filmu pamiętam że był, ale za nic nie potrafiłbym go sobie przypomnieć bez ponownego obejrzenia.
 
Generalnie po niecałym miesiącu od obejrzenia nie pamiętam chyba ani jednego ciekawszego dialogu, gagu. Czarna dziura. Jest to dla mnie jakiś wyznacznik mehowości. To nie TDK, który ma mnóstwo pamiętnych scen dla których warto wrócić do filmu.

Motyw główny to JEDYNA rzecz, jaką pamiętam z filmu z tych bardziej charakterystycznych, ciary. Także tego.
 
Mam podobnie. Film mi się podobał (byłem na wersji 4D) ale trudno mi sobie przypomnieć moment, który urzekł mnie bardziej niż reszta.
Swoją drogą na HBO Max zaraz będzie to sobie człowiek przypomni xd
 
Generalnie po niecałym miesiącu od obejrzenia nie pamiętam chyba ani jednego ciekawszego dialogu, gagu.

  • Cała sekwencja pościgu batmobilem, od ujawnienia pojazdu do ostatniego ujęcia
  • Scena w korytarzu, gdzie jedynym źródłem światła był płomień wylotowy lufy
  • Pierwsze wjeście Batmana do Iceberg Lounge
  • Dialog w Arkham z Riddlerem gdzie wszyscy myślimy (z Batmanem włącznie), że Edward zna tożsamość gacka
  • Konfrontacja między Brucem i Falconem zresztą tak samo jak i między Falconem i Seliną
  • Rozmowa z rannym Alfredem w szpitalu
 
  • Cała sekwencja pościgu batmobilem, od ujawnienia pojazdu do ostatniego ujęcia
  • Scena w korytarzu, gdzie jedynym źródłem światła był płomień wylotowy lufy
  • Pierwsze wjeście Batmana do Iceberg Lounge
  • Dialog w Arkham z Riddlerem gdzie wszyscy myślimy (z Batmanem włącznie), że Edward zna tożsamość gacka
  • Konfrontacja między Brucem i Falconem zresztą tak samo jak i między Falconem i Seliną
  • Rozmowa z rannym Alfredem w szpitalu
Dorzucę jeszcze początkowa scenę wprowadzenia Batmana, gdzie pokazany jest strach wśród bandytów i ostatecznie świetne wyjście Mrocznego Rycerza z cienia. Dla mnie jedna z lepszych scen w całym filmie.
 
Tak, pierwsza scena jest spoko.

Natomiast co co wymienił @Nars :

1648485886863.png


Czy raczej oczywiście "What!?". Serio nic. Oglądałem uważnie. W szczególności z Riddlerem nie wiem o co chodzi <drapie się po głowie>. No nic, widać taki już mój los :)
 
  • Cała sekwencja pościgu batmobilem, od ujawnienia pojazdu do ostatniego ujęcia
  • Scena w korytarzu, gdzie jedynym źródłem światła był płomień wylotowy lufy
  • Pierwsze wjeście Batmana do Iceberg Lounge
  • Dialog w Arkham z Riddlerem gdzie wszyscy myślimy (z Batmanem włącznie), że Edward zna tożsamość gacka
  • Konfrontacja między Brucem i Falconem zresztą tak samo jak i między Falconem i Seliną
  • Rozmowa z rannym Alfredem w szpitalu
Ubiegłeś mnie, plus „wyjście” wymienione potem (bardzo mocne), ale jeszcze

- obserwowana przez Zagadkę scena w domu burmistrza (myślałam, że to mały Bruce)
- zamach na Alfreda (przeplatanka z jadącym Batkiem, że może zdąży, a tu dym z wieżowca)
- cała sekwencja widziana oczami Celinki, bardzo dynamiczna
- ostatnia scena Batka i Celiny (dwie różne drogi na motorach, on patrzy w lusterko, ona nie)

Naprawdę chętnie obejrzę trzeci raz, już na HBO.
Muzyka niesie ten film, btw. Me gusta.
 
No spoko, ja też pamiętam że takie sceny były jak o nich piszecie, nawet mi się podobały. Ale imo żadna z nich nawet nie stoi obok spotkania Jokera z mafią, scen na przyjęciu w Wayne Tower czy prologów z TDK albo nawet TDKR, wysadzenia szpitala.. . Żaden dialog nie zbliża się do opowieści o bandycie z Birmy. W ogóle dobrego dialogu albo gagu to też nie pamiętam z The Batman.

Tamte sceny (i jeszcze kilka innych) już zapisały się w historii kinematografii. Miarą jakości filmu jest to, że raczej żadnej z tych z The Batman nie czeka taki los. Historia nas rozsądzi :)

Film fajny ale taki nieco przezroczysty, na przekór gęstego klimatu. Bez historii, jak to się mówi.
 
Dobrze że mi przypomnieliście o Alfredzie, bo też była głupia scena:
Film mówi nam, że ten Alfred jest byłym agentem, szyfrantem kodów, stara się od wielu dni złamać kody Nigmy, widzi listy jakie ten zostawia Batmanaowi. Po czym jeden z tych listów trafia do Bruce'a, ten po cholernym charakterze pisma nie potrafi poznać, że to list od tego samego gościa, i jeszcze dłuższą chwile zajmuje mu zorientowanie się że coś jest nie tak i trzeba uciekać. I znów, bomba wybuchnęła mu na tyle blisko że w prawdziwym życiu nie miałby szans tego przeżyć, ale tym razem trafia do szpitala i ma jakieś obrażenia, więc i tak lepiej niż w wcześniej sytuacji gdy Batman dostał bomba po mordzie i nic mu nie było.
[/ISPOILER]
 
Top Bottom