Skoro prawie wszyscy noszą broń i standardowym sposobem rozwiązywania sporów jest strzelanina, a w dodatku normalnym strojem są kuloodporne wdzianka (w co bardzo wątpię, bo materiał sukienki być może nie przepuści pocisku, ale ten pocisk razem z sukienką i tak rozwali wątrobę), to zgodnie z zasadą wyścigu zbrojeń, wielką popularnością powinna się cieszyć amunicja penetrująca, która sprawia, że wisienki na torsie tracą rację bytu, bo akurat w tym wyścigu broń ma znaczną przewagę, o czym już dawno przekonali się rycerze. Chyba że każdy obywatel wychodzi po zakupy w pancerzu bojowym.
Nie bardzo rozumiem, jak redzi sobie wyobrażają świat Cyberpunku, ale przecież nie da się tworzyć zorganizowanej społeczności z handlem, edukacją, transportem itp, jeśli wszędzie trwa stan permanentnych działań wojennych. Gdyby było tak, jak się to przedstawia w powyższych notkach, to należałoby przyjąć, że Night City zamieszkują wyłącznie cyberzabójcy, handlarze organami, najemnicy na usługach korporacji i masy różnorakich gangsterów. To jak z grami Bethesdy, w których co kilka metrów można się natknąć na starożytne ruiny nietknięte stopą człowieka, lochy ze skarbami albo inne zapotworzone siedliska zła. A wszystko to o krok od miast i wiosek. Albo i pod nimi. To są światy bardzo nierealne, stworzone wyłącznie jako tło dla gracza, właściwie dekoracje. A redzi chyba jednak starają się stworzyć coś bardziej wiarygodnego. Wielomilionowe miasto zamieszkane przez uzbrojonych po zęby Kalifornijczyków, którzy tylko czekają na swoją codzienną sąsiedzką wymianę kul jakoś mnie nie przekonuje.
Zakładam więc, że nie mówimy tutaj o całej społeczności miasta, a tylko o tym specyficznym wycinku żyjącym na krawędzi, obok normalnych ludzi.