Forumowa filmówka

+
Po seansie Strażników Galaktyki tylko jedno chodzi mi po głowie - chcę więcej :). Film strasznie przyjemny w odbiorze, fajni i ciekawi bohaterowie, fantastyczna muzyka itd.Jedyny minus to to, że na następną część trzeba czekać 3 lata :cry:.
Pod koniec rozmarzyłem się nad możliwościami zaistnienia Strażników w grach komputerowych. Przykładowo RPG od Bioware ( wziąć mechanikę z Mass Effecta, polać to jakąś fajną fabułką i hit gotowy) czy oddać to Telltale Games, którzy by zrobili kolejny świetny tytuł.
 
Wiem, że to nie nowina (wspominała o tym Cylonka Kama ponad dwa miesiące temu), ale teraz trafiłem na trailer BIRDMAN.


Może być ciekawe :).
 
Zabrałem się ostatnio do kina na nowy film Allen'a "Magia w blasku księżyca". Szczerze powiedziawszy nie do końca byłem przekonany co do tego filmu. Po ostatnich jego filmach zacząłem odnosić wrażenie, że jego forma się obniża... Ale ten film mnie miło rozczarował :p
Okazuje się, ze jest to świetny film żeby wybrać się z drugą połową na seans :)
Nadal widać, co prawda, ten styl Allen'owski. Akcja filmu potrafi czasem mocno spowolnić, ale na dłuższą metę i oceniając całokształt to wychodzi całkiem nieźle. Widać przygotowanie się do tematu i ci co mieli okazję kiedyś przyjemność poczytać coś na tematy tej prawdziwej magi i prawdziwych magików, iluzjonistów to powinni odnaleźć drobne i subtelne nawiązania. Już wcielenie głównego bohatera w osobę Chińczyka Wei Ling Soo to nawiązanie do Chung Ling Soo.
Jest to bardzo fajnie opowiedziana historia miłosna, z ciekawie wykreowanymi bohaterami. Co prawda, w niektórych momentach uproszczenia fabularne są zbyt jaskrawe jak dla mnie, ale żeby bardziej uwiarygodnić całość, to potrzebowalibyśmy dodatkowej godziny a to było by już za wiele, a same te uproszczenia aż tak nie przeszkadzają i się to odpuszcza. O samym zarysie fabularnym nie będę pisać, bo to każdy może przeczytać w opisie filmu. Mogę jednak powiedzieć, że film ten zyskuje gdyż wydaje się bardziej osobisty niż ostatnie filmy. Przez to może całość wydaje się lepiej pokazana, bardziej autentyczna (?). Powszechnie wiadomo, że Woody Allen jest ateistą i w tym filmie ukazuje spór wiary z racjonalizmem i całość wydaje się całkiem inteligentnie zrealizowana, a jednocześnie lekko, z fajnymi dialogami i z fajnym humorem. Dzięki temu wszystkiemu film robi naprawdę mile wrażenie, także polecam jakby ktoś się zastanawiał na co się wybrać z dziewczyną/chłopakiem :).
 
Przed chwilą skończyłem oglądać w kinie Strażników Galaktyki, film jest genialny, przebił mój ulubiony film Fazy II, Thora 2, i oceniam go na równi z Avengers. Chyba najlepszy pod względem humoru film Marvela dotąd. Nie czeka się tutaj na dobre momenty, bo w każdej chwili jest świetnie, każda scena jest super. A Łajka mnie r*******a.
@szincza dzięki za wyprowadzenie z błędu :D Jakoś Łajka mi się częściej obijała o uszy, to i skojarzenie przyszło.
 
Last edited:
Przed chwilą skończyłem oglądać w kinie Strażników Galaktyki, film jest genialny, przebił mój ulubiony film Fazy II, Thora 2, i oceniam go na równi z Avengers. Chyba najlepszy pod względem humoru film Marvela dotąd. Nie czeka się tutaj na dobre momenty, bo w każdej chwili jest świetnie, każda scena jest super. A Łajka mnie r*******a.

To nie była Łajka, tylko Cosmo.
 
Biała laska ma grać Azjatkę?

http://hatak.pl/artykuly/margot-robbie-jako-bohaterka-aktorskiego-ghost-in-the-shell

Ogólnie to jestem daleki od hejtu na pomysł kręcenia takiego filmu, nawet dialogi po angielsku by mi tutaj pasowały mimo iż akcja rozgrywa się w japońskim mieście. Ale biała aktorka? Nie.

PS. Chociaż robienie remake'u filmu Oshiiego podczas gdy z pierwowzoru da się jeszcze wiele wycisnąć uważam za głupotę, ale ja w ogóle nie przepadam za remake'ami.
 
Przecież z pewnością akcja nie będzie osadzona w Japonii, tak jak w większości amerykańskich rebootów/remaków, fabuła zapewne zostanie osadzona w jakiejś metropolii znajdującej się w USA. Zatem nie zobaczymy Motoko Kusanagi, tylko jej zachodnie alter ego.
 
W takim razie Stevenowi już dziękujemy.



W sumie wolałbym aktorską adaptację w wydaniu japońskim. Gantz, Yatterman, Death Note, to wszystko były fajne filmy, Amerykanom wyszedł tylko Crying Freeman (choć to nie była stricte amerykańska produkcja).
 
Przypomniało mi się, że obejrzałam sobie niedawno "47 roninów".
Wolałabym chyba o tym jednak nie pamiętać...

Gdybym wcześniej poznała opis filmu, to bym była srodze rozczarowana, na szczęście miałam mgliste pojęcie, o czym jest historia - i dzięki temu rozczarowałam się tylko doraźnie.
Efekty specjalne ujdą, myk z przenikaniem się mitologii z rzeczywistością też in plus, ale cała reszta to już, proszę państwa, ból. Ból ogromny. Dialogi drewniane, bardziej od nich drewniana była tylko gra aktorska - w tym lubiana swego czasu Kijanka, która udowodniła, że posiada nader ograniczony repertuar min i wypowiedzi na wydechu. Albo może za późno pożałował udziału w produkcji i tak chciał się zemścić? Sporym błędem było realizowanie scen po angielsku, bo koszmarnie kaleczony akcent drażnił ucho; spokojnie mogli pozwolić aktorom na granie w rodzimym języku, być może zagraliby wówczas lepiej, bo by bardziej wiedzieli, co właściwie mówią?
Liczyłam mocno na japońską estetykę, czyli minimalizm formy i jego wszechobecność, ale za mało było takich scen, niestety. Za duży chaos. A gdzie regularność, gdzie idealna symetria, gra kolorów, kontrastów i światła? Jak na lekarstwo. No i kurczę, czemu?
Jeszcze się chwilę poznęcam nad fabułą czy też jej zamysłem (bo na realizację litościwie spuszczę zasłonę milczenia)...
To nie była ciekawa historia. Za dużo sztampy i patosu, a w gruncie rzeczy nie tylko nic nowego, ale jeszcze płytko bardzo. Że ktoś Dobry chce się zemścić na kimś Złym, bo ów Zły zrobił coś Bardzo Złego i nawet nakaz poniechania zemsty nie działa, bo nie może, tak Bardzo to Złe było złe i wobec tego wszyscy wiedzą, że spokojnie można być nieposłusznym. Serio? Biczpliz, to już Kopciuszek miał więcej dramaturgii.
Nie pomaga nawet fakt, iż (potężny spoiler)
za nieposłuszeństwo czeka mimo wszystko kara, chociaż wszyscy wokół wiedzą, że buntownicy mieli rację.
Ja rozumiem - w zamierzeniu to miało nadać właśnie jakiejś głębi całym okolicznościom przyrody; uwydatnić tragizm sytuacji, a jednocześnie podkreślić, czym dla Japończyka jest honor. Nic jednak nie poradzę, że zbyłam finał wzruszeniem ramion, bo nijak mnie nie poruszył ani nie skłonił do większych przemyśleń.
I chyba wiem, dlaczego. Może gdyby nie ładowali morału łopatą do głowy, to by było fajniej? Wszak Japonia to synonim subtelności i aluzyjności. A tu młotem przez łeb, subtelność, że hej.

Ja bardzo tego filmu nie polecam, bo jeśli ktoś lubi dalekowschodnie klimaty i Keanu Reevesa, to po seansie może przestać.
 
Last edited:
Biała laska ma grać Azjatkę?

http://hatak.pl/artykuly/margot-robbie-jako-bohaterka-aktorskiego-ghost-in-the-shell

Ogólnie to jestem daleki od hejtu na pomysł kręcenia takiego filmu, nawet dialogi po angielsku by mi tutaj pasowały mimo iż akcja rozgrywa się w japońskim mieście. Ale biała aktorka? Nie.

PS. Chociaż robienie remake'u filmu Oshiiego podczas gdy z pierwowzoru da się jeszcze wiele wycisnąć uważam za głupotę, ale ja w ogóle nie przepadam za remake'ami.

Rupert Sanders ("Królewna Śnieżka i Łowca") reżyseruje



@undomiel9 współczuję 47 Roninów...
 
@undomiel9
Ale to nie jest japoński film, żeby się tak czepiać braku formy i głębi. To jest hollywoodzkie spojrzenie na Japonię, które dało się wcześniej zauważyć chociażby w "Ostatnim Samuraju". Ja się tam Kurosawy ani Ozu nie spodziewałem (a brak wyrazu twarzy Keanu akurat jakoś mi pasował do tego japońskiego). Nie uważam co prawda, żeby film jakoś się wybijał, ale nie jest IMO najgorszy (zwłaszcza że oparty na komiksie). A, i podobało mi się zakończenie.
 
Last edited:
@undomiel9
Ale to nie jest japoński film, żeby się tak czepiać braku formy i głębi. To jest hollywoodzkie spojrzenie na Japonię, które dało się wcześniej zauważyć chociażby w "Ostatnim Samuraju". Ja się tam Kurosawy ani Ozu nie spodziewałem (a brak wyrazu twarzy Keanu akurat jakoś mi pasował do tego japońskiego). Nie uważam co prawda, żeby film jakoś się wybijał, ale nie jest IMO najgorszy (zwłaszcza że oparty na komiksie). A, i podobało mi się zakończenie.
Jakiś czas temu znajomy interesujący się Japonią popełnił taki wpis masakrujący 47 Roninów ;)

Zacznijmy od oprawy wizualnej w postaci panu filmowego. Cała feudalna Japonia, która powinna wyglądać jak Japonia przedstawiona w „ostatnim samuraju”, niestety wyglądała jak pradawne Chiny z filmu „Hero” (w którym to filmie też wszystko było przekolorowane do bólu, ale takie miało właśnie być). Wszystko było chińskie. Architektura, stroje, część broni, zbroje, siodła, oraz samo otoczenie naturalne. Jedyny element otoczenia jaki występuje w Japonii to bambusy, które na ekranie są w jednej scenie przez 20 sekund.
Stroje japońskiej księżniczki (oczywiście kochającej keanu revesa bez pamięci, oraz bez powodu!) były projektowane przez tego samego stylistę, który projektował stroje Padme Amidali! Nie żartuję. Oczywiście stroje samurajów – tradycyjne kimona też były jakoś żałośnie udziwniane, miały jakieś dziwne sterczące kołnierze, oraz elementy nie pasujące do niczego. Fryzury bardziej przypominały futurystyczne popierdolenie przedstawione w „igrzyskach śmierci”, a zbroje i Miecze KIPIAŁY OD PLASTIKU. Ale tak tragicznie… że to aż bolało. Jakby reżyser powiedział „załatwcie mi 100 mieczy, 100 wakizashi, 100 tanto, 100 zbroi samurajskich… wasz budżet to 800 dolarów na wszystko! GOGOGO!”. Jeden z bosów levelu (phh oczywiście) był magiczną zbroją w postaci 3 metrowego samuraja. Jegomość widnieje na plakacie. Był wykonany wyłącznie z czarnego plastiku, lekko chlapniętego srebrną farbką do figurek. Miał prze to wyglądać na starą zbroję, a wyglądał na właśnie plastikową machniętą srebrną farbką Miecze to samo. Ja rozumiem że nie używa się jako rekwizytów autentycznych katan, ale na litość Boską coś co przypomina katanę a nie wygina się na boki przy każdym machnięciu.
BUSHIDO
O przedstawionym honorze i kodeksie samuraja nie wypowiem się bo film miał tyle wspólnego z Japonią co 4 pancerni i pies.
STORY!
Młody chłopiec który jest pól białasem ucieka od tajemniczych demonów nie wiadomo czemu i jak, ale od razu wiadomo o nim wszystko. Zostaje adoptowany przez ważną personę. Zakochuje się w nim już w dzieciństwie córka jego wybawcy, a szef samurajów nienawidzi bo jest białasem.
Dorasta, umie super walczyć mieczem. Zabija nieistniejące bestie z bajek (na pewno nie japońskich!) po czym dostaje wpierdol za to bo nie wolno mu nic i nikt go nie lubi.
Dochodzimy do prawdziwej historii, gdzie w wyniku spisku pana Kiry umiera samobójczo Pan Ako – Asano. Niestety tutaj też dochodzi do rozczarowań. Zaczyna się od turnieju mortal kombat zorganizowanego dla Shoguna Tokugawy. Niestety Tokugawa to uwaga… obszerny grubas w złotym kimonie, z uwaga ZŁOTYM WIADREM na głowie (I shit you not… złotym wiadrem! Ewentualnie kociołkiem. Nawet miał taką „aureolę” która była tak przymocowana że wyglądała jak uchwyt od wiadra zarzucony do tyłu!). A więc spisek wyglądał tak że najpierw czempion Raidena – liu kang… yyy to jest czempion ako :> został zaczarowany i nie mógł stawić się na pojedynku, więc z panem pusta zbroja bił się keanu reaves. Jak to się wydało Tokugawa się wkurzył (pewnie był głodny od czekania na tą walkę) i zaczęły się dziać jakieś absurdy a następnie wiedźma służąca Panu Kira (ostatniemu bosowi filmu) wyczarowała z jego zawiści i zazdrości pająka. Ten pająk zamiast ugryźć Pana Asano zesrał mu się do ust (nie żartuję! Na niebiesko) – przez co został zaczarowany i zranił śpiącego Kirę. Za to został skazany na śmierć. Córka Asano ma rok żałoby a potem musi poślubić Kirę i Kira przejmuję prowincję ako – wygania wszystkich samurajów a ich herszta zamyka w więzieniu na rok.
Kończy się roczny wyrok samuraja (nie pamiętam jego imienia bo pomimo że powinien być centrum wydarzeń był całkowicie nieistotny) po czym pierwsze dnia zwołuję całą armię roninów i udaję się po białasa który został sprzedany na niewolnika by walczyć na arenie z wymyślonymi potworami z innej mitologii. Pan Kira stwierdza że jednak głupotą było wyganiać samurajów zamiast ich zabić i więzić ich przywódcę bo szykuje się wpierdol. DUUUUH. Samuraj odbija białasa w serii bezsensownych scen pościgu ,gdzie zabijają kilkanaście osób, których wcale nie musieli zabijać, oraz unikając ognia 100 karabinów od ludzi, którzy nie mogli mieć zielonego pojęcia czemu i do kogo strzelają. Kończy się pożarem całego miasta, które ma jedno wyjście i wystarczy stłuc jeden lampion by stanęło w płomieniach. YOU HAD ONE JOB! Oh warto wspomnieć że pojawia się tu zobie boj – który też jest na plakacie. Myślałem że będzie mini-bosem levelu. Ale nie. Umieścili go w filmie bo jest medialny i nadaje się na plakat. Lecz miał kwestie z 5 słów i widniał na ekranie 8 sekund. Może w wersji reżyserskiej zobaczymy go więcej np. 12 sekund!
Uciekli. Samurajowie oddają sobie bez sensu swoje Miecze- dziedzictwa pokoleń mówiąc „bierz, znajdę sobie nowy fajniejszy”. Tak to ma sens. Następnie biadolą że muszą zdobyć Miecze. Udają się do miejsca gdzie kuje się wszystkie Miecze w Japonii… czyli do Chin no ale niestety zły Pan Kira już tam był i nie ma dla nich mieczy. Wtedy nagle keanu uświadamia sobie że wszystko z dzieciństwa pamięta i wie gdzie można zdobyć Miecze. W lesie Tengu w którym się wychował i nauczył angielskiego! Jak każdy Japończyk. Co do japońskiego. Film w pseudo chińskiej scenografii, z chińskimi rekwizytami, strojami, kolorystyką i nawet alfabetem ma tylko i wyłącznie jedno powiązanie z Japonią. GDY KTOŚ WYMAWIA COŚ STRICTE JAPOŃSKIEGO, jak katana, samuraj, bushido, ako, kura itd… Akcentuje to w prześmieszny amerykański sposób. Brzmi to żenującą gdy mówią płynną angielszczyzną i tylko i wyłącznie pojedyncze słowa zaczynają akcentować jakby byli rdzennymi Japończykami i nie znali angielskiego MASAKRA! Ok. idąc dalej.. las Tengu!
To tutaj pojawiają się bambusy a następnie Tengu. Okazuje się że keanu wszystko wie, wszystko pamięta i jest w zasadzie jednym z nich. Umie czarować i w ogóle robić crazy shit. Np. poruszać się super szybko (zupełnie jak Neo w matrixie. A TO CI DOPIERO, NIE?!). Same tengu nie mają NIC wspólnego z tengu z legend japońskich poza nazwą. NIC KURWA! Wyglądają jak voldemort i zachowują się, mówią i działają jak agens Smith z matrixa. Keanu oczywiście jest tam Total badassem i zdobywa Miecze dla wszystkich!
Dalej planują zasadzkę na Pana Kirę, sami wpadając w zasadzkę i giną wszyscy poza 46+keanu (o to niespodzianka!).
W dniu ślubu kawaii princessu ze złym Kirą napadają jego zamek w tak przekonujący sposób, że na pewno by nikt nie zauważył, tego jak nadchodzą. Potem jest seria bezsensownych scen. Ginie pan pusta-zbroja od wybuchu 100 tys beczek z prochem które były w otwartej małej szopie. Następnie Pan Kira walczy z hersztem samurajów, gdy keanu walczy ze zła wiedźmą o życie swojej ukochanej z która się pojednał przy muzyce z władcy pierścieni i wyznali sobie miłość. Oczywiście wykorzystuje moce z matrixa w migawce scen zabija ją w tym samym momencie co ginie Kira.
Herszt samurajów prezentuje obcięty łeb kiry – co sprawia że natychmiast samurajowie wierni kirze, którzy ślubowali go Bronic i pomścić w razie jego śmierci – poddają się i klęczą przed 47 roninami.
Fuckup rollercoaster nie dojechał jeszcze do stacji! Dalej jest lepiej. Kawaii princessu zostaje panią wszystkich prowincji (nie wiadomo czemu), keanu i roninowie prezentują łeb Kiry Tokugawie. Wiadrogłowy tym razem ma nawet sznurek od wiadra który miał to złote gówno z plastiku trzymać na go głowie w ustach i stara się udawać że jest mu z tym wygodnie. Zacząłem się głośno śmiać, a ktoś wyszedł z sali (tak by the way… z Sali wyszło łącznie 8 osób. Co chwila słyszałem zza siebie albo obok siebie parsknięcia śmiechu i komentarze typu „ja puierdolę”, lub „to się nie dzieje naprawdę!”).
Samurajowie popełniają sepuku ale dopiero po 10 minutowej pogadance keanu z jego ukochaną. sama scena umierającego keanu była żenująca i pokazuje jakim słabym jest on aktorem. Pod koniec filmu miałem ochotę wsiąść w samolot, lecieć do Hollywood i zmusić reżysera do sepuku za tak koszmarny gniot.


Wszystko w tym filmie było złe! WSZYSTKO. Najbardziej bolały mnie te plastikowe zbroje, plastikowe hełmy, plastikowe dekoracje, kurwa mosty zdobione pseudo plastikowym złotem. Jakby w feudalnej Japonii wszędzie było kurwa złoto i czerwone prześcieradła! GNIOT DNO FAIL. Nie miał ot nic wspólnego z Japonią, honorem samurajów, dobrą rozrywką, słabą rozrywką, efekciarskim filmem. To był „Matrix” połączony z „Hero”. Była to rozrywka na poziomie „pamiętników z wakacji”. Tylko że w 3d. Wolałbym maraton „trudne sprawy”, lub maraton „nie do wiary” niż obejrzeć ten syf ponownie.
Zdecydowanie odradzam ten film wszystkim. Fanom Japonii czy nie. Oglądając go będziecie wiedzieli że jest z nim coś nie tak. A niedociągnięcia i malowane plastiki są niewybaczalne w filmie o takim budżecie!
 
Dzięki, mrrru, choć czytanie tego tekstu było sporym wyzwaniem ;D Nie, żebym się czepiała (oczywiście, że się czepiam), ale już by to mogło być mniej chaotyczne, bo sam wydźwięk recki jak najbardziej ok ;p
@Włooczykij, oczywiście, że mam świadomość, iż to był amerykański film o Japonii, ale bez przesady... Wspomniany "Ostatni samuraj" był o wiele lepszy, choćby wizualnie (acz głębia też niespecjalna w sumie, no i nie lubię Cruise'a), że o "Wyznaniach gejszy" nie wspomnę - tak, hamerykańko, tak, książka wyśmiana przez tru gejszaz, ale to było, cholera, ładne i ciekawe.
"47 roninów" nie było ani ładnych, ani ciekawych, a w dodatku mało japońskich. A mogło być fajnie.
 
Dzięki, mrrru, choć czytanie tego tekstu było sporym wyzwaniem ;D Nie, żebym się czepiała (oczywiście, że się czepiam), ale już by to mogło być mniej chaotyczne, bo sam wydźwięk recki jak najbardziej ok ;p
Na fejsa to wrzucił wburzon będąc, poza tym nigdy go o talenty literackie nie posądzałem ;)
 
Biała laska ma grać Azjatkę?
http://hatak.pl/artykuly/margot-robbie-jako-bohaterka-aktorskiego-ghost-in-the-shell
Ogólnie to jestem daleki od hejtu na pomysł kręcenia takiego filmu, nawet dialogi po angielsku by mi tutaj pasowały mimo iż akcja rozgrywa się w japońskim mieście. Ale biała aktorka? Nie.

A ja powiem, że akurat fakt iż aktorka jest rasy białej, a nie Azjatką akurat mi praktycznie w ogóle nie wadzi. Czemu? Otóż większość anime (z dawnych lat tak na oko 90%) postaci miało sylwetki i twarze charakterystyczne dla... białych ludzi, a nie Azjatów (pomijam oczywiście stylizację oczu i proporcji ciała). Problem może być w zbytnim "zamerykanizowaniu" i spłyceniu (co pospolity zjadacz popcornu nie zadławił się jakąś filozofią czy aspektami "cybergizacji" ).
Dodatkowym gwoździem do trumny projektu będzie niemal pewne PG-13. I nie mam tutaj na myśli "nagiej" Major (bo to pewnie pokażą - wiadomo cycki dobre, krew zła), ale wymianę ognia oraz walkę bez posoki (o ile gorsza byłaby otwierająca scena anime bez eksplodujących pocisków :devil: ).

Jednak projekt zapewne spotka los filmowej Akiry, czego mu z głębi serca życzę.
 
@IwaN

O ile to, jak "kreska" wpisuje się w konkretny fenotyp, to kwestia interpretacji, tak imiona nie pozostawiają pola do spekulacji. Zwyczajnie dziwnie będzie mi się oglądać GITS'a bez Motoko, Batou, Aramaki'ego itp.

Paradoksalnie nie widzę problemów z wizualiami na poziomie PG13. Przemocy w oryginalnej animacji było niewiele, a fakt, że większość bohaterów to cyborgi sprawia, że z niszczeniem ciał nie powinno być problemu, bo są sztuczne. Najbardziej obawiam się tego, w/w spłycenia. Coś czuje, że zamiast refleksyjnej i metaforycznej historii kobiety, która przeżywa kryzys egzystencjalny, dostaniemy taniego i szybkiego akcyjniaka w klimatach cyberpunkowych.

Nie zmienia to faktu, że projektowi kibicuje. Zawsze jest szansa na dobre SF.
 
Za to w mandze był lesbijski seks w wirutalu i Bato przeżywający przypadkiem kobiecy orgazm ;) Aczkolwiek i bez takich elementów, poważniejszy w swym tonie film Oshiiego nie był przeznaczony dla dzieciaków.
 
Za to w mandze był lesbijski seks w wirutalu i Bato przeżywający przypadkiem kobiecy orgazm ;) Aczkolwiek i bez takich elementów, poważniejszy w swym tonie film Oshiiego nie był przeznaczony dla dzieciaków.

Zdecydowanie, wątpię by ten przysłowiowy 13 latek zrozumiał coś z oryginalnego GITS'a. Jest to jeden z tych filmów, które można oglądać wielokrotnie i za każdym razem wyłapać coś nowego. BTW, uważam, że wybór (jeśli się potwierdzi) Margot Robbie jest całkiem interesujący. Kolejna ważna sprawa, to fakt, że nie podano kogo miałaby Margot zagrać, więc wcale nie jest powiedziane, że będzie to Major (mogłaby się wcielić choćby we Władcę Marionetek :p). Osobiście w roli Kusanagi widziałbym jednak azjatycką aktorkę np. Rinko Kikuchi.
 
Top Bottom