Ecstasy said:
Zaiste utwór dobry ale niestety daleko mu do tego
dovahkiin.
A nie zgodzę się. Pomijając to, że oba utwory są w innych klimatach i mają oddawać zupełnie inny nastrój, przywołany przez Ciebie „The Song of the Dragonborn” jest według mnie znacznie gorszy. A to z takiego powodu, że po prostu brzmi bardzo oklepanie – miała być bohaterska, wielka pieśń na cześć dovahkiina, no to jest, z wykorzystaniem wszystkich elementów do tego niezbędnych. Odtwórcza, napompowana jakimś takim sztucznym patosem (jak ostatnie Transformery)… Taki trochę pop muzyki klasycznej, pisany, żeby było monumentalnie i tak, jak się publika przyzwyczaiła, a nie, żeby oddać, przekazać jakieś emocje. Elaine Ettariel, jak to napisał Gombrowicz w „Dziennikach” (łał, szpan oczytaniem) „nie klęka przed sztuką”, bo sztuka nie ma być taka a taka jak Bozia czy krytycy kazali, tylko ma służyć nam jako źródło przekazu, zabawą formą jak nam się tylko podoba. I to moim zdaniem udaje się Panu Marcinowi Przybyłowiczowi – to pieśń która wyraża, a nie odtwarza.