Muzyka bez granic, czyli wszystko, czego słuchasz

+
Moja ulubiona to zdecydowanie "Within the realm of a dying sun".
Ciarki na plecach i innych częściach ciała są u mnie stałym elementem podczas słuchania tego albumu. I to jest właśnie ta część sztuki DCD, która jakoś nie dostała się do Dionysusa. Chociaż przyznam, że po kolejnych przesłuchaniach już nieco pozytywniej odbieram ten album. Posłużę się tekstem z jednej z recenzji, która dobrze oddaje moje zastrzeżenia.
Dionysus to mimo wszystko płyta udana, kolejna cząstka dalekich światów zaklęta w muzykę i podarowana słuchaczom w prezencie. Serce mówi, że to znakomity album, rozum dostrzega mankamenty. Z całą pewnością nie ma na najnowszym krążku Dead Can Dance momentów słabych. Zdarzają się na tym albumie chwile uniesienia – chciałoby się tylko, aby było ich ciut więcej.
 
Nigdy nie byłem olbrzymim fanem Judas Priest, jednak po przesłuchaniu ich najnowszego albumu (no, trochę się spóźniłem :D) muszę przyznać że pomimo lat nadal są świetni. (W przeciwieństwie do wielu, niegdyś wielkich, zespołów metalowych)
 
Nie zamierzam przerzucać się na artifact'a, uniwersum dot'y mnie nie pociąga, ale jedno muszę przyznać... gra ma genialny, wyjątkowy soundtrack! ^^
Aha, znacie coś w podobnym klimacie? Byłbym wdzięczny! :D
 
Last edited:
To jest właściwie muzyka filmowa, więc w obrębie tego typu wydawnictw by się należało rozglądać. Ale może album Spiritchaser od Dead Can Dance ci się spodoba? Ma w sobie podobne mantrowe utwory w orientalnych klimatach.
 
Dysonans poznawczy na skutek całkowitego niedostosowania głosu do teledysku. Ale mniejsza.
Może Bokka ci się spodoba. To taki nieco bardziej ambitny altpop, z tym że śpiewa po angielsku. A poza tym Lao Che bardzo wartościowy i świetnie grający zespół.
 
Wszystko znam dzięki Kwiat jabłoni ze wszech miar zasługują na promocję uwielbiam artystów pracujących z tekstem. Nie to, co te współczesne pop-gwiazdeczki: "A tekst napisałam sama" i jak się czasem tego posłucha to niestety słychać.
 
Fary Away w wykonaniu Jose Gonzalesa z części pierwszej RDR ma bardzo mocnego konkurenta, zarówno jeżeli chodzi o sam utwór w kontekście opowiadanej w grze historii, jak i sam moment, w którym się podkład muzyczny pojawia.
Jeżeli ktoś ma zamiar grać w Red Dead Redemption 2, albo gra, ale daleko mu do ostatniego aktu, niech odpuści sobie słuchanie, żeby sobie nie psuć przyjemności z pierwszego odsłuchu.

Pozostałych ostrzegam - są ciary.

 
Top Bottom