Taki niewielki quest poboczny w polnocnym Watson, na pewno kojarzycie. Maelstrom uprowadza dwoch buddyjskich mnichow i na sile laduje w nich cyberware. Jeden z tych mnichow, juz dosc paskudnie nawszczepiany, prosi nas o ocalenie brata, ale takze prosi, aby owo ocalenie nie odbylo sie "za cene ludzkiego zycia". Postanowilem tym razem wreszcie spelnic druga czesc tej prosby (do tej pory to olewalem) i zamiast moim zwyczajem kazdemu maelstromowcowi zaimplementowac domozgowa wkladke cal 45, wszystkich ogluszylem. Jednak ocalony mnich nadal zachowuje sie tak, jakbym ich pozabijal - jest chamski, opryskliwy i bynajmniej nie jest wdzieczny. Troche to dziwne. Potwierdza sie stara maksyma - no good deed goes unpunished.
Last edited: