Swieci i Samuraje - glupia sprawa.

+
Taki niewielki quest poboczny w polnocnym Watson, na pewno kojarzycie. Maelstrom uprowadza dwoch buddyjskich mnichow i na sile laduje w nich cyberware. Jeden z tych mnichow, juz dosc paskudnie nawszczepiany, prosi nas o ocalenie brata, ale takze prosi, aby owo ocalenie nie odbylo sie "za cene ludzkiego zycia". Postanowilem tym razem wreszcie spelnic druga czesc tej prosby (do tej pory to olewalem) i zamiast moim zwyczajem kazdemu maelstromowcowi zaimplementowac domozgowa wkladke cal 45, wszystkich ogluszylem. Jednak ocalony mnich nadal zachowuje sie tak, jakbym ich pozabijal - jest chamski, opryskliwy i bynajmniej nie jest wdzieczny. Troche to dziwne. Potwierdza sie stara maksyma - no good deed goes unpunished.
 
Last edited:
Jesteś pewien, że żaden z Maelstromowców przypadkiem nie zginął (chociażby upadając)? Wykonałem niedawno to zadanie ogłuszając wszystkich gangsterów i mnich był wdzięczny za to, że nikogo nie zabiłem, co prowadziło potem do fajnej dyskusji, gdy spotykamy go ponownie w Westbrook.
 
Jesteś pewien, że żaden z Maelstromowców przypadkiem nie zginął (chociażby upadając)? Wykonałem niedawno to zadanie ogłuszając wszystkich gangsterów i mnich był wdzięczny za to, że nikogo nie zabiłem, co prowadziło potem do fajnej dyskusji, gdy spotykamy go ponownie w Westbrook.
Cholera, nie jestem. Jak wspomnialem - tylko ich wycialem, nie sprawdzalem potem ich stanu i nie dobijalem. No coz, mnisi beda na mnie wieszac psy podczas kolejnego spotkania w Westbrook, przyzwyczailem sie :p
 
Robiłem dopiero co tego questa i skorzystałem z ogłuszenia przez uchwyt od tyłu i poprawnie nikt nie zginął, a mnich był potem bardzo wdzięczny.
 
Top Bottom