...Niekończąca się opowieść...

+
...Niekończąca się opowieść...

hey ludzie, wreszcie odważyłem napisać się opowieść, nie jest tak dobra jak Opowiadania sapka, ale myśle że jak na pierwszy raz nie jest tak źle :p ...Było ciemno, byli gdzieś w jakiejś ciemnej uliczce, ciemna postać ze szramą na policzku usiadła obok niego...Bolało...Rana była wielka, przebito go na wylot...- Popatrz na mnie - Powiedział dziwny osobnik - Mów!!! Dlaczego to zrobiłeś?! - ryknął i uderzył pięścią w kolano, po czym zaryczał bo kolano miało rane, uleczoną ale ból został.Pięść była spalona, czarna i śmierdziała rybami...- Nie chcesz mówić, co? Nie to nie - Postać wstała, rozwiązała go i zrobiła coś czego się nie spodziewał... * Ze snu wyrwało go stukanie, ktoś chciał sie włamać do domu pomyślał Ghert śęgając po broń - bronią był miecz,zwykły stalowy miecz jak na pierwszy rzut oka. Miecz był obłożony runami i zaklęty, to był podarunek od jego przyjaciela, maga Tern'a.Znaczy miecz nie był zupełnie zaklęty, zaklęte były runy, tak żeby się nikt nie zorientował że są, chociaż wprawny mag przejży iluzje a taki przygłupawy strażnik nie wiedział nawet co to jest iluzja, Ghert chciał w ten sposób ukryć to,że jest w wspópracy z magiem, otóż magów w tamtych czasach lubiano jak wampiry wyższe czy Ghul, wcale...A czemu to nie lubiano tych słodkich stworków, było ich tak mało że jeden Ghul lub Wąpierz na cały kontynent to było dużo - Ghert podszedłostrożnie, otwierając drzwi i cofając sie gwałtownie, miecz trzymał w prawej ręce a drugą ręką rzucił zaklęcie- Areanis Vi'rea Sun's! - co znaczyło w wolnym tłumczeniu, w języku Villenów: Niechaj stanie światło! Przyzwał światło bo było ciemno i oślepiło by na chwile wrogaale wróga nie było, był tylko Tern, cały się trząsł, miał rane na policzku. Obaj milczeli.- Co ci się stało? Skąd ta rana - powiedział po chwili Ghert - Gonili cię?- Tak... Skąd wiesz?! Ty... Czy im powiedziałeś?!- Nie!!! - Krzyknął Ghert zdenerwowany nagłą wizytą przyjaciela - Przecież ja też bym wpadł, jak śliwka w kompot.- No tak, przepraszam... - Czarodziej wstał i zaklnął, z kolana wystawała mu strzała, cała czerwona, dosłownie.- Ku**a mać!!! Trafili mnie, cholerne zaklęcie tarczy, i co z tego że to tylko pierwszy krąg?! To ma bronić!!!- Uspokój się, Tern, powiedz proszę, kto Cię gonił i skąd ta rana?- No tak, Villeni mi to zrobili, na policzku i nodze, poczekaj mam czar, ale wystarczy tylko na noge.- Vialeamanteaeran, no teraz dobrze, a polliczek sie zrośnie, a co się stało że mnie gonili? magowie zostali zgładzeni, Daniel Rozvill z Darfii, Mona Fillanova z Menervii,Cast Orfoord vin Ceallin z Minni, Mnie też próbowali i... i... - Mag nie mogł nic powiedzieć. Strzała którą dostał była robiona specialnie na zamowienie Villenowskiego zabójcy... Tern się wykrwawił, zaklęcie podziałało dopiero po 5 min... * Bylo ciemno, sługusy maga byli wyraźnie czymś podnieceni, czekali na coś, ponadto doszedł jeden nowy strażnik do ochrony, dziwny strażnik, z dziwnym mieczem, Daniel się nie przejmował był spokojny, zawsze był spokojny, nawet teraz, kiedy wiedział że coś zagraża jego życiu. Był spokojny. Mag podszedł do stoliku, popatrzył, i wymamrotał coś pod nosem, do pokoju weszła jego żona, kochana, piękna Mona, podeszła do niego i powiedziała że wie już o co chodzi, że Cast Orfoord vin Ceallin z Minni powiedział jej o jego romansie ze zwykłą służką, ale on się tym nie przejmował, mruczał zaklęcie dalej... Zaklęcie... Pomyślała Filla, taki miała przydomek i przezwisko, ale wolała jak się do niej mówi po imieniu. Ciekawe jakie...- O jasna cholera... - wymamrotała kiedy Daniel przestał się palić. Spojrzała na niego. On żył. Cierpiał strasznie, ale tak trzeba było, bo jakby żona go dorwała byłoby gorzej, w sumie to połowa magów spaliła sie lub poturbowała śmiertelnie - uciekając przed zazdrosną żoną...- Pomocy!! Ludzie! pomóżcie mi z ni... - Przerwałą kiedy zobaczyła że z jej brzucha wystaje miecz, długi z runami, ale ktoś wyraźnie chciał żeby tych run nie było widać, chwile później poczuła ten miecz. Hmm... Widać że robota Villenów. Czarodziejka odwróciła się, popatrzyła na zabójce, była wyraźnie zdumiona, bo zobaczyła... Śmierć, w ludzkiej skórze. * Tern leżał na łóżku, cały blady, ale żył, Ghert mu coś podał, jakiś eliksir.- Wiesz co? - Powiedział po chwili namysłu mag - Śniłeś mi się, widziałem jak zabiłeś Monę, tym swojm Villenowskim mieczem...- Chyba w to nie wierzysz?! - Ghert był jakby zaniepokojony, wiedział że magowie mają sny prorocze, ale to już się działo, Mona nie żyła, więc może się nie domy... Ghert przerwał rozmyślanie kiedy Tern zaczął krzyczeć i płakać.- Aaa!!! Boli - Wykrzyczał Czarodziej - Co ty mi robisz, auauaua... - Tern odpłynął... * Coś się zaraz stanie, pomyślał Wielki Mistrz i wypowiedział zaklęcie tarczy, zaklęcie które tylko jemu wychodziło- Virford Arumur - Wypowiedział. Nie, nie wypowiedział, wykrzyczał. Z rąk buchnął płomień i tarcza przeszyła całe ciało, ale nic się nie stało, nikogo nie było, oprócz czarnego kotka, z wielkimi oczami. Kot podszedł bliżej, bliżej, jeszcze bliżej, aż w końcu usiadł przy magu. Mag ten, to był Vilomon Vix, mistrz magii, wyczuł więc szybko że kot to zaklęty człowiek, ale było za późno, kot zamienił się w... Śmierć w ludzkiej skórze... Wyjął miecz zza pleców. Dobra, Villenowska robota, pomyślał Mistrz, ale poco zakrywać iluzjiąte runy, przecież wprawny magik odrazu...- Walcz, Mistrzu - Powiedziała "Śmierć". - Ty... dlaczego ty, dlaczego nie jakiśzwykły wojownik tylko...- Paladyn?! - prawie wykrzyczała Śmierć, odwróciła się, Mag na nią popatrzył od boku i zaklnął, bo rzeczywiście wyglądała jak śmierć.- Zaiherii - Krzyknął, tylko on znał ofensywne czary ze wszystkich paladynów, a z jego ręki wystrzelił promień którym związał Czarodzieja, a Mag o dziwo nie stawiał oporu, dał się zabić... * Tern się obudził, był zmęczony, Ghert stał do niego profilem.- Wyglądasz zupełnie jak śmierć - Powiedział Mag i zemdlał, bo popatrzył na ręke, całą spaloną...- Niee! Nie znowu, cholera! Znowu bedzie paplał zaklęcia, tylko teraz się spali cały!!! Obudził się.- Śniło mi się że mordujesz magów, ale to było kiedyś, znaczy ktoś ich kiedyśzamordował, a my mamy sny tylko prorocze - powiedział Mag a Ghert odetchnął z wyraźną ulgą. * Mineło kilka dni zanim czarodziej sie zorientował o co w tym chodzi. Poszedł do Ghert'a, może mi wyjaśni wszystko.Paladyna nie było w domu. Ghert był w garażu, mag zwasze sięzastanawiał poco mu ten garaż, bo nigdy nie mógł do niego wejść.Wszedł. W garażu były trzy ciała, jedno spalone a dwa pozostałe pocięte, w tymjedno z pociętych się świeciło, była to pozostalośćpo zaklęciu związania, Mag wszedł dalej a Ghert sie skapł i uciekł, uciekał przez miasto, a Tern za nim, ze spaloą ręką wyglądałjakby jakiś zbój w sukience. Gonił go dalej. Na ich drodze stanął koń który wiózł ryby, Tern w niego wpadł, teraz kiedy rozdarł sukienke (Szate maga, jak kto woli) wyglądał, jak Ghert... Dogonił go, związał zaklęciem. było ciemno, byli w ciemnej uliczce...[patrz - początek]
 
Okej no to może w punktach:1.Co to są Villeni?2.Gdzieniegdzie brakuje spacji.3.Skąd garaż w wiedźminlandii?Nie lepij dajmy na to-szopa?4.Całe opowiadanie trzyma się kupy jak rusztowanie z wykałaczek.
 
Top Bottom