Night City [otwarte całą dobę]

+
No i to jest właśnie problem, bo te 2-3 tygodnie kucia oznaczają, że sesja jest bardzo ciężkim przeżyciem... w końcu jest zapierdziel. Na moim wydziale w przypadku niektórych przedmiotów nawet ta metoda się nie sprawdza - osobiście nie znam osoby, która nauczyłaby się prawa cywilnego w 2 tygodnie... Czasem i znacznie dłuższa nauka może nie wystarczyć, jeżeli egzamin/wykładowca jest "specyficzny" - gdy 80-90% studentów oblewa egzamin z Kodeksu prawa administracyjnego, to coś jest nie tak.

Bad news? Mam KPA w tym roku :(:(:(
 
Lwia część studentów opierdziela się przez cały semestr i tylko przez te 2-3 tyg. musi się przyłożyć do nauki/pisania ściąg/błagania o zaliczenia/udawania, że się uczy

Święta prawda, tycząca się nie tylko do sesji, ale i najtradycyjniejszych klasówek :)

Nie za bardzo śpieszno mi do roboty, więc przecież muszę coś robić.

U mnie sytuacja przedstawia się na odwrót. Nie było możliwości by widzieć siebie przy stosach książek, i marnować czas na przyswajanie wiedzy, której większość i tak się zapomni o_O
 
Powiedzcie mi, bo prawdę mówiąc nie będę mieć do czynienia z sesją - jest trudna? Wiem że wymagająca, trzeba przyswoić od groma materiału, ale.. jak sytuacja wygląda w praktyce?

Zależy.

Są egzaminy i egzaminy - jedne trudne, wymagającego kilkudniowego kucia, inne łatwe - np. takie, na których prowadzący pozwala mieć notatki albo co roku są podobne pytania. Wiele zależy od samego egzaminatora: nawet z najłatwiejszego przedmiotu może być fatalny egzamin (np z ujemnymi punktami za każdą pomyłkę). Studenci na ogól najbardziej cenią łatwe egzaminy - ja lubię też te, w których wszystko jest w moich rękach: wiem, że prowadzący wymaga, ale równocześnie jest też uczciwy i nie ma zamiaru ulać cię za byle co.

Wniosek po 4 latach studiów: odpadają niemal tylko i wyłącznie ludzie, którym totalnie się nie chce*. Zwyczajnie w świecie nie umieją powiedzieć sobie: "siadam na dupie i się uczę".

*Oczywiście są też sytuacje losowe, ale to nie o to tutaj chodzi.
 
Yngh, rozumiem, że studiujesz prawo, tak? Tak więc sorry gregory, wiedziałeś na co się porywasz, idąc na taki kierunek (przynajmniej powinieneś).
Co do 'specyficznych' wykładowców, to bardzo dobrze Cię rozumiem. Na pierwszym roku miałam semestr łaciny. Podkreślam - semestr. Kobieta wymagała od nas, abyśmy przez 4 miesiące nauczyli się tego języka i opanowali w takim stopniu, który pozwoliłby nam na przetłumaczenie 5 stron A4 na zaliczeniu w ciągu 1,5 h. Jak łatwo się domyślić mało kto temu podołał. Jakieś 80% jej studentów miało warunek z tego przedmiotu, ja również. Ponoć niektórzy dalej się męczą z zaliczeniem (jesteśmy na 3cim roku).

Comeda, widzę, że ze Szczecina jesteś. W końcu ktoś z moich rejonów :D
 
LOL, Yngh, studiujesz prawo? No proszę...
A co, masz z tym kierunkiem jakieś doświadczenia? ;)

Yngh, rozumiem, że studiujesz prawo, tak? Tak więc sorry gregory, wiedziałeś na co się porywasz, idąc na taki kierunek (przynajmniej powinieneś).
Przecież nie mówię, że nie. Moje narzekania mają akurat związek z tymi specyficznymi wykładowcami (chociaż w niektórych przypadkach to są całe katedry :p), co zazwyczaj przekłada się na specyfikę egzaminu, niestety.

Co do 'specyficznych' wykładowców, to bardzo dobrze Cię rozumiem. Na pierwszym roku miałam semestr łaciny. Podkreślam - semestr. Kobieta wymagała od nas, abyśmy przez 4 miesiące nauczyli się tego języka i opanowali w takim stopniu, który pozwoliłby nam na przetłumaczeniu 5 stron A4 na zaliczenie w ciągu 1,5 h. Jak łatwo się domyślić mało kto temu podołał. Jakieś 80% jej studentów miało warunek z tego przedmiotu, ja również. Ponoć niektórzy dalej się męczą z zaliczeniem (jesteśmy na 3cim roku).
A wiesz, co jest najlepsze? Że zakres materiału z niektórych (chociaż nie wszystkich) przedmiotów-kos wcale nie jest AŻ TAK duży, a przynajmniej nie jest nie do ogarnięcia. Uwalić masę studentów można chociażby przez sam sposób formułowania pytań i odpowiedzi...

Są egzaminy i egzaminy - jedne trudne, wymagającego kilkudniowego kucia, inne łatwe - np. takie, na których prowadzący pozwala mieć notatki albo co roku są podobne pytania.
Wow, nigdy nie trafiłem na przedmiot, na którym można było mieć notatki. Na niektórych można mieć kodeks, ale wtedy sama materia jest na tyle trudna, że jest to dość ograniczona pomoc (co nie znaczy, że chciałbym zdawać bez kodeksu ;)).

Generalnie Twoja klasyfikacja jest poprawna także w przypadku mojego wydziału, ale z pewnymi modyfikacjami:
1. Są przedmioty, które wymagają kilku lub kilkunastodniowego kucia.
2. Są "michałki", które można zdać po 1 dniu intensywnej nauki, a w 2-3 dni można zarobić na 4-5.
3. Są przedmioty, do których uczysz się przez cały rok albo przez pół roku, i nadal możesz ich nie zdać :D. W niektórych przypadkach to wręcz niechlubna tradycja, chociaż oczywiście obiektywnie patrząc wszystko jest do zdania (w końcu ludzie to robią), mimo iż czasem trudno skończyć na jednym podejściu.
 
Comeda, widzę, że ze Szczecina jesteś. W końcu ktoś z moich rejonów :D

Tak tak, aktualnie mieszkam w Szczecinie, choć trochę daleko od centrum :) można się kiedyś umówić na spotkanie ^ ^"
Co do tematu sesji i studiów, raczej nie będę się dalej wypowiadać - nie mam o tym wystarczającej wiedzy, jestem po zawodówce ^ ^


Tak w ogóle... to dużo ludzi jak na tą porę. o_O

Edit: Mam jeszcze małe pytanie: Jak się dodaje główny obrazek?
 
@Yngh

Owszem, mam całą kolekcję doświadczeń z prawem: komis z powodu próby kontaktu (innej osoby ze mną) na egzaminie, postrzał długopisem, zdawanie ekonomii do 3:00 nad ranem, zdawanie doktryn 6 razy (Pand dr lubił pytać i nie stawiał drugiej 2) etc. Najwyraźniej mam dobre geny, bo jeszcze nie wyłysiałem i nie posiwiałem...
 
jestem po zawodówce ^ ^
Patrząc na kierunki, które ludzie czasem wybierają (czyt. maszynki do produkowania bezrobotnych), powiem Ci, że w wielu przypadkach to jest niegłupia opcja... Nie wiem, czemu tyle osób się pcha na studia wiedząc, że to bezsensowne. Podejście "byle coś studiować" jest wg mnie dość destruktywne.

Owszem, mam całą kolekcję doświadczeń z prawem: komis z powodu próby kontaktu (innej osoby ze mną) na egzaminie, postrzał długopisem, zdawanie ekonomii do 3:00 nad ranem, zdawanie doktryn 6 razy (Pand dr lubił pytać i nie stawiał drugiej 2) etc. Najwyraźniej mam dobre geny, bo jeszcze nie wyłysiałem i nie posiwiałem...
Doktryny zdawałeś 6 razy? O_____O Przecież można wykitować, chociaż w tym wypadku nie z powodu trudności egzaminu (przynajmniej u mnie), ale z powodu "fascynującej" tematyki przedmiotu.

A gdzie studiujesz/studiowałeś?
 
Tak, z najbardziej niepotrzebnymi przedmiotami męczyłem się najdłużej. Prawo cywilne zdałem za pierwszym razem, Zobowiązania za drugim, itd., a przedmioty typu Doktryny czy Ekonomia okazały się koszmarem ze względu na wspomnianych wyżej specyficznych wykładów. Niemniej miło wspominam to poczucie braterstwa, kiedy razem z innymi spoconymi studentami czekałem po 5h na egzamin (bo kolejka była dłuuuuuuuga). Z samego egzaminu też pamiętam różne gagi:

Studentka: Panie dr, mogę zadać pytanie?
Dr X: Proszę.
Studentka: <Zadaje pytanie>
Dr X: <Cisza>
Studentka: <Pytające spojrzenie>
Dr X: Powiedziałem, że może mi pani zadać pytanie, a nie że na nie odpowiem. Do widzenia.

HOHOHOHEHEHEHAHAHA... Śmieszne.
 
Prawo cywilne zdałem za pierwszym razem, Zobowiązania za drugim, itd
Ach, byłbym zapomniał. Od pewnego czasu na UJ-cie "całe" prawo cywilne (tj. zobowiązania, rzeczówka, spadki) zdaje się w jednym roku, bo nie ma podziału na części :D. Chociaż pochwalę się, że cywila też zdałem za pierwszym razem i to nie na 3 *proud*.

a przedmioty typu Doktryny czy Ekonomia okazały się koszmarem ze względu na wspomnianych wyżej specyficznych wykładów.
No to współczuję, ale przynajmniej widać, że "specyficzni wykładowcy" zdarzają się wszędzie, heh.
 
LoneRunner, co jak co, ale takie zachowanie wykładowców to już jest małe sk^@#$%^&stwo.

Patrząc z mojej perspektywy: kobiety na Politechnikach to temat rzeka. Legend, kawałów i opowiastek jest mnóstwo - sam mogę potwierdzić jedynie historię osoby, która na jednym z egzaminów za bycie kobietą została ulana na 1 terminie. Dla równowagi - ta sama osoba z tego samego powodu zaliczyła jedne z laborek na 5 jako jedyna osoba w grupie.
 
LoneRunner, co jak co, ale takie zachowanie wykładowców to już jest małe sk^@#$%^&stwo.
Można się przyzwyczaić, jak do wszystkiego.

ktp wlodzimierz said:
sam mogę potwierdzić jedynie historię osoby, która na jednym z egzaminów za bycie kobietą została ulana na 1 terminie. Dla równowagi - ta sama osoba z tego samego powodu zaliczyła jedne z laborek na 5 jako jedyna osoba w grupie.
A to ciekawe, nie wiedziałem, że na polibudach kobiety mają takie szczególne traktowanie. Kiedyś tylko z rozbawieniem patrzyłem, jak z politechniki wychodziły grupki ludzi i na 20 facetów przypadała 1 dziewczyna.:p

Ja za to znam sytuację geja, który miał komisa z cywila z powodu bycia gejem. Cóż, na egzaminatora nie ma de facto żadnej siły.

/
'Branoc.
 
Co tam, misie-pysie? Jak nastroje przed sesją?;) Zostało jeszcze coś niezbędnego, co jest duuuużo pilniejsze niż nauka?:p
 
AAAAAAAAAChętnie zamienię katar i kaszel na jedną sesję z dowolnego przedmiotu humanistycznego, tylko poważne oferty!
 
@Und
Humanistycznego to może nie, ale jak przygarniesz egzamin z logiki albo napiszesz za mnie kompilator, to mogę i grypę przyjąć:p

@Crystal
Ja jestem niestety kulturowo przymuszony do niekorzystania z takich wymówek;) Ale potwierdzam ważność;)
 
Co tam, misie-pysie? Jak nastroje przed sesją?;)
A co to takiego?? Żartowałam i dobry wieczór. Ponieważ dobry będzie on napewno. W końcu jutro piatek :)
Można spokojnie odpalać maszynę i zasiadać do grania. Albo snuć posępne plany na weekend. Lub też szukać w markecie łopaty, żeby odkopać auto. Jak kto lubi :)
 
Top Bottom