Pograłem troszkę w Jedi Survivor na konsoli PS5 - mam do tej gry bardzo ambiwalentny stosunek.
Czasami gra mi się bardzo przyjemnie, czasami klnę pod nosem i się na nią obrażam.
Chociaż generalnie nie jestem fanem miksu soulslike'a i metroidvanii w tym konkretnym tytule, to zrealizowany jest on relatywnie dobrze, przynajmniej pod kątem założeń. Eksploracja sprawia mi dużo więcej frajdy, niż w klasycznych open worldach i chętnie wracam do "starych" miejscówek po odblokowaniu nowych umiejętności otwierających kolejne, wcześniej niedostępne skróty i przejścia.
Tym samym jednak całość jest niepotrzebnie wydłużona bardziej otwartą strukturą i cały tytuł na tym traci względem pierwszej części. Mapa jest jeszcze mniej czytelna i bezużyteczna, a chociaż droga do większości znajdziek i tak jest często korytarzowym, zręcznościowym spacerem, to otwarte połacie terenu między nimi potrafią tylko wprowadzić gracza w konfuzję przy próbach nawigacji.
Przez cały czas trwania rozgrywki walczy się też z nieprecyzyjnym sterowaniem i animacjami - doświadcza się tego zarówno w trakcie potyczek, jak i eksploracji. Nie zliczę ile razy nie siadła mi kontra przez przyspieszoną/spowolnioną animację telegrafującą nadchodzący atak, ile razy Kal obrócił się w złym kierunku biegnąc po ścianie, ile razy nie złapał się krawędzi, mimo że dosłownie się od niej odbił, ile razy dotknął liny, takiej wiszącej luzem i takiej na tyrolce, a mimo to nie złapał się jej, ile razy skoczył na wystającą rurę, rynnę, element rusztowania, na którym powinien bez trudu wylądować, a zamiast tego spadł sobie w przepaść.
Mam wrażenie, że postać sterowana przez gracza funkcjonuje sobie w tym świecie niezależnie od niego i sama kapryśnie decyduje, kiedy ma zareagować na elementy otoczenia zgodnie z ich przeznaczeniem - co wyjątkowo potrafi mnie odrzucić od całego doświadczenia na tyle mocno, że nie ruszam gry przez kilka dni.
Nie mam problemu, kiedy wyzwanie sprawiają mi moje własne ograniczenia - ale wściekam się, kiedy ewidentnie robię coś dobrze, a gra po prostu złośliwie nie działa jak należy.
Mówię o tym niejako przy okazji, bo to nie moje mieszane odczucia zainspirowały mnie do tego wpisu.
Inspiracji dostarczył mi tutaj stan techniczny gry. Myślę, że tu ten apel niekoniecznie jest potrzebny - większość użytkowników Forum to rozsądni ludzie - więc w sumie mówię to trochę dla siebie.
Głosujcie portfelem.
Jedi Survivor kosztuje obecnie 240 zł na konsoli, na której gram. To wciąż nie jest mała kwota. Premierowa cena była, standardowo, ponad 100 zł wyższa, a gra wtedy nie była "zasilona" patchami, które w sumie rozmiarem przekroczyły jej oryginalną wielkość (na dzień dobry po "nakarmieniu" konsoli fizycznym nośnikiem dostałem info o aktualizacji ważącej... 140 GB). A i tak na chwile obecną działanie gry znacznie odbiega od standardu tytułu wartego pełną cenę. Gra wciąż w losowych miejscach crashuje (dołóżcie do tego soulslike'ową metodę zapisu gry, wspaniała sprawa, polecam), nieznośnie gubi klatki przez źle zaimplementowaną i kompletnie tutaj niepotrzebną technologię RT, z niewiadomych przyczyn obecną także w trybie wydajności, a także raczy gracza różnorakimi błędami, których jedynym rozwiązaniem jest ponowne wczytanie gry (ponownie - dołóżcie do tego soulslike'ową metodę zapisu, cudo).
Nie, żeby JS był tutaj jakimś wyjątkiem. W ostatnich latach jesteśmy zalewani grami w wersji beta - mam wrażenie, że przed Cyberpunkiem to były odosobnione przypadki, jak No Man's Sky, czy Arkham Knight, ale od niefortunnej premiery gry REDów wydawcy jakby wyciągnęli wnioski, że stan techniczny =/= zmniejszony zarobek. Tym ważniejsze jest moim zdaniem minimum zainteresowania, co się kupuje i w jakim jest to faktycznie stanie. I nie składanie pre-orderów.
Dziękuję za słuchanie mojego Ted Talka.