Kilka wrażeń na szybko.
Ciężko się wstrzelić w grę, jeżeli dawno temu grało się w jedynkę, albo w ogóle się z nią nie obcowało. Deadfire jest pełne nawiązań do bardzo bogatego i przemyślanego lore i do tej dziesiątej, przegranej godziny czasami naprawdę ciężko ogarnąć, kto jest kim - pod kątem rasy, klasy, frakcji, wierzeń i filozofii. Da się tą barierę jednak przeskoczyć, trochę jak z książką w autorskim, nieopisanym uniwersum - im dalej w las, tym mimowolnie więcej rozumiemy. A jak już zrozumiemy, to jest miodnie.
Udźwiękowienie robi robotę, głosy postaci (szczególnie towarzyszy) bardzo wspomagają wyobraźnię i wzbogacają interakcje z niezależnymi jednostkami. Czasem NPC zlecający jedną, małą, poboczną misję staje się pełnokrwistą postacią, bo jest po prostu dobrze zagrany. Plus milion do klimatu - szczególnie wziąwszy pod uwagę, że czuje się wielokulturowość archipelagu. Prawie wszystkie nacje mają swoje akcenty i językowe wtrącenia, które z czasem jesteśmy w stanie rozpoznawać bez podpowiedzi.
Eksploracja połączona z mikrozarządzaniem statkiem i załogą też wzbogaca rozgrywkę - musimy się upewniać, że mamy odpowiednią ilość jedzenia i napitku w ładowni, stale rozporządzać racjami, dbać o zasób narzędzi i medykamentów, a nawet pamiętać o czasowym zwalnianiu rannych członków załogi ze służby. Ciągłe pilnowanie porządku na statku sprawia, że nawet te zwerbowane na szybko postaci, z którymi nie da się wchodzić w interakcję poza losowymi w czasie podróży sytuacjami stają się faktycznie członkami załogi, których znamy, szkolimy i zaprawiamy w boju.
Piracka otoczka, ilość i jakość questów, dialogi, muzyka, multiklasowość - Deadfire jest w każdym aspekcie ulepszeniem swojego pierwowzoru - za wcześnie jeszcze, by wydać osąd czy stanie na podium obok obecnego króla izometrycznych erpegów - Divinity 2 - ale zdecydowanie jest na dobrej drodze. Póki co gra mi się super.