Zacząłem drugi dodatek do Assassin's Creed Origins i jestem pod wielkim wrażeniem. Nie jest to może żadna rewolucja w kwestii rozgrywki czy opowiadania historii, ale ilość treści, którą oferuje potrafi przytłoczyć. Trzeba tu też zaznaczyć, że jest to treść stojąca na znacznie wyższym poziomie niż w poprzednim rozszerzeniu, póki co jakość zbliżona do podstawki. Nowa, złożona z kilku regionów lokacja, wciągająca historia, rozbudowane i powiązane z głównym wątkiem misje poboczne, a jakby tego było mało to dostajemy jeszcze dostęp do zaświatów, które są praktycznie drugą grą. Każda taka lokacja w zaświatach jest wielkości jednego regionu z głównej mapy i oferuje mniej więcej to samo co podstawowa gra - posterunki, skarby, wieże, a także zadania poboczne. Co więcej, zaświaty różnią się między sobą klimatem i realiami. Raz mamy przyjemne, słoneczne miasto, innym razem bezkresne pustynie smagane burzami piaskowymi. Całość budzi u mnie mocne skojarzenia z Gwiezdnymi Wrotami (filmem, nie którymkolwiek z seriali).
Tak się powinno robić dodatki do gier. Miło widzieć, że sukces Dzikiego Gonu i jego rozszerzeń wpłynął chociaż częściowo na innych przedstawicieli branży, bo inspiracje widać gołym okiem zarówno pod względem mechaniki i projektu jak i modelu biznesowego. Wystarczy przypomnieć sobie poprzednie dodatki do gier z serii Assassin's Creed będące w najlepszym razie pakietami kilku misji wystarczających na parę godzin zabawy, a teraz dostaliśmy DLC, które swoją wielkością przebija niektóre z poprzednich odsłon cyklu.