Nie będę się przemęczał i bluzgał na Rysia po raz wtóry, więc tylko wkleję posta, którego wysłałem wczoraj na sapkowski.plWłaśnie wróciłem z kina. Powiem jedno, po seansie nabrałem ochoty na morderstwo, najlepiej dokonane na panu Stanisławie Tymie (nie będę podawał konkretnych scen, bo spoilerować nie chcę). Może źle podchodzę do "Rysia", patrząc na niego poprzez pryzmat "Misia", a i po części "Rozmów kontrolowanych", ale mnie się film nie podobał. Był zrobiony w stylu setek innych polskich marnych komedyjek, co tylko potwierdza stwierdzenie, że nasz naród nie powinien się zabierać za robienie filmów z tego gatunku. Owszem było kilka dosyć zabawnych momentów, przy których uśmiechnąłem się, a raz się nawet zaśmiałem, jednak zginęły one w natłoku niewybrednych żartów, w większości bezsensownych. Część fabularna zrobiona została beznadziejnie i w pewnym momencie widz nie ma bladego pojęcia co, jak i dlaczego. Strasznie raziło mnie odejście od tego, jak wyglądała fabuła w "Misiu", tu pojawiło się coś w stylu "Kariery Nikosia Dyzmy" i właśnie z tym "Ryś" kojarzył się najbardziej. Ja drugi raz tego oglądać nie chcę. Film trwał prawie dwie i pół godziny, a ja do domu wróciłem z potwornym bólem głowy. Kto chce niech idzie, chociażby tylko po to żeby się na własne oczy przekonać czy miałem rację, czy nie.