Forumowa filmówka

+
Przedwczoraj zmarł Angelo Badalamenti, autor niezrównanej muzyki do niezliczonych filmów, w tym dzieł Davida Lyncha oraz "Miasta Zaginionych Dzieci" Jeuneta i Cairo, oraz serialu Twin Peaks.
 
Przedwczoraj zmarł Angelo Badalamenti, autor niezrównanej muzyki do niezliczonych filmów, w tym dzieł Davida Lyncha oraz "Miasta Zaginionych Dzieci" Jeuneta i Cairo, oraz serialu Twin Peaks.
Szkoda, ścieżka dźwiękowa do Twin Peaks to jedna z moich ulubionych, a to przecież ma już tak wiele lat.
Do dzisiaj jednak lubię sobie czasem posłuchać, szczególnie kawałka Laury Palmer. Niestety latka lecą i wiele osób, które kształtowały w jakimś stopniu moją muzyczną młodość już odchodzi
 
Obejrzałem na Netflixsie "6 Underground" - taki dobrze zrobiony wysoko budżetowy akcyjniak bez refleksji większej. Natomiast akcja i stylistyka w neo-modernistycznej rezydencji na dachu wieżowca jakoś mi się z CP kojarzyła. Na jachcie myk z mega-magnesem z chęcią bym zobaczył w CP2077 :D

ps. "Miasto zaginionych dzieci" - jeden z moich ulubionych filmów.
pps. muzyka z Twin Peaks na tyle mi się wryła w mózg, że jak wchodzę do tartaku i widzę działające piły to od razu mi ta muza w głowie rozbrzmiewa.
 
Może nie film . Ale w temacie . Jak usłyszałem , że Michael Mann pisze książkę , która jest w świecie '' Gorączki,, . E pomyślałem , że to będzie odcinanie kuponów itd. Skończyłem czytać przed chwilą i powiem jedno : Książka to jest petarda jak film Gorączka ! Akcja się dzieje przed wydarzeniami z filmu i po wydarzeniach z filmu. Mógł bym takich 10 książek przeczytać . Szkoda , że Mann nie wpadł na to aby dopisać tak historię z ''Heat ,, 20 lat temu . Mógła by być dobra kontynuacja filmowa. Aktorzy już po prostu są wiekowi...
 
Z tego co wiem, Mann chce i planuje nakręcenie tego w formie filmu, ale tak jak mówisz, casting może być problemem. Pacino i De Niro są za starzy, a dobranie nowych aktorów będzie trudne, przy nieuniknionych porównaniach do takich legend.
 
Z tego co wiem, Mann chce i planuje nakręcenie tego w formie filmu, ale tak jak mówisz, casting może być problemem. Pacino i De Niro są za starzy, a dobranie nowych aktorów będzie trudne, przy nieuniknionych porównaniach do takich legend.
Nie tylko oni . Val Kilmer wygląda gorzej niż John Voight grający Neta . A ma w książce spory wątek ... Nie widzę tego w technologii Irlandczyka. To komicznie wygląda .
 
Od jakiegoś czasu poważniej zainteresowałem się klasyką europejskiego kina, przede wszystkim gatunkowego, a więc tego mniej stawianego na piedestałach, często w swoich czasach pogardzanego przez krytyków. Chodzi mi o horrory, thrillery, kryminały głównie włoskie. W związku z tym mam do polecenia dwa portale.

Pierwszy to pulpzine.pl - internetowy "zin" własnie o takim kinie z całego świata. Polecam szczególnie wyliczanki spod znaku "mon amour", np. te dotyczące giallo, horroru gotyckiego, okultystycznego, kina noir i neo-noir.

Drugi natomiast, to stosunkowo nowa pozycja na polskim rynku streamingowym - flixclassic.pl. Za stosunkowo niski abonament można w dobrej jakości i polskiej wersji językowej (o co w przypadku wielu starych filmów nie jest łatwo) oglądać klasykę kina. Pochodną tego portalu jest też dostępny na Spotify podcast Flixtalk, w którym autorzy ciekawie opowiadają o różnych nurtach lub twórczości konkretnych reżyserów (polecam cykl o Dario Argento, jak również jego filmy, choć raczej te z lat 70-80).
 
Co tu tak cicho moi drodzy? Oscary za nami! Cieszę się sukcesem "Na zachodzie bez zmian" ten film był moim faworytem w obcojęzycznej kategorii(Nie ukrzyżujcie mnie) Za to kompletnie nie rozumiem fenomenu wszystko wszędzie naraz.
 
Oskary mnie od dawna nie interesują, bo to bardziej nagroda popularności niż umiejętności. Żadnego z tegorocznych filmów nie widziałem, może kiedyś nadrobię. Z tego co widziałem, filmweb się oczywiście zesrał, nie wiem w sumie co tym ludziom przeszkadza w "Wszystko wszędzie naraz". Cieszy mnie zwycięstwo Brendana Frasera, choć tam też są głosy, że wygrał tylko dlatego bo grał grubego gościa. Szkoda gadać.
 
Prawdą jest że dla wielu Oscary stanowią dziś raczej wyznacznik tego na które filmy nie chodzić! Ja na przykład preferuję nagrody europejskie.
 
Oskarowy sukces "Everything, Everywhere, All at Once" mnie dziwi, bo raczej nie jest to artystycznie zaangażowany film, ale sam seans oceniam bardzo przyjemnie. Wariacja mocno obecnego w dzisiejszym kinie rozrywkowym (zwłaszcza tym superbohaterskim) wątku multiwersum z pomysłem na siebie i przesłaniem, do tego całość jest autentycznie zabawna i fajnie zagrana. Przypominało mi to trochę klimatem Doktora Who, Holistyczną Agencję Detektywistyczną Dirka Gently'ego, albo Utopię.
No i miło widzieć też przysłowiowe pięć minut i spełniający się amerykański sen Ke Huy Quana, czy docenienie Michelle Yeoh i Jamie Lee Curtis, idzie się wzruszyć patrząc jak odbierają nagrody, bo ewidentnie dla nich dużo znaczą.

Sam dużej wagi do Oskarów nie przywiązuje i dawno temu przestały one w moich oczach świadczyć o jakości nominowanych filmów czy kreacji, ale nie da się ukryć, że dla wielu wciąż jest to jakiś wyznacznik, co wypada obejrzeć.
 
Zostałam perfidnie wyprzedzona przez przedmówcę, bo też chciałam kilka słów o niekwestionowanym zwycięzcy, ale może być i o tegorocznych Oscarach ogólnie.
Też jestem zaskoczona triumfem tak lekkiego kina, kiedy po piętach deptały mu tuzy Hollywood, takie jak Spielberg z bardzo - jak sam twierdzi - ważnym dla niego filmem, albo jak Cameron z Awatarem. Czyżby odwrót od tzw. wielkich nazwisk i ukłon Akademii w kierunku Nowego? Chyba niekoniecznie, skoro uhonorowano wielokrotnie pomijaną Jamie Lee Curtis. Rysuje się jednak jakiś trend odchodzenia od monumentalnych i/lub trudnych tematów na rzecz tytułów lżejszych.
Albo może dopisuję tu bez sensu jakieś teorie, a Akademia poszła za głosem publiczności, tak po prostu?
Odnośnie "Wszystko wszędzie..." najpoważniejszy zarzut, który pada ze strony mniej lub bardziej uznanych krytyków, to ten o "tiktokowość" obrazu, zawrotne tempo przy relatywnie mało skomplikowanej fabule (próżno tu szukać spiętrzonych odniesień i zawikłań rodem z "Incepcji" albo "Teneta"), umowną kreskówkowość i pewną płaskość charakterów (chociaż nikt nie wątpi, że "pani ze skarbówki" w wykonaniu JLC bardziej jeży włos na głowie niż "Halloween", to ja szczerze nie wiem, czy to jest rola godna Oscara). Niemniej jest to kino "jakieś", zaskakujące i unikalne, może zatem holyłud szuka na gwałt tej inności właśnie?
Szaleńcze samoloty - było. Niebieskie ekoludy - było. Wojna - było. Alienacja - było. Nie było dotąd osiołka, ale tu całkiem możliwe, że publika nie jest na to jeszcze gotowa ;)

Z Fraserem nikt, moim zdaniem, nie miał szans, bo to piękny i nader amerykański powrót w trudnej roli i w trudnej tematyce (chociaż nie brakuje zarzutów o to, że głębia filmu jest tylko pozorna). "Pinokia" nie widziałam, ale del Toro to instytucja, konkurencję miał zresztą słabą. 3 z 4 statuetek za aktorstwo dla azjatyckiego obrazu... chyba całokształt tu zagrał, bo nie były to, jak dla mnie, wcielenia wybitne, a "tylko" fajne. Osobiście szkoda mi pięknej roli Any de Armas, ale jest nadzieja, że reżyserzy nie dadzą jej przepaść. Szkoda mi też, że niezwykle klimatyczny "Batman" przepadł w kategoriach technicznych - ale to, tak szczerze, zawsze jest loteria tudzież niezrozumiały dla mnie klucz doboru tak nominowanych, jak zwycięzców.

W ramach sekretnej guilty pleasure obejrzałam sobie wdzianka na czerwonym, pardon, szampańskim dywanie. Szału nie było, nie kupowałabym tego "otkjutur" za żadne pieniądze, więc to nawet dobrze, że akurat żadnych wolnych nie mam.
Btw. mignął mi gdzieś króciutki wywiad z Hugh Grantem lansowany na skandalik, bo wg wielu odbiorców aktor obraził dziennikarkę olewczym podejściem do zadawanych pytań o to, komu kibicuje na tym rozdaniu ("nikomu specjalnemu"), gdzie kupił garnitur ("u krawca"), a jak się nazywa ("jakiś mój krawiec") - wg mnie jednak pan Grant wykazał się nadludzką cierpliwością i szczerą niechęcią do udawania, a w jednej sprawie w sumie się z panią zgodzili: że to jedno wielkie targowisko próżności. No ba.
Nam pozostają filmy i ja się czuję wygrana.
 
Co tu tak cicho moi drodzy? Oscary za nami! Cieszę się sukcesem "Na zachodzie bez zmian" ten film był moim faworytem w obcojęzycznej kategorii(Nie ukrzyżujcie mnie) Za to kompletnie nie rozumiem fenomenu wszystko wszędzie naraz.
Zgadzam się z tobą, też nie rozumiem fenomenu tego filmu i że dostał 7 Oskarów we wszystkich najważniejszych kategoriach...
 
"D&D czyli fanserwis celowany" - krótka (trzymajcie kciuki) recenzja z seansu

Miałam okazję obejrzeć sobie D&D: Złodziejski honor - bez hajpu, spiny, presji, tylko tak o, bo mogłam.
Były to bardzo sympatyczne 2 godzinki z hakiem, bo film broni się tempem, fabułą i postaciami, jest całkiem sporo strawnego humoru, niezła gra aktorska i ładnie to wygląda.
Nie odkrywa ten film Ameryki i nie wymyśla koła na nowo, ot, klasyczna historia w świecie Lochów i Smoków, której nie powstydziłby się żaden MG. Całość jest spójna, bez szarżowania i bez specjalnego wysiłku, a nawet jeśli są tu jakieś logiczne luki, to naprawdę nie większe od odwiecznego pytania "No dobrze, to czemu właściwie Frodo nie poleciał z pierścieniem na orle?".

Kilka elementów zasługuje na szczególne brawa:
1. Hugh Grant zdecydowanie dowozi, zaiste druga pierwsza młodość tego aktora i fajnie, że reżyserzy zapraszają go do współpracy; z romantycznego gapcia przeobraził się w cwanego lowelasa i bardzo mu z tym do twarzy. Jak wino!
2. Wątek - w tym od strony wizualnej - Czerwonych Magów osobiście bardzo cenię, bo zawsze miał dla mnie duży potencjał - i tu jest to ciekawie rozwinięte.
3. Karkołomna ucieczka druidki to jedna z lepszych scen, efekty tu naprawdę świetnie zagrały.
4. W cenie biletu oprócz seansu dostałam sentymentalną podróż do okresu, kiedy z wypiekami na twarzy oglądałam, jak ktoś ogrywa dla mnie "Baldur's Gate" (a potem sama sięgnęłam po ten i inne tytuły i na dobre ugruntowałam w sobie sympatię dla gatunku). Ilekroć pojawiały się nawiązania do ikonicznych miejsc lub postaci (Faerune, Waterdeep, Icewind Dale, Elminster), to mój wewnętrzny nerd piszczał z ekscytacji.

Być może tytuł ten powiela sztampę, tego nie wiem. Moja sympatia do gatunku budowana była pecetowymi grami, ale nigdy nie doszłam do etapu namiętnego czytania opowieści spod znaku D&D i nie wciągnęłam się w papierowe erpegi - być może dla tej grupy fanów będzie to film płaski, przewidywalny i mało atrakcyjny. Ja jednak czuję się adresatem "celowanego fanserwisu". Wróciły mi wspomnienia, jak poznawałam to uniwersum w towarzystwie Fronczewskiego, Kownackiej, Opani, wątki liniowej fabuły nieodmiennie się kleiły, półtorak +3 "Zguba pająka" wzbudzał ślinotok, a Boo piszczał posłusznie za każdym kliknięciem (dziś pewnie szybko wbiłabym aczika za sto piśnięć). Kiedy zgadywałam, czy napadną mnie gnolle czy wilki, czy zdążę do Nashkell i czy pokonam po raz drugi w życiu demilisza w kanałach Wrót (udało mi się tylko raz).
Tak sobie myślę, że to film dla ludzi, którzy lubią te piosenki, które już słyszeli. Ale może nie tylko dla nich?
U mnie 7/10.
 
i czy pokonam po raz drugi w życiu demilisza w kanałach Wrót
Aerie z Wekierą Zniszczeń pod kilkoma czarami ochronnymi robi robotę. Jak krytyk wpadnie, to nawet nie zauważysz, że to taki trudny przeciwnik (choć zabić go trzeba dwa razy).
A nie - czekaj, to przecież chyba było w Athkatli w drugiej części... :p Kurcze, pamięć nie domaga, a to znaczy że trzeba sobie Baldurki odświeżyć.

Ale to wiem z całą pewnością - Zguba Pająka była mieczem dwuręcznym, a nie półtorakiem ;) i miał Trak0 +2.
To Zguba Pająka w Baldur's Gate:
1682442745048.png


A to dostępna tylko przez konsolę (lub przy wykorzystaniu któregoś megamoda) Zguba w BG2:
1682442642592.png
 
Last edited:
Ech, wspomnienia. BG2 to najlepsze RPG ever, muszę to obejrzeć jak najszybciej w takim razie.

Lich w piwnicy (Kangaax) to w BG2 w dzielnicy portowej ofc. Ten, co ma pierścień Gaxxa.
 
Zaiste moja pamięć podpowiadała mi, że +3 i że półtorak, a półtoraków legend było bardzo mało.
Możliwe, że był to jednak półtorak +1, +3 przeciwko zmiennokształtnym.

Co do filmu jeszcze, to jeden z bohaterów (niejaki Xar), był na stówę wzorowany na Drizzicie - to dopiero potencjał! Aż szkoda, że nie wykorzystano.

Ad. Deymoss - tak, a pokonałam go dzięki jakimś „walktrough” wygrzebanym w raczkującym u nas podówczas internecie - należało kogoś zaspamować czarami ochronnymi, w tym koniecznie lepszą niewidzialnością, obuć w Gepardy, podlecieć do sarkofagu i strzelić skrytobójczym za plecami z kwantyfikatorem, zanim dziad zdążył rzucić zatrzymanie czasu (bodaj 9. poziom), a potem coś jak bodaj mniejszy sekwestr zaklęć, czym rozwalał mi w swojej turze 5 z 6 osób.
 
Last edited:
Top Bottom