Najtrudniejszy boss / przeciwnik we wszystkich częściach

+
Jak dla mnie to zdecydowanie babcia u Shani, dopóki nie zdobyłem sygnetu Lebiody :).

A na poważnie - autentycznym wyzwaniem są typowo zręcznościowe walki w W2 - Operator w skarbcu Vranów i Draug - zginąłem kilka razy zanim rozpracowałem schemat walki, Kejran też był mocno kłopotliwy. W "trójce" najwięcej problemów miałem chyba z jednym golemem pilnującym skarbu (on poziom 29, Geralt - 33). Poszły wszystkie bomby dwimerytowe, olej a Geralt nafaszerowany eliksirami musiał tylko tańcować i robić uniki. Główne walki fabularne nie były powalające (na najniższym poziomie ;)). Stosunkowo trudny był też Jean Pierre, jak nie chciałem oddać mu kasy w V akcie "jedynki".
 
Last edited:
Dla mnie najtrudniejszym bossem z całej trylogii jest sterowanie w Zabójcach Królów. Jest tak nieintuicyjne, że właśnie przez nie gra kurzy się na półce (fizycznej nad biurkiem i wirtualnej na GoG-u). Mam chęć przypomnieć sobie fabułę, ale odpuszczam najdalej na Arenie samouczka.
 
Ponad 10 lat temu, zaczynając grać w W1, Bestia sprawiała mi problem, dopóki nie rozdałem odpowiednio talentów. Wiadomo, początki są najtrudniejsze. Dużo później dość irytującym problemem był Zeugl na pamiętnym poziomie trudności Wiedźmin, z modyfikacji FCR (kto grał ten wie).
Dla mnie najtrudniejszym bossem z całej trylogii jest sterowanie w Zabójcach Królów. Jest tak nieintuicyjne, że właśnie przez nie gra kurzy się na półce (fizycznej nad biurkiem i wirtualnej na GoG-u). Mam chęć przypomnieć sobie fabułę, ale odpuszczam najdalej na Arenie samouczka.
Coś w tym jest, pomijając cukierkową, wręcz rażącą po oczach grafikę, cały system poruszania się i błędy w walce skutecznie zniechęcają mnie do tej części.
 
Walka w W2 jest uciążliwa, ale to jestem w stanie zrozumieć jako chęć wprowadzenia typowej zręcznościówki do gry fabularnej - mnie najbardziej dobijała nieczytelna mapa i ograniczone możliwości przemieszczania się. W jedynce i trójce w niewielu miejscach droga jest zablokowana, w dwójce - w niewielu miejscach da się poruszać. Dopiero przejście gry za trzecim razem sprawiło mi przyjemność, ale nie darzę tej części sentymentem. Nie wiem jak na konsoli, ale na PC rozgrywka jest bardzo toporna, szczególnie takie dodatki jak siłowanie, rzut sztyletem i gra w kości (po co te elfie esy-floresy?). Poza tym jak dla mnie jedynka ma najlepszy tryb dystrybucji XP. Dwójka nie daje możliwości stworzenia wszechstronnego wojownika, jakim był książkowy Geralt, a w trójce do jak na razie w ogóle nie wiem o co chodzi.

Wracając do tematu. Jak dla mnie, to w jedynce zdecydowanie Kościej. Bestia z aktu I może sprawić kłopot, chyba że mamy trochę szczęścia i uda się ją oszołomić aardem. Walka z ludzkimi bossami (Savolla, Javed, Wielki Mistrz) jest nużąca, bo niespecjalnie szkodzą, ale ciężko ich zarąbać. Przeraza jest silna i wytrzymała, ale jest na nią prosty sposób, golem nie jest trudny, chyba że się ściągnie piorun wewnątrz kręgu ;), przed królową kikimor trzeba tylko umiejętnie wiać, przy Dagonie trzeba się nabiegać i tyle.

W dwójce Operator Vranów a niewiele łatwiejszy jest Draug, w trójce jeszcze nie wiem, bo dopiero rozgrywam SzK i zatłukłem ropuchę.
 
Ciężko byłoby wskazać jednego konkretnego przeciwnika, każda część przynajmniej za pierwszym podejściem miała takiego "prześladowce".

W jedynce grając z FCR każdy przeciwnik stanowił mniejsze bądź większe wyzwanie ale bez wątpienia wampirzyca Lilly napsuła mi trochę krwi, dopiero za którymś kolejnym podejściem udało mi się tak dobrać eliksiry, że nie nadążyła z regeneracją ;) Bestia i Kościej też potrafiły zatrzymać nas przy sobie na dłuższą chwilę.

W dwójce zdecydowanie Letho w elfickich ruinach, z racji małego pomieszczenia pierwsze starcie z nim było wyzwaniem. Zaliczyłem tam chyba największą liczbę zgonów w całej grze :D Walka z Operatorem Vranów była trudna albo łatwa w zależności od obrania ścieżki rozwoju postaci, przy alchemii Operator był martwy po dwóch ciosach :p

Z trójką mam problem bo tutaj hmm grając nawet na ostatnim poziomie trudności nie było jakiegoś wielkiego wyzwania. W Białym Sadzie byle wataha wilków potrafiła nas rozerwać w kilka sekund ale jeśli już zdobyliśmy pierwszy lepszy set to z każdym kolejnym walka stawała się coraz łatwiejsza. Dopiero dodatki podniosły dość wysoko poprzeczkę i tutaj w SzK "Największy lęk Iris" dał mi popalić :D Walcząc ze wszystkimi naraz, nie mając zaklętego młynka, dwa ciosy i Geralt leży. W KiW chyba finałowy boss był tym najmocniejszym.

Wracając jeszcze do wspomnianej kwestii mapy to fakt w W2 była ona kompletnie nieintuicyjna i nieczytelna ale z kolei miała jeden plus, pokazywała rozkład podziemnych lokacji: jaskinie, katakumby itd. czego w W3 z niewiadomych przyczyn zabrakło. Wspomniane ograniczenia też swoje robiły, zawsze śmieszyło mnie w W2 jak byle korzeń drzewa potrafił skutecznie zablokować Geralta :p Sterowanie w W2 też do wybitnych nie należy, ani to pod klawiaturę i myszkę, ani pod pada. W sumie nie wiem z myślą o czym było ono projektowane.... To samo tyczy się ekwipunku.
 
A ja wróciłem do jedynki (sam już nie wiem który raz) i przerośnięty archespor znów mi przypomniał, jakim potrafi być ciężkim przeciwnikiem. Zatłukł mnie, pomimo że mam na sobie wyśmienitą kurtkę, argentię na mieczu i opijam się puszczykiem i jaskółką :).

Trochę mi też szkoda, że tak mało fauny z jedynki znalazło się w dalszych częściach - nie ma graveirów, cmentarów, kikimor, flederów, alpów i trochę innych fajnych stworzeń.
 
Dlatego jedynka w mojej ocenie pozostanie tą najlepszą częścią, wręcz kultową ;) Nie mówię, że dwie kolejne części były złe ale przy jedynce widać, że była ona robiona z pasją. Mimo niewielkiego budżetu upchnęli w tej grze ile się dało ;) Oprócz fauny i flory żałuję również, że w kolejnych częściach zabrakło tych mrocznych krypt z W1 :(
 
Trochę mi też szkoda, że tak mało fauny z jedynki znalazło się w dalszych częściach - nie ma graveirów, cmentarów, kikimor, flederów, alpów i trochę innych fajnych stworzeń.

Graveiry i cmentary to silniejsze odmiany odpowiednio ghuli i alghuli, jest o tym wzmianka w dzienniku. Pozostałe stworzenia występują w Krwi i Winie :) Na dobrą sprawę W3 z dodatkami ma niemalże pełną gamę potworów z W1 i W2, wyłączając bossów.

Najwięcej razy zdecydowanie zginąłem przy Bestii, Letho w ruinach oraz Operatorze. I kilka razy pod hurdycjami w prologu W2 :D O ile teraz Bestię i Letho przechodzę bez problemu, tak z Operatorem wciąż są małe problemy.
 
He, a dziś udało mi się uruchomić golema bez zamawiania burzy u druidów :). Po prostu wbiegłem na bagna podczas ulewy i sprawdziłem czy golem zareaguje na odgromnik. 500 oreniaków do przodu ;). Przy okazji przyplątał się za mną jakiś bloedzuiger, wlazł między pylony i rozciapciał go piorun :D.
 
Hm... trudno ocenić i tak z dziesięciu lat zebrać.
Ale spróbuje.

W1:
- Bestia (z racji, że był to chyba pierwszy z poważniejszych bossów - nasza postać dopiero zaczynała - , a po potyczce walczyłem miałem jeszcze utarczkę z wieśniakami - niby nic w porównaniu z Bestią lecz trochę już wiedźmin nadwyrężony był, a i trzeba było osłaniać Abigail)
- Kościej (dość szybka bestia i nieoczekiwany wróg, wywołujący dość nieprzyjemne efekty przy ataku - jeśli dobrze pamiętam krwawienie)

W2:
- nekkery (z Flotsatn na początku aktu - wyjście do lasu niedoświadczonego wiedźmina, bez srebrnego miecza, który wpadł na zgraję ruchliwych nekkerów bardzo często równała się u mnie ze zgonem)
- upiorna bitwa (zarówno niektóre fragmenty kontrolowania ciał duchów - z ich ograniczonym wachlarzem ruchów - jak i sam finalny pojedynek - chociaż tylko za pierwszym razem)
- Letho (pierwsza walka - mało miejsca i w sumie potyczka z innym wiedźminem)
- Operator (jak wszyscy, to wszyscy - twardy skurczybyk)

W3:
- Gryf (z jednej wysp na Skellige - do dziś drania nie pokonałem)
- Klucznik (z dodatku Serca z kamienia - początkowo dosyć nieprzewidywalny przeciwnik z regeneracją życia i odpornością na większość znaków)
- upiór Olgierda von Everec ("finalny" boss pierwszego dodatku, który przy złym podejściu - obudzeniu kilku jego postaci jednocześnie - mógł napsuć krwi, same zwykłe ataki też miał silne)

To tyle...
 
W3:
- Gryf (z jednej wysp na Skellige - do dziś drania nie pokonałem)
Kojarzę, to chyba archegryf poziom 48, na razie jestem na początku SzK na poziomie 38 i noszę mistrzowskiego wilka, to chyba za mało dla niego. Podejdę później, ale już widzę że dobrze się sprawdzają wybuchowe bełty. W podstawce wyszastałem kasę na mistrzowskie wersje wilka, kota i gryfa i znów trzeba będzie za kontrabandą nurkować żeby zaklinaczowi wyposażyć warsztat :).
BTW, wie ktoś czy Orka ma swój ulepszony/wyśmienity wariant?
 
z Operatorem wciąż są małe problemy.
Może dlatego, że pomieszczenie w którym walczymy z operatorem i jego pupilkami jest zbugowane? Wiem co mówię, padłem tam na Nagłej śmierci...
BTW, wie ktoś czy Orka ma swój ulepszony/wyśmienity wariant?
Tego eliksiru jest tylko jedna wersja.
- Gryf (z jednej wysp na Skellige - do dziś drania nie pokonałem)
Tak, to ten archegryf na jednej z wysepek Skellige. Przy nim jest misja z poszukiwaniami- 48 poziom.
 
Moim skromnym zdaniem, do wyżej wymienionych dodałbym Ofirskiego Maga. Przypadkowym wpadnięciem do jego trąby wodnej napsuł mi najwięcej krwi z wszystkich części :D.
 
Dlatego jedynka w mojej ocenie pozostanie tą najlepszą częścią, wręcz kultową ;) Nie mówię, że dwie kolejne części były złe ale przy jedynce widać, że była ona robiona z pasją. Mimo niewielkiego budżetu upchnęli w tej grze ile się dało ;) Oprócz fauny i flory żałuję również, że w kolejnych częściach zabrakło tych mrocznych krypt z W1 :(
Tak, do jedynki wracam raz na jakiś czas i zawsze z przyjemnością. Po przejściu podstawki trójki uświadomiłem sobie, że w cz. 2 i 3 fabularnie bardzo przytłaczał mnie wiedźmin notorycznie uwikłany w ratowanie świata i wielkie polityczne rozgrywki - strach było podjąć jakąkolwiek decyzję. W pierwszej części jego najważniejszym celem było ratowanie wiedźmińskich tajemnic, misje były związane z nim i jego przyjaciółmi, a wpływ na losy Temerii dał się odczuć dopiero w epilogu, jednak decyzje mieściły się w pewnym kanonie osobowości i mentalności książkowego wiedźmina. W dwójce i trójce męczyło mnie to tkwienie w polityce i strategiczny wpływ Geralta na układ sił w królestwach Północy, a później też na Skellige i w Nilfgaardzie. Z drugiej strony niezwykle ciekawe było to, o losie Ciri zdecydowały drobne decyzje Geralta podejmowane w trakcie gry - w gruncie rzeczy tak wygląda życie. Koniec końców z ulgą wziąłem się za SzK, gdzie Geralt zajmuje się swoimi sprawami.

W2:
- nekkery (z Flotsatn na początku aktu - wyjście do lasu niedoświadczonego wiedźmina, bez srebrnego miecza, który wpadł na zgraję ruchliwych nekkerów bardzo często równała się u mnie ze zgonem)
Tego nie wiem - 2 część zawsze zaczynałem z wyposażeniem z jedynki, dziwiło mnie tylko, że Aerondight okazał się w dwójce słabszy od Księżycowego Ostrza; natomiast bojowa nieporadność Geralta i konieczność uczenia go wszystkiego od nowa doprowadzały mnie do szału.

Może dlatego, że pomieszczenie w którym walczymy z operatorem i jego pupilkami jest zbugowane? Wiem co mówię, padłem tam na Nagłej śmierci...
O, a to ciekawe co piszesz - nie pomyślałem że to mogą być bugi. Dziwiłem się tylko że przeciwnik z pobocznego zadania jest tak absurdalnie trudny.
 
Last edited:
Moim skromnym zdaniem, do wyżej wymienionych dodałbym Ofirskiego Maga. Przypadkowym wpadnięciem do jego trąby wodnej napsuł mi najwięcej krwi z wszystkich części :D.

Ten ofirski mag byłby nawet fajnym mini bossem, gdyby nie pewien szkopuł.
Po pierwsze zbyt często zabijał swoich ludzi (przez co znacząco ułatwiał nam zadanie), a po drugie (przede wszystkim) podczas potyczki (mimo, że zaczynaliśmy będąc "goli" ) mogliśmy ubrać nasz pełny rynsztunek (i to już psuło strasznie zabawę i klimat okropnie ułatwiając to starcie).
 
Mówcie co chcecie - babcia rządzi. JESTEŚ PIJANY, WYNOŚ SIĘ!!!!!!!! :D
jak nie macie na podorędziu sygnetu Lebiody i żoninych łez to często jest zaporą nie do przejścia :).
 
Wybaczcie double-posting, ale póki co bawię się jedynką i w akcie 3 poświęciłem trochę czasu na przypakowanie - ganianie po jaskini, wyspie wywern i siedlisku trupojadów na bagnach i zabijanie alpów w elfich ruinach. Trochę cierpliwości i Geralt skoczył o 3 poziomy w górę, więc teraz przy Dagonie w zasadzie wszystko załatwiłem znakiem igni, bez szczególnego machania mieczem.
Przy tej okazji jednak ponownie zwróciłem uwagę na bardzo źle zbalansowany stosunek trudności przeciwnika do uzyskiwanych punktów xp. Za trudne wywerny królewskie (szczególnie jak dasz się otoczyć) XP jest znacznie mniejsze niż za alpy czy kuroliszki, które bardzo łatwo zabić. Najwięcej punktów, bo ok. 1400 dostaje się za bazyliszka, który nie należy do kłopotliwych przeciwników. Z kolei za skolopendromorfy, które są męczące i upierdliwe XP jest bardzo niskie. Za to wysoko (495) jest punktowany duch kolekcjonera kości, czyli całkiem przeciętny upiór.

Inna sprawa to brak konsekwencji w dostępności broni. Do aktu 3 trzeba się męczyć podstawowym mieczem srebrnym, zanim będzie można wbić runy (ziemia+ogień). Później dostajemy Aerondight, czyli najlepszy miecz, znacznie lepszy niż później dostępne księżycowe ostrze. Nieco lepiej jest z bronią stalową, bo w akcie 2 można zdobyć Harvall. Jednak w akcie 4 można kupić Gvalhir, który jest o niebo lepszy niż D'yabell otrzymany od Velerada w akcie 5 po odczarowaniu strzygi.
Nie popisali się też z Sihillami, których są aż trzy - to też można było zróżnicować w poszczególnych zadaniach.

Te niedociągnięcia nie zmienią jednak faktu, że "jedynkę" lubię najbardziej ze wszystkich Wieśków.
 
@Blasser45 - a próbowałeś grać z modem Full Combat Rebalance? Dla mnie dopiero z tym modem, na jednym z trzech wyższych poziomów trudności, jedynka pokazuje swój prawdziwy potencjał. Bez tego po prostu jest za łatwa i tak jak piszesz, słabo zbalansowana. Polecam bardzo mocno.
 
Dla mnie dopiero z tym modem, na jednym z trzech wyższych poziomów trudności, jedynka pokazuje swój prawdziwy potencjał.
Z tym potencjałem bym nie przesadzał. Przesiadłem się od razu na poziom "Wiedźmin" i to czasami wręcz męczyło. Przykład? Chata karczmarza pod koniec 1 aktu. Wiedźmin czasami nawet nie zdąży wyciągnąć brzeszczota i już leżał na glebie. Gra nie jest wolna od bugów i często się zdarza, że nie ma animacji ataku, a życie ubywa. Zgadzam się z opisem tego poziomu trudności, bo grę trzeba znać doskonale. A, i oczywiście jestem wielkim fanem FCR, czasami idzie się wkurzyć, ale w porównaniu z podstawką jest o wiele lepiej.
 
Top Bottom