Typowa pretekstowa wojenka z Netflixem, który robi swoje głupiutkie Netflixowe rzeczy. Sama bajka nikogo chyba za bardzo nie obchodzi. Współczesne dzieciaki mają zupełnie inne zainteresowania.
A wszechobecne w latach 80 (i później) napakowane męskie buły i kobieta w formie ozdoby leżącej u stóp to nie było forsowanie ideologii, tylko w druga stronę?
Osobiście nie nazywałbym tego ideologią, bo to pojęcie zostało strasznie wyprane ze swojego znaczenia przez głupców, nie ma co się do tego przyczyniać. Tego typu zjawisko to raczej projekcja męskich (głównie) marzeń i w jakimś tam może stopniu wynika z wychowania, ale z drugiej strony popularność 50 Grejów czy innych podobnych marnych pieścideł pozwala przypuszczać, że tego typu fantazje nie są wyłącznie męską domeną. I czy ostatnio w tym samym Netflixie nie pojawił się jakiś polski przebój z gatunku grejowatych nagrodzony Malinami lub innym zaszczytnym pucharem? Nie chce mi się szukać tytułu. Czyli bogu świeczkę, a diabłu ogarek.
Jak dla mnie działania Netflixa to czysta hipokryzja, za którą stoi chęć dotarcia do określonej grupy klientów, nic poza tym. Gdy trzeba, to następuje zwrot przez burtę i rejs pod zupełnie inną banderą. To coś jak te kolorowe flagi poparcia w kołchozach społecznościowych z dumą prezentowane przez wszystkie większe firmy. Ale tylko tam, gdzie wolno. Podejrzewam, że wywoływanie starć na polu społecznym jest tylko formą nagłaśniania istnienia firmy, a nie samego problemu. Znaleźli sobie bęben i w niego walą, a ludzie tańczą. Nic to, że filmy marne, ale ważne, że o nich głośno. Z tego co czytałem, zaliczyli już poważny spadek nowych subskrypcji.
poza przeróbką z utworem „What’s up” autorstwa 4 non Blondes, którą wielbię
Aż spojrzałem, co to. Utwór znam, ale nie sądziłem, że jest aż tak popularny.
Miliard sto dwanaście milionów i sto pięcdziesiąt pięć tysięcy wyświetleń na jednym tylko kanale